W Archiwum Urzędu Miasta Krakowa wybuchł 6 lutego wieczorem pożar. Po trwającej przeszło sto godzin akcji, w której wzięło udział ponad pół tysiąca strażaków ogień udało się w końcu opanować. Oddany do użytku w 2018 budynek prawdopodobnie zostanie wyburzony, w katastrofie nieodwracalnemu zniszczeniu uległo 98 procent składowanych w archiwum akt, czyli nawet do dwustu milionów dokumentów.
Archiwum miejskie przy ulicy Na Załęczu w Krakowie przechowywało między innymi dokumenty meldunkowe, karty dowodów osobistych czy księgi rejestrów mieszkańców gmin wchodzących w skład powiatu krakowskiego. Wszystkie te akta zawierały informacje istotne dla historyków zajmujących się badaniem dziejów Krakowa.
Na podstawie tych ksiąg możemy odnaleźć miejsce, skąd ci mieszkańcy przybyli przed zamieszkaniem w Krakowie, gdzie się wyprowadzili, czy ewentualnie kiedy zmarli. Te dane są bardzo cenne i tylko tutaj możemy je odnaleźć, mówił w grudniu Zbigniew Pasierbek, kierownik archiwum.
W budynkach przy ulicy Na Załęczu znajdowało się według oficjalnych informacji około 20 kilometrów akt, co szacunkowo przekłada się na liczbę 150–200 milionów dokumentów. W trakcie walki z pożarem udało się z płonącego archiwum wynieść około 600 kilogramów akt. Niestety większość z nich była tak zniszczona, że do niczego już się nie nadawała. Część zgromadzonych dokumentów zdążyła zostać wcześniej zdigitalizowana – wiadomo jednak, że to tylko drobny ułamek całego zbioru.
Media podają, że w wyniku pożaru przepadło 98 procent przechowywanych tam akt. Znakomitej większości nie uda się nigdy odtworzyć. W archiwum spłonęły dokumenty dotyczące między innymi wybitnych osobistości związanych z Krakowem: Stanisława Lema, Marka Grechuty czy Wisławy Szymborskiej.
To największa katastrofa w archiwistyce od czasów pacyfikacji Powstania Warszawskiego, komentują informatorzy portalu Krowoderska.pl.
źródło gazeta.pl/krowoderska.pl/wyborcza.pl