Aktualności

Nie żyje Lech Jęczmyk. Tłumaczył Vonneguta, Le Guin czy Dicka

Był wybit­nym tłu­ma­czem lite­ra­tu­ry angiel­skiej i rosyj­skiej, publi­cy­stą, redak­to­rem i poli­ty­kiem. 17 lip­ca zmarł Lech Jęcz­myk. Miał 87 lat.

O śmier­ci Lecha Jęcz­my­ka poin­for­mo­wał Woj­ciech Sedeń­ko, redak­tor i wydaw­ca lite­ra­tu­ry fan­ta­stycz­nej, któ­ry współ­two­rzył z nim m.in. cykl „Rakie­to­we szlaki”.

– Dzi­siaj odszedł, tak jak chciał, w domu, Lech Jęcz­myk (1936–2023). Miał 87 lat. Wspa­nia­ły czło­wiek, tłu­macz, redak­tor, znaw­ca fan­ta­sty­ki i lite­ra­tu­ry – oświad­czył Sedeńko.

Zmarł Lech Jęcz­myk, wiel­ki tłu­macz lite­ra­tu­ry angiel­skiej, czło­wiek fascy­nu­ją­cy, więk­szy od same­go sie­bie, wyznaw­ca naj­dziw­niej­szych teo­rii spi­sko­wych, wiel­ki gawę­dziarz, dżu­do­ka, któ­ry po dwu­na­stu wód­kach i sied­miu krzy­ży­kach na kar­ku na trzy razy od sie­bie młod­szych pre­zen­to­wał tech­ni­ki dżu­do. Praw­dzi­wy mensz – wspo­mi­nał Jęcz­my­ka Szcze­pan Twar­doch. – Mam wie­le zwią­za­nych z nim wspo­mnień, naj­dziw­niej­szym jed­nak jest chy­ba ostat­nie, widzie­li­śmy się tak napraw­dę ostat­ni raz może osiem czy sie­dem lat temu, nie pamię­tam, było to w Łodzi, nie pamię­tam też już z jakiej oka­zji. Zakwa­te­ro­wa­no mnie i Lecha w jed­nym poko­ju, co było dość nie­zręcz­ne, dla nie­go, sta­re­go już czło­wie­ka, chy­ba bar­dziej. Pili­śmy naj­pierw dużo wód­ki w knaj­pie, potem w poko­ju Lech wycią­gnął z tor­by jesz­cze jakąś bute­lecz­kę nalew­ki cza­ro­dziej­skiej, wypi­li­śmy, zga­si­łem świa­tło i do łóżek. Gdy się poło­ży­łem, Lech zaczął mówić, nie ocze­ku­jąc ode mnie nawet funk­cji fatycz­nej, mówił cicho, pra­wie szep­tem, ale głos miał zawsze tak tubal­ny, jak moż­na było się spo­dzie­wać po czło­wie­ku jego byczej postu­ry, więc mówił, opo­wia­dał z tego łóż­ka obok jak­by dale­ka burza grzmia­ła, gawę­dził o wszyst­kim, o swo­im życiu, mło­do­ści, o tym jak dzie­cię­ciem będąc widział w War­sza­wie Hitle­ra, o UFO, o lite­ra­tu­rze, o Von­ne­gu­cie, o jego oso­bi­stej filo­zo­fii świa­ta, o Bogu, o wszyst­kim i o nico­ści, a ja obok zasy­pia­łem powo­li, jak­bym słu­chał wła­śniej tej dale­kiej burzy, któ­ra grzmia­ła w jego siwej gło­wie. Był Lech Jęcz­myk burzą.


Zmarł Lech Jęcz­myk, wybit­ny tłu­macz, wol­ny duch, depo­zy­ta­riusz żywio­ło­we­go inte­lek­tu. Spo­lsz­czył Dic­ka, Von­ne­gu­ta, LeGu­in, Palah­niu­ka i wie­lu innych. Jego zasług dla kul­tu­ry pol­skiej nie spo­sób prze­kre­ślić. – To już wspo­mnie­nie Łuka­sza Orbi­tow­skie­go. – Podzie­lę się tym czym umiem, czy­li wspo­mnie­niem. Wie­le lat temu, na jakimś kon­wen­cie pili­śmy razem śnia­da­nie. Mia­łem na sobie, jak to ja, koszul­kę z moty­wem dia­bel­skim. Był to, jeśli mnie pamięć nie myli, trium­fu­ją­cy Lucy­per czy coś rów­nie przy­jem­ne­go. Lech, żywot­nie i szcze­rze zwią­za­ny z kato­li­cy­zmem, popa­trzył na mnie, mło­de­go, dzi­kie­go i tak rzekł: „Mój bóg zwy­cię­ży two­je­go”. Tego same­go dnia zła­mał rękę po pija­ku. Potem we dwóch, znów przy kie­li­chu, śmia­li­śmy się z tego, co powie­dział pod­czas śnia­da­nia. Dziś prze­stał ist­nieć wiel­ki, wyjąt­ko­wy czło­wiek. Nigdy Go nie zapo­mnę.

Wczo­raj odszedł Lech Jęcz­myk. Oso­bi­stość inte­lek­tu­al­nie wybit­na i wybit­nie zasłu­żo­na nie tyl­ko dla pol­skiej fan­ta­sty­ki, ale w ogó­le dla pol­skiej lite­ra­tu­ry. To dzię­ki Jęcz­my­ko­wi wie­lu z nas pozna­ło Dic­ka, Von­ne­gu­ta, LeGu­in, Bal­lar­da, Palah­niu­ka i innych wiel­kich. Książ­ki, któ­re prze­ło­żył, a prze­kła­dał je genial­nie, dla wie­lu z nas sta­ły się pali­wem dla wyobraź­ni, ale też dla wraż­li­wo­ści i dawa­ły budu­lec dla krę­go­słu­pa, pozwo­li­ły ukształ­to­wać świa­to­po­gląd. Ludziom, któ­rzy prze­szcze­pia­li na pol­ski grunt tak waż­ne, for­ma­tyw­ne tek­sty kul­tu­ry, nale­ży wzno­sić pomni­ki – pod­su­mo­wał Woj­ciech Gunia. – W tej sytu­acji tro­chę nie mie­ści mi się w gło­wie poja­wia­ją­ce się gdzie­nie­gdzie joj­cze­nie że o jeżu o borze Jęcz­myk miał moc­no kon­ser­wa­tyw­ne poglą­dy. Tak, miał. Tak, wyra­żał je. Tłu­macz ksią­żek nie ma obo­wiąz­ku jakimś pra­wem osmo­zy przej­mo­wać widze­nia świa­ta pisa­rzy, któ­rych prze­kła­da, choć bez wąt­pie­nia musi to widze­nie świa­ta rozu­mieć i wło­żyć w pro­jekt całe swo­je zaso­by umy­sło­we, zmysł, wraż­li­wość. Ina­czej prze­kład się nie uda. Macie jaki­kol­wiek pro­blem z poglą­da­mi Jęcz­my­ka? To czy­taj­cie sobie dalej kogoś ze swo­jej baniecz­ki i jemu przy­kla­skuj­cie. Na tym wszak­że dziś pole­ga uczest­nic­two w kul­tu­rze inter­ne­tu: na przy­kla­ski­wa­niu ludziom ze swo­je­go ple­mie­nia i co naj­wy­żej wdu­sza­nia ikon­ki roze­śmia­nej mord­ki, gdy ktoś napi­sze coś, co godzi w nasze dobre samo­po­czu­cie i poczu­cie jedy­no­słusz­no­ści. Albo – naj­le­piej – poczy­taj­cie sobie te książ­ki, któ­re tłu­ma­czył. One są tak samo mądre i waż­ne dziś jak były deka­dy temu i będą tak samo mądre i waż­ne za deka­dy następ­ne.

Lech Jęcz­myk był zwią­za­ny m.in. z wydaw­nic­twem Iskry, Czy­tel­ni­kiem, Pań­stwo­wym Insty­tu­tem Wydaw­ni­czym oraz Sola­ri­sem. Przez lata był redak­to­rem pism „Fan­ta­sty­ka” i „Nowa Fan­ta­sty­ka”, w latach 1990–1992 był jej redak­to­rem naczel­nym. Publi­ko­wał też na łamach „Fron­dy”.

Do prze­tłu­ma­czo­nych przez Lecha Jęcz­my­ka ksią­żek nale­żą „Pod­ziem­ny krąg” Chuc­ka Palah­niu­ka, „Rzeź­nia numer pięć” Kur­ta Von­ne­gu­ta, „Lewa ręka ciem­no­ści” Ursu­li K. Le Guin, „Czło­wiek z Wyso­kie­go Zam­ku” Phi­li­pa K. Dic­ka, „Wyspa” J.G. Bal­lar­da, „Kto zastą­pi czło­wie­ka” Bria­na W. Aldris­sa czy „Para­graf 22” Jose­pha Kellera.

Jako redak­tor wydaw­nic­twa Iskry Lech Jęcz­myk roz­po­czął publi­ka­cję cyklu „Kro­ki w nie­zna­ne”, czy­li anto­lo­gii opo­wia­dań fan­ta­stycz­nych. Póź­niej pro­jekt wzno­wi­ło wydaw­nic­two Sola­ris. W ramach „Kro­ków w nie­zna­ne” publi­ko­wa­ne były m.in. opo­wia­da­nia Sta­ni­sła­wa Lema, Janu­sza A. Zaj­dla, Wik­to­ra Żwi­kie­wi­cza, Arka­di­ja i Bori­sa Stru­gac­kich, Rober­ta Shec­kleya, Kira Buły­czo­wa, Kur­ta Von­ne­gu­ta, Arthu­ra C. Clar­ke­’a, Raya Bradbury’ego, Terry’ego Dixo­na, Teda Chian­ga, Pete­ra Wat­t­sa czy Isa­aka Asi­mo­va. Współ­re­da­go­wał też cykl „Rakie­to­we szlaki”.

Był zwią­za­ny z kil­ko­ma pra­wi­co­wy­mi par­tia­mi poli­tycz­ny­mi, m.in. Pol­ską Par­tią Nie­pod­le­gło­ścio­wą, Ruchem dla Rze­czy­po­spo­li­tej i Jed­no­ścią Naro­du. Tre­no­wał judo, był ochro­nia­rzem księ­dza Jerze­go Popie­łusz­ki oraz pier­wo­wzo­rem komik­so­we­go boha­te­ra – Maciej Parow­ski, Jacek Rodek oraz Bogu­sław Polch wzo­ro­wa­li na nim postać Pau­la Bar­leya z komik­su „Fun­ky Koval”.

W 1999 roku otrzy­mał odzna­kę „Zasłu­żo­ny Dzia­łacz Kul­tu­ry”, a w 2007 roku, z oka­zji 25-lecia pisma Fan­ta­sty­ka, mini­ster kul­tu­ry i dzie­dzic­twa naro­do­we­go Kazi­mierz Michał Ujaz­dow­ski uho­no­ro­wał go srebr­nym meda­lem „Glo­ria Artis”.

Lech Jęcz­myk przy­szedł na świat 10 stycz­nia 1936 roku w Byd­gosz­czy. Zmarł 17 lip­ca 2023 roku.

Anna Tess Gołębiowska

Zdję­cie głów­ne: Lech Jęcz­myk na 23. Mię­dzy­na­ro­do­wym Festi­wa­lu Komik­su i Gier w Łodzi, fot. Zorro2212, CC BY-SA 3.0 

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy