Aktualności

Pisarka upozorowała własną śmierć. Twierdzi, że to nie był jej wybór

Susan Meachen, autor­ka roman­sów, oznaj­mi­ła: „Po pro­stu chcę odzy­skać swo­je życie”. Przez dwa lata uda­wa­ła zmar­łą. Teraz opo­wie­dzia­ła, co wła­ści­wie się wyda­rzy­ło. Uwa­ga! W tek­ście poru­sza­na jest tema­ty­ka samobójstw.

***
UWAGA!
Jeśli cier­pisz z powo­du depre­sji lub nęka­ją Cię myśli samo­bój­cze, koniecz­nie poszu­kaj pomo­cy. Infor­ma­cje, gdzie szu­kać pomo­cy w kry­zy­sie psy­chicz­nym, znaj­dziesz tutaj. W sytu­acji zagro­że­nia życia dzwoń pod numer alar­mo­wy 112.
***

Susan Meachen to autor­ka kil­ku­na­stu roman­sów, któ­re wyda­ła meto­dą self-publi­shin­gu (indie), a więc z pomi­nię­ciem wydaw­nictw. Wysta­wia je na sprze­daż przede wszyst­kim w inter­ne­cie, choć część docze­ka­ła się też wer­sji papierowych.

We wrze­śniu 2020 roku Susan Meachen opu­bli­ko­wa­ła na Face­bo­oku tekst, w któ­rym oznaj­mi­ła, że pró­bo­wa­ła popeł­nić samo­bój­stwo i podzie­li­ła się fru­stra­cją zwią­za­ną z jej wła­sną karie­rą oraz prze­my­słem lite­rac­kim. Doda­ła też, że 30 paź­dzier­ni­ka opu­bli­ku­je swo­ją ostat­nią książkę.

ŚMIERĆ I POWRÓT ZZA GROBU

Kolej­na wia­do­mość na stro­nie pocho­dzi­ła już od kogoś poda­ją­ce­go się za cór­kę Susan Meachen – poin­for­mo­wa­ła, że jej mat­ka zmar­ła. Komu­ni­kat wyja­śniał, że stro­na pozo­sta­nie aktyw­na jako miej­sce pamię­ci, a tak­że pro­mo­wa­nia twór­czo­ści zmar­łej, w tym wła­śnie opu­bli­ko­wa­nej książ­ki „Love to Last a Life­ti­me”. W lutym 2021 roku poja­wi­ła się kolej­na wia­do­mość od cór­ki autor­ki – gło­si­ła ona, że jeśli sprze­daż ksią­żek Susan Meachen nie wzro­śnie, zosta­ną usu­nię­te z dys­try­bu­cji. W mię­dzy­cza­sie pro­fil kil­ka­krot­nie publi­ko­wał zbiór­ki pie­nię­dzy na tele­fon zaufa­nia zapo­bie­ga­ją­cy samobójstwom.

Gru­pa zaprzy­jaź­nio­nych pisa­rzy wyda­ła anto­lo­gię upa­mięt­nia­ją­cą zmar­łą zaty­tu­ło­wa­ną „Bul­ly King Antho­lo­gy” – prze­sła­niem mia­ło być ostrze­że­nie przed znę­ca­niem się i nęka­niem, ponie­waż poja­wi­ły się suge­stie, że to wła­śnie nęka­nie dopro­wa­dzi­ło do śmier­ci Susan Meachen.

Na począt­ku tego roku wyda­rze­nia przy­bra­ły nie­zwy­kły obrót – na pry­wat­nej gru­pie zało­żo­nej przez Susan Meachen o nazwie „The Ward” poja­wił się komu­ni­kat doda­ny z kon­ta autorki.

Milion razy zasta­na­wia­łam się, jak powin­nam to zro­bić i nadal nie jestem pew­na, czy wybra­łam dobry spo­sób. Będzie mnó­stwo pytań i przy­pusz­czam, że wie­le osób opu­ści gru­pę. Ale moja rodzi­na zro­bi­ła to, co uwa­ża­ła za naj­lep­sze dla mnie i nie mogę ich za to winić.

Znów nie­mal umar­łam z wła­snej ręki, a oni zno­wu musie­li przejść przez to całe pie­kło. Powrót to ‘The Ward’ nie zna­czy wie­le, ale jestem teraz w dobrym miej­scu i mam nadzie­ję, że zno­wu będę pisać. Niech zaba­wa się zacznie”.

Choć wpis szyb­ko został usu­nię­ty, Saman­tha A. Cole – best­sel­le­ro­wa pisar­ka i daw­na zna­jo­ma Susan Meachen – zdą­ży­ła zro­bić zrzu­ty ekra­nu, któ­re póź­niej roz­po­wszech­ni­ła na Twit­te­rze oso­ba uży­wa­ją­ca pseu­do­ni­mu DraggerOfLiars.

ROZPACZ PRZYJACIÓŁEK

Byłam prze­ra­żo­na, oszo­ło­mio­na, wście­kła i czu­łam się, jak­bym zosta­ła kop­nię­ta w brzuch i klat­kę pier­sio­wą jed­no­cze­śnie – komen­to­wa­ła Saman­tha A. Cole. Na swo­im pro­fi­lu opu­bli­ko­wa­ła pry­wat­ne wia­do­mo­ści wymie­nio­ne z Susan Meachen. To wła­śnie w nich w odpo­wie­dzi na pyta­nie, co się dzie­je, kobie­ta oznaj­mi­ła: „Nic. Po pro­stu chcę odzy­skać moje życie. Moja rodzi­na była w złym sta­nie i zro­bi­ła to, co uwa­ża­ła za naj­lep­sze dla mnie.”

Saman­tha A. Cole poin­for­mo­wa­ła m.in., że w cza­sie uda­wa­nia zmar­łej Susan Meachen stwo­rzy­ła nowy pro­fil – TN Ste­ele – by móc kon­ty­nu­ować pisa­nie. Oso­ba posłu­gu­ją­ca się tym kon­tem udzie­la­ła się na gru­pie „The Ward”, z cza­sem sta­ła się tak aktyw­na, że zosta­ła jego mode­ra­tor­ką. Krót­ko przed powro­tem Susan Meachen, TN Ste­ele poin­for­mo­wa­ła, że pla­nu­je powró­cić do swo­je­go pier­wot­ne­go konta.

W roz­mo­wie z The Post Saman­tha A. Cole opo­wia­da­ła o rze­ko­mej śmier­ci Susan Meachen:

To napraw­dę roz­dar­ło lite­rac­ki świat na kil­ka mie­się­cy. A kie­dy to oka­za­ło się ostat­niej nocy, zno­wu roze­rwa­ło nad na strzę­py. Znów opła­ku­je­my kogoś, o kim myśle­li­śmy, że był naszym przy­ja­cie­lem, a kto zro­bił nam to, po czym usiadł nad innym pro­fi­lem i po pro­sto obser­wo­wał to wszyst­ko.

Sytu­acja wyjąt­ko­wo dotknę­ła Con­nie Ortiz, asy­stent­kę Susan Meachen i mode­ra­tor­kę „The Ward”. Uwa­ża­ła Susan Meachen za bli­ską przy­ja­ciół­kę. Na co dzień Con­nie Ortiz obra­ca się w śro­do­wi­sku osób publi­ku­ją­cych meto­dą self-publi­shin­gu, recen­zu­jąc książ­ki przed wyda­niem i udzie­la­jąc autor­kom i auto­rom infor­ma­cji zwrot­nych. Po rze­ko­mej śmier­ci Susan Meachen skła­da­ła hołd zmar­łej przy­ja­ciół­ce i sta­wa­ła w jej obro­nie, gdy poja­wia­ły się suge­stie, że być może Susan Meachen nie była nękana.

Choć były ze sobą bar­dzo zży­te, kon­tak­to­wa­ły się tyl­ko mej­lo­wo i tele­fo­nicz­nie, nigdy nie spo­tka­ły się na żywo. Gdy Con­nie Ortiz napi­sa­ła rodzi­nie, że chcia­ła­by wziąć udział w pogrze­bie Susan Meachen, otrzy­ma­ła odpo­wiedź, że Susan zosta­ła już skremowana.

Can­da­ce Adams to kolej­na z auto­rek zdru­zgo­ta­nych infor­ma­cją o śmier­ci Susan Meachen. Pra­co­wa­ła nad anto­lo­gią zaty­tu­ło­wa­ną „Bul­ly King Antho­lo­gy”. W dedy­ka­cji napi­sa­ła: „Dla Susan Meachen. Świat bez niej ma tro­chę mniej świa­tła. Sło­wa mogą ranić, ale nie muszą. Sło­wa mogą też leczyć. Pozo­staw­my nęka­nie tam, gdzie jego miej­sce – w fikcji”.

Can­da­ce Adams przy­zna­ła, że rze­czy­wi­ście nie widzia­ła dowo­dów na to, by Susan Meachen padła ofia­rą nęka­nia – ale ponie­waż mia­ła świa­do­mość, że to real­ny pro­blem w świe­cie wydaw­ni­czym, nie mia­ła powo­dów, by wąt­pić, że do tego doszło. Nie widzia­ła też aktu zgo­nu, ale uwie­rzy­ła w publicz­ne oświadcz­nie rodzi­ny. Wspo­mi­na też, że gru­pa zwią­za­na z pra­cą nad anto­lo­gią zor­ga­ni­zo­wa­ła zbiór­kę pie­nię­dzy na pogrzeb Susan Meachen. Gdy teraz upo­mnie­li się o zwrot środ­ków, usły­sze­li, że prze­ka­za­li je dobrowolnie.

Mogę wyba­czyć wie­le rze­czy, ale nie upo­zo­ro­wa­nie wła­snej śmier­ci. – To już komen­tarz kolej­nej z auto­rek, Karen Hall.

RODZINA I CHOROBA

Z począt­ku Susan Meachen nie odpo­wia­da­ła na pyta­nia mediów, w koń­cu zde­cy­do­wa­ła się jed­nak udzie­lić wywia­du. W roz­mo­wie z New York Times oznaj­mi­ła, że zdia­gno­zo­wa­no u niej cho­ro­bę afek­tyw­ną dwu­bie­gu­no­wą. To wła­śnie ona mia­ła być powo­dem sfin­go­wa­nia śmier­ci – Susan mia­ła poczuć zatar­cie gra­nic mię­dzy jej wła­sną toż­sa­mo­ścią a toż­sa­mo­ścią jed­nej z wymy­ślo­nych przez nią posta­ci. Świat rze­czy­wi­sty miał zlać się dla niej z fikcyjnym.

Rodzi­na Susan Meachen uzna­ła, że śro­do­wi­sko self-publi­shin­gu sta­ło się dla kobie­ty uza­leż­nie­niem sta­no­wią­cym poważ­ne zagro­że­nie dla zdro­wia. Gdy w dodat­ku oka­za­ło się, że autor­ka nad­uży­wa leków uspo­ka­ja­ją­cych, rodzi­na posta­no­wi­ła opu­bli­ko­wać fał­szy­wą wia­do­mość o śmier­ci w mediach społecznościowych.

Powie­dzia­łem im, że jest mar­twa dla świa­ta indie i dla inter­ne­tu, ponie­waż musie­li­śmy ją powstrzy­mać, krop­ka – oznaj­mił Troy, mąż Susan Meachen. – Sama nie była w sta­nie tego powstrzy­mać. Dziś bio­rę na sie­bie 100% winy czy zasług, nazwij to jak­kol­wiek chcesz.

Susan Meachen odnio­sła się też do osób kry­ty­ku­ją­cych ją za upo­zo­ro­wa­nie śmier­ci oraz pro­wa­dze­nie zbió­rek pie­nię­dzy z nią związanych:

Prze­pra­szam za ich żało­bę, ale z legal­ne­go punk­tu widze­nia nie zro­bi­łam nic złe­go. Moral­nie mogłam postą­pić źle, ale praw­nie – nic się nie stało.

Anna Tess Gołębiowska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy