Ciekawostki

Mocne zakończenie książki nie bierze się znikąd!

Kil­ka osób o odmien­nych cha­rak­te­rach, ich skrzęt­nie skry­wa­ne tajem­ni­ce, do tego odro­bi­na uprze­dzeń, mniej lub lepiej skry­wa­nej nie­chę­ci i już mamy prze­pis na wybu­cho­wą (cza­sa­mi dosłow­nie) fabu­łę. Do tego nie­wiel­ka prze­strzeń, na któ­rej roz­gry­wa się akcja i może­cie być pew­ni, że emo­cje się­gną zeni­tu, a zakoń­cze­nie wbi­je Was w fotel. Uwa­ga poten­cjal­ne spoilery 😉

Nic nowe­go

Pomysł na umiesz­cze­nie wie­lu cał­kiem róż­nych posta­ci na małej prze­strze­ni nie jest niczym nowym. Zna­ny jest cho­ciaż­by z powie­ści „Dzie­się­ciu Murzyn­ków” Aga­ty Chri­stie. Książ­ka zna­na jest tak­że pod tytu­łem „I nie było już niko­go”. Autor­ka wysy­ła swo­ich boha­te­rów na odcię­tą od świa­ta wyspę. Czy może być lep­sze miej­sce do zawią­za­nia peł­nej nie­po­ko­ju i zmie­rza­ją­cej ku nie­uchron­nej klę­sce akcji? W dodat­ku dzie­się­cio­ro zapro­szo­nych gości odkry­wa na miej­scu, że ich gospo­darz, tajem­ni­czy pan U.N. Owen (podo­bień­stwo do sło­wa „unk­nown” jest nie­przy­pad­ko­we), wca­le na nich nie czeka!

Mło­dy chło­pak, słu­żą­ca wraz z mężem, woj­sko­wy na eme­ry­tu­rze, sta­ra pan­na, suro­wy sędzia, powa­ża­ny chi­rurg, pry­wat­ny detek­tyw, mło­dy podróż­nik i ład­na nauczy­ciel­ka. Może się wyda­wać, że tych ludzi, poza otrzy­ma­nym zapro­sze­niem, nic nie łączy. Jak jed­nak wspo­mnie­li­śmy, w książ­kach peł­nych napię­cia zwy­kle poja­wia­ją się oso­by, któ­re skrzęt­nie skry­wa­ją swo­je tajem­ni­ce. Nie jest to przy­pad­ko­wa zbie­ra­ni­na ludzi, wszy­scy mają spo­ro na sumie­niu – bynaj­mniej nie są to prze­wi­nie­nia lek­kie­go kali­bru. Czy zosta­nie wymie­rzo­na za nie sprawiedliwość?


Upior­na kołysanka

Sły­sząc hasło „Dziec­ko Rose­ma­ry” czę­sto w myślach nuci­my koły­san­kę skom­po­no­wa­ną przez Krzysz­to­fa Kome­dę i widzi­my mrocz­ne obra­zy nakrę­co­ne przez Roma­na Polań­skie­go. A prze­cież pierw­sza była powieść o tym samym tytu­le, autor­stwa Iry Levi­na! Książ­ka to prze­sy­co­ny gro­zą i okul­ty­zmem hor­ror, w któ­rym wszyst­ko zmie­rza ku tragedii.
Mamy zatem mło­de mał­żeń­stwo, któ­re prze­pro­wa­dza się do kamie­ni­cy peł­nej nie­ty­po­wych miesz­kań­ców. Z resz­tą sam budy­nek, zwa­ny Bram­for­dem, też nie jest prze­cięt­nym miej­scem – pod tym adre­sem roze­gra­ło się wcze­śniej wie­le dra­ma­tów. Rose­ma­ry i Guy Woodho­uso­wie są bodaj naj­młod­szy­mi wśród sąsia­dów – ota­cza­ją ich same star­sze, czę­sto zdzi­wa­cza­łe oso­by. Wtrą­ca­ją się w życie nowo­żeń­ców, ale Guy zda­je się tyl­ko z tego cieszyć.

Zakoń­cze­nie, do któ­re­go zmie­rza oni­rycz­na fabu­ła, jest wię­cej niż nie­ty­po­we. Zagro­że­nie, któ­re nara­sta na kar­tach powie­ści, znaj­du­je swój finał, gdy Rose­ma­ry rodzi upra­gnio­ne dziec­ko. Czy­tel­nik od począt­ku prze­czu­wa jed­nak, że nie będzie to zwy­kły poród, a nasza boha­ter­ka nie­pręd­ko, jeśli w ogó­le, wyzwo­li się z sąsiedz­kiej matni.


Koniec i „Bom­ba”, kto nie czy­tał ten…

Życie nasto­lat­ka nie jest pro­ste. Prze­ko­nu­ją się o tym boha­te­ro­wie książ­ki „Bom­ba” Joel­le Char­bon­ne­au. Każ­dy z mło­dych ludzi uka­za­nych w powie­ści ma real­ne pro­ble­my. Część czu­je się odrzu­co­na, inni mają mrocz­ne tajem­ni­ce, a jesz­cze inni żyją pod dyk­tan­do naj­bliż­szych. Ich pro­ble­my to nie prze­lew­ki. Spo­ty­ka­ją ich takie tra­ge­die, jak śmierć rodzi­ca i doty­ka cią­gła nietolerancja.
Moż­na by pomy­śleć, że taka eki­pa mło­dych ludzi szyb­ko się doga­da, bo połą­czą ich roz­ter­ki wła­ści­we dla wie­ku. Nic bar­dziej myl­ne­go – nasto­lat­ko­wie z tru­dem radzą sobie z wła­sną codzien­no­ścią, a co dopie­ro ze wspar­ciem innych. W dodat­ku wszy­scy zosta­ją uwię­zie­ni w szko­le, w któ­rej ktoś wła­śnie pod­ło­żył bom­bę. Czy uda im się uciec? Czy prze­ła­mią nie­chęć do dru­gie­go czło­wie­ka i zaufa­ją sobie nawza­jem, by wes­przeć się w trud­nej chwi­li? Czy raczej wspól­ne oskar­że­nia i poszu­ki­wa­nie win­ne­go spro­wa­dzą na nich śmierć? I co naj­waż­niej­sze, kto zde­to­no­wał ładun­ki wybu­cho­we w budyn­ku, któ­ry od wrze­śnia miał po raz kolej­ny przy­jąć uczniów w swo­je – z pozo­ru bez­piecz­ne – mury?


Kłam­stew­ka i gra pozorów

Serial „Wiel­kie kłam­stew­ka” HBO stał się praw­dzi­wym hitem, nie każ­dy jed­nak wie, że jego pier­wo­wzo­rem była książ­ka o tym samym tytu­le, napi­sa­na przez Lia­ne Moriar­ty. Akcja powie­ści roz­gry­wa się w uro­kli­wym, ale też nie­co klau­stro­fo­bicz­nym nad­mor­skim mia­stecz­ku Mon­te­rey w sta­nie Kali­for­nia. Ludzie wyda­ją się tam szczę­śli­wi, zamoż­ni, a już na pew­no pięk­ni. Boha­ter­ki książ­ki pozna­ją się, ponie­waż ich dzie­ci cho­dzą do jed­nej kla­sy. Już od począt­ku wie­my, że wyda­rzy­ło się coś złe­go, pyta­nie tyl­ko, kto się tego dopu­ścił? Pięk­na Cele­ste, któ­ra zre­zy­gno­wa­ła z karie­ry, by zaj­mo­wać się dzieć­mi i pro­wa­dzić ide­al­ny dom dla swo­je­go przy­stoj­ne­go męża? A może ener­gicz­na, umie­ją­ca posta­wić na swo­im Made­li­ne? Jest jesz­cze Jane, któ­ra przy­by­ła do miej­sco­wo­ści nie­daw­no i spra­wia wra­że­nie bar­dzo tajem­ni­czej. Wszyst­kie kobie­ty w pierw­szej chwi­li wyda­ją się speł­nio­ne, jed­nak żad­na z nich w peł­ni tak się nie czuje.
Tra­ge­dia zbli­ża się nie­ubła­ga­nie, a oli­wy do ognia dole­wa­ją kon­flik­ty zwią­za­ne ze spra­wa­mi doty­czą­cy­mi dzie­ci. O ile trzy głów­ne boha­ter­ki zda­ją się dobrze doga­dy­wać, o tyle robią­ca karie­rę Rena­ta Kle­in raczej się z nimi nie zaprzy­jaź­ni, a wszyst­ko to wła­śnie przez nie­po­ro­zu­mie­nia na szkol­nych zebra­niach. Apo­geum kon­flik­tów będzie mor­der­stwo. Kto i dla­cze­go zgi­nie, a przede wszyst­kim z czy­jej ręki, poka­że zaska­ku­ją­ce zakończenie.

Im bar­dziej auto­rzy zagęsz­cza­ją swo­je dzie­ła boha­te­ra­mi, tym oczy­wi­ście trud­niej zgad­nąć, kto jest win­ny i co w ogó­le wyda­rzy się na koń­cu książ­ki. Bywa, że od począt­ku wie­my, jaki jest finał histo­rii, ale nie jeste­śmy w sta­nie wyde­du­ko­wać, kto odpo­wia­da za takie, a nie inne zakoń­cze­nie. Oczy­wi­ście dopó­ki pisarz sam nam tego nie wyja­wi! A na to trze­ba pocze­kać cier­pli­wie kil­ka­set stron i co naj­mniej kil­ka godzin.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy