Jeden tom to zazwyczaj za mało dla regularnie czytającego Polaka. Wielotomowe serie, których końca nie widać, mogą zaś nużyć, zwłaszcza kiedy na kolejne części trzeba czekać latami, bo pisarz, zamiast je pisać, zajmuje się wszystkim innym. Dlatego najlepszą opcją wydają się tradycyjne trylogie, opierające się na uniwersalnej magii trzech tomów – nie za dużo, nie za mało, w sam raz, by nacieszyć się opowiadaną historią. Chcielibyśmy teraz zwrócić waszą uwagę na pięć wyjątkowo ciekawych – naszym zdaniem – trylogii ostatnich lat. Wszystkie zostały wydane w Polsce i każda z nich jest kompletna – można więc zanurzyć się w nurtach tych fantastycznych opowieści bez obaw, że zwieńczenia się nie doczekamy.
Pęknięta ziemia
Wyobraźcie sobie świat, w którym egzystencja podporządkowana jest nieustannemu strachowi przed cyklicznymi kataklizmami zdolnymi zniszczyć każde istnienie. Wyobraźcie sobie świat, w którym ludzie wykształcili w sobie umiejętność władania ruchami tektonicznymi planety, są zdolni do wypiętrzania gór zaledwie myślą. Zastanówcie się, czy nazywalibyście ich nadal ludźmi, czy raczej odsunęlibyście ich poza margines, określając potworami w strachu przed nieznanymi mocami. Potraktowalibyście ich jak zwierzęta, zniewolili ich, złamali wolną wolę i wykorzystali do łagodzenia skutków pomniejszych kataklizmów? A i tak nigdy nie moglibyście być pewni, czy nie przyjdzie taki czas, że się zbuntują i odbiorą z dawna im odebraną wolność. Tak jak robi to mityczny Ojciec Ziemia, legendarna siła, wściekła na ludzi, karząca wszelkie istnienie piątymi porami roku. Tak właśnie prezentuje się w ogromnym uogólnieniu Bezruch – superkontynent, na którym życie jest prawdziwym wyzwaniem. Zwłaszcza teraz, kiedy rozpoczął się kolejny sezon, najstraszniejszy z dotychczasowych, kto wie, czy nie ostateczny. Ziemia umiera. Znowu.
N.K. Jemisin w trylogii Pękniętej Ziemi zatrzęsła całym światem. Kreuje zachwycającą wizję cywilizacji znajdującej się u swego kresu. Prezentuje oryginalną formę magii. Zadaje czytelnikowi mnóstwo pytań, na które później sukcesywnie pomaga znaleźć odpowiedzi, nie pozostawiając właściwie ani jednej białej plamy na mapie wykreowanej rzeczywistości. A najważniejsze, obnaża ludzkość, pokazując wszystkie nasze słabości i przywary. Cykl bawi postapokaliptyczną fabułą, w której nie brakuje licznych zwrotów akcji, mistrzowsko rozegranych gambitów, podczas których czytelnik niejednokrotnie wyprowadzany jest w pole, gdzie pozostawiony ze szczęką przy ziemi ma czas, by wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Bo Pęknięta Ziemia również uczy rozróżniać poszczególne odcienie szarości.
Wartość najnowszej trylogii Jemisin została doceniona na Zachodzie. Zarówno Piątej porze roku, jak i Wrotom obelisków przyznano nagrodę Hugo – jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień przyznawanych literaturze fantastycznej. Poza tym obie książki były wielokrotnie nominowane do innych nagród, między innymi Locusa czy Nebuli. Jeśli ostatni tom – Kamienne niebo – także otrzyma Hugo, Jemisin przejdzie do historii jako pierwsza autorka będąca laureatką nagrody trzy razy z rzędu – nikomu wcześniej nie udał się taki wyczyn! Trylogią Pękniętej Ziemi zainteresował się również przemysł rozrywkowy. Trwają prace nad wyprodukowaniem serialu telewizyjnego, który przeniósłby Bezruch z górotwórczą magią i tajemniczymi zjadaczami kamieni na małe ekrany. Byłoby to świetne ukoronowanie sukcesów Pękniętej Ziemii.
Magowie prochowi
Fantastyka pozwala dowolnie kreować światy, daje pisarzom właściwie nieograniczone pole do popisu. Jednym z elementów ubarwiających powstające uniwersa jest magia. Ta czasami pełni rolę zaledwie ozdobnika, a czasami jest centralnym punktem, wokół którego kręci się cała fabuła. Najwspanialsze jest to, że systemów magicznych może być tyle, ile pisarzy fantastycznych. Polecamy na przykład spotkanie z oszałamiającymi popisami górotwórstwa u N.K. Jemisin; u Sandersona trafimy na zachwycających allomantów wykorzystujących metale jako katalizatory dla swoich niezwykłych umiejętności; możemy zająć się tkaniem skomplikowanych wątków i wplataniem ich w prawdziwe wzorce nazwanych przedmiotów w grze fabularnej Earthdawn: Przebudzenie Ziemi i niezgorszych powieściach opartych na tym systemie. Możemy również natknąć się na ludzi zdolnych manipulować prochem strzelniczym, by zyskiwać w ten sposób nadnaturalne zdolności. Tych ostatnich znajdziecie w trylogii Magów prochowych Briana McClellana.
Autor wrzuca czytelnika w sam środek państwa Adro stojącego u progu konfliktu militarnego z Kezem. Dochodzi do niespodziewanego przewrotu, który nadwyręża i tak już wątły spokój w kraju. Do przeprowadzenia śledztwa nadzwyczaj delikatnej natury zostaje zatrudniony prywatny detektyw. Sprawy nie ułatwia, że wmieszani w to wszystko są wysoko postawieni oficerowie, a do tego magowie prochowi. Na domiar złego z wieloletniego snu budzi się rozeźlony bóg Kresimir. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, wojna jest nieunikniona.
Brian McClellan rysuje przed czytelnikiem fascynujący świat, który na pierwszy rzut oka przypomina pod pewnymi względami naszą rzeczywistość z ery napoleońskiej. Tyle że ani Napoleon, ani żaden inny ziemski dowódca nie miał do dyspozycji jednostek zdolnych zdalnie podpalać proch, ciskać kulami z siłą wystrzału z muszkietu czy wyostrzać zmysłów i zwiększać refleks. Uważajcie tylko, bo proch strzelniczy jest ogromnie uzależniający. Możecie już nigdy nie znaleźć drogi powrotnej z prochowego stanu uniesienia. Tak jak możecie mieć problem z odłożeniem na bok książek McClellana.
Wojny alchemiczne
Według trylogii Wojen alchemicznych spisanych przez Iana Tregillisa Christiaan Huygens – XVII-wieczny uczony, doskonały zegarmistrz, przenikliwy myśliciel i filozof, niezrównany alchemik – wykorzystał całą swoją wiedzę, by stworzyć wynalazek, który zupełnie odmienił bieg historii. Jego mechaniczny człowiek – pozbawiona woli autonomiczna humanoidalna jednostka napędzana zegarmistrzowską precyzją i alchemiczną magią – charakteryzował się absolutnym posłuszeństwem wobec swojego pana. Ludzie jak to ludzie wykorzystali wynalazek w jednym tylko celu: by niszczyć. Królestwo Niderlandów przy pomocy mechanicznej armii, której jednostki nie męczyły się, nie czuły bólu, nie musiały jeść ani pić, nie potrzebowały również snu, bez problemów podbiło Europę i skolonizowało kontynent amerykański.
Jako taką autonomią cieszy się jedynie Francja, która wypracowała kruchy rozejm z mosiężnym tronem. Państwo, znajdujące się pod rządami opętanego marzeniami o dawnej chwale króla, po cichu pracuje nad chemicznymi miksturami i alchemicznymi sposobami zdolnymi przezwyciężyć wrogą armię, zrównać z ziemią supermocarstwo i przywrócić dawną równowagę na świecie.
Każdy mechanizm pracuje niezawodnie, dopóki wszystkie precyzyjnie wykonane części należycie spełniają swoje zadania. Kiedy jedna z nich ulegnie uszkodzeniu – wyszczerbi się zębatka, pęknie sprężyna czy zerwie się pasek – skomplikowana konstrukcja runie. Tak też rozpoczyna się powolna destrukcja Królestwa Niderlandów – od jednego drobnego błędu w idealnie dotychczas działającym systemie. Oto jeden z mechanicznych, zwykły służący kupieckiej rodziny z Hagi, w wyniku pasjonującego zbiegu okoliczności z raczej przypadkowym udziałem francuskiego szpiega, odzyskuje wolną wolę. Okazuje się bowiem, że mechaniczni wcale tacy bezwolni nie są, ich umysły zostały po prostu spętane alchemicznymi więzami, nazywanymi geas, które da się rozerwać.
Rozpoczyna się szpiegowska awantura w stylu Jasona Bourne’a, obfitująca w brawurowe pościgi, krwawe walki, zuchwałe kradzieże, a wszystko to okraszone rozważaniami natury filozoficzno-religijnej. Bo pod płaszczykiem opowieści o starciu dwóch królestw zawarł Ian Tregillis pytania o zdolność maszyn do myślenia, ich samoświadomość oraz cechy, które czynią człowiekiem. Wojny alchemiczne potrafią zaskoczyć.
Morze Drzazg
Joe Abercrombie dał się poznać jako znakomity twórca klasycznej fantastyki heroicznej dzięki trylogii Pierwszego prawa (i pozostałym książkom osadzonym w tym uniwersum). Przy okazji tego artykułu chcielibyśmy jednak zwrócić waszą uwagę na jego nowszą serię. Morze Drzazg od samego początku kierowane było do trochę młodszego czytelnika; powieści wpisują się w nurt literatury young adult, ale nadal jest to lektura wielce satysfakcjonująca, nawet starszych entuzjastów fantastyki. Zapoczątkowana przez Pół Króla trylogia opowiada historię niepełnosprawnego chłopca, któremu los zgotował wielkie przeznaczenie. Znów klasycznie, ale z ogromną klasą.
Yarvi jest młodym księciem Gettlandu. Urodził się z defektem ręki. Dlatego wielu nie widzi go w roli następcy tronu. Sam Yarvi też nie do końca jest przekonany, czy nadaje się do pełnienia takiej funkcji. Kiedy jednak ginie król Gettlandu, protagonista poprzysięga zemstę, ale wpierw będzie musiał przetrwać trudy życia galernika i zbiec z okrutnej niewoli.
Opowieść sama w sobie jest bardzo typową historią o poszukiwaniu swojego ja, próbach mierzenia się z własnymi słabościami, stawianiu sobie odpowiednich celów i dążeniu za wszelką cenę do ich spełnienia. Najbardziej urzeka świat opisany przez Abercrombiego. Nie da się nie skojarzyć wojowników Gettlandu, Vansterlandu i Throvenlandu z dzielnymi wikingami, ich ziemie zaś przypominają kształtem Szwecję, podczas gdy linia brzegowa Morza Drzazg jest łudząco podobna do tej należącej do Morza Bałtyckiego. Razem z bohaterami książek trafiamy na drobne wskazówki podpowiadające, że odwiedzane tereny to w rzeczywistości Skandynawia, a nasz świat kilka tysięcy lat temu musiał ulec jakiejś ogromnej katastrofie. Odkrywanie wszystkich sekretów Morza Drzazg i rozpoznawanie kolejnych elfickich artefaktów sprawia czytelnikowi ogromną frajdę.
Krucze pierścienie
Jak już jesteśmy w klimacie mroźnej północy, to wspomnijmy o Kruczych pierścieniach norweskiej pisarki i rysowniczki Siri Pettersen. To piękna saga, bardzo poetycka, a zarazem niezwykle konkretna, eksplorująca mniej oklepane motywy pochodzące z nordyckiej mitologii i folkloru, które nie są tak oczywiste z punktu widzenia współczesnej popkultury. Trylogia Siri Pettersen to coś zupełnie nowego na fantastycznym poletku.
Doskonale w książce gra odwrócenie ról, gdzie aetlingowie, czyli humanoidalne istoty z ogonami są tymi dobrymi, podczas gdy ludzie to złe potwory roznoszące straszliwe choroby, w dodatku mające możliwość otwierania bram między światami, przez które może przejść jeszcze większa groza. Do ambarasu dochodzi, kiedy w tym fantastycznym świecie rodzi się pozbawiona ogona dziewczynka, a zielarz, zamiast zabić niewinne przecież dziecko, które jednak pewnego dnia może wyrosnąć na okropnego potwora, ocala je i wychowuje. To, że rudowłosa Hirka jest córką Odyna, wcale nie poprawia jej i tak trudnej sytuacji, a w przyszłości wręcz przysparza jej kłopotów i stwarza wiele niebezpieczeństw.
Krucze pierścienie opowiadają o inności, wyobcowaniu, odrzuceniu, radzeniu sobie ze stereotypowym myśleniem. To również opowieść o pożądaniu władzy i pogoni za wolnością.
Tak jak wcześniej przytoczone trylogie, Krucze pierścienie cechuje ogromna oryginalność, może nawet bardziej znacząca, bo opierająca się na kulturze, która nie jest nam tak bliska jak ta anglosaska.