Pandemia koronawirusa w różnym stopniu wpłynęła na wiele sfer naszego życia. Z niektórych przyzwyczajeń musieliśmy całkowicie zrezygnować, inne nieco zmodyfikować dla dobra naszego i innych. Zmiany dotknęły również język, którym się posługujemy. Pandemia zaowocowała zupełnie nowymi wyrażeniami, dzięki którym łatwiej przychodzi nam opisywanie zaistniałej sytuacji na świecie. Ewolucję w tej sferze skomentował Michał Rusinek, prezes zarządu Fundacji Wisławy Szymborskiej, wcześniej pełniący funkcję sekretarza polskiej noblistki.
Przede wszystkim literaturoznawca zauważa, że język stanowi pewnego rodzaju narzędzie obronne, przydatne w sytuacjach zagrożenia czy stresu. Stąd wiele nowych słów czy wyrażeń o zabarwieniu humorystycznym, a także wylew różnego rodzaju memów, które mają za zadanie oswoić nieprzyjazną nam rzeczywistość.
Generalnie takie sytuacje jak pandemia to są sytuacje lękowe. Nagle cały świat się zmienia, nie wiemy, co będzie dalej, więc musimy sobie jakoś radzić. Myślę, że poradziliśmy sobie z tym całkiem nieźle i to w dużej mierze dzięki różnym zabiegom językowym. Możemy zakląć rzeczywistość i język właśnie do tego służy, skomentował Michał Rusinek dla agencji Newseria Biznes.
Pandemia to jednak mimo wszystko sytuacja bardzo poważna, zagrażająca nie tylko zdrowiu, ale i życiu. Powagi temu, z czym od roku się mierzymy dodaje językowa metaforyka militarna. Michał Rusinek zauważa, że w Polsce, inaczej niż gdziekolwiek indziej, mówi się o pracownikach znajdujących się na pierwszej linii frontu w walce z wirusem czy tarczach antykryzysowych.
Do języka polskiego weszły również zupełnie nowe frazy, nawiązujące do koronawirusa, najczęściej o znaczeniu prześmiewczym. I tak na przykład funkcjonują we współczesnej polszczyźnie słowa koronaświr, koronaparty czy koronalia. Coraz częściej spotykamy się również z zapożyczeniami z języków obcych, zwłaszcza z języka angielskiego, które czasami są po prostu bardziej zgrabne. W zeszłym roku w Polsce emocje wzbudzała kwarantanna narodowa, dziś raczej mówi się o lockdownie.
Zjawisko rozwoju języka oczywiście nie jest spotykane tylko w Polsce. Michał Rusinek przytoczył na przykład ciekawe słowo używane w krajach, gdzie popularna jest platforma Zoom do określania osób spędzających zbyt dużo czasu na wideokonferencjach – zoombie.
Wydaje mi się, że w innych językach kreatywność była nawet większa. Przykładowo w języku rosyjskim pojawiła się nowa kategoria „sididomcy”, czyli ci, którzy siedzą w domu z powodu koronawirusa, albo „pogulyancy”, czyli ci, którzy mimo wszystko chodzą na spacery w tym okresie, dodał Michał Rusinek.
źródło biznes newseria