Dewiacje seksualne, nadużywanie narkotyków, sadyzm wobec zwierząt i ludzi, deformacje genetyczne – takie motywy przewodnie dominują w trzeciej już liście kontrowersyjnych powieści, po które warto sięgnąć.
Jak już wspominałem przy okazji poprzednich odsłon tego cyklu, perspektywa historyczna interesuje mnie w mniejszym stopniu niż to, w jaki sposób treść danej książki może wpłynąć na współczesnego czytelnika. Ten obszar od zawsze był labilny, ale do szczególnego stępienia wrażliwości doszło w ostatnich kilkunastu latach, gdy internet bez wytchnienia zaczął nas bombardować erotyką, przemocą, skandalami obyczajowymi, katastrofami etc.
Literatura na szczęście nie musi z tym konkurować, ale podczas swojej długiej historii zdążyła zgromadzić naprawdę pokaźną liczbę dzieł zdolnych wywołać całą gamę skrajnych emocji, nie tylko tych pozytywnych.
Zatem oto kilka kolejnych typów książek, w których autorzy opisują obszary ludzkiej egzystencji powszechnie uznawane za kontrowersyjne, nie zapominając przede wszystkim o odpowiedniej jakości prozy.
Pedofilia i narkomania
Pięcioksiąg Edwarda St. Aubyna „Patrick Melrose” zrobił ostatnio furorę za sprawą tegorocznej kongenialnej adaptacji telewizyjnej, w której tytułową rolę zagrał Benedict Cumberbatch. Jednak Polscy czytelnicy mieli okazję zapoznać się z tą na wpół autobiograficzną serią w jej oryginalnej formie już w 2017 roku. To bez wątpienia było duże wydarzenie literackie, bo rzadko dziś mamy styczność z prozą o takim kalibrze.
Przy tym trzeba oddać, że fabuła tego cyklu jest daleka od radosnej. Niczego nieświadomy czytelnik może być zdziwiony niemałą ilością okrucieństwa fizycznego i psychicznego, jaka czeka na niego w dwóch pierwszych tomach: „Nic takiego” oraz „Złe wieści”.
W pierwszej książce poznajemy Patricka Melrose’a jako 5‑letniego chłopca, który panicznie boi się swojego ojca, Davida. Głowa rodziny Melrose’ów lubuje się w psychicznym zadręczaniu ludzi dookoła siebie, w tym swoich najbliższych. Jednak w trakcie kolejnych stron David okazuje się osobą o wiele bardziej przerażającą, niż można było przypuszczać na początku. To postać skrajnie amoralna, która nie cofnie się nawet od zgwałcenia własnego syna.
Wręcz szokujący efekt wywiera tutaj zderzenie wysmakowanej, dowcipnej, bogatej w niesłychanie celne porównania i nie stroniącej od bon motów prozy angielskiego autora z opisywaną historią, która była zainspirowana identycznymi wydarzeniami z jego życia.
„Nic takiego” to w moim przekonaniu arcydzieło, ale nawet jeszcze lepszy jest drugi tom, „Złe wieści”. Ukazuje Patricka Melrose’a w wieku 22 lat, który z powodu swojej przeszłości ma potężne problemy z narkotykami, w tym przede wszystkim z heroiną. Protagonista ponownie musi zmierzyć się ze swoim ojcem, ale tym razem w innej postaci – jest zmuszony polecieć do Nowego Jorku, aby odebrać jego prochy. To zadanie okaże się dla niego arcytrudne.
„Złe wieści” to istne farmaceutyczne piekło, przebijające pod względem intensywności opisów narkotycznych odlotów nawet takie tytuły, jak „Nagi Lunch” czy „Trainspotting”. Czytanie tej książki nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń, bowiem Aubyn poddaje czytelnika absolutnie morderczej kawalkadzie samobójczych zachowań i myśli protagonisty. Niektóre sytuacje mogą wręcz obrzydzić co bardziej wrażliwych.
Nie przysłania to jednak faktu, że jakość tej prozy jest nieprawdopodobna – to najbardziej spektakularna językowo część z całej serii. Odnajdziemy w niej zarówno monumentalną beznadziejność Samuela Becketta, głębię spostrzeżeń Marcela Prousta, jak i lingwistyczne eksperymenty Jamesa Joyce’a. Jednak Aubyn jest daleki od zręcznego imitatorstwa, bo może pochwalić się własnym, w pełni oryginalnym stylem.
Następne trzy tomy są już dużo spokojniejsze i znacznie mniej kontrowersyjne w treści. Trzeba oddać, że Aubyn dokonał nie lada sztuki – w całym cyklu ani razu nie zszedł poniżej bardzo dobrego poziomu. Co więcej, czwarty tom, czyli „Mleko matki”, okazał się jego trzecim majstersztykiem.
Chory świat
„Fabryka os” to z kolei kompletnie inna bajka – tutaj kończą się wszelkie subtelności. Debiutancka powieść szkockiego pisarza Iaina Banksa wzbudziła skrajne emocje w 1984 roku. Jedni uznali ją za dzieło niezwykłe, inni krytykowali za „niespotykaną deprawację”. To drugie stwierdzenie nie było wcale przesadą – aż sześciu wydawców odmówiło jej publikacji, z czego część „doradziła” Banksowi, aby dał sobie spokój z pisaniem.
Książka opowiada o zdeformowanym fizycznie nastolatku Franciszku, który zamieszkuje wraz z ojcem na niewielkiej wyspie gdzieś na szkockiej prowincji. Narracja utrzymana jest w pierwszej osobie, stąd od samego bohatera dowiadujemy się, co lubi robić na co dzień. Jego głównym zainteresowaniem jest… torturowanie i zabijanie zwierząt, a następnie nabijanie ich głów na pale wskazujące granice terytorium chłopaka, zwanego Polem Ofiarnym.
Mało? W tle czai się jeszcze jego starszy brat Eryk, który z kolei zafascynowany jest podpalaniem psów. Mroczne sekrety skrywa także ich ojciec.
Pełno tu okropieństw, ale na pierwszy plan wybija się bardzo realistyczne oddanie przemocy wobec zwierząt, co może być dla wielu czytelników zbyt trudne do przełknięcia. Ponadto „Fabryka os” raczej nie oferuje momentów odpoczynku od chorego i przerażającego świata, jaki odmalowuje nam protagonista.
Z drugiej strony jest on na tyle intrygujący, że ciężko nie brnąć dalej, aby odkryć tajemnice Franciszka. Fabuła wbrew pozorom jest naprawdę przemyślana, zaś oszczędny w środkach styl Banksa działa zdecydowanie na korzyść. Pisarz umiejętnie czerpie również z dobrodziejstw czarnego humoru. To krótka książka, ale pozostaje na bardzo długo w pamięci.
W „Jarmarku odmieńców” Katherine Dunn nie odnajdziemy tyle brutalności, co w książce Banksa, ale jej świat przedstawiony jest nie mniej chory. Bo nie da się inaczej określić tego, co wymyśla rodzina Binewskich, aby podreperować swój podupadający biznes. Mianowicie – tworzą groteskową trupę odmieńców, z którą chcą objeżdżać Stany Zjednoczone.
Dzięki stosowaniu różnych leków i substancji radioaktywnych w trakcie ciąży małżonka rodzi siostry syjamskie, chłopca z płetwami zamiast kończyn, karlicę albinoską oraz zwyczajnie wyglądającego chłopaka, który posiada zdolność telekinezy. Jedno z nich zostaje w pewnym momencie liderem kultu religijnego, w którym nakłania swoich wyznawców do… usuwania kolejnych fragmentów ciała.
„Jarmark odmieńców” daje popalić czytelnikowi. Jest obrzydliwy, perwersyjny i oburzający. Zderzenie z taką ilością groteski jest bez wątpienia wymagającym zadaniem, ale powieść Dunn jest zbyt dobrze napisana, by przejść obok niej obojętnie. Jej język jest pokręcony, ekstrawagancki i zarazem uformowany. A sama historia potrafi poruszyć, bo czuć w niej autentyczne wyczucie autorki dla wszystkiego, co wyłamuje się z powszechnie przyjętych kanonów piękna.
Dla amerykańskiego pokolenia wchodzącego w dorosłość w latach 90. dzieło Dunn stało się czymś w rodzaju biblii. Jej fanem był Kurt Cobain z Nirvany. Terry Gilliam, ceniony reżyser i jeden z członków grupy Monty Pythona, nazwał ją „najbardziej romantyczną powieścią o miłości i rodzinie, jaką zna”.
Literatura transgresji
Skoro było już w tym cyklu „American Psycho”, to nie może zabraknąć także pisarza, który nie krył swojej inspiracji twórczością Breta Eastona Ellisa. Chuck Palahniuk jest najbardziej znany za sprawą kultowego „Podziemnego kręgu” z 1996 roku, który został znakomicie zaadaptowany na duży ekran przez Davida Finchera trzy lata później.
Jednak powyższa powieść wydaje się zaskakująco stonowana w porównaniu z późniejszymi „Opętanymi”. Już sama konstrukcja książki jest interesująca, bo autor złączył w niej poezję, 23 opowiadania oraz historię o grupie aspirujących pisarzy, którzy pozwalają się zamknąć na trzy miesiące w odosobnieniu, żeby stworzyć swoje opus magnum.
Miejsce akcji czyli stary opuszczony teatr to zamysł po części wzorowany na słynnej Villi Diodati nad jeziorem Genewskim, czyli posiadłości Lorda Byrona, w której Mary Shelley wpadła na historię o Frankensteinie. Jednak u Palahniuka warunki bytowe dla kilkunastu bohaterów szybko ulegają poważnej deterioracji. To mobilizuje ich, aby opowiadać sobie własne horrory.
A te są podręcznikowym przeglądem przez praktycznie wszystkie obsesje autora, w tym seksualne dewiacje, śmierć i choroby. Podane rzecz jasna w ekstremalnej formie, czego najsłynniejszym przykładem jest opowiadanie „Flaki”, zlepek doprawdy ostrych wypadków związanych z masturbacją – szczegółów lepiej nie zdradzać. Zebrało ono prawdziwe żniwa na spotkaniach autorskich – ponad 60 osób zemdlało z obrzydzenia podczas odczytów.
„Flaki” wręcz wstrzymują oddech, co sam autor zresztą zaleca czytelnikowi na samym początku lektury. To jeden z tych jakże rzadkich przypadków, w których nawet mocno zahartowany w przeróżnych brutalnościach odbiorca zostanie doszczętnie zmasakrowany.
Poza szokującą zawartością Palahniuk mimo wszystko ma coś więcej na myśli, co wybija „Opętanych” na tle tytułów zanurzonych w nomen omen flakach i hektolitrach krwi. Do tego autor bardzo umiejętnie podbija suspens, nie pozwalając czytelnikowi przewidzieć przed bohaterami, o co w tym wszystkim chodzi. Jego płaski i deklaratywny styl jest idealnie dopasowany do treści. Nie jest to powieść dla każdego, ale zmierzenie się z nią to unikalne doświadczenie.
Na koniec wymienię dzieło powstałe w 1907 roku, czyli „Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara” Guillaume Apollinaire’a. Szalone przygody rumuńskiego arystokraty, który przyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu przygód, sławy i seksualnego zaspokojenia są niczym dynamit wybuchający w naszej ręce. Ten pogląd przynajmniej podzielał Pablo Picasso, który nazwał pornograficzną powieść francuskiego poety polskiego pochodzenia „arcydziełem”. Z kolei w Turcji uznano zgoła inaczej, gdy tuż po jej premierze w 1999 roku zarekwirowano cały nakład, zaś na wydawcę nałożono grzywnę. W samej Francji książka aż do 1970 roku była zakazana.
W tej niezmiernie śmiałej powieści Apollinaire bierze pod lupę m.in. sadyzm, masochizm, pedofilię, nekrofilię, koprofagię, seks grupowy, kazirodztwo, homoseksualizm czy gerontofilię (pociąg seksualny do osób w starczym wieku). Od razu ostrzegam, że lekko i przyjemnie nie będzie. Wystarczy spojrzeć na taki fragment: „I kładąc się na konającej, wprowadził swój sztywny pal w zastygający otwór. Tym sposobem nacieszył się ostatnimi spazmami zamordowanej, której cierpienia musiały być straszne, i unurzał ręce w ciepłej krwi tryskającej z jej brzucha. Kiedy doznawał rozkoszy, aktorka już się nie poruszała. Leżała sztywna, a wytrzeszczone oczy zalewało gówno”.
Można to oczywiście potraktować na poważnie; wówczas nie pozostaje nic innego, jak uznać wymysły Apollinaire’a jako wzorcowy przykład aberracji. Ale istnieje jeszcze inna interpretacja, która każe myśleć o „Jedenastu tysiącach pałek, czyli miłostkach pewnego hospodara” jako brawurowym pastiszu literatury wyklętej. Tę ocenę pozostawię jednak wszystkim tym, który ośmielą się zajrzeć do tej książeczki.
Poprzednie artykuły:
Kamil Dachnij – wielbiciel kina, muzyki i literatury wszelkiej maści. Publikował teksty w „Stopklatce”, „naEKRANIE” i dwumiesięczniku „Coś na Progu”.
Od końca 2009 roku prowadzi blog filmowo-muzyczny Dyletanci.