We wrześniu na polskim rynku komiksowym zadebiutowało nowe wydawnictwo – Non Stop Comics. Oficyna zaserwowała czytelnikom bardzo różnorodną ofertę tytułów – horror, komedia, kryminał, historie obyczajowe, fantasy i science fiction. Przedstawiamy kilka z nich.
„Tank Girl”. Klasyka brytyjskiego undergroundu, fantastycznie narysowana przez Jamiego Hewletta (tak, tego samego, który później pokazał światu jak wyglądają Gorillaz). „Tank Girl” to efekt współpracy jego spaczonej wyobraźni z równie porąbanym umysłem Alana Martina.
Akcja komiksu dzieje się w naprawdę dziwacznej Australii, pełnej zmutowanych kangurów, gangów, szamanów i bandziorów. Tytułowa bohaterka ma swój czołg, którym pędzi przez pustkowia, nie bardzo przejmując się przeszkodami, ani autorytetami. Lubi pić, lubi ćpać, lubi dobrą zabawę – niekoniecznie na poziomie. W pierwszym tomie czytelników czekają takie akcje jak mordobicie z kangurami, seks z kangurami, chlanie z kangurami, przestępstwa z kangurami, czy potencjalny koniec świata z kangurami. Ale nie tylko. Znalazło się też miejsce na wizytę Lucyfera, powtórne przyjście Mesjasza, spotkanie z podróżnikiem w czasie oraz pilną misję dostarczenia prezydentowi woreczków na kupę. Całość zanurzona jest w popkulturze lat ‘80, obficie przyprawiona dzikim humorem, a polskie tłumaczenie doskonale oddaje klimat komiksu. „Tank Girl” nie bierze jeńców.
„Odrodzenie. Jesteś wśród przyjaciół” stanowi pierwszą część ośmiotomowej serii Toma Seeleya i Mike’a Nortona. Akcja dzieje się w małym miasteczku w stanie Wisconsin, gdzie niespodziewanie niektórzy zmarli wracają do życia. Nikt nie wie dlaczego. Nikt nie wie, co z nimi zrobić. Fenomen przyciąga uwagę prasy, naukowców, a także różnego rodzaju świrów. Po pierwszym tomie mnożą się pytania, a odpowiedzi póki co brakuje – autorzy trzymają czytelników w niepewności i nieustannym napięciu. Po pierwszym tomie można powiedzieć, że „Odrodzenie” to świetny komiks grozy: zawierający odpowiednią dawkę niesamowitości, niegłupi i porządnie narysowany. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach ten poziom zostanie utrzymany.
„Chrononauci”. Mark Millar, autor znany m.in. z takich komiksów jak „Kick-Ass”, czy „Kingsman”, tym razem bierze się za temat podróży w czasie. Dwóch wybitnych naukowców odkrywa sposób, w jaki przenosić się pomiędzy epokami. Jednak podczas pierwszej podróży coś idzie nie tak – doktor Corbin Quinn trafia nie tam, gdzie powinien. Na ratunek rusza mu jego kolega, doktor Danny Reilly. Jednak gdy ociera na miejsce, scenarzysta funduje czytelnikom bardzo zmyślny twist fabularny. „Chrononauci” to niemalże wzorcowy komiks rozrywkowy – akcja pędzi na złamanie karku, bohaterowie są charakterystyczni, a dialogi dobrze napisane i pełne humoru. Do wartkiej narracji idealnie pasują rysunki Seana Murphy’ego. Jego plansze są dynamiczne, pełne energii, ale też odpowiednio oddające dekoracje kolejnych epok. Album ma wprawdzie na grzbiecie „jedynkę”, jednak można go traktować jako zamkniętą całość.
„Giant Days. Królowe dramy” to z kolei komiks obyczajowo-humorystyczny; lekki i przyjemny – a przy tym naprawdę dobrze napisany. Przedstawia losy trójki początkujących studentek. Każda z dziewczyn jest inna: Esther to imprezowa gotka, Daisy jest naiwna oraz dobroduszna, a Susan twardo stąpa po ziemi i uwielbia papierosy. Razem tworzą naprawdę barwną gromadkę. Ich perypetie są proste, codzienne – jednak czyta się je jednym tchem. Imprezy. Awantury. Starcie z bandą seksistowskich dupków. Związki i miłostki. Walka z nałogiem. Wszystko to pamiętamy z własnych doświadczeń studenckich, lub z innych dzieł popkultury traktujących o tym okresie. Jednak Johnowi Allisonowi unikna wtórności i banału – jego komiks może nie jest przesadnie oryginalny, ale udało mu się zawrzeć w nim kilka świeżych pomysłów oraz rozwiązań.
Za rysunki odpowiada Lissa Treiman. Artystka posługuje się prostym, kreskówkowym stylem, który dobrze sprawdza się przy tej historii. Ciepłe, wyraziste kolory, nałożone przez Whitney Cogar podkreślają swobodny klimat komiksu.
„Rat Queens. Magią i maskarą”. Pierwszy tom zwariowanej serii o przygodach grupy zadziornych poszukiwaczek przygód. Cykl Kurtisa J. Wiebe to zręcznie napisany pastisz historii fantasy (zwłaszcza tych o drużynach herosów). Scenarzysta bardzo umiejętnie gra znanymi motywami, przekształcając je na własne potrzeby i tworząc powieść pełną humoru (często dosyć niegrzecznego) oraz akcji.
Wszystkie postacie oparte są na archetypach, znanych z wielu gier, książek i komiksów fantasy, jednak każda z nich ma dodatkowo jakąś cechę, która wybija ją poza schemat. Elfia czarodziejka Hannah ma problemy z agresją, złodziejka Betty pożera hurtowe ilości słodyczy i narkotyków, krasnoludzka wojowniczka Violet goli brodę na znak protestu, a kapłanka Dee jest ateistką. Cała czwórka uwielbia imprezować i upijać się do nieprzytomności. A wtedy często ponosi je melanż, co powoduje liczne zniszczenia w całej okolicy. Jednak każda imprezowa sielanka kiedyś się kończy. Straż miejska ma dosyć rozbrykanych poszukiwaczek przygód. Tymczasem ktoś zaczyna dybać na ich życie…
„Duch Gaudiego”. Na koniec jeszcze jeden album europejski – tym razem autorstwa artystów pochodzących z Hiszpanii. Za scenariusz odpowiada El Torres, a za rysunki Jesus Alonso Iglesias. W Barcelonie dochodzi do serii morderstw. Ofiary i miejsca, gdzie znaleziono zwłoki związane są w jakiś sposób z postacią Antonio Gaudiego. Co więcej – niektórzy ludzie zaczynają widzieć ducha słynnego architekta… Czy to on odpowiada za zbrodnie? A może tylko ktoś się pod niego podszywa?
Fabuła poprowadzona jest sprawnie, śledztwo trzyma czytelnika w napięciu. Jednak tym, co decyduje, że „Duch Gaudiego” jest rzeczywiście warty lektury jest warstwa wizualna. Rysunki w tym komiksie są naprawdę ładne. Fantastycznie przedstawiono architekturę Barcelony – w tym oczywiście budynki zaprojektowane przez Gaudiego. To właśnie osadzenie historii w tych przestrzeniach oraz odpowiednie oddanie ich sprawia, że komiks posiada unikalny klimat.
Po które z wymienionych komiksów sięgniecie?