Ekranizacje Felieton

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy. Sezon 2 – Niestatystyczna recenzja

Bądź­my szcze­rzy, pierw­szy sezon “Pier­ście­ni Wła­dzy” może bił rekor­dy oglą­dal­no­ści oraz zapi­sał się w histo­rii jako jed­na z naj­droż­szych pro­duk­cji stre­amin­go­wych, ale final­nie pozo­sta­wił wie­lu widzów z poczu­ciem nie­sma­ku. Choć na ekra­nie ponow­nie oży­wał magicz­ny świat Tol­kie­na, a w war­stwie wizu­al­nej serial nawią­zy­wał do kul­to­wych pro­duk­cji Pete­ra Jack­so­na, to fabu­lar­nie był roz­cza­ro­wu­ją­cym zlep­kiem scen peł­nych nija­kich boha­te­rów, nud­nej i cha­otycz­nej intry­gi, a tak­że wysi­lo­nych zmian wzglę­dem książ­ko­we­go świa­ta. Fani i kry­ty­cy zmiaż­dży­li pro­duk­cję plat­for­my Pri­me Video – mimo to, po dwóch latach dosta­je­my sezon dru­gi. Czy twór­cy wycią­gnę­li wnio­ski i tym razem uda­ło im się stwo­rzyć lep­sze widowisko?

Może to magia przed­pre­mie­ro­we­go dostę­pu do całe­go sezo­nu albo spo­sób odbio­ru (osiem odcin­ków dru­giej serii “Pier­ście­ni Wła­dzy” obej­rza­łem na trzy raty w kil­ka dni, zamiast co tydzień cze­kać na nowe epi­zo­dy), ale odnio­słem wra­że­nie, że nar­ra­cyj­nie jest to mate­riał o wie­le spraw­niej opo­wie­dzia­ny, niż to mia­ło miej­sce w 2022 roku. Znów mamy tu kil­ka rów­no­le­gle pro­wa­dzo­nych wąt­ków, jed­nak prze­sko­ki mię­dzy nimi są mniej cha­otycz­ne. Nie­kie­dy jeden epi­zod poświę­co­ny jest np. Sau­ro­no­wi i elfom, a kolej­ny – wąt­kom ludzi i kra­sno­lu­dów. Dzię­ki temu łatwiej poukła­dać sobie całą histo­rię w gło­wie, bo zamiast prze­ska­ki­wać na zmia­nę mię­dzy 7 czy 8 rów­no­le­gły­mi wąt­ka­mi, sku­pia­my się na 2–3, a kolej­ne są pre­zen­to­wa­ne w następ­nym epi­zo­dzie. Wbrew pozo­rom ta nie­wiel­ka zmia­na wpły­nę­ła pozy­tyw­nie na kla­row­ność całej fabu­ły, któ­ra nabie­ra rozpędu.

Owa­in Arthur jako Ksią­żę Durin IV

 

Skoń­czy­ły się pod­cho­dy i nie­zbyt wia­ry­god­ne ukry­wa­nie toż­sa­mo­ści Sau­ro­na. Ten oczy­wi­ście dalej kom­bi­nu­je jak umie naj­le­piej, zmie­nia postać, kusi i oszu­ku­je, by osią­gnąć wła­sny cel i pogrą­żyć Śród­zie­mie w mro­ku. To jemu i jego pla­nom wyku­cia kolej­nych pier­ście­ni poświę­co­na jest lwia część tego sezo­nu, któ­ry zaczy­na się zresz­tą od retro­spek­cji poka­zu­ją­cej począt­ki Hal­bran­da. Resz­ta posta­ci – Gala­drie­la, Elrond, ksią­żę Durin, a nawet Adar – na róż­nych fron­tach i każ­dy na swój spo­sób dzia­ła­ją, by powstrzy­mać go lub przy­naj­mniej zaha­mo­wać skut­ki jego nisz­czy­ciel­skich dzia­łań. Czuć nara­sta­ją­cy nie­po­kój i zbli­ża­ją­cy się mrok – staw­ka jest więk­sza, rośnie ska­la wyda­rzeń, a “woj­na” odmie­nia­na jest przez wszyst­kie przy­pad­ki. Dość powie­dzieć, że w naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nych momen­tach dru­gi sezon “Pier­ście­ni Wła­dzy” budzi sko­ja­rze­nia z oblę­że­niem Hel­mo­we­go Jaru i obro­ną Minas Thi­rit – praw­do­po­dob­nie dwo­ma naj­lep­szy­mi bata­li­stycz­ny­mi momen­ta­mi w histo­rii kino­we­go fantasy.

W tym wszyst­kim twór­cy nie zapo­mnie­li o Nie­zna­jo­mym i jego boso­no­gich przy­ja­ciół­kach. Podróż zapro­wa­dzi tę trój­kę w pustyn­ne rejo­ny nie­ek­splo­ro­wa­ne wcze­śniej w fil­mo­wych adap­ta­cjach Tol­kie­na. To uroz­ma­ice­nie, któ­re pozwa­la na poka­za­nie nowe­go aspek­tu Śród­zie­mia, a tak­że więk­szą kre­atyw­ność. Pod wzglę­dem wizu­al­nym serial Pri­me Video kur­czo­wo trzy­ma się wypra­co­wa­nych przez Pete­ra Jack­so­na roz­wią­zań. Od sce­no­gra­fii i iko­no­gra­fii, po spo­sób krę­ce­nia wie­lu scen (np. cha­rak­te­ry­stycz­ne cyr­klo­wa­nie kame­ry wokół gór­skich szczy­tów w uję­ciach usta­na­wia­ją­cych) – daje to oczy­wi­ście poczu­cie prze­by­wa­nia w zna­jo­mym świe­cie, a jed­no­cze­śnie momen­ta­mi przy­bie­ra kary­ka­tu­ral­ną for­mę easter-eggów (nawet sce­na wycią­ga­nia mie­cza z pochwy musi być fil­mo­wa­na iden­tycz­nie jak moment doby­cia Andu­ri­la przez Ara­gor­na). Nowa loka­cja, w któ­rej moż­na doszu­kać się inspi­ra­cji mito­lo­gią egip­ską, wpro­wa­dza więc powiew świe­żo­ści, bo nie każe twór­com na każ­dym kro­ku spo­glą­dać na try­lo­gię z lat 2001–2003 i kopio­wać spraw­dzo­nych paten­tów. Wła­śnie na pusty­ni przy­bysz z gwiazd nauczy się kon­tro­lo­wać magicz­ną moc i odnaj­dzie swo­je powo­ła­nie. To tam widz pozna nowe posta­ci, w tym tajem­ni­cze­go Mrocz­ne­go Cza­ro­dzie­ja, któ­re­go słu­gi polu­ją na Ista­ra, oraz zakrę­co­ne­go Toma Bom­ba­di­la, któ­ry wycią­gnie do męż­czy­zny pomoc­ną dłoń. Ten ostat­ni w inter­pre­ta­cji bry­tyj­skie­go akto­ra, Rory’ego Kin­ne­ara, jest moim zda­niem jed­nym z naj­ja­śniej­szych punk­tów castin­go­wych dru­gie­go sezonu.

Mamy więc w tego­rocz­nych odcin­kach “Pier­ście­ni Wła­dzy” tro­chę nowo­ści, jak i ele­men­ty już kul­to­we dla serii, na któ­re widzo­wie cze­ka­li od daw­na. W wie­lu momen­tach chcia­ło­by się wręcz wstać z fote­la i niczym DiCa­prio w “Pew­ne­go razu w Hol­ly­wo­od” Taran­ti­no z eks­cy­ta­cją celo­wać pal­cem w stro­nę ekra­nu. Koja­rzy­cie tę sce­nę z mema. Boha­te­ro­wie (jak Bom­ba­dil), rasy (Ento­wie!), arte­fak­ty, kon­kret­ne przed­mio­ty, któ­re póź­niej mają zna­cze­nie – fani “Wład­cy Pier­ście­ni” powin­ni być usa­tys­fak­cjo­no­wa­ni tym, jak wypa­ko­wa­ny nawią­za­nia­mi i easter-egga­mi jest dru­gi sezon miliar­do­wej pro­duk­cji Pri­me Video oraz jak zapeł­nia bia­łe pla­my w histo­rii Śród­zie­mia. Jed­no­cze­śnie nie ma się wra­że­nia, że to puste mru­ga­nie do widza (nie licząc, jak wspo­mnia­łem w poprzed­nim aka­pi­cie, wtór­nych roz­wią­zań wizu­al­nych). Oglą­da­jąc dru­gi sezon “Pier­ście­ni Wła­dzy” mia­łem wra­że­nie, że jestem w tym Śród­zie­miu, któ­re poko­cha­łem w fil­mach Jack­so­na – niby tak powin­no być od począt­ku, ale w przy­pad­ku sezo­nu pierw­sze­go czu­łem w tym świe­cie jakiś fałsz, jak­by ktoś tyl­ko uda­wał, że to miej­sca dobrze nam znane.

Na pozy­tyw­ne wra­że­nie wpły­wa z pew­no­ścią rów­nież fakt, że to sezon bar­dziej sku­pio­ny fabu­lar­nie, nie tak cha­otycz­ny, histo­ria zmie­rza w jasno okre­ślo­nym kie­run­ku, moty­wa­cje posta­ci rów­nież nie są owia­ne tajem­ni­cą. Pew­ne obiet­ni­ce zło­żo­ne w pierw­szych ośmiu odcin­kach seria­lu zosta­ją speł­nio­ne (Bar­log cza­ją­cy się w pod­zie­miach Kha­zad-dûm ma swo­je 5 minut), a fina­ło­wa kon­fron­ta­cja Gala­drie­li i Sau­ro­na zosta­ła odpo­wied­nio pod­bu­do­wa­na emo­cjo­nal­nie i fabu­lar­nie. Twór­cy pozwa­la­ją sobie na wię­cej zaba­wy kli­ma­tem. Nie­któ­re sce­ny gar­ścia­mi czer­pią z este­ty­ki kina gro­zy, jak moment wpro­wa­dze­nia do fabu­ły nie­obec­nych u Jack­so­na Upio­rów Kur­ha­nów, a wspo­mnia­na już bitwa mię­dzy orka­mi a elfa­mi napraw­dę potra­fi wgnieść w fotel inten­syw­no­ścią i roz­ma­chem. Lepiej wywa­żo­no wąt­ki – sta­wia­jąc na opo­wieść przede wszyst­kim o Sau­ro­nie i Gala­drie­li, a tak­że spo­ro miej­sca poświę­ca­jąc Ista­ro­wi i har­fo­otom, na dal­szy plan zepchnię­to wąt­ki kra­sno­lu­dów i ludzi. Była to wła­ści­wa decy­zja, bo trud­no pozbyć się wra­że­nia, że zarów­no kon­flikt mię­dzy księ­ciem Duri­nem IV a kró­lem Duri­nem III, jak i prze­py­chan­ki o wła­dzę mię­dzy kró­lo­wą Míriel a kanc­le­rzem Pha­ra­zônem to drep­ta­nie w miej­scu, któ­re tyl­ko spo­wal­nia fabułę.

Rory Kin­ne­ar jako “Tom Bombadil”

W wywia­dach twór­cy porów­ny­wa­li dru­gi sezon “Pier­ście­ni Wła­dzy” do “Oppen­he­ime­ra” Chri­sto­phe­ra Nola­na (lol). Rze­czy­wi­ście wątek przed­mio­tu o wiel­kiej mocy, oraz dyle­mat czy może on być uży­ty w dobrym celu, a tak­że to, jak wpły­wa on na ludzi wokół, jest obec­ny w obu pro­duk­cjach. Jed­no­cze­śnie tego­rocz­na odsło­na seria­lu na bazie prac Tol­kie­na nie potrze­bu­je takich click-baito­wych porów­nań – jest po pro­stu dobra i lep­sza na każ­dym pozio­mie od wcze­śniej­szych odcin­ków. Roz­wi­ja świat przed­sta­wio­ny, choć jak poprzed­nio nie boi się się­gać po wąt­ki, któ­re wywo­ła­ją pew­ne kon­tro­wer­sje, bo nie są bez­po­śred­nio zaczerp­nię­te z pier­wo­wzo­ru lite­rac­kie­go. Mimo wszyst­ko twór­cy wycią­gnę­li lek­cję z nie­zbyt uda­ne­go sezo­nu pierw­sze­go, kon­den­su­jąc akcję i z milio­na posta­ci wybie­ra­jąc kil­ka naj­waż­niej­szych, na któ­rych się sku­pi­li. Całość – w prze­ci­wień­stwie do dru­gie­go sezo­nu “Rodu smo­ka” – ma odpo­wied­nią struk­tu­rę, gdzie łatwo wyróż­nić wstęp, roz­wi­nię­cie, punkt kul­mi­na­cyj­ny (spla­ta­ją­cy losy róż­nych posta­ci) i finał roz­pi­sa­ny na kil­ka rów­no­le­gle pro­wa­dzo­nych wąt­ków. W dzień pre­mie­ry otrzy­ma­my dostęp do trzech pierw­szych odcin­ków, zaś to odci­nek czwar­ty, któ­ry zade­biu­tu­je tydzień póź­niej, napraw­dę roz­krę­ca karu­ze­lę atrak­cji, war­to więc do nie­go docze­kać. Całość jest satys­fak­cjo­nu­ją­ca – nie tyl­ko dla­te­go, że ocze­ki­wa­nia były bar­dzo niskie po pierw­szym sezo­nie. To wresz­cie porząd­ne wyso­ko­bu­dże­to­we fan­ta­sy osa­dzo­ne w świe­cie, któ­ry dzia­ła na wyobraź­nię. “Pier­ście­nie Wła­dzy” są wresz­cie seria­lem, któ­rym pro­duk­cja Pri­me Video powin­na być od same­go początku.

7/10

Oglą­dał dla Was Jan Sławiński

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy