Robert Morin przez czterdzieści dziewięć lat pracował w bibliotece Uniwersytetu w New Hampshire. Po śmierci według testamentu uczelni zostały przekazane wszystkie jego oszczędności w zawrotnej kwocie czterech milionów dolarów. Można by się spodziewać, że instytucja przeznaczy ofiarowane środki na rozwój biblioteki, żeby upamiętnić hojnego pracownika. Okazuje się jednak, że nowa multimedialna tablica do wyświetlania wyników przy uniwersyteckim stadionie jest ważniejsza!
Robert Morin pracował ciężko i prowadził bardzo skromne życie. Ukończył Uniwersytet w New Hampshire, by później przez prawie pięćdziesiąt lat zajmować się katalogowaniem książek w jego bibliotece. Żył samotnie, bardzo małą część pensji przeznaczał na siebie – wszystkie oszczędności sumiennie odkładał.
Na śniadanie jadał chipsy kukurydziane, popijał colą, w pracy spożywał szybką kanapkę z serem, a w domu mógł liczyć na odmrażany obiad, bo jedyne, czego to wymagało to mikrofalówka. Był bardzo niezwykłym dżentelmenem, powiedział Edward Mullen, doradca finansowy Roberta Morina.
Morin miał dwie pasje. Jedną było oglądanie filmów, drugą czytanie książek. Do tego też miał dość niecodzienne podejście. Czytał bowiem w chronologicznej kolejności każdą książkę (dosłownie każdą, bo i dziecięcą literaturę, książki kucharskie, i te o technologii) wydaną w latach 1930 do 1940. Zanim umarł dotarł do roku 1938, będącego również rokiem jego urodzin.
Swojej Alma Mater zostawił w spadku cztery miliony dolarów. Sto tysięcy zostało przeznaczonych na bibliotekę, dwa i pół miliona posłuży rozwojowi centrum kariery, natomiast okrągły milion pójdzie na nową tablicę wyników na uniwersyteckim stadionie futbolu amerykańskiego.
Proporcje wydają się tu być dość niesprawiedliwe, można by powiedzieć, że wręcz niewłaściwe, ale okazuje się, że według woli Roberta Morina uniwersytet miał na bibliotekę rzeczywiście przeznaczyć jedynie sto tysięcy dolarów, z resztą pieniędzy mógł zrobić, co chciał. Władze uczelni nie zrobiły więc nic niezgodnego z prawem, natomiast opinia publiczna nie zostawia suchej nitki na uniwersytecie. W internecie pojawiło się mnóstwo komentarzy od ludzi z uczelnią niezwiązanych, ale również od jej wychowanków, dla których decyzja takiego a nie innego rozporządzenia majątkiem jest mocno dyskusyjna.
Wydaliście milion dolarów z datku tego człowieka na tablicę wyników i macie tupet pisać o tym jak o „priorytecie uczelni”? To dziewiąty krąg piekła Dantego w razie gdybyście zapomnieli albo nigdy nie wiedzieliście, co jest bardziej prawdopodobne – Michael Young.
Pieniądze powinny pójść na bibliotekę, personel, stypendia. Wstyd, że fundusze zostały zmarnowane na tablicę wyników. To z książek studenci się uczą, zawsze ktoś potrzebuje jakiejś pomocy. Tablica wyników pokazuje jedynie, jak źle poukładane priorytety ma szkolna administracja. – Patrick Raymond Joseph Krask.
Mimo internetowej burzy, władze uczelni poinformowały, że swojej decyzji nie zmienią.
źródło: businessinsider
Autor: Oskar Grzelak