Od kilkunastu lat trwa w Polsce gorący dyskurs na temat jednolitej ceny książki. Co jakiś czas różne podmioty poddają pod dyskusję kolejne projekty ustawy, która w zamierzeniu miałaby ustabilizować sytuację na rynku książki poprzez ograniczenie rywalizacji cenowej. Inicjatywa ma swoich zwolenników, ma też przeciwników. Dotychczas wszelkie próby wprowadzenia polskiej ustawy w życie kończyły się niepowodzeniem. Wkrótce rozpocząć się ma kolejna dyskusja.
Instytucja stałej ceny książki istniała w Polsce czasów PRL‑u. O tym, za ile księgarnie mogą sprzedawać poszczególne publikacje decydowały odgórnie wydawnictwa. Taka forma jednolitej ceny książki dyktowanej przez branżę funkcjonowała w wielu europejskich państwach w XIX wieku. W drugiej połowie XX wieku zaczęto od tej formy odchodzić, albo całkowicie rezygnując z narzucania cen i utrzymywania ich na stałym poziomie, albo regulując proces ustawowo. Jednolitą cenę książki porzuciły na przykład Australia, Finlandia, Szwecja i Wielka Brytania, uznając ją za niezgodną z polityką uczciwej konkurencji i szkodliwą dla konsumenta. Po drugiej stronie barykady umościły się przykładowo Hiszpania, Francja i Niemcy. Państwa te zauważają liczne zalety wprowadzenia w życie ustawy o jednolitej cenie książki.
W Polsce podejmowanych już było kilka prób uprawomocnienia takiej ustawy. Mimo szeregu porażek różnych inicjatorów, widmo jednolitej ceny książki wciąż nad nami się unosi. Jeszcze w tym miesiącu podjęte mają być kolejne dyskusje na temat propozycji wprowadzenia w życie ustawy z 31 sierpnia 2021. Ogólnie rzecz ujmując, ustawa nakazywałaby wszystkim detalistom sprzedawanie książek po cenie okładkowej przez sześć miesięcy od premiery danego tytułu. Dopuszczalne byłyby minimalne rabaty okolicznościowe w wysokości maksymalnie 5%. W trakcie trwania targów wydawcy mogliby oferować książki w cenach niższych maksymalnie o 15% w stosunku do ceny nadrukowanej na okładce.
Jeśli popatrzyć na dotychczasowe nieudane próby wprowadzenia w życie wcześniejszych projektów ustawy, można słusznie zauważyć, że w Polsce istnieje bardzo silna opozycja pomysłu. Widać to również w przypadku bieżącego projektu. Już teraz pojawiają się głosy mówiące o niedorzeczności ustawy, licznych błędach, niejasnościach i potencjalnych lukach prawnych. Oczywiście sam pomysł jednolitej ceny książki jest również krytykowany.
Zwolennicy wprowadzenia takiej ustawy twierdzą, że przysłuży się ona zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, wpłynie na zmniejszenie ceny książki oraz zwiększenie roli stacjonarnych księgarni, a tym samym zahamuje trend znikania małych lokalnych biznesów z rynku książki. Polepszyć ma się też oferta wydawnicza, zwłaszcza zaś do czynienia powinniśmy mieć z większym jej zróżnicowaniem.
Z kolei przeciwnicy prorokują, że w rzeczywistości nic się nie zmieni. Prawie nic, bo pozbawiony rabatów czytelnik będzie musiał na książki wydawać więcej. To z kolei rodzi niebezpieczeństwo elitaryzacji książki i uczynienia jej po prostu niedostępną dla mniej zamożnych ludzi.
9 września z inicjatywy Strefy Czytacza pojawiła się petycja wyrażająca sprzeciw dla projektu ustawy jednolitej ceny książki. Podpisało się pod nią już ponad 6 tysięcy czytelników, wśród których znaleźć można również pracowników wydawnictw i pisarzy. Remigiusz Mróz jest jedną z tych osób, które otwarcie sprzeciwiają się jednolitej cenie książki.
Zainteresowani petycję znajdą pod tym linkiem:
https://www.petycjeonline.com/niedlajednolitejcenyksiazek