Aktualności Ciekawostki

To nie jest normalne! – H.Ch. Andersen zbulwersował matkę siedmiolatki

Baśnie Han­sa Chri­stia­na Ander­se­na to jed­na z lek­tur dla dzie­ci uczą­cych się w szko­le pod­sta­wo­wej. Nawią­zu­ją­ce do nich ćwi­cze­nie obu­rzy­ło jed­nak jed­ną z opiekunek.

Prze­czy­taj zda­nie. Zakryj je, a potem napisz z pamię­ci” – gło­si pole­ce­nie z ćwi­czeń dla pierw­szo­kla­si­stek i pierw­szo­kla­si­stów. Samo feral­ne zda­nie brzmi: „Tłum gapiów oglą­dał nagie­go wład­cę”. Czy­tel­nicz­kę por­ta­lu epoznan.pl obu­rzy­ło, że dzie­ci są nara­żo­ne na takie tre­ści. Redak­cja opu­bli­ko­wa­ła jej komentarz:

W ćwi­cze­niach pierw­szo­kla­si­stów zanie­po­ko­iło mnie jed­no zda­nie. A mia­no­wi­cie »Tłum gapiów oglą­dał nagie­go wład­cę«. Może prze­sa­dzam , ale dzie­ci w wie­ku 7 roku życia nie powin­ny wyobra­żać sobie nagich męż­czyzn. Napi­sa­no to tak jak­by to było nor­mal­ne , a nie jest. Co będzie w następ­nym roku. Zaję­cia prak­tycz­ne ?! Inter­wen­cja w tej spra­wie powin­na się roz­nieść po całej Pol­sce. Bo nie­dłu­go co dru­ga 13latka będzie w cią­ży cho­dzić. Sta­ła czy­tel­nicz­ka e‑poznan”.
[pisow­nia oryginalna]

Zda­nie, któ­re poja­wi­ło się w ćwi­cze­niach, nawią­zu­je do zna­nej baśni Han­sa Chri­stia­na Ander­se­na, duń­skie­go pisa­rza i poety, naj­bar­dziej zna­ne­go wła­śnie z cyklu baśni skie­ro­wa­nych do dzie­ci. Napi­sał ich ponad 150, a naj­bar­dziej zna­ne to m.in.: „Dziew­czyn­ka z zapał­ka­mi”, „Cali­necz­ka”, „Mała syren­ka”, „Kró­lo­wa śnie­gu”, „Księż­nicz­ka na ziarn­ku gro­chu”, „Brzyd­kie kacząt­ko”, „Paster­ka i komi­niar­czyk”, „Ole Zmruż-oczko”, „Sło­wik”, „Świ­nio­pas” czy „Nowe sza­ty cesa­rza” (zna­ne też jako „Nowe sza­ty kró­la”). To wła­śnie ostat­nia z baśni sta­ła się boha­ter­ką inter­ne­to­wej awan­tu­ry – jest to zresz­tą widocz­ne na dole stro­ny. Wybór baśni Han­sa Chri­stia­na Ander­se­na jest obo­wiąz­ko­wą lek­tu­rą w kla­sach I‑III szko­ły podstawowej.

Pro­ble­ma­tycz­na baśń opo­wia­da o cesa­rzu, któ­ry uwiel­biał się stro­ić, co posta­no­wi­li wyko­rzy­stać dwaj oszu­ści. Oznaj­mi­li, że są w sta­nie utkać mate­riał naj­pięk­niej­szy w świe­cie, któ­ry jed­nak będzie nie­wi­dzial­ny dla każ­de­go, kto jest głu­pi lub też nie nada­je się do zawo­du, któ­ry wyko­nu­je. Oszu­ści zain­ka­so­wa­li ogrom­ną zalicz­kę i pra­co­wa­li na pustych kro­snach, ale nikt nie ośmie­lił się ich skry­ty­ko­wać – wszy­scy dwo­rza­nie bali się przy­znać do tego, że nic nie widzą. A sko­ro wszy­scy zachwa­la­li pięk­ny mate­riał i cudow­ne sza­ty, tak­że cesarz nie miał odwa­gi stwier­dzić, że nic nie widzi. W efek­cie cesarz nało­żył nie­ist­nie­ją­ce sza­ty i wyszedł „w nich” – a więc nago – poka­zać się dwo­rza­nom. Wzbu­dzał powszech­ny zachwyt, aż jed­no z dzie­ci zawo­ła­ło, że prze­cież cesarz nie ma nic na sobie. Dzie­cię­cy głos został pod­chwy­co­ny przez tłum, przez co wszy­scy musie­li zmie­rzyć się z fak­tem, że cesarz dał się oszu­kać i poka­zał się nago.

Do baśni nawią­zu­je przy­sło­wie „król jest nagi” – ozna­cza ono stwier­dze­nie oczy­wi­sto­ści, któ­rej nikt inny nie chce przy­znać lub też oto­cze­niu wygod­niej jest uwa­żać, że wszyst­ko jest w porządku.

Z cało­ścią baśni, któ­ra uka­za­ła się po pol­sku w 1928 roku nakła­dem Księ­gar­ni Lite­rac­kiej w zbio­rze „Ksią­żę Świ­nia­rek oraz inne baj­ki” nakła­dem w prze­kła­dzie Fran­cisz­ka Miran­do­li może­cie zapo­znać się dzię­ki Wiki­źró­dłom – znaj­du­je się w nich skan cało­ści książ­ki oraz wer­sje tek­sto­we trzech z sze­ściu baśni. Zbiór ten jest dostęp­ny w dome­nie publicz­nej, baśń „Nowe sza­ty cesa­rza” publi­ku­je­my w cało­ści poniżej.

Czy zga­dza­cie się z tym, że lek­tu­ra baśni Han­sa Chri­stia­na Ander­se­na gro­zi tym, że dzie­ci zaczną maso­wo upra­wiać seks, w wyni­ku cze­go co dru­ga trzy­na­sto­lat­ka zaj­dzie w cią­żę? Może napraw­dę Mini­ster­stwo Edu­ka­cji Naro­do­wej powin­no inter­we­nio­wać i zak­tu­ali­zo­wać listę lek­tur tak, by znik­nę­ły z niej gor­szą­ce treści?

***

Hans Chri­stian Ander­sen
NOWE SZATY CESARZA
prze­kład: Fran­ci­szek Mirandola

NOWE SZATY CESARZA.
 Przed daw­ny­mi laty żył pewien cesarz, tak dba­ły o pięk­ny strój, że wyda­wał wszyst­kie pie­nią­dze, jakie miał, by tyl­ko cho­dzić wytwor­nie ubra­ny. Spra­wy woj­sko­we, polo­wa­nia czy wyciecz­ki inte­re­so­wa­ły go tyl­ko o tyle, o ile mu dawa­ły spo­sob­ność poka­za­nia się we wspa­nia­łych suk­niach. Miał na każ­dą godzi­nę dnia inną sza­tę i nie powia­da­no o nim: — „cesarz znaj­du­je się na radzie koron­nej“, — ale: — „cesarz sie­dzi w gotowalni“.

 Sto­li­ca pań­stwa była mia­stem ruchli­wym i przy­by­wa­li tam licz­ni cudzo­ziem­cy. Pew­ne­go dnia zja­wi­li się tam dwaj oszu­ści, uda­ją­cy tka­czy i oświad­czy­li, że umie­ją tkać mate­rię naj­pięk­niej­szą w świe­cie. Mate­ria ta mia­ła się nie tyl­ko odzna­czać prze­dziw­nym wzo­rem i bar­wa­mi, ale posia­da­ła jesz­cze tę wła­ści­wość, że czło­wiek głu­pi, albo nie­zdat­ny do swe­go zawo­du nie dostrze­gał jej wcale.

 — Takich mi szat potrze­ba! — zawo­łał cesarz. — Mając je, będę mógł dowie­dzieć się, któ­rzy z mych urzęd­ni­ków nie nada­ją się do służ­by, będę mógł odróż­nić głu­pich od mądrych. Natych­miast trze­ba przy­wo­łać tych tka­czy i kazać im brać się do roboty.

 Uczy­nił tak i dał oszu­stom dużą kwo­tę, jako zaliczkę.

 Posta­wi­li w jed­nej z kom­nat dwa warsz­ta­ty i zaczę­li tkać, ale na warsz­ta­tach tych nie było nic, ani wąt­ku, ani osno­wy, sło­wem były puste. Mimo­to tka­cze dopo­mnia­li się cią­gle o naj­przed­niej­szy jedwab i zło­te nici, potrzeb­ne do robo­ty. Cho­wa­li to wszyst­ko oczy­wi­ście do kie­sze­ni, ale pra­co­wa­li przy pustych warsz­ta­tach do póź­nej nie­raz nocy.
 — Muszę zoba­czyć, jak postę­pu­je robo­ta! — rzekł do sie­bie cesarz. Ale zaraz go ogar­nął strach na myśl, że jest czło­wie­kiem głu­pim i nie­zdat­nym do swe­go urzę­du i nie zoba­czy owej mate­rii. Po namy­śle obrał też inną dro­gę. Nie poszedł sam, ale wysłał do tka­czy naj­star­sze­go i naj­zdol­niej­sze­go ze swych ministrów.

 — On naj­le­piej oce­ni tę tka­ni­nę! — powie­dział sobie w duchu. — Jest wszak­że mądry i przez dłu­gie lata peł­nił swe obo­wiąz­ki w spo­sób znakomity.

 Poczci­wy, dobro­dusz­ny mini­ster poszedł do tka­czy, pra­cu­ją­cych nie­zmor­do­wa­nie przy pustych warsz­ta­tach i sta­nął zdu­mio­ny wiel­ce. Otwarł oczy sze­ro­ko i przez dłu­gi czas nie mógł przyjść do siebie.

 — Cóż to? — pomy­ślał — nic nie widzę!

 Ale nie rzekł słowa.

 Oszu­ści popro­si­li, by się zbli­żył i, w ska­zu­jąc puste w arsz­ta­ty, zaczę­li wychwa­lać tka­ni­nę. Mini­ster musiał podzi­wiać wspa­nia­łe wzo­ry, wyszy­cia i bar­wy. Mru­czał, kiwał gło­wą, pota­ki­wał i coraz bar­dziej wytrzesz­czał oczy, ale nie mógł nicze­go dostrzec, bo nic nie było.

 — Boże wiel­ki! — pomy­ślał. — Czyż­bym był głu­pi i nie­zdol­ny do urzę­du mego? Nie wie­dzia­łem tego dotąd i nikt się tego nawet domy­śleć nie może. W żaden spo­sób nie mogę się przy­znać, że nie widzę tkaniny.

 — Pra­gnę­li­by­śmy posły­szeć zda­nie pań­skie! — powie­dzie­li oszuści.

 — O…O… ślicz­na rzecz! — odparł, wkła­da­jąc oku­la­ry. — Wspa­nia­łe wzo­ry, cud­ne bar­wy! Tak, tak, powiem cesa­rzo­wi, że mi się ta tka­ni­na nie­zmier­nie podoba.

 — Bar­dzo nas to cie­szy! — rze­kli oszu­ści i ponow­nie obja­śniać zaczę­li, jakie są to wzo­ry, wyszy­cia i bar­wy, nazy­wa­jąc wszyst­ko wła­ści­wym mia­nem, tak by patrzą­ce­mu utkwi­ło wszyst­ko dobrze w pamięci.

 Mini­ster słu­chał pil­nie, by mógł to wszyst­ko powtó­rzyć cesa­rzo­wi i tak też uczy­nił.
 Oszu­ści zażą­da­li natych­miast jesz­cze wię­cej jedwa­biu, pie­nię­dzy i zło­tych nici, mówiąc, że potrze­bu­ją tego dla dal­sze­go wyro­bu tka­ni­ny. Oczy­wi­ście przy­własz­czy­li sobie te rze­czy, a warsz­ta­ty pozo­sta­ły dalej puste. Mimo to pra­co­wa­li wciąż gor­li­wie po całych dniach i nocach.
 Cesarz posłał nie­dłu­go potem dru­gie­go zaufa­ne­go urzęd­ni­ka, by skon­tro­lo­wał postęp robo­ty i dowie­dział się, kie­dy tka­ni­na będzie gotowa.

 Sta­ło się z nim to samo, co z pierw­szym posłań­cem. Patrzył i patrzył, ale prócz pustych warsz­ta­tów nicze­go doj­rzeć nie mógł, bowiem nic nie było.

 — Nie­praw­daż, że tka­ni­na nasza jest nie­zrów­na­na! — pyta­li, on zaś myślał:

 — Głu­pi nie jestem, prze­to widocz­nie nie nada­ję się do urzę­du mego. Ale, na Boga, nie mogę prze­cież urzę­du utracić!

 Nie mówiąc prze­to praw­dy, zaczął wychwa­lać tka­ni­nę nie ist­nie­ją­cą, zachwy­ca­jąc się pięk­ny­mi wzo­ra­mi i bar­wa­mi. Potem wró­cił do cesa­rza i powiedział:

 — Rze­czy­wi­ście, rzecz to prześliczna!

 Od tej pory wszy­scy w sto­li­cy mówi­li tyl­ko o prze­cud­nej tka­ni­nie cesar­skiej i zachwy­ca­li się nią naprzód.

 W koń­cu zapra­gnął sam cesarz zoba­czyć tę rzecz prze­dziw­ną, póki jest jesz­cze na warsz­ta­cie.
 Wraz z owy­mi dwo­ma zaufa­ny­mi urzęd­ni­ka­mi swy­mi i wiel­ką świ­tą dwo­rzan udał się do spryt­nych oszu­stów, któ­rzy tka­li nie­zmor­do­wa­nie nie­wi­dzial­ną materię.

 — Pro­si­my Waszą Cesar­ską Mość zwró­cić uwa­gę na prze­cud­ne wzo­ry, deli­kat­ność wyro­bu i nie­do­ści­gnio­ne bar­wy! — mówi­li ci dwaj, któ­rych cesarz wysłał przed tym, przy­tym wska­zy­wa­li na puste warsz­ta­ty, pew­ni, że inni muszą chy­ba coś widzieć.

 — Cóż to? — pomy­ślał cesarz. — Nie widzę nic! To strasz­ne! Czyż­bym był głu­pi i nie­zdol­ny na cesa­rza? Nie spo­sób wyobra­zić sobie cze­goś takiego!

 — Oo!… rze­czy­wi­ście pięk­na rzecz! — powie­dział gło­śno. — Wyra­żam panom moje cesar­skie uznanie.

 Ski­nął gło­wą, patrząc na puste warsz­ta­ty i nie przy­znał się, że nie widzi nic a nic.
 Cały orszak cesa­rza spo­glą­dał rów­nież, ale nikt z pośród dwo­rzan nic nie widział. Każ­dy był nato­miast pew­ny, że widzą inni, a nade­wszyst­ko, że widzi sam cesarz. Toteż ozwa­li się pochwal­nym chó­rem, a kil­ku wystą­pi­ło z radą, by cesarz wystą­pił w sza­tach z tej mate­rii na uro­czy­stym obcho­dzie, jaki miał się odbyć niedługo.

 — Nie­zrów­na­ne! Cud­ne! Wspa­nia­łe! — takie wykrzy­ki roz­le­ga­ły się woko­ło, a wszy­scy byli wiel­ce uradowani.

 Cesarz nadał obu oszu­stom krzy­że rycer­skie oraz tytuł taj­nych cesar­skich tka­czów.
 W dniu, kie­dy miał się odbyć uro­czy­sty obchód, tka­cze pra­co­wa­li przez całą noc przy jarzą­cym oświe­tle­niu mnó­stwa świec. Całe mia­sto widzia­ło to świa­tło i podzi­wia­ło gor­li­wość, z jaką krzą­ta­li się tka­cze koło spo­rzą­dze­nia szat cesarskich.

 Oszu­ści uda­wa­li, ze zdej­mu­ją tka­ni­nę z warsz­ta­tów, cię­li w powie­trzu wiel­ki­mi noży­ca­mi, szy­li igła­mi bez nitek i w koń­cu o świ­cie oświad­czy­li, że wszyst­ko goto­we.
 Cesarz przy­szedł powtór­nie wraz z naj­wyż­szy­mi dwo­rza­na­mi, a oszu­ści pod­no­si­li ramio­na, mówiąc:

 — Oto spodnie! Oto sur­dut! Oto płaszcz! Wszyst­ko deli­kat­ne, niby paję­czy­na i lek­kie nie­sły­cha­nie. Wyda­wać się może, że czło­wiek nie ma nic na sobie. To głów­na zaleta!

 — O tak! — zawo­ła­li chó­rem dwo­rza­nie, cho­ciaż nic a nic nie było.

 — Raczy teraz Wasza Cesar­ska Mość zdjąć swe dotych­cza­so­we sza­ty! — powie­dzie­li oszu­ści. — Tu przed tym wiel­kim zwier­cia­dłem przy­bie­rze­my sami Waszą Cesar­ską Mość.

 Cesarz zdjął ubra­nie, a oszu­ści uda­wa­li, że nań wdzie­wa­ją jed­ną po dru­giej róż­ne czę­ści parad­ne­go stro­ju. Bra­li go w pół, niby­to coś przy­wią­zu­jąc. Miał to być tren płasz­cza. Cesarz dał z sobą robić wszyst­ko i obra­cał się przed lustrem w róż­ne strony.

 — O, jakie wspa­nia­łe sza­ty! Jak dosko­na­le leżą! Co za wzo­ry, co za bar­wy! To coś nie­sły­cha­ne­go! — woła­li dworzanie.

 — Bal­da­chim cze­ka już na Waszą Cesar­ską Mość! — zawia­do­mił mistrz ceremonji.

 — Już jestem gotów! — rzekł cesarz po raz ostat­ni, prze­glą­da­jąc się w lustrze.
 Pod­ko­mo­rzo­wie, mają­cy nieść tren płasz­cza, się­gnę­li ręka­mi ku pod­ło­dze niby­to pod­no­sząc go, potym wycią­gnę­li ramio­na sztyw­no przed sie­bie, nie zdra­dza­jąc wca­le, iż nic nie widzą.
 Cesarz kro­czył tak w uro­czy­stym pocho­dzie pod zło­ci­stym bal­da­chi­mem, a ludzie zebra­ni po uli­cach i patrzą­cy z okien, woła­li gromko:

 — O nie­ba! Jakież nie­zrów­na­ne są nowe suk­nie cesa­rza! Cóż za cud­ny tren ma u płasz­cza! Jak­że wszyst­ko dobrze leży!
 Nikt się nie chciał przy­znać, iż nic nie widzi, gdyż oka­za­ło­by się, że nie jest zdat­ny do urzę­du i że jest w dodat­ku strasz­li­wie głu­pi. Nowe suk­nie cesa­rza zachwy­ci­ły całą lud­ność stolicy.

 — Ależ on nic nie ma na sobie! — zawo­ła­ło nagle jed­no małe dziecko.

 — Oto głos nie­win­no­ści! — szep­nął ojciec dziec­ka, potym zaś zaczę­to powta­rzać szep­tem te słowa.

 — Jakieś dziec­ko powia­da, że cesarz nic nie ma na sobie! — szło co raz to dalej w okół.

 — Nic nie ma na sobie! — krzyk­nął wresz­cie cały lud.

 Zmar­twi­ło to bar­dzo cesa­rza, bo sam on przy­pusz­czał, że lud ma słusz­ność, ale pomyślał:

 — Nie ma innej rady, jak wytrzy­mać do ostatka.

 Potym przy­brał jesz­cze dum­niej­szą posta­wę i poszedł dalej a pod­ko­mo­rzo­wie dźwi­ga­li jesz­cze uro­czy­ściej tren płasz­cza, któ­re­go wca­le nie było.

 

Okład­ka oraz stro­na z począt­kiem baśni „Nowe sza­ty cesa­rza” pocho­dzą z wyda­nia z 1928 roku, dostęp­ne­go w cało­ści w Wikiźródłach.

Zdję­cie głów­ne: Ander­sen w 1869 roku; autor­ka zdję­cia – Tho­ra Hallager

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy