Wywiady

Seksmisja na poważnie – rozmawiamy z K.L Kettle o książce Jestem Jude. Zniewolony

Żyje­my w świe­cie, w któ­rym zwra­ca się uwa­gę głów­nie na nie­rów­ność doty­czą­cą kobiet, a i tak popra­wa sytu­acji w tej mate­rii nastę­pu­je powo­li. K.L Ket­tle w swej debiu­tanc­kiej powie­ści „Jestem Jude. Znie­wo­lo­ny” posta­no­wi­ła poka­zać cał­ko­wi­te odwró­ce­nie ról – świat, w któ­rym to męż­czyź­ni są (dokład­nie niczym w tytu­le) znie­wo­le­ni. Dziś roz­ma­wia­my z autor­ką o jej inspi­ra­cjach, pro­ce­sie twór­czym i wydaw­ni­czych planach.

Zuzan­na Pęk­sa: Two­ja książ­ka, „Jestem Jude. Znie­wo­lo­ny”, nie­daw­no mia­ła pre­mie­rę na pol­skim ryn­ku. Poka­zu­jesz rze­czy­wi­stość, w któ­rej nastę­pu­je cał­ko­wi­te odwró­ce­nie sił. Męż­czyzn trak­tu­je się jak przed­mio­ty, a decy­zję o ludz­kim być albo nie być podej­mu­je kobie­ta-kanc­lerz. Skąd wziął się ten pomysł?

K.L Ket­tle: „Jestem Jude. Znie­wo­lo­ny” opo­wia­da o mło­dym męż­czyź­nie imie­niem Jude, wycho­wa­nym w mizan­drycz­nym, zdo­mi­no­wa­nym przez kobie­ty spo­łe­czeń­stwie. Akcja roz­gry­wa się na dłu­go po tym, jak zna­ny nam świat prze­szedł do histo­rii. Jude jest nie­zwy­kłym boha­te­rem, a jego moc pole­ga na tym, że kwe­stio­nu­je spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym się wycho­wał, pyta „dla­cze­go?” i chce poka­zać, że jest kimś wię­cej, niż sądzą inni. Zmo­ty­wo­wa­ny, by pomścić śmierć swo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, zosta­je uwi­kła­ny w spi­sek mają­cy na celu zabi­cie będą­cej u wła­dzy kobie­ty-kanc­lerz. Two­rząc przed­sta­wio­ny w tej książ­ce świat czer­pa­łam z norm płci z cza­sów współ­cze­snych oraz z prze­szło­ści i „odwró­ci­łam” je, aby miej­my nadzie­ję wyraź­niej poka­zać nie­któ­re absur­dy i tra­ge­die zwią­za­ne z tym, jak trak­tu­je­my się nawza­jem. Jest to świat klau­stro­fo­bicz­ny, upo­rząd­ko­wa­ny, pełen drob­nych bun­tów i zauwa­żal­nych mikroagresji.

Nie było jed­ne­go kon­kret­ne­go momen­tu, któ­ry mogła­bym uznać za inspi­ra­cję. Z pew­no­ścią wpływ na powsta­nie książ­ki mia­ło powra­ca­ją­ce do mnie pyta­nie, sko­ro chcę się nazy­wać femi­nist­ką, co tak napraw­dę to zna­czy? Przy­szło ono wraz z wie­lo­let­nią karie­rą w bran­ży STEM (Scien­ce, Tech­no­lo­gy, Engi­ne­ering, Math), włącz­nie z doświad­cze­nia­mi Me Too, aż po doświad­cze­nia w edu­ka­cji jed­no­pł­cio­we i naro­dzi­ny moje­go chrze­śnia­ka. Zasta­na­wia­łam się, jak będę mu opo­wia­dać o świe­cie, w mia­rę jak będzie doj­rze­wał i jak wytłu­ma­czę mu, czym jest nie­rów­ność płci. W tam­tym cza­sie wszyst­kie zna­ne mi książ­ki mówi­ły o nie­rów­no­ści z bio­lo­gicz­nie kobie­ce­go punk­tu widze­nia. Czu­łam, że to opo­wie­dze­nia jest rów­nie cie­ka­wa histo­ria, w któ­rej ta dyna­mi­ka zosta­ła­by odwró­co­na i tak to wszyst­ko się zaczę­ło. Chcia­łam napi­sać histo­rię, któ­ra, miej­my nadzie­ję, prze­mó­wi­ła­by do kobiet i któ­ra pomo­gła­by męż­czy­znom w każ­dym wie­ku wczuć się i utoż­sa­miać z nie­któ­ry­mi pro­ble­ma­mi pod­czas naszej wol­nej podró­ży ku rów­no­ści. Chcia­łam tak­że rzu­cić wyzwa­nie samej sobie jako bia­łej cis-kobie­cie i moim prze­my­śle­niom na temat wła­dzy i płci.

Zuzan­na Pęk­sa: Mam wra­że­nie, że w Two­jej powie­ści wię­cej jest myśli w gło­wie głów­ne­go boha­te­ra niż dia­lo­gów. Czy musia­łaś moc­no iden­ty­fi­ko­wać się z tą posta­cią, aby móc oddać wszyst­ko tak realistycznie?

K.L K.: Iden­ty­fi­ku­ję się z Judem na wie­le spo­so­bów, zarów­no z jego dobry­mi, jak i zły­mi cecha­mi. Z pew­no­ścią pomo­gło mi to, że miesz­kał w mojej gło­wie przez sześć lat, odkąd zaczął pisać tę książ­kę. Jed­nak z całą pew­no­ścią jest posta­cią odręb­ną ode mnie. Jest wie­le kwe­stii, w któ­rych się róż­ni­my. Jak w każ­dej rela­cji, czas spę­dzo­ny wspól­nie pozwo­lił mi uka­zać moje­go boha­te­ra w reali­stycz­ny spo­sób. Były chwi­le, kie­dy musia­łam odejść od pisa­nia i jego mrocz­ne­go życia, a były takie, kie­dy mi towa­rzy­szył. Musia­łam pamię­tać, że nasze świa­ty bar­dzo się róż­nią i mia­łam nadzie­ję na zmia­nę na lepsze

Z.P.: Czy­tel­nik, któ­ry znaj­dzie się w stwo­rzo­nym przez Cie­bie świe­cie, pozo­sta­je tam dłu­go po tym, jak odło­ży książ­kę. Czy mia­łaś podob­ne odczu­cia, jeśli cho­dzi o pisa­nie? Czy potrze­bo­wa­łaś chwi­li, aby wró­cić do rzeczywistości?

K.L K.: Dzię­ku­ję Ci. Mam nadzie­ję, że histo­ria zosta­nie z czy­tel­ni­ka­mi na dłu­go i że wró­cą do moich pomy­słów, a nawet ponow­nie się w nie wczy­ta­ją, aby odna­leźć ich głęb­sze war­stwy. Jestem pew­na, że histo­ria jest we mnie, gdy piszę. Aby war­to było zain­we­sto­wać czas i ener­gię na two­rze­nie nowe­go świa­ta, musi on być obse­sją. Pisząc „Jestem Jude. Znie­wo­lo­ny” mia­łam obse­sję na punk­cie tego, jak wyglą­da wła­dza, któ­rą mamy nad inny­mi i jak inni potra­fią spra­wo­wać wła­dzę nad nami, zarów­no fizycz­nie, jak poprzez panu­ją­ce sys­te­my, jak i nasz wewnętrz­ny świat.

Z.P.: Na jed­nym z Two­ich pry­wat­nych zdjęć, na któ­rym uchwy­co­no tak­że Two­ją biblio­tecz­kę, zoba­czy­łam nazwi­sko Ste­phe­na Kin­ga. Czy jest on Two­ją inspiracją?

K.L K.: Ste­phen King od zawsze był dla mnie ogrom­ną inspi­ra­cją. Jako nasto­lat­ka czy­ta­łam dwa gatun­ki ksią­żek, „gęste” angiel­skie kla­sy­ki, takie jak Char­les Dic­kens, Tho­mas Har­dy, the Bron­tes i nie­koń­czą­ce się hor­ro­ry. „Rose Mad­der” była pierw­szą książ­ką Ste­phe­na Kin­ga, któ­rą prze­czy­ta­łam. Opo­wia­da ona o mal­tre­to­wa­nej kobie­cie, któ­ra ucie­kła od męża, więc być może nie­któ­re z tych wąt­ków zna­la­zły się u pod­staw moje­go debiutu.

Z.P.: W zeszłym roku napi­sa­łeś na swo­im fan­pa­ge­’u, że stwo­rze­nie kolej­nej książ­ki nie­sie ze sobą pew­ne trud­no­ści. Mam nadzie­ję, że uda­ło Ci się je pokonać!

K.L K.: Dru­gie książ­ki są z pew­no­ścią naj­trud­niej­sze do napi­sa­nia. Lubię odpo­wia­dać na napraw­dę trud­ne pyta­nia i budo­wać cie­ka­we świa­ty, a to może wyma­gać zarów­no cza­su, jak i inspi­ra­cji. Od zawsze moja pra­ca towa­rzy­szy­ła mi w podró­ży. Pra­ca w jed­nym poko­ju w cza­sie pan­de­mii mia­ła swój wpływ na moją kre­atyw­ność. Prze­ko­na­łam się, że moje posta­cie zma­ga­ją się z tymi samy­mi wyzwa­nia­mi. Nie mogę się docze­kać, by wkrót­ce podzie­lić się z Wami ich historią.

Z.P.: My tak­że bar­dzo na to cze­ka­my! Dzię­ku­ję za poświę­co­ny czas.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy