Jego „Pacjentka” szybko doczekała się statusu bestsellera, a sam Alex Michaelides zaczął być kojarzony na całym świecie. Ten pochodzący z Cypru autor w swojej nowej książce przedstawia nam Marianę, grupową terapeutkę, która wiedziona śladami niewyjaśnionego morderstwa trafia do Cambridge. Na terenie uniwersytetu poznaje tajemnicze stowarzyszenie będące pod wpływem enigmatycznego profesora, a historia zaczyna się coraz bardziej gmatwać. Z Aleksem Michaelidesem porozmawialiśmy o jego „Boginiach”.
Robert Skowroński: „Pacjentka” była dużym sukcesem. Czy to sprawiło, że obawiałeś się oczekiwań czytelników wobec Twojej drugiej powieści?
Alex Michaelides: Wobec „Pacjentki” naturalnie nie było żadnych oczekiwań, bo po prostu nikt nie czekał na tę książkę. W tamtym momencie nie miałem nawet własnego agenta, bo ten, z którym dotychczas współpracowałem, zrezygnował. Wtedy więc pisałem dla samego siebie, nie zależało mi na zadowoleniu kogokolwiek. Teraz było oczywiście inaczej i wywierana na mnie presja była odczuwalna. Jednak najważniejszym dla mnie było skupienie się na pierwotnym zamiarze pisania, czyli byciu zadowolonym ze swojej pracy, nie martwiąc się przy tym o to, co o książce mogą pomyśleć inni.
Robert Skowroński: Jak pandemia wpłynęła na Twoją pracę?
Alex Michaelides: Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, to pandemia mi pomogła. Starałem się odwlec w czasie zabranie się za pisanie nowej książki m.in. poprzez ciągłe podróżowanie. Kiedy wybuchła pandemia właśnie wróciłem z Norwegii z całą masą innych zaplanowanych spotkań i nagle wszystko zostało odwołane. Tym sposobem na dobry rok zaszyłem się w swoim mieszkaniu w Londynie, przez co mogłem się w końcu skupić na tworzeniu.
Robert Skowroński: Czy pandemia odbiła się na postaci Mariany? Została w „Boginiach” przedstawiona jako osoba samotna i zagubiona, czyli tak jak wiele osób czuje się obecnie w dobie pandemii.
Alex Michaelides: Wydaje mi się, że książka jest przepełniona tęsknotą i nostalgią, czyli uczuciami, które zdecydowanie zostały wyostrzone przez pandemię. To właśnie emocje, z którymi sam musiałem się mierzyć, kiedy pisałem tę książkę zamknięty w czterech ścianach. Sam tęskniłem za nie tak dawnym czasem, za ludźmi, podróżowaniem i całym pięknem świata.
Robert Skowroński: Jak określiłbyś różnice dzielące Marianę i Theo, bohatera „Pacjentki”?
Alex Michaelides: Oboje są postaciami złamanymi przez życie. W „Boginiach” zależało mi na osiągnięciu czegoś w rodzaju współczesnej greckiej tragedii. Gatunek ten ma moim zdaniem sporo wspólnego z opowieściami detektywistycznymi. Mariana jest zatem trawiona na początku przez swoje wewnętrzne demony, jednak wraz z rozwojem wydarzeń kroczy systematycznie ku światłu, by na końcu stać się zupełnie inną osobą. Theo z kolei jest postacią dużo bardziej samoświadomą.
Robert Skowroński: Po Twojej drugiej książce chyba możemy już śmiało wskazać typowe dla twojej twórczości motywy. Ponownie pojawiają się nawiązania do greckiej mitologii, raz jeszcze bohaterem jest psychoterapeuta.
Alex Michaelides: Zwłaszcza grecka mitologia jest dla mnie niezwykle ważna, bo wiąże się z miejscem, w którym dorastałem, czyli Cyprem. Uczono mnie o niej w szkole, na samym Cyprze byłem też otoczony miejscami związanymi z mitologią. Zawsze stanowiła dla mnie duże źródło inspiracji. Z psychoterapią jest nieco inaczej, to już po prostu przedmiot mojego zainteresowania, ale mój związek z tą dziedziną jest pełny ambiwalencji. Trzeba jednak powiedzieć, że poprzez moje dwie książki z pewnością coś przepracowałem i to doświadczenie było dla mnie katartyczne. Czuję, że zrzuciłem z siebie pewien ciężar i prawdopodobnie nie napiszę już książki o psychoterapeucie. Być może się mylę, ale wydaje mi się, że powiedziałem wszystko, co miałem do przekazania w tym temacie. W przyszłości zapewne skupię się już na innych tematach i motywach.
Robert Skowroński: Czyli w procesie pisania widzisz terapeutyczną siłę?
Alex Michaelides: Studiowałem psychoterapię, ale ją rzuciłem. Powodów było wiele, a jednym z nich to, że zdecydowałem się zostać pisarzem. Jednak tym, co przede wszystkim mnie do tego pchnęło były zajęcia z pewnym terapeutą, analitykiem grupowym, który był niezwykle narcystyczny, a nawet sadystyczny. Miał skłonność do zastraszania najbardziej wrażliwych członków grupy, a ta wręcz ociekała toksycznością. Zawsze miałem szacunek do osób uznawanych za autorytet w swojej dziedzinie, jednak zdałem sobie sprawę, że dopóki taka osoba nie jest w stanie wykazać się elementarną życzliwością, to nie jestem w stanie jej traktować poważnie. Nie będzie tajemnicą, że wspomniany profesor znalazł odzwierciedlenie jako Fosca w „Boginiach”. Przepracowanie tego tematu zajęło mi lata, dlatego pisanie można odebrać właśnie jako oczyszczający proces. To forma przefiltrowania emocji i tego co tkwi w głowie, by następnie przełożyć to na papier. Teraz, kiedy już to zrobiłem, czuję się w końcu wolny.
Robert Skowroński: Co Cię fascynowało w terapii grupowej?
Alex Michaelides: Z jednej strony było to niezwykle kojące doświadczenie, bo to jak obcowanie z rodziną, w której wszyscy się wspierają. Miałem jednak też te przeżycia, o których wspomniałem wcześniej, gdzie nie było mowy o pomaganiu sobie, tylko o byciu zastraszanym przez prowadzącego. Terapia grupowa opiera się na zależności, którą można porównać do relacji łączącej ojca i jego dzieci, a w takiej konfiguracji łatwo o nadużycia. Chyba to jest właśnie w tym fascynujące, w jak bardzo różnych kierunkach może się to rozwijać.
Robert Skowroński: „Pacjentka” rozgrywała się w znanym Ci środowisku szpitala psychiatrycznego. W „Boginiach” jest podobnie, bo akcja została osadzona na terenie uniwersytetu w Cambridge, gdzie sam studiowałeś.
Alex Michaelides: Chciałem ponownie odwiedzić to miejsce. Cambridge jest piękne, ale też tajemnicze, zatem idealnie nadawało się do książki. To taki zamknięty świat i niewielu ma okazję z nim obcować. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, jak dużo researchu będzie potrzebowała ta książka. Potrzebowałem nie tylko udać się ponownie do Cambridge po tych wszystkich latach, ale też zdać sobie sprawę z tego, jak obecnie wyglądają zajęcia czy poznać lektury, których znajomości wymaga się od studentów. Jeszcze przed pandemią udałem się z kilkoma wizytami do Cambridge. Przechadzałem się po mieście z notatnikiem i próbowałem stać się Marianą. Starałem się odtworzyć sytuacje, w których planowałem ją umieścić w książce. Wszystko po to, aby jak najdokładniej oddać zapachy, dźwięki czy kolory, których sama by doświadczyła. W notatkach, które poczyniłem zaczęło się pojawiać coraz więcej zapisów mojego stanu emocjonalnego. Czułem się samotny i coraz bardziej podatny na własne demony przeszłości. Wszystko to się znalazło w książce i pomogło mi ukształtować postać Mariany. Ponownie mogę podkreślić, że było to oczyszczające doświadczenie. Pomogło mi zamknąć pewien rozdział w moim życiu, uporać się z niektórymi wspomnieniami.
Robert Skowroński: To wszystko brzmi, jakbyś nie najlepiej wspominał czas studiów.
Alex Michaelides: Wręcz przeciwnie. Byłem wtedy szczęśliwy. Studenckie czasy są chyba dla każdego ważne ze względu na beztroskę, która się z nimi wiąże. Współczuję studentom, że w czasie pandemii nie mogą w pełni doświadczyć uniwersyteckiego życia. Bycie z dala od domu, poznawanie nowych ludzi, otwieranie się na nowe doświadczenia czy poszerzanie horyzontów pod względem intelektualnym oraz towarzyskim.
Robert Skowroński: Cambridge ze swoim prestiżem i niedostępnością samo wydaje się podobne do tajnego stowarzyszenia, które opisujesz w „Boginiach”.
Alex Michaelides: Podczas pisania dużo myślałem o tajemniczej naturze grup – zwłaszcza w Cambridge. Grupy dzielą się na podgrupy itd. Wszystko jednak sprowadza się do klasycznego motywu, wykorzystywanego m.in. przez Agathę Christie. Mianowicie akcja rozgrywa się zawsze w zamkniętym miejscu, jak odosobniony dom, pociąg czy prywatna wyspa. Z Cambridge jest podobnie.
Robert Skowroński: W swojej twórczości nawiązujesz do greckiej mitologii. Czy inne systemy religijne również Cię interesują?
Alex Michaelides: Tak, zwłaszcza wschodnie wierzenia. Uwielbiam Josepha Campbella, on zawsze wskazywał na podobieństwa pomiędzy poszczególnymi mitologiami. To interesujące, ile punktów stycznych można znaleźć między historią Jezusa a Buddy. Grecka mitologia jest dla mnie jednak najbardziej interesująca. To przez to, że ma w sobie element magii, romantyczności, jest też niezwykle brutalna, a wszystko to sprawia, że jest dla mnie źródłem inspiracji. Można ją poddać uwspółcześnieniu, co zresztą staram się czynić, a to zaś unaocznia jej ponadczasowość i uniwersalność. Za jej pośrednictwem można opowiadać o skomplikowanych stanach psychologicznych, choć była stworzona przed wykształceniem się tej gałęzi nauki.
Robert Skowroński: Nawiązując do tytułu „Bogiń”, chciałbym spytać czy masz swoją ulubioną boginię?
Alex Michaelides: Afrodyta. Jak wiadomo pochodzę z Cypru, który jest określany mianem wyspy Afrodyty. Nawet noszę się z zamiarem napisania książki osadzonej właśnie tam i nawiązującej do jej postaci. Zobaczymy. Chciałbym spróbować czegoś nowego. Zresztą już zacząłem pracę nad kolejną książką, ale nie jestem jeszcze pewny, w którym kierunku się ona rozwinie.
Robert Skowroński: Gdy promowałeś „Pacjentkę” miałeś już jasno sprecyzowany pomysł na kolejną powieść, którą okazały się „Boginie”. Teraz też tak jest?
Alex Michaelides: W tamtym momencie nie miałem pojęcia o świecie wydawniczym. Początkowo miałem podpisaną umowę na dwie książki, a gdy już wydałem „Pacjentkę” mój agent powiedział mi, że potrzebuje zarysu historii mojej kolejnej powieści. Nie byłem na to przygotowany, więc po skończeniu pracy nad pierwszą, musiałem od razu wziąć się za drugą. Teraz tak już nie jest, dlatego potrzebuję przerwy. Co prawda prace nad moją następną książką są już całkiem zaawansowane, ale później zrobię sobie przerwę, aby móc zdecydować, w którym kierunku chcę podążyć jako autor.
Robert Skowroński: Mariana jest w połowie Greczynką, a w połowie Angielką, z kolei Fosca jest Amerykaninem z włoskimi korzeniami. Z czego wynika to bogactwo narodowości wśród twoich bohaterów? Czy twoje pochodzenie ma z tym związek?
Alex Michaelides: Częściowo z pewnością. Sam jestem w połowie Grekiem i Brytyjczykiem. Nigdy nie byłem w pełni związany tylko z jednym miejscem. Na Cyprze zacząłem się czuć zbyt angielski, a w Wielkiej Brytanii zbyt grecki. To w naturalny sposób przenoszę na moich bohaterów. Staram się opisywać świat, który widzę. Londyn, w którym żyję, jest bardzo kosmopolityczny, mieszają się tu różne wpływy i kultury. Taki też jest Cambridge.
Robert Skowroński: Skoro o różnych kulturach mowa, to warto podkreślić, że w „Boginiach” pojawia się polski akcent.
Alex Michaelides: Postać Kuby, patologa. W Londynie poznałem wielu Polaków. W „Boginiach” chciałem przedstawić więcej postaci zróżnicowanych pod względem etnicznym. Nie chciałem, aby książka była wypełniona tylko białymi Anglikami.
Robert Skowroński: W „Boginiach” pojawia się motyw, który łączy książkę z „Pacjentką”. Możesz opowiedzieć o tym zabiegu?
Alex Michaelides: W „Boginiach” pojawia się znany z „Pacjentki” Theo. Chciałem wszystko umieścić w ramach jednego świata, tak jak to robi Agatha Christie. Można też wysnuć wniosek, że świat psychoterapii jest mały, więc istniało spore prawdopodobieństwo, że Mariana i Theo mogą się poznać. Nie wykluczam, że w kolejnej książce ponownie sięgnę po ten zabieg i wprowadzę do niej bohaterów, których czytelnik już zna.
Rozmawiał Robert Skowroński