Aktualności Ciekawostki

Polscy autorzy polecają książki na lato!

Waka­cje to zawsze dobry czas na nad­ra­bia­nie tych ksią­żek, któ­re odkła­da­ło się na „wię­cej cza­su”, na powrót do kla­sy­ki, ale też na szyb­kie waka­cyj­ne roman­se książ­ko­we, spon­ta­nicz­ne i nie­za­pla­no­wa­ne sko­ki w bok z książ­ka­mi zna­le­zio­ny­mi w salo­ni­ku pra­so­wym, na stra­ga­nie przy pla­ży czy księ­gar­ni, do któ­rej weszło się po coś inne­go. Nie ma złej ścież­ki, któ­re pro­wa­dzą do przy­jem­no­ści leni­we­go czy­ta­nia – twier­dzi Ane­ta Jadow­ska, pisar­ka zna­na z powo­ła­nia do życia Dory Wilk.

Wia­do­mo jed­nak, że ple­cak czy waliz­ka mają ogra­ni­czo­ną pojem­ność, a więc war­to uważ­nie wybrać lek­tu­ry, któ­re zabie­rze­my ze sobą. Aby uła­twić Wam doko­na­nie wybo­ru, poroz­ma­wia­li­śmy z róż­ny­mi twór­ca­mi i zapy­ta­li­śmy, jakie książ­ki pole­ca­ją na waka­cje. Stwo­rzy­li­śmy w ten spo­sób obszer­ną listę, na któ­rej każ­dy znaj­dzie coś dla siebie.

ANETA JADOWSKA

fot. Mar­cin Okoniewski

Zacznij­my od ksią­żek pole­ca­nych przez Ane­tę Jadow­ską. To pisar­ka, któ­ra na sta­łe wpi­sa­ła Toruń na lite­rac­ką mapę Pol­ski. Naj­bar­dziej zna­na jest z opo­wie­ści o Dorze Wilk, Niki­cie i Wit­ka­cu, ale sama też napi­sa­ła powieść ide­al­ną na waka­cje. To „Trup na pla­ży i inne sekre­ty rodzin­ne”. Łącz­nie ma na kon­cie 15 ksią­żek, dzia­ła w Har­dej Hor­dzie i pochła­nia książ­ki na tony. Jak mówi, jej waka­cyj­na lista pole­ca­nek nie ma żad­ne­go pro­gra­mu i pla­nu, ponie­waż ma eklek­tycz­ny gust literacki.

– Łączy te książ­ki tyl­ko jed­no – są moim zda­niem cie­ka­we i dobrze wspo­mi­nam czas spę­dzo­ny z nimi – dekla­ru­je Jadowska.

Post Scrip­tum” i „Vice Ver­sa” Mile­ny Wój­to­wicz (Jagu­ar, 2018 i 2019)

Nie jed­na, a dwie powie­ści, ale dobra nigdy za wie­le. Mile­na ma fan­ta­stycz­ne poczu­cie humo­ru i zna­ko­mi­cie wyko­rzy­stu­je w swo­jej pro­zie nie­oczy­wi­ste doświad­cze­nia zawo­do­we. Pre­kur­sor­ka nie­nor­ma­tyw­ne­go BHP. Sabi­na Pie­cho­ta, krwio­żer­cza strzy­ga i spe­cja­list­ka od BHP, Pio­truś Strze­lec­ki, coach per­so­nal­ny dla żywych i umar­łych, z mrocz­ną tajem­ni­cą two­rzą nie­ty­po­wą spół­kę świad­czą­cą nie mniej nie­ty­po­we usłu­gi spo­łecz­no­ści w Brzegu.
Jed­no jest pew­ne, nie gro­zi nam nuda. Przy­go­dy i humor dopisują.
Czy­ta­łam „Post Scrip­tum” w pocią­gu i śmia­łam się na tyle czę­sto, że współ­pa­sa­żer­ka z prze­dzia­łu pro­si­ła o czy­ta­nie jej obszer­nych frag­men­tów. Wysia­da­jąc nie­chęt­nie w Socha­cze­wie, noto­wa­ła sobie tytuł i autorkę.

Oczy urocz­ne” Mar­ty Kisiel (Uro­bo­ros, 2019)

Nie zawsze byłam fan­ką Mar­ty Kisiel, ale ostat­nie książ­ki mnie nawró­ci­ły. Czy „Oczy urocz­ne”, czy może „Toń” rzu­ci­ły na mnie urok, nie wiem, ale działa.
Małe mia­stecz­ko, nie cał­kiem zwy­czaj­na lekar­ka, Oda. Nie­zwy­czaj­na nie cał­kiem koza, Bazy­lek. Mrocz­ny, jak gra­do­wa chmu­ra Roch. Tajem­ni­ca, któ­ra pro­si się o roz­wi­kła­nie. Zna­ko­mi­ta książ­ka na lato, tak­że dla­te­go, że opi­sy śnie­gu i zim­na zastą­pią nie­źle kli­ma­ty­za­cję. Jest w niej coś bar­dzo swoj­skie­go i przy­ja­zne­go, a gdy już myślisz, że wiesz, co jest gra­ne, nastę­pu­je twist.
Może wzma­gać ocho­tę spo­ży­cia plac­ków ziem­nia­cza­nych, a w moim przy­pad­ku – ocho­tę na posia­da­nie kozy.

Pociąg linii M” Pat­ti Smith (Czar­ne, 2016)

Tę książ­kę naj­le­piej czy­ta się w podró­ży. W pocią­gu, w kawiar­ni, na ław­ce przy dwor­cu. Krót­kie ese­je, szki­ce, notat­ki. Auto­bio­gra­ficz­ne, wspo­mnie­nio­we, cza­sem bli­skie zapi­skom z podró­ży, czy uwa­gom na mar­gi­ne­sach lek­tur, skła­da­ją się na obraz cie­ka­wej kobie­ty, artyst­ki, któ­ra fil­tru­je świat przez swo­ją uni­kal­ną wraż­li­wość, a rze­czy duże i cał­kiem małe pochła­nia­ją ją w rów­nym stop­niu. Kom­plet­nie bez zadę­cia. Bar­dzo uczci­wa i praw­dzi­wa książka.
Cięż­ko mi ująć w kil­ku sło­wach jej róż­no­rod­ność, ale zosta­wia po sobie ślad.

Stu­le­cie detek­ty­wów” (opcjo­nal­nie „Stu­le­cie chi­rur­gów”) Jür­ge­na Thor­wal­da (Znak, 2019)

Jed­na z moich ulu­bio­nych lek­tur. Mnó­stwo fak­tów z histo­rii kry­mi­na­li­sty­ki w for­mie zna­ko­mi­cie przy­swa­jal­nej gawę­dy. Nie tyl­ko dla mania­ków, jak ja. Histo­rie prze­ło­mo­wych odkryć, spraw kry­mi­nal­nych i czę­sto zapo­mnia­nych już hero­sów kry­mi­na­li­sty­ków, detek­ty­wów, naukow­ców. Wiem, wiem, brzmi nie­co her­me­tycz­nie, ale sło­wo daję – ta książ­ka nie jest nawet odro­bi­nę her­me­tycz­na i zapew­nia mnó­stwo rozrywki.
War­to upa­ko­wać w waliz­kę ten opa­sły i pięk­nie wyda­ny tom, nawet jeśli trze­ba będzie odło­żyć zapa­so­wy swe­ter. Bądź­my opty­mi­sta­mi – komu swe­ter na waka­cjach? A jeśli jed­nak pogo­dy nie będzie, tym bar­dziej przy­da się Thorwald.
A jeśli od kry­mi­na­li­sty­ki woli­cie medy­cy­nę – „Stu­le­cie chi­rur­gów” jest rów­nie dobre, jeśli nie lep­sze. Tyl­ko ostrze­gam, obra­zo­we opi­sy pre­kur­sor­skich zabie­gów chi­rur­gicz­nych cięż­ko zapomnieć.

Lalecz­ki ska­zań­ców. Życie z karą śmier­ci” Lin­dy Polman (Czar­ne, 2018)

Ta nie­wiel­ka ksią­żecz­ka wyda­je się być, na pierw­szy rzut oka, repor­ta­żem o kobie­tach, któ­re wią­żą się, z wie­lu róż­nych powo­dów ze ska­zań­ca­mi – i to tymi, któ­rzy nigdy nie opusz­czą murów wię­zie­nia, co już wyda­wa­ło mi się inte­re­su­ją­ce. Ale szyb­ko oka­zu­je się, że autor­ka się­ga dużo głę­biej i zmu­sza do prze­my­śle­nia wie­lu nie zawsze wygod­nych tema­tów. Myśla­łam, że wiem spo­ro o ame­ry­kań­skim sys­te­mie spra­wie­dli­wo­ści i o tym, jak wyglą­da prak­tycz­na stro­na wyro­ków śmier­ci. A potem wpa­dła mi repor­taż Polman i zmu­sił do rewi­zji wie­lu sądów.
Bez­po­śred­nia, powstrzy­mu­ją­ca się od mora­li­zo­wa­nia, czy łatwych ocen, a jed­no­cze­śnie bar­dzo oso­bi­sta książ­ka o obli­czu Ame­ry­ki dale­kim, od ame­ry­kań­skie­go snu.
Kolej­na, zna­ko­mi­ta pozy­cja w serii ame­ry­kań­skiej wydaw­nic­twa Czar­ne­go. Kupu­ję w ciem­no i jesz­cze się nie zawiodłam.


MARTA KISIEL

fot. Mal­wi­na Musialska

Oczy urocz­ne” Mar­ty Kisiel znaj­du­ją się na liście pole­ca­nek Ane­ty Jadow­skiej, a czy­ją twór­czość pole­ca na waka­cje Mar­ta Kisiel? Autor­ka sied­miu ksią­żek zasły­nę­ła „Doży­wo­ciem”, przez wie­le osób okrzyk­nię­tych debiu­tem roku 2010, nie­daw­no zaję­ła się też twór­czo­ścią dla dzie­ci, wyda­jąc „Małe Licho i tajem­ni­cę Nie­bo­żąt­ka”. Kie­dy nie pisze, tłu­ma­czy lite­ra­tu­rę anglo­ję­zycz­ną. Tak­że człon­ki­ni Har­dej Hordy.

Silva rerum” Kri­sti­ny Saba­liau­ska­itė (Znak, 2015)

Moje naj­więk­sze lite­rac­kie odkry­cie ostat­nich lat. Wcią­ga­ją­ca, napi­sa­na z impo­nu­ją­cym polo­tem saga Narwoj­szów, szla­chec­kiej rodzi­ny o pol­skich korze­niach na tle sie­dem­na­sto­wiecz­ne­go wie­lo­kul­tu­ro­we­go Wil­na oraz Żmu­dzi. To opo­wieść iście baro­ko­wa nie tyl­ko w war­stwie języ­ka, ale też kon­cep­cji, bo tak jak sztu­ka baro­ku swo­bod­nie łączy w sobie maka­brę i pięk­no, miłość i śmierć, pod­szep­ty instynk­tu i filo­zo­ficz­ne rozważania.

Ter­ror” Dana Sim­mon­sa (Vesper, 2015)
Kolej­na powieść histo­rycz­na, będą­ca z jed­nej stro­ny pró­bą rekon­struk­cji tra­gicz­nych wyda­rzeń, jakie mia­ły miej­sce w 1845 roku pod­czas eks­pe­dy­cji Fran­kli­na, z dru­giej zaś odpo­wie­dzią na pyta­nia, któ­re po dziś dzień zada­ją sobie histo­ry­cy. Co zaszło na pokła­dzie „Ter­ro­ru” i „Ere­bu­sa”? Jaki los spo­tkał 129 człon­ków zało­gi, z któ­rych żaden nigdy nie wró­cił do domu? Ark­ty­ka, dwa okrę­ty unie­ru­cho­mio­ne w lodzie i nie­wy­obra­żal­na gro­za cza­ją­ca się tak w ciem­no­ściach, jak i w ludz­kiej duszy. Prze­ra­ża­ją­ca powieść, któ­ra przy­pra­wia o zim­ny dreszcz nawet w tro­pi­kal­nym upale.

Zagi­nio­ne Mia­sto Boga Małp” Dougla­sa Pre­sto­na (Ago­ra SA, 2018)

Lek­tu­ra obo­wiąz­ko­wa dla nie­speł­nio­nych poszu­ki­wa­czy zagi­nio­nych skar­bów i cywi­li­za­cji. Autor, zawo­do­wy dzien­ni­karz, któ­ry uwiecz­niał prze­bieg eks­pe­dy­cji, opo­wia­da o poszu­ki­wa­niach tytu­ło­we­go mia­sta w samym ser­cu hon­du­ra­skiej dżun­gli — mia­sta, rzecz jasna, rów­nie legen­dar­ne­go, co prze­klę­te­go. Jado­wi­te węże, jagu­ary, ukry­te ruiny i dro­go­cen­ne zna­le­zi­ska, czy­li wszyst­ko to, co India­na Jones lubi naj­bar­dziej (zwłasz­cza węże). A do tego nowo­cze­sna tech­no­lo­gia w służ­bie arche­olo­gii i wie­le cen­nych spo­strze­żeń dla współ­cze­sne­go człowieka.

Olga i osty” Agniesz­ki Hałas (W.A.B., 2016)

Moja ulu­bio­na pol­ska pisar­ka — autor­ka świet­ne­go cyklu dark fan­ta­sy, czy­li „Teatru Węży” — tym razem posta­no­wi­ła zapre­zen­to­wać się w zupeł­nie innych kli­ma­tach. „Olga i osty” to mister­nie skon­stru­owa­na opo­wieść osa­dzo­na na sty­ku jawy i snu, rze­czy­wi­sto­ści i baśni, opo­wieść o uwal­nia­niu się od prze­szło­ści, któ­ra nie pozwa­la patrzeć w przy­szłość i wię­zi czło­wie­ka w pułap­ce bez wyj­ścia. Pozy­cja obo­wiąz­ko­wa dla takich jak ja miło­śni­ków Hay­ao Mizay­akie­go, ale przede wszyst­kim dla wiel­bi­cie­li doj­rza­łych powie­ści o bole­snym dora­sta­niu, przy­pa­dło­ści, któ­ra wbrew pozo­rom nie doty­ka wyłącz­nie nastolatek.

Let­nia noc” Dana Sim­mon­sa (Zysk i S‑ka, 2018)

Powieść, któ­ra zain­spi­ro­wa­ła twór­ców „Stran­ger Things”, a przy tym dosko­na­ły dowód, że Dan Sim­mons spraw­dza się nie tyl­ko jako autor powie­ści histo­rycz­nych czy scien­ce fic­tion. Mistrzow­skie odwo­ła­nie do kla­sy­ki hor­ro­ru — lata sześć­dzie­sią­te, sen­ne ame­ry­kań­skie mia­stecz­ko, gru­pa dzie­cia­ków kon­tra zło cza­ją­ce się w ponu­rym gma­chu sta­rej szko­ły. Cudow­na mie­szan­ka gro­zy i nostalgii.


Katarzyna Bonda

fot. Ewa Żylińska

Kata­rzy­na Bon­da jest autor­ką best­sel­le­ro­wych powie­ści kry­mi­nal­nych, naj­bar­dziej zna­ną z cyklu o psy­cho­lo­gu śled­czym Huber­cie Mey­erze (roz­po­czę­tym „Spra­wą Niny Frank”) oraz tetra­lo­gii „Czte­ry żywio­ły Saszy Zału­skiej”. Łącz­nie wyda­ła już 11 ksią­żek. W swo­jej twór­czo­ści czę­sto się­ga po wąt­ki zwią­za­ne ze swo­imi bia­ło­ru­ski­mi korze­nia­mi. Przez 12 lat pra­co­wa­ła jako dzien­ni­kar­ka, dziś pro­wa­dzi szko­łę kre­atyw­ne­go pisa­nia. Na waka­cje pole­ca tro­chę rze­czy niszo­wych, a tro­chę klasyki.

Zbie­ra­cze ziół” Ana­to­li­ja Kima (PIW, 1988)

Każ­de zda­nie to mądrość i pięk­no. Wie­le tu nostal­gii, kostycz­ne­go humo­ru, misty­ki, śmier­ci, natu­ry oraz poetyc­kich elips. Rzecz w mojej opi­nii wca­le nie jest trud­na, mimo iż to napraw­dę wiel­ka lite­ra­tu­ra. Zapi­sa­na skrom­nie, momen­ta­mi lapidarnie.

Twarze Mari­lyn Mon­roe” Sarah Chur­chwell (Mar­gi­ne­sy, 2018)

Nie ma nic bar­dziej poetyc­kie­go niż śmierć pięk­nej kobie­ty. Kie­dy boska Mary­lin zmar­ła, sta­ła się na wiecz­ność wła­sno­ścią wszyst­kich. To jest naj­lep­sza ana­li­za tego pro­ce­su i tym samym w mojej opi­nii jed­na z wybor­niej­szych bio­gra­fii, któ­re kie­dy­kol­wiek czytałam.

Nie­cier­pli­wość ser­ca” Ste­fa­na Zwe­iga (Muza, 2002)

Pięk­na opo­wieść o tym, jak moż­na pomy­lić miłość z próż­no­ścią. Sma­ko­wi­ty język, genial­ne stu­dium przy­pad­ku. Ele­men­ty kry­mi­nal­ne doda­ją sma­ku tej opowieści.

Komu bije dzwon” Erne­sta Hemin­gwaya (Muza, 2001)

Tutaj wca­le nie idzie o sło­wa, ani kon­struk­cję zdań, struk­tu­rę czy nerw (bo one są i będą dla wszyst­kich współ­cze­sne). Nie idzie też o męskość tej pro­zy, czy w ogó­le jej płeć. Jest tutaj szcze­rość wyra­zu, praw­da o auto­rze, a mię­dzy wier­sza­mi jego tajem­ni­ce. Sta­no­wią one kwin­te­sen­cję dzie­ła, któ­re jest zin­te­gro­wa­ne z auto­rem, moż­na go poczuć bar­dzo bli­sko, nie­omal będąc z nim w tej opo­wie­ści. Poza tym jest jesz­cze inna rzecz – i to się nie zmie­ni­ło przez lata – to chy­ba naj­pięk­niej­sza opo­wieść o miło­ści i śmier­ci. Scho­waj­cie się słyn­ne melo­dra­ma­ty, włącz­nie z „Anną Kare­ni­ną” czy „Prze­mi­nę­ło z wia­trem” (któ­re to powie­ści sza­nu­ję wiel­ce, ale one są dla mnie o czymś zgo­ła innym), nikt tak zmy­sło­wo, lako­nicz­nie i czu­le nie pisze o uczu­ciach z per­spek­ty­wy mężczyzny.

Por­tret Doria­na Graya” Osca­ra Wilde’a (Vesper, 2015)

Powieść nic a nic się nie zesta­rza­ła. Każ­dy autor marzy o tym, by być czy­ta­nym przez poko­le­nia. To taka jest wła­śnie rzecz: lek­tu­ra do auto­bu­su, pocze­kal­ni czy choć­by do zabez­pie­cze­nia na rychły leżak. Uczta dla ducha, pięk­na przy­go­da, a tak­że masa reflek­sji o tym, co jest próż­no­ścią, marze­niem, speł­nie­niem i czy są zbrod­nie bez kary. O stra­chu, para­no­jach i pro­jek­cjach, któ­re prze­cież nie­ustan­nie sobie fun­du­je­my – całe szczę­ście, że nie z takim rozmachem


Adam Przechrzta

Do kla­sy­ki w pole­can­kach się­gnął też Adam Prze­chrzta. Ostat­nie lata ten autor spę­dził nad cyklem „Mate­ria Pri­ma” (na któ­ry skła­da­ją się powie­ści „Adept”, „Namiest­nik” oraz „Cień”) i pią­tym tomem cyklu o Razu­mow­skim – „Demo­ny zemsty. Aba­ku­mow”. Łącz­nie w jego dorob­ku znaj­du­je się 13 ksią­żek. Pola zain­te­re­so­wa­nia Prze­chrzty to m.in. histo­ria, dzia­łal­ność służb spe­cjal­nych, wal­ka nożem czy cybernetyka.

Ody­se­ja” Home­ra (Czy­tel­nik, 1989)

Pierw­szy z tek­stów jakie chciał­bym pole­cić, jest nie­co kon­tro­wer­syj­ny, więk­szość współ­cze­snych kry­ty­ków zaora­ła­by go rów­no z pozio­mem gle­by (gdy­by tyl­ko mogła). Jego boha­ter jest pięk­ny, sil­ny, wyspor­to­wa­ny i mądry (praw­dę mówiąc naj­mą­drzej­szy na świe­cie), wszyst­kim kobie­tom, któ­re spo­ty­ka na swo­jej dro­dze, wystar­czy kil­ku chwil, aby się zako­chać, a on prze­waż­nie korzy­sta bez żena­dy z ich zauro­cze­nia. Nasz boha­ter ma co praw­da żonę (wier­ną jak sta­do małych jam­nicz­ków), ale w pla­nie ero­tycz­nym nie­spe­cjal­nie się tym przej­mu­je. Rzecz jasna napo­ty­ka nie tyl­ko pięk­ne kobie­ty, ale i wro­gów, jed­nak wszy­scy oni, nie wyłą­cza­jąc istot nad­na­tu­ral­nych, prze­gry­wa­ją w star­ciu z naszym hero­sem, gdyż jest on nie­po­ko­na­ny… Tak, cho­dzi mi o arcy­dzie­ło lite­ra­tu­ry świa­to­wej: „Ody­se­ję”! Koniecz­nie w tłu­ma­cze­niu Paran­dow­skie­go, prozą.

Colas Breu­gnon” Roma­ina Rol­lan­da (Pró­szyń­ski i S‑ka, 2007)

Kolej­ną książ­ką war­tą uwa­gi jest „Colas Breu­gnon”. Jej auto­ra nie trze­ba przed­sta­wiać. Roma­in Rol­land, bo o nim mowa, zna­ny jest głów­nie z dwóch rze­czy: bez­kry­tycz­ne­go popie­ra­nia komu­ni­zmu (nota­be­ne ustro­ju z któ­rym na swo­je szczę­ście nigdy bli­żej się nie zapo­znał) i powie­ści-rze­ki „Jan Krzysz­tof”, dzię­ki któ­rej otrzy­mał Wiel­ką Nagro­dę Aka­de­mii Fran­cu­skiej i lite­rac­ką Nagro­dę Nobla. Jed­nak co cie­ka­we, współ­cze­sna kry­ty­ka nie podzie­la zachwy­tu poprzed­ni­ków dla nace­cho­wa­ne­go pesy­mi­zmem „Jana Krzysz­to­fa”, uzna­je wręcz, że jedy­ną powie­ścią Rol­lan­da, któ­ra prze­trwa­ła pró­bę cza­su, jest wła­śnie „Colas Breu­gnon”. Mot­tem tej nace­cho­wa­nej nie­okieł­zna­nym opty­mi­zmem i rado­ścią życia książ­ki są sło­wa: „Świę­ty Mar­cin pije wino, wodę pozo­sta­wia młynom”.
Mój men­tor i prze­wod­nik po labi­ryn­tach nauki, nie­ży­ją­cy już pro­fe­sor Marian Eckert mawiał, że jeśli jest bar­dzo źle, poma­ga mu „Colas Breu­gnon”. Mnie także.

Zabój­ca z Tokio” Barry’ego Eisle­ra (Amber, 2007)

W oczach wie­lu kry­ty­ków i czy­tel­ni­ków lite­ra­tu­ra sen­sa­cyj­na ucho­dzi za gor­szą jako­ścio­wo od głów­no­nur­to­wej. Jest spo­ro ksią­żek, któ­re świad­czą o czymś zupeł­nie prze­ciw­nym, jed­ną z nich jest „Zabój­ca z Tokio”. Jej autor Bar­ry Eisler (były pra­cow­nik CIA, zdo­byw­ca czar­ne­go pasa w judo i lau­re­at pre­sti­żo­wych nagród Bar­ry Award i The Gum­shoe Award), stwo­rzył bar­dzo cie­ka­wą postać ame­ry­kań­sko-japoń­skie­go zabój­cy Joh­na Raina. Jeśli chce­cie się przejść po mrocz­nych zauł­kach Tokio i salach tre­nin­go­wych czy zanur­ko­wać w męt­nych wodach japoń­skiej poli­ty­ki, zapraszam.

Papie­ro­wy czło­wiek” Dashiel­la Ham­met­ta (Świat Książ­ki, 2007)

Dashiell Ham­mett, twór­ca czar­ne­go kry­mi­na­łu zana­ny jest jako autor powie­ści „Sokół mal­tań­ski”, jed­nak ja wolę „Papie­ro­we­go czło­wie­ka”. Skrzą­ca się humo­rem, nace­cho­wa­na cie­ka­wy­mi obser­wa­cja­mi oby­cza­jo­wy­mi, ze zna­ko­mi­cie przed­sta­wio­ną ame­ry­kań­ską rze­czy­wi­sto­ścią w tle książ­ka war­ta jest uwa­gi. Tak­że dla­te­go, że sta­no­wi zaprze­cze­nie pew­nej kon­wen­cji: mamy tu co praw­da gru­pę rze­zi­miesz­ków, bru­tal­nych poli­cjan­tów, zady­mio­ne knaj­py, a tak­że tru­py, jed­nak detek­ty­wo­wi zupeł­nie się nie chce roz­wią­zy­wać zaga­dek kry­mi­nal­nych, jest bowiem zbyt zaję­ty zarzą­dza­niem mająt­kiem swo­jej boga­tej żony… Nota­be­ne powieść ta praw­do­po­dob­nie zain­spi­ro­wa­ła Ray­mon­da Chan­dle­ra do napi­sa­nia „Poodle Springs”.

Uro­dzo­ny uwo­dzi­ciel” Susan Eli­za­beth Phil­lips (Amber, 2007)

A teraz coś dla pań… Lite­ra­tu­ra kobie­ca (i nie bez powo­du) zbie­ra razy z pra­wa i z lewa, wie­le pozy­cji z tej dzie­dzi­ny to tyl­ko nie­udol­nie napi­sa­ne waria­cje baj­ki o Kop­ciusz­ku. Jed­nak nie zna­czy to, że nie ma dzia­ła­ją­cych w tym obsza­rze uta­len­to­wa­nych auto­rek, u któ­rych mogło­by się uczyć wie­lu pisa­rzy głów­ne­go nur­tu. Jed­ną z nich jest Susan Eli­za­beth Phil­lips. Jej książ­ka o dość typo­wym dla gatun­ku tytu­le „Uro­dzo­ny uwo­dzi­ciel”, sta­no­wi dowód na to, że (dobrze napi­sa­ne) roman­se mogą być cie­ka­wą lek­tu­rą, nie ogra­ni­cza­ją­cą się do czu­łych wes­tchnień, infan­tyl­nych wyznań miło­snych i łóż­ko­wych wyczy­nów bohaterów.


Jacek Komuda

Jacek Komu­da napi­sał nie tyl­ko 24 książ­ki, ale też sce­na­riu­sze do gry fabu­lar­nej „Dzi­kie Pola” oraz do gier kom­pu­te­ro­wych, w tym „Wiedź­mi­na”. Chęt­nie się­ga po postać mało­pol­skie­go szlach­ci­ca-awan­tur­ni­ka Jac­ka Dydyń­skie­go, ale nie tyl­ko – w „Czar­nej ban­de­rze” przed­sta­wił opo­wie­ści o pira­tach, bez sło­dze­nia, do jakie­go przy­zwy­cza­ił nas Jack Sparrow.

– Na waka­cje pole­cam to, co sam ostat­nio czy­ta­łem – oznaj­mił w roz­mo­wie z Nie­sta­ty­stycz­nym. A są to nastę­pu­ją­ce książki:

Opo­wie­ści z wil­czej jamy” Andrze­ja Paw­la­ka (Mir­czu­met, 2015)

Książ­ka, któ­ra mnie zasko­czy­ła – może dla­te­go, że czy­ta­łem ją w stad­ni­nie w Koto­wie w Biesz­cza­dach, gdzie byłem na waka­cjach razem z koń­mi. Wspo­mnie­nia leśni­cze­go i zawo­do­we­go myśli­we­go, przez całe życie polu­ją­ce­go na wil­ki: opis ich oby­cza­jów, zacho­wa­nia plus kil­ka mitów i legend biesz­czadz­kich to pozy­cja obo­wiąz­ko­wa dla wszyst­kich Bieszczadników.

Bia­ła gorącz­ka” Jac­ka Hugo-Bade­ra (Czar­ne, 2019)

Cho­ciaż autor ośmie­szył się kil­ka­krot­nie, wikła­jąc w poli­ty­kę i uda­jąc murzy­na na Mar­szu Nie­pod­le­gło­ści kil­ka lat temu, ta książ­ka to kawał solid­ne­go repor­ta­żu o Rosji, prze­mie­rza­nej zaku­pio­nym w Rosji sowiec­kim samo­cho­dem. Hugo-Bader zaglą­da na samo dno post­so­wiec­kie­go pie­kła czy­li współ­cze­snej Rosji, spraw­dza­jąc czy jest tam jakaś nadzie­ja dla przy­szłych poko­leń Rosjan.

Ksią­żę Nocy” Mar­ka Nowa­kow­skie­go (PIW, 1978)

Naj­więk­szy i naj­lep­szy zbiór opo­wia­dań i minia­tur księ­cia mrocz­ne­go świa­ta daw­nej War­sza­wy. Nie­sa­mo­wi­ty kli­mat, nie­zwy­kły obraz przed­mieść sto­li­cy z lat 50. i 60. ubie­głe­go wie­ku, nie­za­po­mnia­ne por­tre­ty ludzi mar­gi­ne­su, któ­rym dale­ko było od anio­łów. Meli­ny, doli­nia­rze, dziw­ki, knaj­py, świat któ­ry umarł, już go nie będzie, odszedł razem z autorem.

Bała­chow­cy” Sta­ni­sła­wa Lisa-Błoń­skie­go (Mire­ki, 2013)

Wspo­mnie­nia pol­skie­go ofi­ce­ra przy­dzie­lo­ne­go do oddzia­łu przed­ostat­nie­go zagoń­czy­ka daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej, wal­czą­ce­go w woj­nie pol­sko-bol­sze­wic­kiej 1920 roku – gen. Sta­ni­sła­wa Bułak-Bała­cho­wi­cza. Czło­wie­ka daw­nej epo­ki, ory­gi­na­ła o manie­rach ary­sto­kra­ty, wal­czą­ce­go z ZSRS o wol­ną Bia­ło­ruś, a jed­no­cze­śnie ofi­ce­ra z fan­ta­zją god­ną XVII-wiecz­nych kawa­le­rzy­stów, dowód­cy for­ma­cji mię­dzy­na­ro­do­wej zbie­ra­ni­ny awan­tur­ni­ków: bia­ło­gwar­dzi­stów, koza­ków, Ukra­iń­ców, Rusi­nów, Rosjan i Polaków.

Wer­ny­ho­ra” Sta­ni­sła­wa Makow­skie­go (Czy­tel­nik, 1995)

Sta­ra pozy­cja, ale cie­ka­wie poka­zu­ją­ca gene­zę mitu Wer­ny­ho­ry – kozac­kie­go lir­ni­ka z koń­ca XVIII wie­ku, któ­ry prze­po­wie­dział roz­bio­ry Rze­czy­po­spo­li­tej i jej zmar­twych­wsta­nie. Jego pro­roc­twa spi­sał w XIX wie­ku Joachim Lele­wel, Jan Matej­ko uwiecz­nił na obra­zie, Juliusz Sło­wac­ki w „Śnie srebr­nym Salo­mei”, a Sta­ni­sław Wyspiań­ski w „Wese­lu”. Czy Wer­ny­ho­ra ist­niał napraw­dę? Sprawdź­cie sami.


Igor Brejdygant

fot. Adam Pluciński/ Move Picture

Igor Brej­dy­gant też posta­wił na tek­sty, z któ­ry­mi sam ostat­nio się zapo­znał. Z zawo­du jest on sce­na­rzy­stą i reży­se­rem. Pra­co­wał m.in. przy fil­mie „Vin­ci” oraz seria­lu „Bel­le Epo­que”, ostat­nio jed­nak sta­wia coraz śmiel­sze kro­ki w lite­ra­tu­rze, a dokład­niej – w powie­ści kry­mi­nal­nej. Ma już na kon­cie „Rysę”, „Szadź”, „Para­doks” oraz „Układ”.

Sero­to­ni­na” Miche­la Houel­le­be­cqa (W.A.B., 2019)

Michel jak zwy­kle w for­mie, czy­li w total­nym dole opo­wie­dzia­nym jed­nak w tak zabaw­ny i inte­li­gent­ny spo­sób, że o upad­ku zachod­niej cywi­li­za­cji i czło­wie­ka w niej czy­ta się z praw­dzi­wie per­wer­syj­ną przy­jem­no­ścią. Dla mnie walor dodat­ko­wy pole­ga na tym, że czy­ta­jąc tę książ­kę, mam poczu­cie, że nie jestem sam w świe­cie moich refleksji.

Bez­sen­ność w cza­sie kar­na­wa­łu” Janu­sza Gło­wac­kie­go (W.A.B., 2018)

Lubię pana Janu­sza, choć sym­pa­tią do jego pisa­nia zapa­ła­łem sto­sun­ko­wo póź­no. Wcze­śniej draż­ni­ło mnie tro­chę to, że tak bar­dzo i tak wprost zaj­mu­je się samym sobą. Polu­bi­łem go przy lek­tu­rze książ­ki o Kosiń­skim, czy­li przy „Good night, Dże­rzi”, a „Bez­sen­ność…” czy­tam już z wiel­ką przy­jem­no­ścią. Żal mi teraz, że tak póź­no do nie­go dotarłem.

Dre­am­land” Sama Quino­ne­sa (Czar­ne, 2018)

Nie­sa­mo­wi­ta lek­tu­ra z gatun­ku lite­ra­tu­ry fak­tu, któ­ra zda­je się w peł­ni potwier­dzać dia­gno­zę Houel­le­be­cqa. Książ­ka opo­wia­da o tym, jak kon­cer­ny far­ma­ceu­tycz­ne i idą­ce w ślad za nimi mek­sy­kań­skie mafie nar­ko­ty­ko­we uza­leż­ni­ły ogrom­ną popu­la­cję Ame­ry­ka­nów od hero­iny. Przy­po­wieść tro­chę o tym jak nad­miar cywi­li­za­cyj­ne­go luk­su­su w połą­cze­niu z zani­ka­niem eto­su pra­cy, któ­ry dla wie­lu sta­no­wił sens ist­nie­nia, dopro­wa­dza cywi­li­za­cję na kra­wędź katastrofy.

Bie­gu­ni” Olgi Tokar­czuk (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2015)

Lepiej póź­no niż wca­le – powta­rza­łem sobie, czy­ta­jąc tę wybit­ną powieść, któ­ra zresz­tą w moim odczu­ciu bar­dziej jest zbio­rem opo­wia­dań, dopie­ro w kil­ka lat po uka­za­niu się jej na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym. Praw­dzi­wa inte­lek­tu­al­no-lite­rac­ka przy­jem­ność czy­tel­ni­cza. Czę­sto z prze­ką­sem opo­wia­dam, że żeby zaist­nieć w Pol­sce, trze­ba się do niej dostać via uzna­nie na świe­cie, a tym­cza­sem wspa­nia­łą pol­ską powieść prze­czy­ta­łem dopie­ro na wieść o jej nomi­na­cji do nagro­dy Booke­ra. Sha­me on me!

Żeby nie było śla­dów” Ceza­re­go Łaza­re­wi­cza (Czar­ne, 2016)

Znów lite­ra­tu­ra fak­tu. Pamię­tam ten czas. Kie­dy go zabi­ja­li, Grze­gorz Prze­myk miał dzie­więt­na­ście lat, ja pew­no jakieś dwa­na­ście, ale byłem bar­dzo poli­tycz­nie wdro­żo­ny przez tatę. War­to, żeby tę książ­kę prze­czy­ta­li szcze­gól­nie ci, któ­rzy Unię Euro­pej­ską porów­nu­ją do Związ­ku Radziec­kie­go, a nie mają poję­cia o czym mówią, bo albo nie było ich wte­dy na świe­cie, albo mają amnezję.


Wojciech Chmielarz

Powieść „Bie­gu­ni” zna­la­zła się na jesz­cze jed­nej waka­cyj­nej liście – Woj­cie­cha Chmie­la­rza. Autor 10 ksią­żek naj­bar­dziej zna­ny jest z cyklu o Jaku­bie Mort­ce, któ­ry roz­po­czę­ła powieść „Pod­pa­lacz”, oraz z cyklu gli­wic­kie­go, w skład któ­re­go wcho­dzą „Wam­pir” i „Zom­bie”. Kie­dy nie pisze ksią­żek, zaj­mu­je się dziennikarstwem.

Ścież­ki pół­no­cy” Richar­da Fla­na­ga­na (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2015)

Jed­no z moich naj­więk­szych lite­rac­kich odkryć ostat­nich lat. Wspa­nia­ła, prze­pięk­na i smut­na książ­ka. Arcydzieło.

Upior­na opo­wieść” Pete­ra Strau­ba (Vesper, 2018)

Kla­sycz­ny już ame­ry­kań­ski hor­ror. Małe mia­stecz­ko, tajem­ni­ce, zbrod­nia przed lat i upio­ry. Moc­ne i z dreszczykiem.

W pułap­ce” Mag­da­le­ny Sta­chu­li (Znak, 2018)

Dome­stic noir w pol­skim wyda­niu. Kawał solid­nej kry­mi­nal­nej histo­rii napi­sa­nej z kobie­cej perspektywy.

Dłu­gie poże­gna­nie” Ray­mon­da Chan­dle­ra (C&T, 2017)

Według mnie, pierw­sze kry­mi­nal­ne arcy­dzie­ło. Kie­dy, jak w nie waka­cje, wró­cić do klasyki?

Bie­gu­ni” Olgi Tokar­czuk (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2015)

Wia­do­mo, Booker. Ale ja tę książ­kę czy­ta­łem w waka­cje w Chor­wa­cji. I już chy­ba do koń­ca życia będzie mi się wła­śnie z waka­cja­mi koja­rzy­ła. Bar­dzo warto!


Jakub Małecki

Fot. Mar­cin Łobaczewski

Jakub Małec­ki do spra­wy waka­cyj­nych lek­tur rów­nież pod­szedł rze­czo­wo, w krót­kich, żoł­nier­skich sło­wach wska­zu­jąc, co naj­lep­sze­go jest w danej powie­ści. Sam Małec­ki zaczy­nał w kli­ma­tach fan­ta­sty­ki, by obec­nie sku­pić się na twór­czo­ści oby­cza­jo­wej. Autor „Dżo­ze­fa”, „Rdzy”, „Śla­dów” i sied­miu innych ksią­żek, tłu­macz lite­ra­tu­ry angielskiej.

Na połu­dnie od Bra­zos” Larry’ego McMurtry’ego (Vesper, 2017)

Bo nie ma chy­ba w lite­ra­tu­rze dru­giej tak wiel­kiej i tak pory­wa­ją­cej przygody.

Mag” Joh­na Fow­le­sa (Zysk i S‑ka, 2015)

Bo każ­dy potrze­bu­je cza­sa­mi wejść w świat pełen tajem­nic i namiętności.

Ścież­ki pół­no­cy” Richar­da Fla­na­ga­na (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2015)

Bo to wspa­nia­ła, pora­ża­ją­ca powieść, o któ­rej nigdy nie zapomnicie.

Kro­ni­ki por­to­we” Annie Pro­ulx (Wydaw­nic­two Poznań­skie, 2018)

Bo towa­rzy­szyć boha­te­rom tej książ­ki na chło­sta­nym przez wiatr koń­cu świa­ta to jak otu­lać się mięk­kim, ulu­bio­nym kocykiem.

Hype­rion” Dana Sim­mon­sa (Mag, 2015)

Bo nie ma pięk­niej­szej i bar­dziej tajem­ni­czej opo­wie­ści o odkry­wa­niu nowych, dzi­kich światów.


Jarosław Molenda

Jeśli ktoś napraw­dę zna się na podró­żo­wa­niu, to wła­śnie Jaro­sław Molen­da. To nie tyl­ko pisarz, a przede wszyst­kim podróż­nik i publi­cy­sta. Dotarł m.in. do ostat­niej sto­li­cy Inków, cze­go owo­cem była książ­ka „Tupac Ama­ru II”, odkrył śla­dy nie­zna­nych ruin pre­ko­lum­bij­skich w Peru. Łącz­nie opu­bli­ko­wał 34 książ­ki, m.in. „Podróż­nicz­ki. Dziew­czy­ny któ­re nie zna­ły gra­nic”, „Mumie. Feno­men kul­tur” czy „Zaka­za­ną histo­rię odkry­cia Ameryki”.

Sza­chi­sta” Wal­de­ma­ra Łysia­ka (Nobi­lis, 2016)

Zabie­ra­łem się za tę książ­kę chy­ba ze trzy razy, może dla­te­go, że było to w moich szcze­nię­cych latach, gdy prze­cho­dzi­łem okres fascy­na­cji fan­ta­sty­ką i histo­ria – nie wia­do­mo, jak atrak­cyj­nie poda­na – nie wzbu­dza­ła moje­go zain­te­re­so­wa­nia. Gdy jed­nak prze­brną­łem przez pierw­sze trzy roz­dzia­ły, skoń­czy­łem czy­tać o czwar­tej nad ranem. Aż dziw, że nikt nie zro­bił z tej opo­wie­ści fil­mu czy serialu.

Wład­ca pier­ście­ni” J.R.R. Tol­kie­na (Amber, 2015)

Wspo­mi­na­łem już o moim zauro­cze­niu fan­ta­sty­ką, choć naj­pierw była ta SF, potem dopie­ro fan­ta­sy. Trud­no mi wybrać tyl­ko jed­ną książ­kę, gdy swe­go cza­su pochła­nia­łem wszyst­ko, a moje życie bie­gło odli­cza­ne nie według kalen­da­rza, a według poja­wie­nia się kolej­ne­go nume­ru kul­to­we­go mie­sięcz­ni­ka „Fan­ta­sty­ka”. To tam pierw­szy raz prze­czy­ta­łem rów­nie kul­to­wą „Ale­ję potę­pie­nia” Roge­ra Zela­zne­go. Jed­nak ze wzglę­du na ponad­cza­so­wość wyróż­niam cykl Tol­kie­na, choć pamię­tam, że z rów­nie zapar­tym tchem czy­ta­łem histo­rię boha­te­rów „Diu­ny” Fran­ka Her­ber­ta, a i „nasz” Sap­kow­ski z „Wiedź­mi­nem” znaj­du­je się wyso­ko w mojej hierarchii.

Mister MacA­reck i jego busi­ness” Jerze­go Edi­geya (LTW, 2012)

Ta książ­ka to dla mnie przy­kład, że Pola­cy nie gęsi i swo­ich świet­nych auto­rów też kie­dyś… mie­li. Nie­ste­ty poziom dzi­siej­sze­go współ­cze­sne­go kry­mi­na­łu znad Wisły – mnie oso­bi­ście – nie zachwy­ca. Są za to takie pereł­ki, jak „Mister MacA­reck i jego busi­ness”. Gdy­by ta książ­ka kil­ka dekad temu poja­wi­ła się na Zacho­dzie, to Jef­frey Archer ze swo­im „Co do gro­sza” mógł­by się scho­wać. A tak nawet w naszym kra­ju mało kto sły­szał o cwa­nym boha­te­rze tej książ­ki, któ­ry potra­fi robić inte­re­sy z nicze­go. Polak potrafi.

Ostat­ni auto­bus do Wood­stock” Coli­na Dexte­ra (Gdań­skie Wydaw­nic­two Psy­cho­lo­gicz­ne, 2011)

To pierw­sza powieść z cyklu przy­gód inspek­to­ra Morse’a mało w sumie u nas zna­ne­go pisa­rza (co cie­ka­we – autor powie­ści koń­czył Stam­ford, a jego boha­ter słu­ży w Oks­for­dzie…). Od kil­ku lat na „Ale Kino” pre­zen­to­wa­ny jest serial o począt­kach karie­ry Morse’a „Ende­avo­ur”, ale żad­na ekra­ni­za­cja nie zastą­pi książ­ki. War­to je prze­czy­tać (choć nie­ca­ły cykl docze­kał się pol­skie­go prze­kła­du) dla kli­ma­tu, logicz­nie popro­wa­dzo­nych zaga­dek, a tak­że mnó­stwa genial­nych deta­li, któ­rych trud­no szu­kać w pierw­szym lep­szym kry­mi­na­le. Inspek­tor Mor­se to taki „Men­ta­li­sta” retro.

Tomek u źró­deł Ama­zon­ki” Alfre­da Szklar­skie­go (Muza, 2007)

To jeden z ostat­nich tomów przy­gód Tom­ka Wil­mow­skie­go, choć i pierw­szym nicze­go nie bra­ku­je. Nie wiem, czy to nie ta książ­ka wła­śnie nie wywar­ła na mnie, kil­ku­na­sto­lat­ku, takie­go wpły­wu, że spo­ro po czter­dzie­st­ce chcia­ło mi się wciąż włó­czyć po Andach i Ama­zo­nii w poszu­ki­wa­niu zagi­nio­nych miast pre­ko­lum­bij­skich. Jestem szczę­ścia­rzem, że mogłem te mło­dzień­cze marze­nia i wyobra­że­nia skon­fron­to­wać z rze­czy­wi­sto­ścią, a takiej oka­zji nie miał pan Szklar­ski, któ­ry pisał tyl­ko na pod­sta­wie cudzych wspo­mnień i opra­co­wań, nigdy nie odwie­dza­jąc tych miejsc, w któ­rych sza­lał jego boha­ter. Ale czy to waż­ne? Już Ein­ste­in stwier­dził, że wyobraź­nia jest potęż­niej­sza niż wie­dza, a nic tak jej nie pobu­dza jak książki.


Andrzej Ziemiański

W nie­ty­po­wy spo­sób pod­szedł do tema­tu let­nich lek­tur Andrzej Zie­miań­ski. To autor 28 ksią­żek, zna­ny m.in. z „Toy Wars” czy „Bre­slau fore­ver”, ale naj­bar­dziej chy­ba z best­sel­le­ro­wych cykli „Acha­ja” oraz „Pomnik Cesa­rzo­wej Achai”. Jest moc­no zain­te­re­so­wa­ny tema­ty­ką militarną.

– Chciał­bym pole­cić książ­ki, któ­re z waka­cja­mi koja­rzą się w spo­sób nie­oczy­wi­sty. Każ­dy bowiem może pole­cić na lato książ­ki lek­kie, łatwe i przy­jem­nie. Wyż­sza szko­ła jaz­dy to pozy­cje, przy któ­rych zna­le­zie­nie sko­ja­rzeń waka­cyj­nych zaj­mie czy­tel­ni­ko­wi wie­le cza­su i może zakoń­czyć się nie­po­wo­dze­niem! – oznaj­mił w roz­mo­wie z Niestatystycznym.

Bata­lio­ny kar­ne i oddzia­ły zapo­ro­we Armii Czer­wo­nej” Wła­di­mi­ra Daine­sa (Bel­lo­na, 2015)

To co praw­da pozy­cja bar­dziej dla histo­ry­ków, choć okra­szo­na cie­ka­wy­mi przy­kła­da­mi, któ­re mówią, jak to było napraw­dę. Pole­cam szcze­gól­nie tym, któ­rzy nie doce­nia­ją wol­no­ści wyboru.

Zapo­mnia­ny żoł­nierz” Guya Saje­ra (Rebis, 2018)

Kolej­na rzecz, któ­ra nie od razu koja­rzy się z waka­cja­mi, to opo­wieść o ochot­ni­ku, któ­ry cier­pi wszel­ki nie­do­sta­tek na woj­nie, a opi­su­je to w spo­sób tak pla­stycz­ny, że czy­tel­nik cier­pi razem z nim, boi się, doświad­cza okro­pieństw, bólu, nie­pew­no­ści i gło­du. Jeśli nudzi­cie się na pla­ży, wystar­czy pod­nieść oczy znad tej książ­ki, a natych­miast doce­ni­cie wszyst­ko, co znaj­du­je się wokół.

Kamie­ni­ce. Opo­wie­ści miesz­kań­ców wro­cław­skich kamie­nic” Joan­ny Mie­lew­czyk (OW, 2018)

I dla odmia­ny coś mniej mrocz­ne­go. Jeśli wybie­ra­cie się zwie­dzać Wro­cław pro­po­nu­ję tę pereł­kę dzien­ni­kar­stwa. Abso­lut­ny must have dla każ­de­go pisa­rza, któ­ry chciał­by umiesz­czać akcję utwo­rów w tym mie­ście. A dla tury­stów nie­sa­mo­wi­ty wgląd nie­ja­ko od środ­ka w skom­pli­ko­wa­ne dzie­je Wrocławia.


Marta Guzowska

Mar­ta Guzow­ska z wykształ­ce­nia jest arche­oloż­ką, co łatwo zauwa­żyć, się­ga­jąc po jej powie­ści. Do tej pory napi­sa­ła ich osiem. To m.in. „Gło­wa Nio­be”, „Ofia­ra Polik­se­ny” czy „Śle­py arche­olog”. W stro­nę arche­olo­gicz­nej karie­ry popchnął ją film „Poszu­ki­wa­cze zagi­nio­nej Arki” – wów­czas uzna­ła, że chce być jak India­na Jones. Moż­li­we, że jej twór­czość zain­spi­ru­je kolej­nych mło­dych arche­olo­gów… a może po pro­stu pozwo­li komuś odbyć dodat­ko­we podró­że w wyobraź­ni w cza­sie waka­cyj­nych wędró­wek. Sama Mar­ta Guzow­ska zachę­ca do wypo­czyn­ku z nastę­pu­ją­cy­mi tytułami:

Hype­rion” i „Upa­dek Hype­rio­na” Dana Sim­mon­sa (Mag, 2015)

Mam takie­go przy­ja­cie­la, któ­ry przez lata mi powta­rzał „prze­czy­taj «Hype­rio­na»”. A ja mu na to, też przez lata, że nie jestem wiel­ką wiel­bi­ciel­ką scien­ce fic­tion i że niech mi może pole­ci coś inne­go. No i tak ostat­nio wyszło, że się­gnę­łam po dylo­gię Dana Sim­mon­sa. Och, ileż ja cza­su stra­ci­łam, opie­ra­jąc się tej lek­tu­rze! To arcy­dzie­ło: psy­cho­lo­gicz­ne, socjo­lo­gicz­ne, lite­rac­kie. I – jak to z dobry­mi powie­ścia­mi bywa – wca­le nie jest o tym, o czym jest pozor­nie, czy­li o woj­nie mię­dzy­ga­lak­tycz­nej. Jest o tęsk­no­cie i miłości.

Syn” Phi­lip­pa Mey­era (Czwar­ta Stro­na, 2016)

Tę książ­kę też mi wci­snął zna­jo­my (inny zna­jo­my), ze sło­wa­mi: to świet­ny western i saga rodzin­na. Tyl­ko tak się skła­da, że ja nie cier­pię wester­nów i sag rodzin­nych. Ale posta­no­wi­łam spró­bo­wać. I prze­pa­dłam. To nadal jest western i saga rodzin­na, ale napi­sa­na tak bra­wu­ro­wo, że buty spadają.

Podró­że z moją ciot­ką” Gra­ha­ma Greene’a (Pró­szyń­ski i S‑ka, 1994)

Gdy­bym ze wszyst­kich ksią­żek na świe­cie mia­ła wska­zać tę jed­ną, jedy­ną (co było­by bar­dzo bole­sne i – jak wie­dzą wszy­scy czy­tel­ni­cy – w zasa­dzie nie­moż­li­we), wska­za­ła­bym tę. Wszy­scy się kie­dyś zesta­rze­je­my (to zna­czy miej­my nadzie­ję, że będzie nam to dane), oby­śmy sta­rze­li się tak, jak ciot­ka Augu­sta. To też powieść o nadziei. Nie wiem, ile razy ją czy­ta­łam, ale to nie­waż­ne, za każ­dym razem chwy­ta mnie za kra­wat i wcią­ga mię­dzy stro­ny. Uwa­ga: nie oglą­daj­cie fil­mu na jej pod­sta­wie. Jest idio­tycz­ny i w ogó­le nie poka­zu­je, o co w powie­ści cho­dzi. Uwiel­biam Mag­gie Smith, któ­ra gra Augu­stę, ale nawet ona nie pomaga.

Histo­ria Lisey” Ste­phe­na Kin­ga (Pró­szyń­ski i S‑ka, 2009)

To kolej­na książ­ka, któ­ra nie jest tym, czym się wyda­je. Nie jest to bowiem hor­ror, ani typo­wa kin­gow­ska histo­ria o stra­chach (cho­ciaż stra­chy w niej, oczy­wi­ście, są). To histo­ria o wie­lo­let­niej miło­ści, trud­nej i nie­ty­po­wej. Tak napraw­dę to też pean miło­sny Ste­phe­na Kin­ga dla jego żony Tabi­thy. Monu­men­tal­ne i wzruszające.

Inte­li­gen­cja ero­tycz­na” Ester Perel (Znak, 2008)

A na koniec coś z zupeł­nie innej becz­ki. Nowo­jor­ska sek­su­oloż­ka napi­sa­ła, na pod­sta­wie swo­jej wie­lo­let­niej prak­ty­ki, książ­kę o sek­sie w dłu­go­trwa­łych związ­kach. (Angiel­ski tytuł „Mating in cap­ti­vi­ty” czy­li w wol­nym prze­kła­dzie „Seks w nie­wo­li” jest, moim zda­niem, o wie­le bar­dziej ele­ganc­ki, podob­nie angiel­ska okład­ka, bo pol­ska przed­sta­wia, łopa­to­lo­gicz­nie, parę w łóż­ku). Perel w fascy­nu­ją­cy spo­sób poka­zu­je, co schrza­ni­li­śmy, decy­du­jąc się na dłu­go­trwa­łe związ­ki, dla­cze­go te związ­ki w dzi­siej­szych cza­sach są takie trud­ne i czy moż­li­we jest odzy­ska­nie cho­ciaż odro­bi­ny tego ognia, któ­ry zde­cy­do­wał, że w ogó­le zosta­li­śmy parą. Mądra, bły­sko­tli­wa książ­ka, napi­sa­na świet­nym języ­kiem, nie daje łatwych recept (to nie porad­nik!), ale zmu­sza do myślenia.


Natasza Socha

Nata­sza Socha to nie tyl­ko pisar­ka, ale też dzien­ni­kar­ka i felie­to­nist­ka, a w wol­nym cza­sie – malar­ka oraz ilu­stra­tor­ka ksią­żek dla dzie­ci. Autor­ka 26 ksią­żek, tak­że dla dzie­ci – w ramach cyklu „Cza­ro­dziej­ka Zula”. W jej dorob­ku znaj­du­ją się tytu­ły takie jak „Kobie­ty cięż­kich oby­cza­jów”, „Kogut domo­wy” czy „Rosół z kury domowej”.

Jed­no­ro­żec” Iris Mur­doch (Rebis, 1999)

Kry­ty­cy uzna­li tę książ­kę za gotyc­ką opo­wieść będą­cą połą­cze­niem baj­ki z sen­sa­cją. Coś w tym jest. Jed­no­roż­cem, dzi­wa­dłem, kimś abso­lut­nie odkle­jo­nym od świa­ta, jest głów­na boha­ter­ka Han­nah, wokół któ­rej wszyst­ko się krę­ci. Nie wia­do­mo, kim jest napraw­dę. Ofia­rą czy raczej wyra­cho­wa­ną uczest­nicz­ką dziw­nej, psy­cho­lo­gicz­nej gry. Cza­row­ni­cą? Abso­lut­ne mistrzo­stwo nar­ra­cyj­ne. Zwy­kłe gesty opi­sa­ne są tak, że czy­tasz książ­kę z zapar­tym tchem, jak­by czło­wiek pły­nął, zanu­rza­jąc się co chwi­la w genial­nych opi­sach i meta­fo­rach. Fascy­nu­ją­ca nar­ra­cja, poetyc­ka, a jed­no­cze­śnie suro­wa w opisach.

Księ­ga snów” Niny Geo­r­ge (Wydaw­nic­two Otwar­te, 2017)

Książ­ka zamy­ka­ją­ca cykl powie­ści tej autor­ki, w któ­rych poru­sza ona temat życia, śmier­ci i nie­skoń­czo­no­ści. Pięk­ny język, prze­pla­ta­ją­ce się losy trzech boha­te­rów, z któ­rych jeden leży w śpiącz­ce i uno­si się na gra­ni­cy dwóch świa­tów. Nie­sa­mow­cie opi­sa­ny stan zawie­sze­nia mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią a czymś nie­re­al­nym, trud­nym do okre­śle­nia. I roz­sy­pa­ne obraz­ki z życia trój­ki boha­te­rów, któ­re na nowo pró­bu­ją sobie uło­żyć całość.

Moż­li­wość wybo­ru” Aimée Beek­man (PIW, 1987)

Nie wiem czy to moż­na jesz­cze gdzieś zdo­być – ja zna­la­złam na pół­ce u mamy, seria KIK, rok wyda­nia 1987. Estoń­ska pisar­ka, w któ­rej języ­ku po pro­stu się zako­cha­łam. Fascy­nu­ją­ca histo­ria o kobie­cie, któ­ra posta­no­wi­ła żyć według ogól­nie przy­ję­tych norm, gwał­cąc je jed­no­cze­śnie każ­de­go dnia. Rodzi­na, owszem – ale na jej zasa­dach. „Łatwo śmiać z innych, dopó­ki nie uświa­do­misz sobie, że rów­nież i ty mio­tasz się w sie­ci takich samych bezsensów”.

Przy­go­da fry­zje­ra dam­skie­go” Edu­ar­da Men­do­zy (Znak Lite­ra­no­va, 2013)

Nie­mal za każ­dym rogiem jego powie­ści czai się zgryź­li­wość i gro­te­ska. „Są kobie­ty, na któ­rych apa­ry­cję magicz­ny wpływ wywie­ra zmia­na sta­nu cywil­ne­go na lep­szy, powo­du­jąc praw­dzi­wą trans­fi­gu­ra­cję”. Albo: „Po nadej­ściu lata ruch w zakła­dzie oży­wiał się w popo­łu­dnia, gdyż ludzie przy­cho­dzi­li do mnie pro­sto z pra­cy, aby usu­nąć z wło­sów ropę i medu­zy”. Nie­któ­rzy mówią o jego twór­czo­ści – „lite­rac­kie chu­li­gań­stwo”. Ja to kupu­ję. To saty­ra w naj­lep­szym wyda­niu, zmu­sza­ją­ca mózg do myśle­nia, a brzuch do mię­śnio­wych ata­ków śmie­chu. Czy­ste endor­fi­ny purnonsensu.

Wszyst­kie kwia­ty Ali­ce Hart” Hol­ly Rin­gland (Mar­gi­ne­sy, 2018)

Książ­ka o poszu­ki­wa­niu wła­snej toż­sa­mo­ści, peł­na wszel­kich moż­li­wych emo­cji, z jakich utka­ne jest życie. Smut­na, weso­ła, pięk­na, tra­gicz­na, nie­zwy­kle sym­bo­licz­na. Głów­na boha­ter­ka nie­zwy­kle praw­dzi­wa, peł­na sprzecz­no­ści, popeł­nia­ją­ca błę­dy, nie potra­fią­ca pod­jąć decy­zji, błą­dzą­ca i szu­ka­ją­ca odpo­wie­dzi. Plus magicz­ny język kwiatów.


Katarzyna Puzyńska

fot. Aga­ta Adamczyk

Wieś Lipo­wo nie brzmi jak miej­sce, w któ­rej chcie­li­by­śmy się udać na wcza­sy pod gru­szą – Kata­rzy­na Puzyń­ska osa­dzi­ła tam fabu­łę 10 powie­ści kry­mi­nal­nych. Kie­dy nie pisze kry­mi­na­łów, publi­ku­je książ­ki non-fic­tion – choć też poświę­co­ne poli­cjan­tom, a dokład­niej temu, jak wyglą­da ich życie i służ­ba. Ale nawet poli­cjant kie­dyś idzie na urlop, a wte­dy Kata­rzy­na Puzyń­ska pole­ca zabrać ze sobą nastę­pu­ją­ce książki:

Tajem­na histo­ria” Don­ny Tartt (Znak Lite­ra­no­va, 2017)

Jed­na z moich uko­cha­nych ksią­żek. Jest tam wszyst­ko – intry­ga, zbrod­nia, napię­cie, emo­cje i, przede wszyst­kim, fan­ta­stycz­nie zbu­do­wa­ne posta­ci. Trud­no uwie­rzyć, że to debiut. Do tego cudow­ny język. Koniecz­nie trze­ba przeczytać!

Ostat­nie życze­nie” Andrze­ja Sap­kow­skie­go (super­NO­WA, 2014)

– kla­sy­ka pol­skiej fan­ta­sty­ki, źró­dło genial­nych cyta­tów i nie­za­po­mnia­na przy­go­da. War­to sobie odświe­żyć histo­rię Geral­ta z Rivii, zanim Net­flix udo­stęp­ni swój serial.

Boska pro­por­cja” Pio­tra Bor­li­ka (Pró­szyń­ski i S‑ka, 2019)

Nowe nazwi­sko na pol­skiej sce­nie kry­mi­na­łu. War­to zwró­cić uwa­gę na ten debiut. Od razu ma się ocho­tę na wię­cej. Dobrze, że to pierw­sza część trylogii.

Eva” Artu­ro Pérez-Reverte’a (Znak, 2019)

Tym razem coś dla wiel­bi­cie­li powie­ści szpie­gow­skich… ale w wer­sji retro. Wete­ran hisz­pań­skie­go kry­mi­na­łu w dosko­na­łej for­mie. Książ­ka spodo­ba się zarów­no tym, któ­rzy inte­re­su­ją się histo­rią Pół­wy­spu Ibe­ryj­skie­go, jak i fanom Mar­ka Krajewskiego.

Zupeł­nie nor­mal­na rodzi­na” M.T. Edvards­so­na (Znak Lite­ra­no­va, 2019)

Gęsta atmos­fe­ra tej histo­rii spra­wia, że powieść cięż­ko odło­żyć. Per­spek­ty­wa każ­de­go kolej­ne­go boha­te­ra spra­wia, że okry­wa­my kolej­ne ele­men­ty ukła­dan­ki, a nic nie jest tym, co się wydawało.


Joanna Ostrowska

Joan­na Ostrow­ska jest przede wszyst­kim histo­rycz­ną i publi­cyst­ką, ale rok temu wyda­ła książ­kę „Prze­mil­cza­ne. Sek­su­al­na pra­ca przy­mu­so­wa w cza­sie II woj­ny świa­to­wej”. Już wcze­śniej zaj­mo­wa­ła się zarów­no zapo­mnia­ny­mi ofia­ra­mi nazi­zmu, jak i zja­wi­skiem prze­mo­cy sek­su­al­nej w cza­sach II woj­ny świa­to­wej. W książ­kach jej współ­au­tor­stwa poru­sza­ne były też wąt­ki kry­ty­ki fil­mo­wej. Twór­czość Joan­ny Ostrow­skiej dla wie­lu osób może oka­zać się zbyt cięż­ka jak na lek­tu­rę na pla­żę… sprawdź­my nato­miast, jakie książ­ki ona sama spa­ku­je do plecaka.

Nie­zwy­kłe oko­licz­no­ści znik­nię­cia nie­ja­kie­go Saida Abu an-Nahsa z rodu Opty­sy­mi­stów” Emi­la Habi­bie­go (PIW, 1988)

Waka­cje to dla mnie czas na przy­po­mi­na­nie sobie ulu­bio­nych tytu­łów. Emil Habi­bi za każ­dym razem zaska­ku­je. Mam nadzie­ję, że ktoś wresz­cie wpad­nie na pomysł, aby wzno­wić to arcy­dzie­ło pale­styń­skiej lite­ra­tu­ry. W koń­cu minę­ły już ponad trzy deka­dy od pierw­sze­go pol­skie­go wyda­nia “przy­gód” Saida. Autor­ką prze­kła­du jest Han­na Jankowska.

Jare­mian­ka Bio­gra­fia” Agniesz­ki Dauk­szy (Znak, 2019)

Naj­waż­niej­sza książ­ka lata 2019. Wypa­tru­ję jej od daw­na. Nie mogę się docze­kać spo­tka­nia z „kobie­tą awan­gar­dą”, szcze­gól­nie jeśli autor­ką tej bio­gra­fii jest Agniesz­ka Dauksza.

Przez ruiny i zglisz­cza. Podróż po stu zgła­dzo­nych gmi­nach żydow­skich w Pol­sce” Mor­de­chaj Cani­na (Nisza, 2018)

Szcze­gól­nie teraz war­to czy­tać Cani­na. “Przez ruiny i zglisz­cza” to anti­do­tum na nową poli­ty­kę histo­rycz­ną doty­czą­cą rela­cji pol­sko-żydow­skich w Pol­sce wojen­nej i powo­jen­nej. Każ­dy powi­nien zmie­rzyć się z tym tek­stem. Prze­kład: Moni­ka Adamczyk-Garbowska.

Gay Ber­lin. Bir­th­pla­ce of a Modern Iden­ti­ty” Rober­ta Beachy’ego (brak pol­skie­go wydania)

Ta książ­ka uka­za­ła się w 2014. Wra­cam do niej jak do pod­ręcz­ni­ka, pisząc moją nową książ­kę o para­gra­fie 175. Fascy­nu­ją­cy przy­kład queer-histo­rii pierw­szej poło­wy XX wie­ku. Mam nadzie­ję, że kie­dyś uka­że się jej pol­skie tłumaczenie.

Budząc lwy” Ayelet Gun­dar-Goshen (Wydaw­nic­two Uni­wer­sy­te­tu Jagiel­loń­skie­go, 2019)

Na koniec izra­el­ska pisar­ka / współ­cze­sny Izra­el / thril­ler psy­cho­lo­gicz­ny. Jestem już w trak­cie czy­ta­nia! Prze­kład: Mar­ta Dudzik-Rudkowska.


Max Czornyj

Max Czor­nyj to kolej­ny z pisa­rzy, któ­ry w swo­jej twór­czo­ści wyko­rzy­stu­je doświad­cze­nia zwią­za­ne z zawo­dem wyuczo­nym. W jego przy­pad­ku cho­dzi o pra­wo – Czor­nyj jest adwo­ka­tem, a jako pisarz naj­bar­dziej zna­ny jest z cyklu thril­le­rów o komi­sa­rzu Ery­ku Dery­le. Łącz­nie to autor sze­ściu powie­ści. A co sam czy­ta i co pole­ca innym?

Rucho­me świę­to” Erne­sta Hemin­gwaya (Muza, 2000)

W let­nie dni regu­lar­nie czy­tu­ję „Rucho­me Świę­to” Erne­sta Hemin­gwaya. Zapew­ne dla­te­go, że wie­le scen roz­gry­wa się tam w zimo­wym antu­ra­żu, a takie kli­ma­tycz­ne prze­nie­sie­nie się zawsze dobrze mi robi. To jed­nak przede wszyst­kim wyjąt­ko­wy zapis pew­nej epo­ki i świa­ta, któ­ry nie­ste­ty odszedł już w niepamięć.

Anna Kare­ni­na” Lwa Toł­sto­ja (Znak, 2012)

Z tych samych wzglę­dów pole­cam się­gnąć po „Annę Kare­ni­nę” Toł­sto­ja. Zda­je się, że czy­tel­ni­cy czę­sto oba­wia­ją się kla­sy­ki, a przy tej wła­śnie książ­ce moż­na dostrzec, że tak napraw­dę dobra, wybit­na lite­ra­tu­ra nie dewa­lu­uje się z bie­giem lat.

Lam­part” Giu­sep­pe Toma­sie­go di Lam­pe­du­sy (Muza, 2001)

Trze­cia pozy­cja, któ­rą szcze­rze pole­cam, może nie weszła do kano­nu kla­sy­ki, lecz moim zda­niem z wszech miar na to zasłu­gu­je. „Lam­part” (a wła­ści­wie „Koto­wa­ty”, bo tak powin­no brzmieć tłu­ma­cze­nie wło­skie­go tytu­łu) napi­sa­ny przez ks. Tomas­sa di Lam­pe­du­sę to por­tret ludzi i miejsc w cza­sach wło­skiej rewo­lu­cji. Por­tret bar­dzo prze­ko­nu­ją­cy i pozwa­la­ją­cy spoj­rzeć na nasze życie z odpo­wied­niej per­spek­ty­wy. Wszak „jeśli chce­my, by wszyst­ko pozo­sta­ło tak jak jest, wszyst­ko musi się zmie­nić” – to jeden z moich ulu­bio­nych cyta­tów. Mógł­bym jesz­cze napo­mknąć o filo­zo­ficz­nych przy­po­wiast­kach Wol­te­ra, któ­rych kro­to­chwil­ny cha­rak­ter dosko­na­le nada­je się na waka­cje, ale wypa­da prze­nieść się choć na chwi­lę do współczesności.

Temat na pierw­szą stro­nę” Umber­ta Eco c(Noir sur Blanc, 2015)

W ostat­nich latach spo­re wra­że­nie wywar­ła na mnie książ­ka, czy też ksią­żecz­ka, Umber­ta Eco „Temat na pierw­szą stro­nę”. Jest to jed­no z ostat­nich dzieł tego wiel­kie­go auto­ra i chy­ba naj­bar­dziej cynicz­ne, a jed­nak opi­su­je pasjo­nu­ją­cą histo­rię. Wymie­niać książ­ki na lato mógł­bym chy­ba zbyt długo…

Ręko­pis zna­le­zio­ny w Sara­gos­sie” Jana Potoc­kie­go (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2015)

Bio­rąc pod uwa­gę, że to czas urlo­pów, muszę jesz­cze tyl­ko wspo­mnieć o „Ręko­pi­sie zna­le­zio­nym w Sara­gos­sie” hra­bie­go Jana Potoc­kie­go. Ze wzglę­du na gaba­ry­ty, ale też koniecz­ność pew­ne­go sku­pie­nia na fabu­le, dobrze jest po nie­go się­gnąć wła­śnie wte­dy, gdy dys­po­nu­je­my spo­rą ilo­ścią wol­ne­go cza­su. Wów­czas z pew­no­ścią dostrze­że­my ukry­te walo­ry naj­do­sko­nal­szej z powie­ści szka­tuł­ko­wych. Na zakoń­cze­nie, dla wszyst­kich pasjo­na­tów Włoch i osób we Wło­szech spę­dza­ją­cych waka­cje, pole­cam dzie­ła Kazi­mie­rza Chłę­dow­skie­go trak­tu­ją­ce kolej­no o Rzy­mie, Sie­nie, Fer­ra­rze, Neapo­lu… Znów wymie­niać mógł­bym zbyt dłu­go. Nie­mniej ser­decz­nie pod­da­ję je uwa­dze każ­de­go miło­śni­ka Ita­lii oraz słod­kie­go życia. Życzę pomyśl­ne­go lata i kła­niam się!


Robert J. Szmidt

Robert J. Szmidt to tłu­macz, redak­tor, dzien­ni­karz i wydaw­ca, a tak­że autor 15 ksią­żek. Ostat­nio szcze­gól­nie gło­śno było o „Szczu­rach Wro­cła­wia”, ponie­waż pisarz uśmier­cał w tym cyklu real­ne posta­ci – głów­nie fanów fan­ta­sty­ki, któ­rzy odpo­wie­dzie­li pozy­tyw­nie na jego apel, czy chcą zgi­nąć w książ­ce. Inne zna­ne tytu­ły jego autor­stwa to „Samot­ność Anio­ła Zagła­dy”, „Toy Land” czy „Apo­ka­lip­sa według Pana Jana”.

Ostat­ni brzeg” Nevi­la Shu­te (Bel­lo­na, 2004)

Książ­ka, któ­ra oca­li­ła ludz­kość przed wid­mem woj­ny ato­mo­wej. Tak mówią o niej nie tyl­ko kry­ty­cy. Ta ponu­ra wizja świa­ta umie­ra­ją­ce­go po glo­bal­nym kon­flik­cie napraw­dę mia­ła ogrom­ny wpływ na ludzi, i nie­wy­klu­czo­ne, że może­my cie­szyć się życiem tyl­ko dzię­ki jej powstaniu.

Fun­da­cja” Isa­aca Asi­mo­va (Rebis, 2011)

Wizja przy­szło­ści, w któ­rej moż­na dostrzec odbi­cie sytu­acji, jaka spo­tka­ła nasza cywi­li­za­cję po upad­ku Impe­rium Rzym­skie­go. Genial­nie opo­wie­dzia­na histo­ria, któ­re poka­zu­je mecha­ni­zmy sta­cza­nia się w wie­ki ciem­ne. Bar­dzo aktu­al­na, jak się okazuje.

H.M.S. Ulis­ses” Ali­sta­ira Mac­Le­ana (Muza, 2000)

Nie­ty­po­wa powieść jed­ne­go z naj­bar­dziej zna­nych auto­rów kry­mi­na­łów. Jest to na poły auto­bio­gra­ficz­na i bar­dzo reali­stycz­nie opi­sa­na dro­ga bry­tyj­skie­go kon­wo­ju z cza­sów dru­giej woj­ny świa­to­wej. Obok „Das Boot” – kla­sy­ka gatunku.

Waha­dło Foucaul­ta” Umber­ta Eco (Noir sur Blanc, 2015)

Książ­ka wiel­kie­go eru­dy­ty, któ­ry pod pozo­rem opo­wie­ści sen­sa­cyj­nej potra­fi porwać czy­tel­ni­ka tak wie­lo­ma dygre­sja­mi, że nie spo­sób zakoń­czyć tej lek­tu­ry nie będąc przy­tło­czo­nym, w pozy­tyw­nym tego sło­wa znaczeniu.

Ubik” Phi­li­pa K. Dic­ka (Rebis, 2013)

Jed­no z naj­bar­dziej zna­nych dzieł mistrza scien­ce fic­tion. Dzi­siaj nie jest już może tak peł­na zasko­czeń jak kie­dyś, ale to nadal powieść, któ­rą Dick zaskar­bił sobie moje dozgon­ne uwiel­bie­nie. Oto świat, w któ­rym wszyst­ko może być ułu­dą i fałszem.


Ewa Karwan-Jastrzębska

fot. © Julia Karwan-Jastrzębska

Ewa Kar­wan-Jastrzęb­ska two­rzy lite­ra­tu­rę dzie­cię­cą i mło­dzie­żo­wą, ale jej pole­ce­nia na lato nie ogra­ni­cza­ją się do pozy­cji dla naj­młod­szych. Pisze też pod pseu­do­ni­mem powie­ści dla doro­słych. Wraz z mężem Mar­kiem Kar­wan-Jastrzęb­skim napi­sa­ła best­sel­ler “Kak­tus w ser­cu”, oraz sce­na­riu­sze do fil­mu o swo­im boha­te­rze Misiu Fan­ta­zym. Ma na kon­cie kil­ka­dzie­siąt ksią­żek, w tym „Kro­wę kolo­ro­wą”, „Ban­dę Michał­ka na waka­cjach” czy cykl “Aga­ta z pla­cu Słonecznego”.

Wiwi­sek­cja” Patric­ka White’a (Muza, 2010)

Latem wró­ci­ła­bym do wspo­mnień i wybra­ła­bym się ponow­ne na odle­gły kon­ty­nent. Austra­lij­ski nobli­sta Patrick Whi­te kre­śli por­tret arty­sty mala­rza. Feno­me­nem tej pro­zy jest język opo­wie­ści. I to co pomię­dzy zda­nia­mi. Są książ­ki, któ­rym opie­ra się czas. Cały Whi­te wart jest lek­tu­ry. Tu w prze­kła­dzie Marii Skibiniewskiej.

Czik” Wol­fgan­ga Her­rn­dor­fa (W.A.B., 2013)

Czik” to podróż ku doro­sło­ści. Okład­ka jest jak list do przy­szło­ści. Zdję­cie chwi­li, któ­ra ode­szła i winy­lo­wa pły­ta pod pal­ca­mi. Opo­wia­da bowiem histo­rię chłop­ców wrzu­co­nych w prze­strzeń ini­cja­cyj­nej podró­ży, gdzie miłość spla­ta się z męską przy­jaź­nią, a sen­su­al­ność zda­rzeń z ich poetyc­ko­ścią. I wia­do­mo, że wszyst­ko odej­dzie. To jed­na z naj­ge­nial­niej­szych współ­cze­snych opo­wie­ści o doj­rze­wa­niu. Prze­kład – Agniesz­ka Kowaluk.

Zbyt gło­śna samot­ność” Bohu­mi­la Hra­ba­la (Świat Lite­rac­ki, 2002)

Ma ponad czter­dzie­ści lat i tę samą siłę raże­nia. Nie­wiel­ka ksią­żecz­ka Hra­ba­la kry­je posta­ci skar­by, bo jak ina­czej okre­ślić boha­te­ra, któ­ry żyje wśród spra­so­wa­nych liter, a uno­szą­ce się w powie­trzu dro­bin­ki kurzu zna­czą dro­gę ku nie­skoń­czo­no­ści. Nostal­gicz­na, pięk­na opo­wieść. Prze­kład – Piotr Godlewski.

Ser­ce” Rad­ki Fran­czak (Mar­gi­ne­sy, 2016)

Rzad­ko się zda­rza taki debiut. Nomi­no­wa­na do nagro­dy „Nike” powieść autor­ki zachwy­ca wraż­li­wo­ścią i ory­gi­nal­no­ścią sty­lu. Połą­cze­nie oni­rycz­nych foto­gra­fii z nar­ra­cją wpi­su­ją­cą się w nurt naj­lep­szych powie­ści dro­gi spra­wia, że książ­kę zapa­mię­tu­je się „na zawsze”.

Podróż ludzi Księ­gi” Olgi Tokar­czuk (Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2019)

Debiut tak cenio­nej pisar­ki jest zapo­wie­dzią jej wiel­ko­ści. Cenię tę opo­wieść za to, że zdra­dza morze talen­tu, ale też za świe­żość poszu­ki­wań, któ­re zawsze towa­rzy­szą auto­ro­wi u począt­ków dro­gi. Boha­te­ro­wie niczym figu­ry kome­dii dell’arte budu­ją na naszych oczach świat, w któ­rym każ­dy jest kosmo­sem. Ten kosmos odnaj­dzie­my w póź­niej­szych powie­ściach pisarki.


Remigiusz Mróz

Fot. Miko­łaj Sta­rzyń­ski (www.mikolajstarzynski.pl)

Sko­ro książ­ki na lato, to muszą być odpo­wied­nie do wachlo­wa­nia i na tyle wcią­ga­ją­ce, by nie myśleć o tym, jaki upał wokół – oznaj­mił Remi­giusz Mróz. – W dodat­ku powin­ny chy­ba rzu­cać nie­co fabu­lar­ne­go cie­nia, żeby­śmy mie­li w czym się schro­nić. Co zatem pole­cam? Parę tytu­łów. Nie­któ­re now­sze, inne nie. Przy wszyst­kich stro­ny prze­wra­ca­ły się tak szyb­ko, że nie potrze­bo­wa­łem wiatraczka.

Remi­giusz Mróz pisze jak maszy­na, pro­du­ku­jąc kolej­ne best­sel­le­ry. Łącz­nie wydał ich już 35, w tym trzy pod pseu­do­ni­mem Ove Løg­mans­bø, czym wywo­łał skan­dal, bo poda­wał się za auto­ra o korze­niach z Wysp Owczych. Naj­bar­dziej zna­ny jest z serii o Joan­nie Chył­ce oraz o detek­ty­wie Wik­to­rze Forście.
„Mrocz­na mate­ria” Blake’a Cro­ucha (Zysk i S‑ka, 2016)

Głów­ny boha­ter budzi się wpraw­dzie w swo­im cie­le, ale w bar­dzo nie­swo­im świe­cie. Jego żona nie jest jego żoną, a jego dziec­ko nigdy nawet nie przy­szło na świat. Brzmi jak począ­tek wyświech­ta­ne­go para­no­icz­ne­go SF, ale tak napraw­dę to dia­bel­nie pomy­sło­wa histo­ria, od któ­rej nie spo­sób się oderwać.

Kwia­ty dla Alger­no­na” Danie­la Key­esa (Rebis, 2019)

Kie­dy ta książ­ka wyszła, mogła stać tyl­ko na pół­ce z fan­ta­sty­ką – teraz to raczej powieść psy­cho­lo­gicz­na. Zmro­zi nie­jed­ne­go czy­tel­ni­ka i podob­no nawet naj­więk­si twar­dzie­le po zakoń­cze­niu mają łzy w oczach.

Spod zamar­z­nię­tych powiek” Domi­ni­ka Szcze­pań­skie­go i Ada­ma Bie­lec­kie­go (Ago­ra SA, 2017)

To już napraw­dę porząd­ne ochło­dze­nie. Cała karie­ra nasze­go wybit­ne­go wspi­na­cza w piguł­ce. Czy­ta się to jak naj­lep­szy kry­mi­nał, bo emo­cji napraw­dę nie bra­ku­je. Śnie­gu też nie.

Zanim zasnę” S.J. Wat­so­na (Wydaw­nic­two Sonia Dra­ga, 2016)

Książ­ka z gatun­ku: zanim zasnę, prze­czy­tam jesz­cze jeden roz­dział. Trzy­ma w napię­ciu od pierw­szej do ostat­niej stro­ny. Głów­na boha­ter­ka od dwu­dzie­stu lat budzi się co rano na zupeł­nym rese­cie – przez noc tra­ci wszyst­ko, co zapi­su­je się w pamię­ci krót­ko­trwa­łej. Nie zna ani sie­bie, ani swo­je­go męża, ani ota­cza­ją­ce­go ją świata.

Pod pirac­ką fla­gą” Micha­ela Crich­to­na (Alba­tros, 2010)

Autor nigdy nie doro­bił się wiel­kie­go uzna­nia w oczach kry­ty­ków, ale jeśli rzu­ci­my okiem na reko­men­da­cje książ­ko­we na jakim­kol­wiek anglo­ję­zycz­nym por­ta­lu, zawsze poja­wią się tam jego książ­ki. U nas te naj­lep­sze moż­na dostać w nie­zbyt zgrab­nych tłu­ma­cze­niach i sta­rych wyda­niach, nie­ste­ty. (Obsy­pię zło­tem wydaw­cę, któ­ry sku­pi pra­wa do wszyst­kich i wyda je porząd­nie!) Ta powieść to dobra przy­go­dów­ka, w sam raz na lato.

Mrocz­na poło­wa” Ste­phe­na Kin­ga (Alba­tros, 2016)

Czym­że była­by jaka­kol­wiek lista bez Kin­ga? Pro­blem pole­ga na tym, że przy takich oka­zjach pole­ca­łem już chy­ba wszyst­kie jego książ­ki, więc nie­wie­le mi zosta­ło. Tym razem zachę­cam do się­gnię­cia po powieść, w któ­rej autor poszu­ku­je odpo­wie­dzi na pyta­nie – kim jest pisarz, kie­dy pisze? (Bo na pew­no nie sobą).


Robert Ziębiński

Fot. Adam Tuchliński

Robert Zię­biń­ski pisze przede wszyst­kim o cudzej twór­czo­ści – przy­kła­da­mi mogą być pozy­cje „Ste­phen King. Sprze­daw­ca stra­chu” czy „Ste­phen King. Instruk­cja obsłu­gi”, ale ma też na kon­cie m.in. „Wspa­nia­łe życie”, czy­li quasi-auto­bio­gra­ficz­ną powieść, w któ­rej mie­rzył się z demo­na­mi alko­ho­li­zmu. Łącz­nie do tej pory wyszło spod jego pió­ra 6 książek.

Upior­na opo­wieść” Pete­ra Strau­ba (Vesper, 2018)

Bo jest to jed­na z naj­wy­bit­niej­szych powie­ści gro­zy w histo­rii, a poza tym to kawał świet­nej opo­wie­ści. Zanu­rzasz się i płyniesz…

Koniec Empi­re Falls” Richar­da Rus­so (Pró­szyń­ski i S‑ka, 2003)

Nagro­dzo­na Pulit­ze­rem powieść o pro­win­cjo­nal­nej Ame­ry­ce i pro­win­cjo­nal­nych pro­ble­mach, któ­re wca­le – jak się oka­zu­je – tak pro­win­cjo­nal­ne nie są. Rus­so to wciąż jeden z naj­bar­dziej nie­do­ce­nio­nych w Pol­sce pisa­rzy. Szkoda.

Twier­dza samot­no­ści” Jona­tha­na Lethe­ma (Zysk i S‑ka, 2007)

Kapi­tal­na powieść o doj­rze­wa­niu, a w tle opo­wieść o Nowym Jor­ku. Lethem to kolej­ny wiel­ki ame­ry­kań­ski pisarz, któ­ry w niczym nie ustę­pu­je Fran­ze­nom i całej reszcie.

Fletch” Gregory’ego Mac­Do­nal­da (Kra­jo­wa Agen­cja Wydaw­ni­cza, 1991)

Otwar­cie cyklu kry­mi­nal­ne­go o dzien­ni­ka­rzu Flet­che­rze, któ­ry, szu­ka­jąc tema­tów, wpa­da w wiel­kie tara­pa­ty. W Pol­sce uka­zał się tyl­ko pierw­szy tom, a szko­da. Plus – może­cie obej­rzeć dwa fil­my z Che­vym Chase’em.

58 minut” Wal­te­ra Wage­ra (Adam­ski i Bie­liń­ski, 1998)

Powieść, na pod­sta­wie któ­rej powsta­ła „Szkla­na pułap­ka 2”. Mamy tu samot­ne­go gli­nia­rza, mamy ter­ro­ry­stów, lot­ni­sko i 58 minut na ura­to­wa­nie pasa­że­rów. Moc­ne, ener­gicz­ne i z bar­dzo faj­nie napisane.


Chris Carter

I na zakoń­cze­nie coś spo­za nasze­go podwór­ka. Na nasze pyta­nia odpo­wie­dział też Chris Car­ter, autor powie­ści kry­mi­nal­nych. Uro­dził się w Bra­zy­lii, po matu­rze wyje­chał do USA, dziś miesz­ka w Lon­dy­nie. Debiu­to­wał „Kru­cy­fik­sem”, do tej pory w Pol­sce uka­za­ło się 9 ksią­żek jego autorstwa.

– Gdy tyl­ko popro­szo­no mnie o wymie­nie­nie moich ulu­bio­nych ksią­żek kry­mi­nal­nych, moją pierw­szą myślą było: „O cho­le­ra, to będzie trud­ne zada­nie!” – przy­zna­je autor. – Nie dla­te­go, że jest ich tak wie­le, ale dla­te­go, że nie czy­tam ich nawet w przy­bli­że­niu tyle, ile powi­nie­nem – i są ku temu dwa głów­ne powo­du. Po pierw­sze jestem jed­nym z tych auto­rów, któ­rzy nie potra­fią czy­tać pod­czas pisa­nia powie­ści. Po pro­stu nie mogę się skon­cen­tro­wać. I po dru­gie – jestem bar­dzo, bar­dzo wol­nym czy­tel­ni­kiem. Żebyś lepiej zro­zu­miał, co mam na myśli – w zeszłym roku prze­czy­ta­łem dwie – tak, dwie! – książ­ki. Hanieb­ne, wiem. Uwzględ­nia­jąc to wszyst­ko, oto lista pię­ciu naj­lep­szych ksią­żek, któ­re prze­czy­ta­łem w cią­gu ostat­nich lat.

Sys­tem” Toma Roba Smi­tha (Alba­tros, 2015)

Nie pozwól, pro­szę, żeby film cię ogłu­pił, nawet nie zbli­ża się do odda­nia spra­wie­dli­wo­ści książ­ce. Książ­ka jest czymś o wie­le wię­cej niż po pro­stu histo­rią o seryj­nym mor­der­cy. Jeśli jesz­cze jej nie czy­ta­łeś, się­gaj po egzem­plarz. Gwa­ran­tu­ję, że nie będziesz rozczarowany.

Piel­grzym” Terry’ego Hay­esa (Rebis, 2014)

Zaje­bi­ste, po pro­stu zaje­bi­ste. Nic wię­cej nie trze­ba dodawać.

Ana­li­tyk” Joh­na Kat­zen­ba­cha (Amber, 2004)

Według mnie jeden z naj­lep­szych psy­cho­lo­gicz­nych thril­le­rów, jakie kie­dy­kol­wiek napi­sa­no. Zwro­ty akcji są po pro­stu nie­sa­mo­wi­te. Napraw­dę kocham tę książkę.

Kolek­cjo­ner oczu” Seba­stia­na Fitz­ka (G+J, 2011)

Seba­stian to nie­miec­ki mistrz suspen­su. Jeśli nie czy­ta­łeś żad­nej z jego ksią­żek, ta jest wspa­nia­ła, aby roz­po­cząć. Lubisz „Siłę stra­chu” (Hide and Seek)?

Mil­cze­nie owiec” Tho­ma­sa Har­ri­sa (Wydaw­nic­two Sonia Dra­ga, 2019)

Sądzę, że powo­dy sto­ją­ce za tym wybo­rem są oczywiste.
I to już koniec naszej obszer­nej listy z pro­po­zy­cja­mi na waka­cje. Czy zna­leź­li­ście coś dla sie­bie, czy to wśród pro­po­zy­cji auto­rów, czy też ich wła­snej twórczości?


Przy­go­to­wa­ła Anna Tess Gołebiowska



 

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy