O kradzieży książek w dzisiejszych czasach najczęściej mówi się w kontekście piractwa, czyli na przykład nielegalnego pozyskiwania ebooków lub zuchwałych skoków, których celem są rzadkie tomy o wartości liczonej liczbami z co najmniej czterema czy pięcioma zerami na końcu. Bolączką wydawców są również akty przywłaszczania sobie tytułów podczas wszelkiego rodzaju imprez targowych, czego niestety przy takich masach odwiedzających nie da się uniknąć. Książki potrafią nadal znikać w biały dzień prosto z księgarni.
Księgarnia Art Bookstore mieszcząca się w Zamku Ujazdowskim w Warszawie padła ostatnio łupem złodziei. Według udostępnionych informacji ze sklepu zniknęła „znacząca liczba książek co najmniej trzech poczytnych autorów”. Pracownicy księgarni podali, że sprawcy gustują najwyraźniej w prozie Virginii Woolf, Witolda Gombrowicza czy Herberta (choć tu nie wiadomo, czy chodzi o Franka, czy może jednak Zbigniewa).
Mimo że czyn jest karygodny i należy o tym mówić jak najgłośniej, to na dużą uwagę w tym przypadku zasługuje również sposób, w jaki księgarze na sprawę zareagowali. Otóż wywiesili krótki list skierowany do złodziei, w którym podziwiają ich gust literacki, proszą by następnym razem kradzież zgłosić przy kasie, co ułatwiłoby prace ewidencyjne, a na koniec życzą przestępcom miłej lektury. Wszystko utrzymane w kulturalnym tonie.
List jest krótki, żartobliwy i ma ogromny potencjał by rozejść się viralowo po Internecie, co być może zwróci uwagę społeczeństwa, że kradzieże książek zdarzają się nawet w dzisiejszych czasach. Czy jednak dzięki temu proceder zostanie zaprzestany? Raczej wątpliwe. Sprawców należałoby złapać i postawić przed wymiarem sprawiedliwości.
Przygotował Oskar Grzelak
źródło: instagram/kultura.gazeta.pl