Wakacje to zawsze dobry czas na nadrabianie tych książek, które odkładało się na „więcej czasu”, na powrót do klasyki, ale też na szybkie wakacyjne romanse książkowe, spontaniczne i niezaplanowane skoki w bok z książkami znalezionymi w saloniku prasowym, na straganie przy plaży czy księgarni, do której weszło się po coś innego. Nie ma złej ścieżki, które prowadzą do przyjemności leniwego czytania – twierdzi Aneta Jadowska, pisarka znana z powołania do życia Dory Wilk.
Wiadomo jednak, że plecak czy walizka mają ograniczoną pojemność, a więc warto uważnie wybrać lektury, które zabierzemy ze sobą. Aby ułatwić Wam dokonanie wyboru, porozmawialiśmy z różnymi twórcami i zapytaliśmy, jakie książki polecają na wakacje. Stworzyliśmy w ten sposób obszerną listę, na której każdy znajdzie coś dla siebie.
ANETA JADOWSKA
Zacznijmy od książek polecanych przez Anetę Jadowską. To pisarka, która na stałe wpisała Toruń na literacką mapę Polski. Najbardziej znana jest z opowieści o Dorze Wilk, Nikicie i Witkacu, ale sama też napisała powieść idealną na wakacje. To „Trup na plaży i inne sekrety rodzinne”. Łącznie ma na koncie 15 książek, działa w Hardej Hordzie i pochłania książki na tony. Jak mówi, jej wakacyjna lista polecanek nie ma żadnego programu i planu, ponieważ ma eklektyczny gust literacki.
– Łączy te książki tylko jedno – są moim zdaniem ciekawe i dobrze wspominam czas spędzony z nimi – deklaruje Jadowska.
„Post Scriptum” i „Vice Versa” Mileny Wójtowicz (Jaguar, 2018 i 2019)
Nie jedna, a dwie powieści, ale dobra nigdy za wiele. Milena ma fantastyczne poczucie humoru i znakomicie wykorzystuje w swojej prozie nieoczywiste doświadczenia zawodowe. Prekursorka nienormatywnego BHP. Sabina Piechota, krwiożercza strzyga i specjalistka od BHP, Piotruś Strzelecki, coach personalny dla żywych i umarłych, z mroczną tajemnicą tworzą nietypową spółkę świadczącą nie mniej nietypowe usługi społeczności w Brzegu.
Jedno jest pewne, nie grozi nam nuda. Przygody i humor dopisują.
Czytałam „Post Scriptum” w pociągu i śmiałam się na tyle często, że współpasażerka z przedziału prosiła o czytanie jej obszernych fragmentów. Wysiadając niechętnie w Sochaczewie, notowała sobie tytuł i autorkę.
„Oczy uroczne” Marty Kisiel (Uroboros, 2019)
Nie zawsze byłam fanką Marty Kisiel, ale ostatnie książki mnie nawróciły. Czy „Oczy uroczne”, czy może „Toń” rzuciły na mnie urok, nie wiem, ale działa.
Małe miasteczko, nie całkiem zwyczajna lekarka, Oda. Niezwyczajna nie całkiem koza, Bazylek. Mroczny, jak gradowa chmura Roch. Tajemnica, która prosi się o rozwikłanie. Znakomita książka na lato, także dlatego, że opisy śniegu i zimna zastąpią nieźle klimatyzację. Jest w niej coś bardzo swojskiego i przyjaznego, a gdy już myślisz, że wiesz, co jest grane, następuje twist.
Może wzmagać ochotę spożycia placków ziemniaczanych, a w moim przypadku – ochotę na posiadanie kozy.
„Pociąg linii M” Patti Smith (Czarne, 2016)
Tę książkę najlepiej czyta się w podróży. W pociągu, w kawiarni, na ławce przy dworcu. Krótkie eseje, szkice, notatki. Autobiograficzne, wspomnieniowe, czasem bliskie zapiskom z podróży, czy uwagom na marginesach lektur, składają się na obraz ciekawej kobiety, artystki, która filtruje świat przez swoją unikalną wrażliwość, a rzeczy duże i całkiem małe pochłaniają ją w równym stopniu. Kompletnie bez zadęcia. Bardzo uczciwa i prawdziwa książka.
Ciężko mi ująć w kilku słowach jej różnorodność, ale zostawia po sobie ślad.
„Stulecie detektywów” (opcjonalnie „Stulecie chirurgów”) Jürgena Thorwalda (Znak, 2019)
Jedna z moich ulubionych lektur. Mnóstwo faktów z historii kryminalistyki w formie znakomicie przyswajalnej gawędy. Nie tylko dla maniaków, jak ja. Historie przełomowych odkryć, spraw kryminalnych i często zapomnianych już herosów kryminalistyków, detektywów, naukowców. Wiem, wiem, brzmi nieco hermetycznie, ale słowo daję – ta książka nie jest nawet odrobinę hermetyczna i zapewnia mnóstwo rozrywki.
Warto upakować w walizkę ten opasły i pięknie wydany tom, nawet jeśli trzeba będzie odłożyć zapasowy sweter. Bądźmy optymistami – komu sweter na wakacjach? A jeśli jednak pogody nie będzie, tym bardziej przyda się Thorwald.
A jeśli od kryminalistyki wolicie medycynę – „Stulecie chirurgów” jest równie dobre, jeśli nie lepsze. Tylko ostrzegam, obrazowe opisy prekursorskich zabiegów chirurgicznych ciężko zapomnieć.
„Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci” Lindy Polman (Czarne, 2018)
Ta niewielka książeczka wydaje się być, na pierwszy rzut oka, reportażem o kobietach, które wiążą się, z wielu różnych powodów ze skazańcami – i to tymi, którzy nigdy nie opuszczą murów więzienia, co już wydawało mi się interesujące. Ale szybko okazuje się, że autorka sięga dużo głębiej i zmusza do przemyślenia wielu nie zawsze wygodnych tematów. Myślałam, że wiem sporo o amerykańskim systemie sprawiedliwości i o tym, jak wygląda praktyczna strona wyroków śmierci. A potem wpadła mi reportaż Polman i zmusił do rewizji wielu sądów.
Bezpośrednia, powstrzymująca się od moralizowania, czy łatwych ocen, a jednocześnie bardzo osobista książka o obliczu Ameryki dalekim, od amerykańskiego snu.
Kolejna, znakomita pozycja w serii amerykańskiej wydawnictwa Czarnego. Kupuję w ciemno i jeszcze się nie zawiodłam.
MARTA KISIEL
„Oczy uroczne” Marty Kisiel znajdują się na liście polecanek Anety Jadowskiej, a czyją twórczość poleca na wakacje Marta Kisiel? Autorka siedmiu książek zasłynęła „Dożywociem”, przez wiele osób okrzykniętych debiutem roku 2010, niedawno zajęła się też twórczością dla dzieci, wydając „Małe Licho i tajemnicę Niebożątka”. Kiedy nie pisze, tłumaczy literaturę anglojęzyczną. Także członkini Hardej Hordy.
„Silva rerum” Kristiny Sabaliauskaitė (Znak, 2015)
Moje największe literackie odkrycie ostatnich lat. Wciągająca, napisana z imponującym polotem saga Narwojszów, szlacheckiej rodziny o polskich korzeniach na tle siedemnastowiecznego wielokulturowego Wilna oraz Żmudzi. To opowieść iście barokowa nie tylko w warstwie języka, ale też koncepcji, bo tak jak sztuka baroku swobodnie łączy w sobie makabrę i piękno, miłość i śmierć, podszepty instynktu i filozoficzne rozważania.
„Terror” Dana Simmonsa (Vesper, 2015)
Kolejna powieść historyczna, będąca z jednej strony próbą rekonstrukcji tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w 1845 roku podczas ekspedycji Franklina, z drugiej zaś odpowiedzią na pytania, które po dziś dzień zadają sobie historycy. Co zaszło na pokładzie „Terroru” i „Erebusa”? Jaki los spotkał 129 członków załogi, z których żaden nigdy nie wrócił do domu? Arktyka, dwa okręty unieruchomione w lodzie i niewyobrażalna groza czająca się tak w ciemnościach, jak i w ludzkiej duszy. Przerażająca powieść, która przyprawia o zimny dreszcz nawet w tropikalnym upale.
„Zaginione Miasto Boga Małp” Douglasa Prestona (Agora SA, 2018)
Lektura obowiązkowa dla niespełnionych poszukiwaczy zaginionych skarbów i cywilizacji. Autor, zawodowy dziennikarz, który uwieczniał przebieg ekspedycji, opowiada o poszukiwaniach tytułowego miasta w samym sercu honduraskiej dżungli — miasta, rzecz jasna, równie legendarnego, co przeklętego. Jadowite węże, jaguary, ukryte ruiny i drogocenne znaleziska, czyli wszystko to, co Indiana Jones lubi najbardziej (zwłaszcza węże). A do tego nowoczesna technologia w służbie archeologii i wiele cennych spostrzeżeń dla współczesnego człowieka.
„Olga i osty” Agnieszki Hałas (W.A.B., 2016)
Moja ulubiona polska pisarka — autorka świetnego cyklu dark fantasy, czyli „Teatru Węży” — tym razem postanowiła zaprezentować się w zupełnie innych klimatach. „Olga i osty” to misternie skonstruowana opowieść osadzona na styku jawy i snu, rzeczywistości i baśni, opowieść o uwalnianiu się od przeszłości, która nie pozwala patrzeć w przyszłość i więzi człowieka w pułapce bez wyjścia. Pozycja obowiązkowa dla takich jak ja miłośników Hayao Mizayakiego, ale przede wszystkim dla wielbicieli dojrzałych powieści o bolesnym dorastaniu, przypadłości, która wbrew pozorom nie dotyka wyłącznie nastolatek.
„Letnia noc” Dana Simmonsa (Zysk i S‑ka, 2018)
Powieść, która zainspirowała twórców „Stranger Things”, a przy tym doskonały dowód, że Dan Simmons sprawdza się nie tylko jako autor powieści historycznych czy science fiction. Mistrzowskie odwołanie do klasyki horroru — lata sześćdziesiąte, senne amerykańskie miasteczko, grupa dzieciaków kontra zło czające się w ponurym gmachu starej szkoły. Cudowna mieszanka grozy i nostalgii.
Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda jest autorką bestsellerowych powieści kryminalnych, najbardziej znaną z cyklu o psychologu śledczym Hubercie Meyerze (rozpoczętym „Sprawą Niny Frank”) oraz tetralogii „Cztery żywioły Saszy Załuskiej”. Łącznie wydała już 11 książek. W swojej twórczości często sięga po wątki związane ze swoimi białoruskimi korzeniami. Przez 12 lat pracowała jako dziennikarka, dziś prowadzi szkołę kreatywnego pisania. Na wakacje poleca trochę rzeczy niszowych, a trochę klasyki.
„Zbieracze ziół” Anatolija Kima (PIW, 1988)
Każde zdanie to mądrość i piękno. Wiele tu nostalgii, kostycznego humoru, mistyki, śmierci, natury oraz poetyckich elips. Rzecz w mojej opinii wcale nie jest trudna, mimo iż to naprawdę wielka literatura. Zapisana skromnie, momentami lapidarnie.
„Twarze Marilyn Monroe” Sarah Churchwell (Marginesy, 2018)
Nie ma nic bardziej poetyckiego niż śmierć pięknej kobiety. Kiedy boska Marylin zmarła, stała się na wieczność własnością wszystkich. To jest najlepsza analiza tego procesu i tym samym w mojej opinii jedna z wyborniejszych biografii, które kiedykolwiek czytałam.
„Niecierpliwość serca” Stefana Zweiga (Muza, 2002)
Piękna opowieść o tym, jak można pomylić miłość z próżnością. Smakowity język, genialne studium przypadku. Elementy kryminalne dodają smaku tej opowieści.
„Komu bije dzwon” Ernesta Hemingwaya (Muza, 2001)
Tutaj wcale nie idzie o słowa, ani konstrukcję zdań, strukturę czy nerw (bo one są i będą dla wszystkich współczesne). Nie idzie też o męskość tej prozy, czy w ogóle jej płeć. Jest tutaj szczerość wyrazu, prawda o autorze, a między wierszami jego tajemnice. Stanowią one kwintesencję dzieła, które jest zintegrowane z autorem, można go poczuć bardzo blisko, nieomal będąc z nim w tej opowieści. Poza tym jest jeszcze inna rzecz – i to się nie zmieniło przez lata – to chyba najpiękniejsza opowieść o miłości i śmierci. Schowajcie się słynne melodramaty, włącznie z „Anną Kareniną” czy „Przeminęło z wiatrem” (które to powieści szanuję wielce, ale one są dla mnie o czymś zgoła innym), nikt tak zmysłowo, lakonicznie i czule nie pisze o uczuciach z perspektywy mężczyzny.
„Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a (Vesper, 2015)
Powieść nic a nic się nie zestarzała. Każdy autor marzy o tym, by być czytanym przez pokolenia. To taka jest właśnie rzecz: lektura do autobusu, poczekalni czy choćby do zabezpieczenia na rychły leżak. Uczta dla ducha, piękna przygoda, a także masa refleksji o tym, co jest próżnością, marzeniem, spełnieniem i czy są zbrodnie bez kary. O strachu, paranojach i projekcjach, które przecież nieustannie sobie fundujemy – całe szczęście, że nie z takim rozmachem
Adam Przechrzta
Do klasyki w polecankach sięgnął też Adam Przechrzta. Ostatnie lata ten autor spędził nad cyklem „Materia Prima” (na który składają się powieści „Adept”, „Namiestnik” oraz „Cień”) i piątym tomem cyklu o Razumowskim – „Demony zemsty. Abakumow”. Łącznie w jego dorobku znajduje się 13 książek. Pola zainteresowania Przechrzty to m.in. historia, działalność służb specjalnych, walka nożem czy cybernetyka.
„Odyseja” Homera (Czytelnik, 1989)
Pierwszy z tekstów jakie chciałbym polecić, jest nieco kontrowersyjny, większość współczesnych krytyków zaorałaby go równo z poziomem gleby (gdyby tylko mogła). Jego bohater jest piękny, silny, wysportowany i mądry (prawdę mówiąc najmądrzejszy na świecie), wszystkim kobietom, które spotyka na swojej drodze, wystarczy kilku chwil, aby się zakochać, a on przeważnie korzysta bez żenady z ich zauroczenia. Nasz bohater ma co prawda żonę (wierną jak stado małych jamniczków), ale w planie erotycznym niespecjalnie się tym przejmuje. Rzecz jasna napotyka nie tylko piękne kobiety, ale i wrogów, jednak wszyscy oni, nie wyłączając istot nadnaturalnych, przegrywają w starciu z naszym herosem, gdyż jest on niepokonany… Tak, chodzi mi o arcydzieło literatury światowej: „Odyseję”! Koniecznie w tłumaczeniu Parandowskiego, prozą.
„Colas Breugnon” Romaina Rollanda (Prószyński i S‑ka, 2007)
Kolejną książką wartą uwagi jest „Colas Breugnon”. Jej autora nie trzeba przedstawiać. Romain Rolland, bo o nim mowa, znany jest głównie z dwóch rzeczy: bezkrytycznego popierania komunizmu (notabene ustroju z którym na swoje szczęście nigdy bliżej się nie zapoznał) i powieści-rzeki „Jan Krzysztof”, dzięki której otrzymał Wielką Nagrodę Akademii Francuskiej i literacką Nagrodę Nobla. Jednak co ciekawe, współczesna krytyka nie podziela zachwytu poprzedników dla nacechowanego pesymizmem „Jana Krzysztofa”, uznaje wręcz, że jedyną powieścią Rollanda, która przetrwała próbę czasu, jest właśnie „Colas Breugnon”. Mottem tej nacechowanej nieokiełznanym optymizmem i radością życia książki są słowa: „Święty Marcin pije wino, wodę pozostawia młynom”.
Mój mentor i przewodnik po labiryntach nauki, nieżyjący już profesor Marian Eckert mawiał, że jeśli jest bardzo źle, pomaga mu „Colas Breugnon”. Mnie także.
„Zabójca z Tokio” Barry’ego Eislera (Amber, 2007)
W oczach wielu krytyków i czytelników literatura sensacyjna uchodzi za gorszą jakościowo od głównonurtowej. Jest sporo książek, które świadczą o czymś zupełnie przeciwnym, jedną z nich jest „Zabójca z Tokio”. Jej autor Barry Eisler (były pracownik CIA, zdobywca czarnego pasa w judo i laureat prestiżowych nagród Barry Award i The Gumshoe Award), stworzył bardzo ciekawą postać amerykańsko-japońskiego zabójcy Johna Raina. Jeśli chcecie się przejść po mrocznych zaułkach Tokio i salach treningowych czy zanurkować w mętnych wodach japońskiej polityki, zapraszam.
„Papierowy człowiek” Dashiella Hammetta (Świat Książki, 2007)
Dashiell Hammett, twórca czarnego kryminału zanany jest jako autor powieści „Sokół maltański”, jednak ja wolę „Papierowego człowieka”. Skrząca się humorem, nacechowana ciekawymi obserwacjami obyczajowymi, ze znakomicie przedstawioną amerykańską rzeczywistością w tle książka warta jest uwagi. Także dlatego, że stanowi zaprzeczenie pewnej konwencji: mamy tu co prawda grupę rzezimieszków, brutalnych policjantów, zadymione knajpy, a także trupy, jednak detektywowi zupełnie się nie chce rozwiązywać zagadek kryminalnych, jest bowiem zbyt zajęty zarządzaniem majątkiem swojej bogatej żony… Notabene powieść ta prawdopodobnie zainspirowała Raymonda Chandlera do napisania „Poodle Springs”.
„Urodzony uwodziciel” Susan Elizabeth Phillips (Amber, 2007)
A teraz coś dla pań… Literatura kobieca (i nie bez powodu) zbiera razy z prawa i z lewa, wiele pozycji z tej dziedziny to tylko nieudolnie napisane wariacje bajki o Kopciuszku. Jednak nie znaczy to, że nie ma działających w tym obszarze utalentowanych autorek, u których mogłoby się uczyć wielu pisarzy głównego nurtu. Jedną z nich jest Susan Elizabeth Phillips. Jej książka o dość typowym dla gatunku tytule „Urodzony uwodziciel”, stanowi dowód na to, że (dobrze napisane) romanse mogą być ciekawą lekturą, nie ograniczającą się do czułych westchnień, infantylnych wyznań miłosnych i łóżkowych wyczynów bohaterów.
Jacek Komuda
Jacek Komuda napisał nie tylko 24 książki, ale też scenariusze do gry fabularnej „Dzikie Pola” oraz do gier komputerowych, w tym „Wiedźmina”. Chętnie sięga po postać małopolskiego szlachcica-awanturnika Jacka Dydyńskiego, ale nie tylko – w „Czarnej banderze” przedstawił opowieści o piratach, bez słodzenia, do jakiego przyzwyczaił nas Jack Sparrow.
– Na wakacje polecam to, co sam ostatnio czytałem – oznajmił w rozmowie z Niestatystycznym. A są to następujące książki:
„Opowieści z wilczej jamy” Andrzeja Pawlaka (Mirczumet, 2015)
Książka, która mnie zaskoczyła – może dlatego, że czytałem ją w stadninie w Kotowie w Bieszczadach, gdzie byłem na wakacjach razem z końmi. Wspomnienia leśniczego i zawodowego myśliwego, przez całe życie polującego na wilki: opis ich obyczajów, zachowania plus kilka mitów i legend bieszczadzkich to pozycja obowiązkowa dla wszystkich Bieszczadników.
„Biała gorączka” Jacka Hugo-Badera (Czarne, 2019)
Chociaż autor ośmieszył się kilkakrotnie, wikłając w politykę i udając murzyna na Marszu Niepodległości kilka lat temu, ta książka to kawał solidnego reportażu o Rosji, przemierzanej zakupionym w Rosji sowieckim samochodem. Hugo-Bader zagląda na samo dno postsowieckiego piekła czyli współczesnej Rosji, sprawdzając czy jest tam jakaś nadzieja dla przyszłych pokoleń Rosjan.
„Książę Nocy” Marka Nowakowskiego (PIW, 1978)
Największy i najlepszy zbiór opowiadań i miniatur księcia mrocznego świata dawnej Warszawy. Niesamowity klimat, niezwykły obraz przedmieść stolicy z lat 50. i 60. ubiegłego wieku, niezapomniane portrety ludzi marginesu, którym daleko było od aniołów. Meliny, doliniarze, dziwki, knajpy, świat który umarł, już go nie będzie, odszedł razem z autorem.
„Bałachowcy” Stanisława Lisa-Błońskiego (Mireki, 2013)
Wspomnienia polskiego oficera przydzielonego do oddziału przedostatniego zagończyka dawnej Rzeczypospolitej, walczącego w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku – gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza. Człowieka dawnej epoki, oryginała o manierach arystokraty, walczącego z ZSRS o wolną Białoruś, a jednocześnie oficera z fantazją godną XVII-wiecznych kawalerzystów, dowódcy formacji międzynarodowej zbieraniny awanturników: białogwardzistów, kozaków, Ukraińców, Rusinów, Rosjan i Polaków.
„Wernyhora” Stanisława Makowskiego (Czytelnik, 1995)
Stara pozycja, ale ciekawie pokazująca genezę mitu Wernyhory – kozackiego lirnika z końca XVIII wieku, który przepowiedział rozbiory Rzeczypospolitej i jej zmartwychwstanie. Jego proroctwa spisał w XIX wieku Joachim Lelewel, Jan Matejko uwiecznił na obrazie, Juliusz Słowacki w „Śnie srebrnym Salomei”, a Stanisław Wyspiański w „Weselu”. Czy Wernyhora istniał naprawdę? Sprawdźcie sami.
Igor Brejdygant
Igor Brejdygant też postawił na teksty, z którymi sam ostatnio się zapoznał. Z zawodu jest on scenarzystą i reżyserem. Pracował m.in. przy filmie „Vinci” oraz serialu „Belle Epoque”, ostatnio jednak stawia coraz śmielsze kroki w literaturze, a dokładniej – w powieści kryminalnej. Ma już na koncie „Rysę”, „Szadź”, „Paradoks” oraz „Układ”.
„Serotonina” Michela Houellebecqa (W.A.B., 2019)
Michel jak zwykle w formie, czyli w totalnym dole opowiedzianym jednak w tak zabawny i inteligentny sposób, że o upadku zachodniej cywilizacji i człowieka w niej czyta się z prawdziwie perwersyjną przyjemnością. Dla mnie walor dodatkowy polega na tym, że czytając tę książkę, mam poczucie, że nie jestem sam w świecie moich refleksji.
„Bezsenność w czasie karnawału” Janusza Głowackiego (W.A.B., 2018)
Lubię pana Janusza, choć sympatią do jego pisania zapałałem stosunkowo późno. Wcześniej drażniło mnie trochę to, że tak bardzo i tak wprost zajmuje się samym sobą. Polubiłem go przy lekturze książki o Kosińskim, czyli przy „Good night, Dżerzi”, a „Bezsenność…” czytam już z wielką przyjemnością. Żal mi teraz, że tak późno do niego dotarłem.
„Dreamland” Sama Quinonesa (Czarne, 2018)
Niesamowita lektura z gatunku literatury faktu, która zdaje się w pełni potwierdzać diagnozę Houellebecqa. Książka opowiada o tym, jak koncerny farmaceutyczne i idące w ślad za nimi meksykańskie mafie narkotykowe uzależniły ogromną populację Amerykanów od heroiny. Przypowieść trochę o tym jak nadmiar cywilizacyjnego luksusu w połączeniu z zanikaniem etosu pracy, który dla wielu stanowił sens istnienia, doprowadza cywilizację na krawędź katastrofy.
„Bieguni” Olgi Tokarczuk (Wydawnictwo Literackie, 2015)
Lepiej późno niż wcale – powtarzałem sobie, czytając tę wybitną powieść, która zresztą w moim odczuciu bardziej jest zbiorem opowiadań, dopiero w kilka lat po ukazaniu się jej na polskim rynku wydawniczym. Prawdziwa intelektualno-literacka przyjemność czytelnicza. Często z przekąsem opowiadam, że żeby zaistnieć w Polsce, trzeba się do niej dostać via uznanie na świecie, a tymczasem wspaniałą polską powieść przeczytałem dopiero na wieść o jej nominacji do nagrody Bookera. Shame on me!
„Żeby nie było śladów” Cezarego Łazarewicza (Czarne, 2016)
Znów literatura faktu. Pamiętam ten czas. Kiedy go zabijali, Grzegorz Przemyk miał dziewiętnaście lat, ja pewno jakieś dwanaście, ale byłem bardzo politycznie wdrożony przez tatę. Warto, żeby tę książkę przeczytali szczególnie ci, którzy Unię Europejską porównują do Związku Radzieckiego, a nie mają pojęcia o czym mówią, bo albo nie było ich wtedy na świecie, albo mają amnezję.
Wojciech Chmielarz
Powieść „Bieguni” znalazła się na jeszcze jednej wakacyjnej liście – Wojciecha Chmielarza. Autor 10 książek najbardziej znany jest z cyklu o Jakubie Mortce, który rozpoczęła powieść „Podpalacz”, oraz z cyklu gliwickiego, w skład którego wchodzą „Wampir” i „Zombie”. Kiedy nie pisze książek, zajmuje się dziennikarstwem.
„Ścieżki północy” Richarda Flanagana (Wydawnictwo Literackie, 2015)
Jedno z moich największych literackich odkryć ostatnich lat. Wspaniała, przepiękna i smutna książka. Arcydzieło.
„Upiorna opowieść” Petera Strauba (Vesper, 2018)
Klasyczny już amerykański horror. Małe miasteczko, tajemnice, zbrodnia przed lat i upiory. Mocne i z dreszczykiem.
„W pułapce” Magdaleny Stachuli (Znak, 2018)
Domestic noir w polskim wydaniu. Kawał solidnej kryminalnej historii napisanej z kobiecej perspektywy.
„Długie pożegnanie” Raymonda Chandlera (C&T, 2017)
Według mnie, pierwsze kryminalne arcydzieło. Kiedy, jak w nie wakacje, wrócić do klasyki?
„Bieguni” Olgi Tokarczuk (Wydawnictwo Literackie, 2015)
Wiadomo, Booker. Ale ja tę książkę czytałem w wakacje w Chorwacji. I już chyba do końca życia będzie mi się właśnie z wakacjami kojarzyła. Bardzo warto!
Jakub Małecki
Jakub Małecki do sprawy wakacyjnych lektur również podszedł rzeczowo, w krótkich, żołnierskich słowach wskazując, co najlepszego jest w danej powieści. Sam Małecki zaczynał w klimatach fantastyki, by obecnie skupić się na twórczości obyczajowej. Autor „Dżozefa”, „Rdzy”, „Śladów” i siedmiu innych książek, tłumacz literatury angielskiej.
„Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry’ego (Vesper, 2017)
Bo nie ma chyba w literaturze drugiej tak wielkiej i tak porywającej przygody.
„Mag” Johna Fowlesa (Zysk i S‑ka, 2015)
Bo każdy potrzebuje czasami wejść w świat pełen tajemnic i namiętności.
„Ścieżki północy” Richarda Flanagana (Wydawnictwo Literackie, 2015)
Bo to wspaniała, porażająca powieść, o której nigdy nie zapomnicie.
„Kroniki portowe” Annie Proulx (Wydawnictwo Poznańskie, 2018)
Bo towarzyszyć bohaterom tej książki na chłostanym przez wiatr końcu świata to jak otulać się miękkim, ulubionym kocykiem.
„Hyperion” Dana Simmonsa (Mag, 2015)
Bo nie ma piękniejszej i bardziej tajemniczej opowieści o odkrywaniu nowych, dzikich światów.
Jarosław Molenda
Jeśli ktoś naprawdę zna się na podróżowaniu, to właśnie Jarosław Molenda. To nie tylko pisarz, a przede wszystkim podróżnik i publicysta. Dotarł m.in. do ostatniej stolicy Inków, czego owocem była książka „Tupac Amaru II”, odkrył ślady nieznanych ruin prekolumbijskich w Peru. Łącznie opublikował 34 książki, m.in. „Podróżniczki. Dziewczyny które nie znały granic”, „Mumie. Fenomen kultur” czy „Zakazaną historię odkrycia Ameryki”.
„Szachista” Waldemara Łysiaka (Nobilis, 2016)
Zabierałem się za tę książkę chyba ze trzy razy, może dlatego, że było to w moich szczenięcych latach, gdy przechodziłem okres fascynacji fantastyką i historia – nie wiadomo, jak atrakcyjnie podana – nie wzbudzała mojego zainteresowania. Gdy jednak przebrnąłem przez pierwsze trzy rozdziały, skończyłem czytać o czwartej nad ranem. Aż dziw, że nikt nie zrobił z tej opowieści filmu czy serialu.
„Władca pierścieni” J.R.R. Tolkiena (Amber, 2015)
Wspominałem już o moim zauroczeniu fantastyką, choć najpierw była ta SF, potem dopiero fantasy. Trudno mi wybrać tylko jedną książkę, gdy swego czasu pochłaniałem wszystko, a moje życie biegło odliczane nie według kalendarza, a według pojawienia się kolejnego numeru kultowego miesięcznika „Fantastyka”. To tam pierwszy raz przeczytałem równie kultową „Aleję potępienia” Rogera Zelaznego. Jednak ze względu na ponadczasowość wyróżniam cykl Tolkiena, choć pamiętam, że z równie zapartym tchem czytałem historię bohaterów „Diuny” Franka Herberta, a i „nasz” Sapkowski z „Wiedźminem” znajduje się wysoko w mojej hierarchii.
„Mister MacAreck i jego business” Jerzego Edigeya (LTW, 2012)
Ta książka to dla mnie przykład, że Polacy nie gęsi i swoich świetnych autorów też kiedyś… mieli. Niestety poziom dzisiejszego współczesnego kryminału znad Wisły – mnie osobiście – nie zachwyca. Są za to takie perełki, jak „Mister MacAreck i jego business”. Gdyby ta książka kilka dekad temu pojawiła się na Zachodzie, to Jeffrey Archer ze swoim „Co do grosza” mógłby się schować. A tak nawet w naszym kraju mało kto słyszał o cwanym bohaterze tej książki, który potrafi robić interesy z niczego. Polak potrafi.
„Ostatni autobus do Woodstock” Colina Dextera (Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2011)
To pierwsza powieść z cyklu przygód inspektora Morse’a mało w sumie u nas znanego pisarza (co ciekawe – autor powieści kończył Stamford, a jego bohater służy w Oksfordzie…). Od kilku lat na „Ale Kino” prezentowany jest serial o początkach kariery Morse’a „Endeavour”, ale żadna ekranizacja nie zastąpi książki. Warto je przeczytać (choć niecały cykl doczekał się polskiego przekładu) dla klimatu, logicznie poprowadzonych zagadek, a także mnóstwa genialnych detali, których trudno szukać w pierwszym lepszym kryminale. Inspektor Morse to taki „Mentalista” retro.
„Tomek u źródeł Amazonki” Alfreda Szklarskiego (Muza, 2007)
To jeden z ostatnich tomów przygód Tomka Wilmowskiego, choć i pierwszym niczego nie brakuje. Nie wiem, czy to nie ta książka właśnie nie wywarła na mnie, kilkunastolatku, takiego wpływu, że sporo po czterdziestce chciało mi się wciąż włóczyć po Andach i Amazonii w poszukiwaniu zaginionych miast prekolumbijskich. Jestem szczęściarzem, że mogłem te młodzieńcze marzenia i wyobrażenia skonfrontować z rzeczywistością, a takiej okazji nie miał pan Szklarski, który pisał tylko na podstawie cudzych wspomnień i opracowań, nigdy nie odwiedzając tych miejsc, w których szalał jego bohater. Ale czy to ważne? Już Einstein stwierdził, że wyobraźnia jest potężniejsza niż wiedza, a nic tak jej nie pobudza jak książki.
Andrzej Ziemiański
W nietypowy sposób podszedł do tematu letnich lektur Andrzej Ziemiański. To autor 28 książek, znany m.in. z „Toy Wars” czy „Breslau forever”, ale najbardziej chyba z bestsellerowych cykli „Achaja” oraz „Pomnik Cesarzowej Achai”. Jest mocno zainteresowany tematyką militarną.
– Chciałbym polecić książki, które z wakacjami kojarzą się w sposób nieoczywisty. Każdy bowiem może polecić na lato książki lekkie, łatwe i przyjemnie. Wyższa szkoła jazdy to pozycje, przy których znalezienie skojarzeń wakacyjnych zajmie czytelnikowi wiele czasu i może zakończyć się niepowodzeniem! – oznajmił w rozmowie z Niestatystycznym.
„Bataliony karne i oddziały zaporowe Armii Czerwonej” Władimira Dainesa (Bellona, 2015)
To co prawda pozycja bardziej dla historyków, choć okraszona ciekawymi przykładami, które mówią, jak to było naprawdę. Polecam szczególnie tym, którzy nie doceniają wolności wyboru.
„Zapomniany żołnierz” Guya Sajera (Rebis, 2018)
Kolejna rzecz, która nie od razu kojarzy się z wakacjami, to opowieść o ochotniku, który cierpi wszelki niedostatek na wojnie, a opisuje to w sposób tak plastyczny, że czytelnik cierpi razem z nim, boi się, doświadcza okropieństw, bólu, niepewności i głodu. Jeśli nudzicie się na plaży, wystarczy podnieść oczy znad tej książki, a natychmiast docenicie wszystko, co znajduje się wokół.
„Kamienice. Opowieści mieszkańców wrocławskich kamienic” Joanny Mielewczyk (OW, 2018)
I dla odmiany coś mniej mrocznego. Jeśli wybieracie się zwiedzać Wrocław proponuję tę perełkę dziennikarstwa. Absolutny must have dla każdego pisarza, który chciałby umieszczać akcję utworów w tym mieście. A dla turystów niesamowity wgląd niejako od środka w skomplikowane dzieje Wrocławia.
Marta Guzowska
Marta Guzowska z wykształcenia jest archeolożką, co łatwo zauważyć, sięgając po jej powieści. Do tej pory napisała ich osiem. To m.in. „Głowa Niobe”, „Ofiara Polikseny” czy „Ślepy archeolog”. W stronę archeologicznej kariery popchnął ją film „Poszukiwacze zaginionej Arki” – wówczas uznała, że chce być jak Indiana Jones. Możliwe, że jej twórczość zainspiruje kolejnych młodych archeologów… a może po prostu pozwoli komuś odbyć dodatkowe podróże w wyobraźni w czasie wakacyjnych wędrówek. Sama Marta Guzowska zachęca do wypoczynku z następującymi tytułami:
„Hyperion” i „Upadek Hyperiona” Dana Simmonsa (Mag, 2015)
Mam takiego przyjaciela, który przez lata mi powtarzał „przeczytaj «Hyperiona»”. A ja mu na to, też przez lata, że nie jestem wielką wielbicielką science fiction i że niech mi może poleci coś innego. No i tak ostatnio wyszło, że sięgnęłam po dylogię Dana Simmonsa. Och, ileż ja czasu straciłam, opierając się tej lekturze! To arcydzieło: psychologiczne, socjologiczne, literackie. I – jak to z dobrymi powieściami bywa – wcale nie jest o tym, o czym jest pozornie, czyli o wojnie międzygalaktycznej. Jest o tęsknocie i miłości.
„Syn” Philippa Meyera (Czwarta Strona, 2016)
Tę książkę też mi wcisnął znajomy (inny znajomy), ze słowami: to świetny western i saga rodzinna. Tylko tak się składa, że ja nie cierpię westernów i sag rodzinnych. Ale postanowiłam spróbować. I przepadłam. To nadal jest western i saga rodzinna, ale napisana tak brawurowo, że buty spadają.
„Podróże z moją ciotką” Grahama Greene’a (Prószyński i S‑ka, 1994)
Gdybym ze wszystkich książek na świecie miała wskazać tę jedną, jedyną (co byłoby bardzo bolesne i – jak wiedzą wszyscy czytelnicy – w zasadzie niemożliwe), wskazałabym tę. Wszyscy się kiedyś zestarzejemy (to znaczy miejmy nadzieję, że będzie nam to dane), obyśmy starzeli się tak, jak ciotka Augusta. To też powieść o nadziei. Nie wiem, ile razy ją czytałam, ale to nieważne, za każdym razem chwyta mnie za krawat i wciąga między strony. Uwaga: nie oglądajcie filmu na jej podstawie. Jest idiotyczny i w ogóle nie pokazuje, o co w powieści chodzi. Uwielbiam Maggie Smith, która gra Augustę, ale nawet ona nie pomaga.
„Historia Lisey” Stephena Kinga (Prószyński i S‑ka, 2009)
To kolejna książka, która nie jest tym, czym się wydaje. Nie jest to bowiem horror, ani typowa kingowska historia o strachach (chociaż strachy w niej, oczywiście, są). To historia o wieloletniej miłości, trudnej i nietypowej. Tak naprawdę to też pean miłosny Stephena Kinga dla jego żony Tabithy. Monumentalne i wzruszające.
„Inteligencja erotyczna” Ester Perel (Znak, 2008)
A na koniec coś z zupełnie innej beczki. Nowojorska seksuolożka napisała, na podstawie swojej wieloletniej praktyki, książkę o seksie w długotrwałych związkach. (Angielski tytuł „Mating in captivity” czyli w wolnym przekładzie „Seks w niewoli” jest, moim zdaniem, o wiele bardziej elegancki, podobnie angielska okładka, bo polska przedstawia, łopatologicznie, parę w łóżku). Perel w fascynujący sposób pokazuje, co schrzaniliśmy, decydując się na długotrwałe związki, dlaczego te związki w dzisiejszych czasach są takie trudne i czy możliwe jest odzyskanie chociaż odrobiny tego ognia, który zdecydował, że w ogóle zostaliśmy parą. Mądra, błyskotliwa książka, napisana świetnym językiem, nie daje łatwych recept (to nie poradnik!), ale zmusza do myślenia.
Natasza Socha
Natasza Socha to nie tylko pisarka, ale też dziennikarka i felietonistka, a w wolnym czasie – malarka oraz ilustratorka książek dla dzieci. Autorka 26 książek, także dla dzieci – w ramach cyklu „Czarodziejka Zula”. W jej dorobku znajdują się tytuły takie jak „Kobiety ciężkich obyczajów”, „Kogut domowy” czy „Rosół z kury domowej”.
„Jednorożec” Iris Murdoch (Rebis, 1999)
Krytycy uznali tę książkę za gotycką opowieść będącą połączeniem bajki z sensacją. Coś w tym jest. Jednorożcem, dziwadłem, kimś absolutnie odklejonym od świata, jest główna bohaterka Hannah, wokół której wszystko się kręci. Nie wiadomo, kim jest naprawdę. Ofiarą czy raczej wyrachowaną uczestniczką dziwnej, psychologicznej gry. Czarownicą? Absolutne mistrzostwo narracyjne. Zwykłe gesty opisane są tak, że czytasz książkę z zapartym tchem, jakby człowiek płynął, zanurzając się co chwila w genialnych opisach i metaforach. Fascynująca narracja, poetycka, a jednocześnie surowa w opisach.
„Księga snów” Niny George (Wydawnictwo Otwarte, 2017)
Książka zamykająca cykl powieści tej autorki, w których porusza ona temat życia, śmierci i nieskończoności. Piękny język, przeplatające się losy trzech bohaterów, z których jeden leży w śpiączce i unosi się na granicy dwóch światów. Niesamowcie opisany stan zawieszenia między rzeczywistością a czymś nierealnym, trudnym do określenia. I rozsypane obrazki z życia trójki bohaterów, które na nowo próbują sobie ułożyć całość.
„Możliwość wyboru” Aimée Beekman (PIW, 1987)
Nie wiem czy to można jeszcze gdzieś zdobyć – ja znalazłam na półce u mamy, seria KIK, rok wydania 1987. Estońska pisarka, w której języku po prostu się zakochałam. Fascynująca historia o kobiecie, która postanowiła żyć według ogólnie przyjętych norm, gwałcąc je jednocześnie każdego dnia. Rodzina, owszem – ale na jej zasadach. „Łatwo śmiać z innych, dopóki nie uświadomisz sobie, że również i ty miotasz się w sieci takich samych bezsensów”.
„Przygoda fryzjera damskiego” Eduarda Mendozy (Znak Literanova, 2013)
Niemal za każdym rogiem jego powieści czai się zgryźliwość i groteska. „Są kobiety, na których aparycję magiczny wpływ wywiera zmiana stanu cywilnego na lepszy, powodując prawdziwą transfigurację”. Albo: „Po nadejściu lata ruch w zakładzie ożywiał się w popołudnia, gdyż ludzie przychodzili do mnie prosto z pracy, aby usunąć z włosów ropę i meduzy”. Niektórzy mówią o jego twórczości – „literackie chuligaństwo”. Ja to kupuję. To satyra w najlepszym wydaniu, zmuszająca mózg do myślenia, a brzuch do mięśniowych ataków śmiechu. Czyste endorfiny purnonsensu.
„Wszystkie kwiaty Alice Hart” Holly Ringland (Marginesy, 2018)
Książka o poszukiwaniu własnej tożsamości, pełna wszelkich możliwych emocji, z jakich utkane jest życie. Smutna, wesoła, piękna, tragiczna, niezwykle symboliczna. Główna bohaterka niezwykle prawdziwa, pełna sprzeczności, popełniająca błędy, nie potrafiąca podjąć decyzji, błądząca i szukająca odpowiedzi. Plus magiczny język kwiatów.
Katarzyna Puzyńska
Wieś Lipowo nie brzmi jak miejsce, w której chcielibyśmy się udać na wczasy pod gruszą – Katarzyna Puzyńska osadziła tam fabułę 10 powieści kryminalnych. Kiedy nie pisze kryminałów, publikuje książki non-fiction – choć też poświęcone policjantom, a dokładniej temu, jak wygląda ich życie i służba. Ale nawet policjant kiedyś idzie na urlop, a wtedy Katarzyna Puzyńska poleca zabrać ze sobą następujące książki:
„Tajemna historia” Donny Tartt (Znak Literanova, 2017)
Jedna z moich ukochanych książek. Jest tam wszystko – intryga, zbrodnia, napięcie, emocje i, przede wszystkim, fantastycznie zbudowane postaci. Trudno uwierzyć, że to debiut. Do tego cudowny język. Koniecznie trzeba przeczytać!
„Ostatnie życzenie” Andrzeja Sapkowskiego (superNOWA, 2014)
– klasyka polskiej fantastyki, źródło genialnych cytatów i niezapomniana przygoda. Warto sobie odświeżyć historię Geralta z Rivii, zanim Netflix udostępni swój serial.
„Boska proporcja” Piotra Borlika (Prószyński i S‑ka, 2019)
Nowe nazwisko na polskiej scenie kryminału. Warto zwrócić uwagę na ten debiut. Od razu ma się ochotę na więcej. Dobrze, że to pierwsza część trylogii.
„Eva” Arturo Pérez-Reverte’a (Znak, 2019)
Tym razem coś dla wielbicieli powieści szpiegowskich… ale w wersji retro. Weteran hiszpańskiego kryminału w doskonałej formie. Książka spodoba się zarówno tym, którzy interesują się historią Półwyspu Iberyjskiego, jak i fanom Marka Krajewskiego.
„Zupełnie normalna rodzina” M.T. Edvardssona (Znak Literanova, 2019)
Gęsta atmosfera tej historii sprawia, że powieść ciężko odłożyć. Perspektywa każdego kolejnego bohatera sprawia, że okrywamy kolejne elementy układanki, a nic nie jest tym, co się wydawało.
Joanna Ostrowska
Joanna Ostrowska jest przede wszystkim historyczną i publicystką, ale rok temu wydała książkę „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej”. Już wcześniej zajmowała się zarówno zapomnianymi ofiarami nazizmu, jak i zjawiskiem przemocy seksualnej w czasach II wojny światowej. W książkach jej współautorstwa poruszane były też wątki krytyki filmowej. Twórczość Joanny Ostrowskiej dla wielu osób może okazać się zbyt ciężka jak na lekturę na plażę… sprawdźmy natomiast, jakie książki ona sama spakuje do plecaka.
„Niezwykłe okoliczności zniknięcia niejakiego Saida Abu an-Nahsa z rodu Optysymistów” Emila Habibiego (PIW, 1988)
Wakacje to dla mnie czas na przypominanie sobie ulubionych tytułów. Emil Habibi za każdym razem zaskakuje. Mam nadzieję, że ktoś wreszcie wpadnie na pomysł, aby wznowić to arcydzieło palestyńskiej literatury. W końcu minęły już ponad trzy dekady od pierwszego polskiego wydania “przygód” Saida. Autorką przekładu jest Hanna Jankowska.
„Jaremianka Biografia” Agnieszki Daukszy (Znak, 2019)
Najważniejsza książka lata 2019. Wypatruję jej od dawna. Nie mogę się doczekać spotkania z „kobietą awangardą”, szczególnie jeśli autorką tej biografii jest Agnieszka Dauksza.
„Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce” Mordechaj Canina (Nisza, 2018)
Szczególnie teraz warto czytać Canina. “Przez ruiny i zgliszcza” to antidotum na nową politykę historyczną dotyczącą relacji polsko-żydowskich w Polsce wojennej i powojennej. Każdy powinien zmierzyć się z tym tekstem. Przekład: Monika Adamczyk-Garbowska.
„Gay Berlin. Birthplace of a Modern Identity” Roberta Beachy’ego (brak polskiego wydania)
Ta książka ukazała się w 2014. Wracam do niej jak do podręcznika, pisząc moją nową książkę o paragrafie 175. Fascynujący przykład queer-historii pierwszej połowy XX wieku. Mam nadzieję, że kiedyś ukaże się jej polskie tłumaczenie.
„Budząc lwy” Ayelet Gundar-Goshen (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2019)
Na koniec izraelska pisarka / współczesny Izrael / thriller psychologiczny. Jestem już w trakcie czytania! Przekład: Marta Dudzik-Rudkowska.
Max Czornyj
Max Czornyj to kolejny z pisarzy, który w swojej twórczości wykorzystuje doświadczenia związane z zawodem wyuczonym. W jego przypadku chodzi o prawo – Czornyj jest adwokatem, a jako pisarz najbardziej znany jest z cyklu thrillerów o komisarzu Eryku Deryle. Łącznie to autor sześciu powieści. A co sam czyta i co poleca innym?
„Ruchome święto” Ernesta Hemingwaya (Muza, 2000)
W letnie dni regularnie czytuję „Ruchome Święto” Ernesta Hemingwaya. Zapewne dlatego, że wiele scen rozgrywa się tam w zimowym anturażu, a takie klimatyczne przeniesienie się zawsze dobrze mi robi. To jednak przede wszystkim wyjątkowy zapis pewnej epoki i świata, który niestety odszedł już w niepamięć.
„Anna Karenina” Lwa Tołstoja (Znak, 2012)
Z tych samych względów polecam sięgnąć po „Annę Kareninę” Tołstoja. Zdaje się, że czytelnicy często obawiają się klasyki, a przy tej właśnie książce można dostrzec, że tak naprawdę dobra, wybitna literatura nie dewaluuje się z biegiem lat.
„Lampart” Giuseppe Tomasiego di Lampedusy (Muza, 2001)
Trzecia pozycja, którą szczerze polecam, może nie weszła do kanonu klasyki, lecz moim zdaniem z wszech miar na to zasługuje. „Lampart” (a właściwie „Kotowaty”, bo tak powinno brzmieć tłumaczenie włoskiego tytułu) napisany przez ks. Tomassa di Lampedusę to portret ludzi i miejsc w czasach włoskiej rewolucji. Portret bardzo przekonujący i pozwalający spojrzeć na nasze życie z odpowiedniej perspektywy. Wszak „jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko musi się zmienić” – to jeden z moich ulubionych cytatów. Mógłbym jeszcze napomknąć o filozoficznych przypowiastkach Woltera, których krotochwilny charakter doskonale nadaje się na wakacje, ale wypada przenieść się choć na chwilę do współczesności.
„Temat na pierwszą stronę” Umberta Eco c(Noir sur Blanc, 2015)
W ostatnich latach spore wrażenie wywarła na mnie książka, czy też książeczka, Umberta Eco „Temat na pierwszą stronę”. Jest to jedno z ostatnich dzieł tego wielkiego autora i chyba najbardziej cyniczne, a jednak opisuje pasjonującą historię. Wymieniać książki na lato mógłbym chyba zbyt długo…
„Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego (Wydawnictwo Literackie, 2015)
Biorąc pod uwagę, że to czas urlopów, muszę jeszcze tylko wspomnieć o „Rękopisie znalezionym w Saragossie” hrabiego Jana Potockiego. Ze względu na gabaryty, ale też konieczność pewnego skupienia na fabule, dobrze jest po niego sięgnąć właśnie wtedy, gdy dysponujemy sporą ilością wolnego czasu. Wówczas z pewnością dostrzeżemy ukryte walory najdoskonalszej z powieści szkatułkowych. Na zakończenie, dla wszystkich pasjonatów Włoch i osób we Włoszech spędzających wakacje, polecam dzieła Kazimierza Chłędowskiego traktujące kolejno o Rzymie, Sienie, Ferrarze, Neapolu… Znów wymieniać mógłbym zbyt długo. Niemniej serdecznie poddaję je uwadze każdego miłośnika Italii oraz słodkiego życia. Życzę pomyślnego lata i kłaniam się!
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt to tłumacz, redaktor, dziennikarz i wydawca, a także autor 15 książek. Ostatnio szczególnie głośno było o „Szczurach Wrocławia”, ponieważ pisarz uśmiercał w tym cyklu realne postaci – głównie fanów fantastyki, którzy odpowiedzieli pozytywnie na jego apel, czy chcą zginąć w książce. Inne znane tytuły jego autorstwa to „Samotność Anioła Zagłady”, „Toy Land” czy „Apokalipsa według Pana Jana”.
„Ostatni brzeg” Nevila Shute (Bellona, 2004)
Książka, która ocaliła ludzkość przed widmem wojny atomowej. Tak mówią o niej nie tylko krytycy. Ta ponura wizja świata umierającego po globalnym konflikcie naprawdę miała ogromny wpływ na ludzi, i niewykluczone, że możemy cieszyć się życiem tylko dzięki jej powstaniu.
„Fundacja” Isaaca Asimova (Rebis, 2011)
Wizja przyszłości, w której można dostrzec odbicie sytuacji, jaka spotkała nasza cywilizację po upadku Imperium Rzymskiego. Genialnie opowiedziana historia, które pokazuje mechanizmy staczania się w wieki ciemne. Bardzo aktualna, jak się okazuje.
„H.M.S. Ulisses” Alistaira MacLeana (Muza, 2000)
Nietypowa powieść jednego z najbardziej znanych autorów kryminałów. Jest to na poły autobiograficzna i bardzo realistycznie opisana droga brytyjskiego konwoju z czasów drugiej wojny światowej. Obok „Das Boot” – klasyka gatunku.
„Wahadło Foucaulta” Umberta Eco (Noir sur Blanc, 2015)
Książka wielkiego erudyty, który pod pozorem opowieści sensacyjnej potrafi porwać czytelnika tak wieloma dygresjami, że nie sposób zakończyć tej lektury nie będąc przytłoczonym, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
„Ubik” Philipa K. Dicka (Rebis, 2013)
Jedno z najbardziej znanych dzieł mistrza science fiction. Dzisiaj nie jest już może tak pełna zaskoczeń jak kiedyś, ale to nadal powieść, którą Dick zaskarbił sobie moje dozgonne uwielbienie. Oto świat, w którym wszystko może być ułudą i fałszem.
Ewa Karwan-Jastrzębska
Ewa Karwan-Jastrzębska tworzy literaturę dziecięcą i młodzieżową, ale jej polecenia na lato nie ograniczają się do pozycji dla najmłodszych. Pisze też pod pseudonimem powieści dla dorosłych. Wraz z mężem Markiem Karwan-Jastrzębskim napisała bestseller “Kaktus w sercu”, oraz scenariusze do filmu o swoim bohaterze Misiu Fantazym. Ma na koncie kilkadziesiąt książek, w tym „Krowę kolorową”, „Bandę Michałka na wakacjach” czy cykl “Agata z placu Słonecznego”.
„Wiwisekcja” Patricka White’a (Muza, 2010)
Latem wróciłabym do wspomnień i wybrałabym się ponowne na odległy kontynent. Australijski noblista Patrick White kreśli portret artysty malarza. Fenomenem tej prozy jest język opowieści. I to co pomiędzy zdaniami. Są książki, którym opiera się czas. Cały White wart jest lektury. Tu w przekładzie Marii Skibiniewskiej.
„Czik” Wolfganga Herrndorfa (W.A.B., 2013)
„Czik” to podróż ku dorosłości. Okładka jest jak list do przyszłości. Zdjęcie chwili, która odeszła i winylowa płyta pod palcami. Opowiada bowiem historię chłopców wrzuconych w przestrzeń inicjacyjnej podróży, gdzie miłość splata się z męską przyjaźnią, a sensualność zdarzeń z ich poetyckością. I wiadomo, że wszystko odejdzie. To jedna z najgenialniejszych współczesnych opowieści o dojrzewaniu. Przekład – Agnieszka Kowaluk.
„Zbyt głośna samotność” Bohumila Hrabala (Świat Literacki, 2002)
Ma ponad czterdzieści lat i tę samą siłę rażenia. Niewielka książeczka Hrabala kryje postaci skarby, bo jak inaczej określić bohatera, który żyje wśród sprasowanych liter, a unoszące się w powietrzu drobinki kurzu znaczą drogę ku nieskończoności. Nostalgiczna, piękna opowieść. Przekład – Piotr Godlewski.
„Serce” Radki Franczak (Marginesy, 2016)
Rzadko się zdarza taki debiut. Nominowana do nagrody „Nike” powieść autorki zachwyca wrażliwością i oryginalnością stylu. Połączenie onirycznych fotografii z narracją wpisującą się w nurt najlepszych powieści drogi sprawia, że książkę zapamiętuje się „na zawsze”.
„Podróż ludzi Księgi” Olgi Tokarczuk (Wydawnictwo Literackie, 2019)
Debiut tak cenionej pisarki jest zapowiedzią jej wielkości. Cenię tę opowieść za to, że zdradza morze talentu, ale też za świeżość poszukiwań, które zawsze towarzyszą autorowi u początków drogi. Bohaterowie niczym figury komedii dell’arte budują na naszych oczach świat, w którym każdy jest kosmosem. Ten kosmos odnajdziemy w późniejszych powieściach pisarki.
Remigiusz Mróz
Skoro książki na lato, to muszą być odpowiednie do wachlowania i na tyle wciągające, by nie myśleć o tym, jaki upał wokół – oznajmił Remigiusz Mróz. – W dodatku powinny chyba rzucać nieco fabularnego cienia, żebyśmy mieli w czym się schronić. Co zatem polecam? Parę tytułów. Niektóre nowsze, inne nie. Przy wszystkich strony przewracały się tak szybko, że nie potrzebowałem wiatraczka.
Remigiusz Mróz pisze jak maszyna, produkując kolejne bestsellery. Łącznie wydał ich już 35, w tym trzy pod pseudonimem Ove Løgmansbø, czym wywołał skandal, bo podawał się za autora o korzeniach z Wysp Owczych. Najbardziej znany jest z serii o Joannie Chyłce oraz o detektywie Wiktorze Forście.
„Mroczna materia” Blake’a Croucha (Zysk i S‑ka, 2016)
Główny bohater budzi się wprawdzie w swoim ciele, ale w bardzo nieswoim świecie. Jego żona nie jest jego żoną, a jego dziecko nigdy nawet nie przyszło na świat. Brzmi jak początek wyświechtanego paranoicznego SF, ale tak naprawdę to diabelnie pomysłowa historia, od której nie sposób się oderwać.
„Kwiaty dla Algernona” Daniela Keyesa (Rebis, 2019)
Kiedy ta książka wyszła, mogła stać tylko na półce z fantastyką – teraz to raczej powieść psychologiczna. Zmrozi niejednego czytelnika i podobno nawet najwięksi twardziele po zakończeniu mają łzy w oczach.
„Spod zamarzniętych powiek” Dominika Szczepańskiego i Adama Bieleckiego (Agora SA, 2017)
To już naprawdę porządne ochłodzenie. Cała kariera naszego wybitnego wspinacza w pigułce. Czyta się to jak najlepszy kryminał, bo emocji naprawdę nie brakuje. Śniegu też nie.
„Zanim zasnę” S.J. Watsona (Wydawnictwo Sonia Draga, 2016)
Książka z gatunku: zanim zasnę, przeczytam jeszcze jeden rozdział. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Główna bohaterka od dwudziestu lat budzi się co rano na zupełnym resecie – przez noc traci wszystko, co zapisuje się w pamięci krótkotrwałej. Nie zna ani siebie, ani swojego męża, ani otaczającego ją świata.
„Pod piracką flagą” Michaela Crichtona (Albatros, 2010)
Autor nigdy nie dorobił się wielkiego uznania w oczach krytyków, ale jeśli rzucimy okiem na rekomendacje książkowe na jakimkolwiek anglojęzycznym portalu, zawsze pojawią się tam jego książki. U nas te najlepsze można dostać w niezbyt zgrabnych tłumaczeniach i starych wydaniach, niestety. (Obsypię złotem wydawcę, który skupi prawa do wszystkich i wyda je porządnie!) Ta powieść to dobra przygodówka, w sam raz na lato.
„Mroczna połowa” Stephena Kinga (Albatros, 2016)
Czymże byłaby jakakolwiek lista bez Kinga? Problem polega na tym, że przy takich okazjach polecałem już chyba wszystkie jego książki, więc niewiele mi zostało. Tym razem zachęcam do sięgnięcia po powieść, w której autor poszukuje odpowiedzi na pytanie – kim jest pisarz, kiedy pisze? (Bo na pewno nie sobą).
Robert Ziębiński
Robert Ziębiński pisze przede wszystkim o cudzej twórczości – przykładami mogą być pozycje „Stephen King. Sprzedawca strachu” czy „Stephen King. Instrukcja obsługi”, ale ma też na koncie m.in. „Wspaniałe życie”, czyli quasi-autobiograficzną powieść, w której mierzył się z demonami alkoholizmu. Łącznie do tej pory wyszło spod jego pióra 6 książek.
„Upiorna opowieść” Petera Strauba (Vesper, 2018)
Bo jest to jedna z najwybitniejszych powieści grozy w historii, a poza tym to kawał świetnej opowieści. Zanurzasz się i płyniesz…
„Koniec Empire Falls” Richarda Russo (Prószyński i S‑ka, 2003)
Nagrodzona Pulitzerem powieść o prowincjonalnej Ameryce i prowincjonalnych problemach, które wcale – jak się okazuje – tak prowincjonalne nie są. Russo to wciąż jeden z najbardziej niedocenionych w Polsce pisarzy. Szkoda.
„Twierdza samotności” Jonathana Lethema (Zysk i S‑ka, 2007)
Kapitalna powieść o dojrzewaniu, a w tle opowieść o Nowym Jorku. Lethem to kolejny wielki amerykański pisarz, który w niczym nie ustępuje Franzenom i całej reszcie.
„Fletch” Gregory’ego MacDonalda (Krajowa Agencja Wydawnicza, 1991)
Otwarcie cyklu kryminalnego o dziennikarzu Fletcherze, który, szukając tematów, wpada w wielkie tarapaty. W Polsce ukazał się tylko pierwszy tom, a szkoda. Plus – możecie obejrzeć dwa filmy z Chevym Chase’em.
„58 minut” Waltera Wagera (Adamski i Bieliński, 1998)
Powieść, na podstawie której powstała „Szklana pułapka 2”. Mamy tu samotnego gliniarza, mamy terrorystów, lotnisko i 58 minut na uratowanie pasażerów. Mocne, energiczne i z bardzo fajnie napisane.
Chris Carter
I na zakończenie coś spoza naszego podwórka. Na nasze pytania odpowiedział też Chris Carter, autor powieści kryminalnych. Urodził się w Brazylii, po maturze wyjechał do USA, dziś mieszka w Londynie. Debiutował „Krucyfiksem”, do tej pory w Polsce ukazało się 9 książek jego autorstwa.
– Gdy tylko poproszono mnie o wymienienie moich ulubionych książek kryminalnych, moją pierwszą myślą było: „O cholera, to będzie trudne zadanie!” – przyznaje autor. – Nie dlatego, że jest ich tak wiele, ale dlatego, że nie czytam ich nawet w przybliżeniu tyle, ile powinienem – i są ku temu dwa główne powodu. Po pierwsze jestem jednym z tych autorów, którzy nie potrafią czytać podczas pisania powieści. Po prostu nie mogę się skoncentrować. I po drugie – jestem bardzo, bardzo wolnym czytelnikiem. Żebyś lepiej zrozumiał, co mam na myśli – w zeszłym roku przeczytałem dwie – tak, dwie! – książki. Haniebne, wiem. Uwzględniając to wszystko, oto lista pięciu najlepszych książek, które przeczytałem w ciągu ostatnich lat.
„System” Toma Roba Smitha (Albatros, 2015)
Nie pozwól, proszę, żeby film cię ogłupił, nawet nie zbliża się do oddania sprawiedliwości książce. Książka jest czymś o wiele więcej niż po prostu historią o seryjnym mordercy. Jeśli jeszcze jej nie czytałeś, sięgaj po egzemplarz. Gwarantuję, że nie będziesz rozczarowany.
„Pielgrzym” Terry’ego Hayesa (Rebis, 2014)
Zajebiste, po prostu zajebiste. Nic więcej nie trzeba dodawać.
„Analityk” Johna Katzenbacha (Amber, 2004)
Według mnie jeden z najlepszych psychologicznych thrillerów, jakie kiedykolwiek napisano. Zwroty akcji są po prostu niesamowite. Naprawdę kocham tę książkę.
„Kolekcjoner oczu” Sebastiana Fitzka (G+J, 2011)
Sebastian to niemiecki mistrz suspensu. Jeśli nie czytałeś żadnej z jego książek, ta jest wspaniała, aby rozpocząć. Lubisz „Siłę strachu” (Hide and Seek)?
„Milczenie owiec” Thomasa Harrisa (Wydawnictwo Sonia Draga, 2019)
Sądzę, że powody stojące za tym wyborem są oczywiste.
I to już koniec naszej obszernej listy z propozycjami na wakacje. Czy znaleźliście coś dla siebie, czy to wśród propozycji autorów, czy też ich własnej twórczości?
Przygotowała Anna Tess Gołebiowska