Wywiady

Literatura powinna być przygodą, radością i intelektualnym wyzwaniem – wywiad z Anną Brzezińską, autorką Mgły

Anna Brze­ziń­ska ma w zwy­cza­ju odda­wać głos tym, któ­rzy zwy­kle go nie otrzy­mu­ją – i choć w ostat­nich trzech książ­kach były to kobie­ty, we „Mgle” boha­te­ra­mi i nar­ra­to­ra­mi uczy­ni­ła mężczyzn.

Ubo­dzy i pozba­wie­ni wła­dzy cze­lad­ni­cy patrzą, jak świat, któ­ry zna­li, pogrą­ża się w nie­by­cie. W obszer­nej roz­mo­wie z Nie­sta­ty­stycz­nym pisar­ka zdra­dzi­ła m.in., gdzie w powie­ści odbi­ja się teraź­niej­szość, jak dłu­go „Mgła” leża­ła w szu­fla­dzie oraz co zasko­czy­ło ją przy oka­zji jej dzia­łal­no­ści w sieci.

ANNA TESS GOŁĘBIOWSKA: Kie­dyś byłaś zna­na jako autor­ka powie­ści fan­ta­stycz­nych, póź­niej – głów­nie histo­rycz­nych. A do jakie­go gatun­ku przy­pi­sa­ła­byś „Mgłę”? I czy w ogó­le da się ją jed­no­znacz­nie przypisać?

ANNA BRZEZIŃSKA: Na szczę­ście w ogó­le się nad tym nie zasta­na­wiam, choć mam świa­do­mość, że przed pre­mie­rą każ­dej mojej książ­ki w Wydaw­nic­twie Lite­rac­kim odby­wa się rytu­al­na dys­ku­sja, jaką kla­sy­fi­ka­cję księ­gar­ską jej nadać. Gdy­bym musia­ła, powie­dzia­ła­bym, że to po pro­stu powieść. Bez dal­szych przymiotników.

A czy wiesz może, któ­ra książ­ka spra­wi­ła Wydaw­nic­twu Lite­rac­kie­mu naj­więk­szą zagwozd­kę? Oso­bi­ście sta­wia­ła­bym wła­śnie na „Mgłę” (śmiech).

Mgła” cze­ka­ła na wyda­nie 7 lat, co raczej mówi samo za sie­bie (śmiech) i zapra­co­wa­łam na nią best­sel­le­ro­wy­mi „Cór­ka­mi Wawe­lu”. Zda­ję sobie spra­wę, że nale­żę do auto­rów, któ­rych wydaw­ca uwa­ża za ska­ra­nie boskie. Każ­da książ­ka inna i na doda­tek paskud­na skłon­ność do hybryd. Nigdy nie wia­do­mo, cze­go się spo­dzie­wać. Ale lite­ra­tu­ra powin­na być przy­go­dą, rado­ścią i inte­lek­tu­al­nym wyzwa­niem, a ja lubię nie­spo­dzian­ki. Nato­miast rze­czy­wi­ście widzę, że fan­ta­sty­ka jako klucz do odczy­ta­nia „Mgły” zawo­dzi, bo zwy­kle przez fan­ta­sty­kę czy­tel­nik rozu­mie fabu­ło­cen­trycz­ność, wyra­zi­stych boha­te­rów i mniej lub bar­dziej przej­rzy­stą nar­ra­cję. Tu jest ina­czej, choć nadal nie jest to też powieść reali­stycz­na i wędru­je po niej smok.

Spo­tka­łam się z zarzu­tem, że wszyst­ko OK, tyl­ko ten smok to już za dużo…

Cóż mam bied­na na tego smo­ka odpo­wie­dzieć? Rozu­miem, że jed­ni nie lubią smo­ków, inni koni, a jesz­cze inni kró­licz­ków czy kobiet, bo pamię­tam, jakie strasz­li­we były narze­ka­nia po „Zmierz­chu świa­ta ryce­rzy”, że jak mogłam napi­sać, że rene­sans zawdzię­cza­my też kobie­tom, ryce­rze to wia­do­mo, waż­ni są, ale księż­na, któ­ra finan­so­wa­ła Yor­kow­skich uzur­pa­to­rów, budząc gro­zę wśród zwo­len­ni­ków Tudo­rów, oraz pro­wa­dzi­ła przed­szko­le dla całych poko­leń małych Habs­bur­żą­tek, two­rząc kul­tu­rę bur­gundz­ko-habs­bur­skiej dyna­stii, jest po pro­stu pomi­jal­na. Wra­ca­jąc do „Mgły”: smok jest nie­zwy­kle pojem­nym sym­bo­lem i prze­szłość jest peł­na smo­ków, więc nie widzę powo­du, żeby sobie odma­wiać. Lubię zwierzątka.

Sie­dem lat to nie­zwy­kle dłu­gi czas ocze­ki­wa­nia, szcze­gól­nie dla autor­ki best­sel­le­rów. Wte­dy uka­za­ły się wła­śnie „Cór­ki Wawe­lu”, ale prze­cież po dro­dze wyda­łaś dwie kolej­ne książ­ki! Czy przez ten czas „Mgła” po pro­stu leża­ła w szu­fla­dzie, czy wra­ca­łaś do niej, zmie­nia­łaś jakieś wątki?

Nie wra­ca­łam, nie mia­łam cza­su, pisząc „Cór­ki Wawe­lu” i „Zmierzch świa­ta ryce­rzy”, bo to były potęż­ne pro­jek­ty. Jestem dość cier­pli­wa. „Zmierzch świa­ta ryce­rzy” też wysła­łam do Wydaw­nic­twa Lite­rac­kie­go dwa lata przed wyda­niem, cho­ciaż aku­rat ta książ­ka wyma­ga­ła bar­dzo sta­ran­nej redak­cji histo­rycz­nej, poza tym w mię­dzy­cza­sie wpa­dłam na pomysł fabu­la­ry­zo­wa­nia dia­lo­gów i wydłu­by­wa­łam je ze współ­cze­snych źró­deł, co było strasz­li­wą robotą.

Co poja­wi­ło się naj­pierw: pomysł na umie­ra­ją­ce Cit­tà di Sant’Angelo, jed­no­rę­ki Dra­co czy może nar­ra­cja, któ­rą snujesz?

Chy­ba pier­wot­ny był pomysł książ­ki o opo­wie­ściach, któ­re nas kształ­tu­ją i któ­re my kształ­tu­je­my i pra­gnie­nie, żeby udzie­lić gło­su tym, któ­rzy zazwy­czaj gło­su nie otrzymują.

I mam wra­że­nie, że wła­śnie sama opo­wieść przy­ku­wa naj­więk­szą uwa­gę, nie tyl­ko moją. Chy­ba nie ma oso­by, któ­ra pozo­sta­nie wobec niej obo­jęt­na… Od kil­ku osób sły­sza­łam już, że to arcy­dzie­ło, że powieść ma nie­sa­mo­wi­ty flow, z kolei Paweł Miłosz z blo­ga „Se czy­tam” w recen­zji oświad­czył: „Do tego te zda­nia są z lek­ka cha­otycz­ne. Sam mia­łem wra­że­nie, że słu­cham blu­bra­nia jakie­goś pijacz­ka, któ­ry urżnął się total­nie i teraz zanu­dza towa­rzy­stwo słowotokiem”.

Widzę, że śle­dzisz te recen­zje uważ­niej niż ja. Chcia­łam poka­zać rytm mówio­nej opo­wie­ści, któ­ra nie jest upo­rząd­ko­wa­na ani ele­ganc­ka i opie­ra się lite­rac­kim rygo­rom i jest jedy­ną szcze­li­ną, przez któ­rą oglą­da­my cały świat i wszyst­kie minio­ne zda­rze­nia. Nar­ra­tor, czy też raczej nar­ra­to­rzy, jest wyra­zi­sty, nie ma żad­nych aspi­ra­cji do obiek­ty­wi­zmu, a jego opo­wieść mean­dru­je, zmie­nia się, spla­ta się i roz­pla­ta, bo taka jest natu­ra opo­wie­ści i przede wszyst­kim świa­ta. Dopie­ro opi­sa­nie świa­ta i zapi­sa­nie histo­rii nada­je im wyra­zi­sty kształt, rytm i zna­cze­nie. Nie ocze­ki­wa­łam, że „Mgła” wszyst­kich zachwy­ci, bo taka nar­ra­cja wyma­ga zerwa­nia z przy­zwy­cza­je­nia­mi i pod­da­nia się opo­wie­ści, snu­tej w gospo­dach i nad ogni­ska­mi, i zanu­rze­nia się w kona­ją­cy świat w jego cha­otycz­nym, zmy­sło­wym bogac­twie dźwię­ków, sma­ków, kolo­rów, woni i kon­ku­ru­ją­cych ze sobą gło­sów. Rozu­miem, że nie każ­de­go taka trans­owa nar­ra­cja porwie, ale w moim zamy­śle ona wła­śnie taka mia­ła być.

Chy­ba naj­bar­dziej we Mgle zasko­czy­ło mnie… że zabra­kło w niej głów­nej boha­ter­ki. Two­je ostat­nie książ­ki to „Cór­ki Wawe­lu. Opo­wieść o jagiel­loń­skich kró­lew­nach”, „Woda na sicie. Apo­kryf cza­row­ni­cy” oraz „Zmierzch świa­ta ryce­rzy. O kobie­tach, któ­rym zawdzię­cza­my nowo­żyt­ność”. Już tytu­ły mówią same za sie­bie, w dodat­ku nie­jed­no­krot­nie okre­śla­łaś się jako femi­nist­ka. Skąd ta zmia­na? Czy kobie­ta nie mogła sta­wić wyzwa­nia smokowi?

Femi­nist­ką nadal jestem i nadal wie­rzę w spraw­czość kobiet nie tyl­ko w lite­ra­tu­rze, ale rze­czy­wi­ście nar­ra­to­ra­mi „Mgły” są męż­czyź­ni, na kobie­ty spo­glą­da­my ich oczy­ma – dra­pież­nie, zachłan­nie i czę­sto z wrogością.

Ale nie zgo­dzę się, że kobie­ty zabra­kło jako boha­ter­ki – jest nią Cit­tà di Sant’Angelo. Ucząc się łaci­ny, bar­dzo wcze­śnie dowia­du­je­my się, że drze­wa, kra­je, wyspy, mia­sta mają rodzaj jak nie­wia­sta. Ten dzie­cię­cy mne­mo­tech­nicz­ny wier­szyk poma­ga się nam zanu­rzyć w meta­fo­ry­kę prze­szło­ści, kie­dy prze­strzeń postrze­ga­no jako kobie­tę – do pozna­nia, obła­ska­wie­nia, zdo­by­cia – a Morze Śród­ziem­ne, jak mówi­li współ­cze­śni, było żoną Wene­cji i kochan­ką suł­ta­na. Wraz z dopeł­nia­niem się śre­dnio­wie­cza prze­strzeń miej­ska jest coraz moc­niej zgen­de­ro­wa­na: ryn­ki, pla­ce i uli­ce sta­ją się prze­strze­nią miej­ską, kobie­ce pozo­sta­ją wnę­trza domów. Myślę, że war­to spoj­rzeć na prze­strzeń oczy­ma tych, któ­rzy kie­dyś, w wymy­ślo­nym daw­nym mie­ście, spo­glą­da­li na nią jako na swo­ją wła­sność, choć­by po to, by zasta­no­wić się, czy teraz na pew­no spo­glą­da­my na nią cał­ko­wi­cie ina­czej. I tak, to mia­sto rzu­ca wyzwa­nie smo­ko­wi, w czym­kol­wiek go zoba­czy­my, ale nie jest to pro­sta opo­wieść o potwo­rze pokry­tym łuską, boha­te­rze i mie­czu. To książ­ka o upad­ku mia­sta, ludzi, legend i opowieści.

Mgła” peł­na jest prze­mo­cy, w tym prze­mo­cy wobec kobiet. W uję­ciu, gdzie Cit­tà di Sant’Angelo jest boha­ter­ką, może­my obser­wo­wać, jak cier­pi ona ana­lo­gicz­nie do jej miesz­ka­nek. One pada­ją ofia­ra­mi gwał­tów i mor­derstw, ona – jest krzyw­dzo­na od środ­ka, przez wła­snych miesz­kań­ców, i od zewnątrz, przez najeźdź­ców i maru­de­rów… Smut­ny to los.

Upa­dek nie jest miły dla wzro­ku. Moż­na go wyeste­ty­zo­wać, sztu­ka jest peł­na takich obra­zów, ale we „Mgle” chcia­łam obe­drzeć prze­moc z póz i teatra­li­za­cji i poka­zać świat – mikro­ko­smos jed­ne­go mia­sta – w fazie limi­nal­nej, kie­dy zawo­dzą sta­re mecha­ni­zmy kon­tro­lo­wa­nia prze­mo­cy, a nowe jesz­cze nie zaczę­ły dzia­łać. W prze­szło­ści jed­ną z takich metod kon­tro­lo­wa­nia prze­mo­cy był kar­na­wał, któ­ry pozwa­lał na cza­so­we zawie­sze­nie norm – bie­sia­do­wa­no, cudzo­ło­żo­no i pito bez umia­ru, na tro­nie sadza­no głup­ca, bluź­nier­stwo budzi­ło zachwyt – żeby je potem przy­wró­cić i usank­cjo­no­wać. W „Mgle” kar­na­wał nie jest już w sta­nie przy­wró­cić ładu, bo zbyt wie­lu ludzi ma fun­da­men­tal­ne poczu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści i pozo­sta­je im tyl­ko gniew, któ­ry pra­gną wyła­do­wać na wszel­ki moż­li­wy spo­sób, zwy­kle wobec słab­szych od sie­bie. A kie­dy prze­moc wyry­wa się na wol­ność, bar­dzo trud­no ją z powro­tem okiełznać.

Spo­ra część nar­ra­cji „Mgły” nale­ży do mło­dych męż­czyzn, pozba­wio­nych per­spek­tyw i celów, któ­rzy swo­je fru­stra­cje topią w alko­ho­lu, a prze­moc, któ­rej dozna­ją od sys­te­mu, któ­ry ich zdra­dził, odre­ago­wu­ją na słab­szych, zwłasz­cza na kobie­tach. Trak­tu­ją je nie­zwy­kle przed­mio­to­wo, war­to­ściu­ją na pod­sta­wie rze­czy­wi­ste­go lub domnie­ma­ne­go życia sek­su­al­ne­go, wyzy­wa­ją, stra­szą, a jeśli poja­wi się taka oka­zja – tak­że gwał­cą. Gdy­byś nie powie­dzia­ła, że powieść leża­ła w szu­fla­dzie, podej­rze­wa­ła­bym nawią­za­nia do ruchu prze­gry­wów czy inceli…

Sie­dem lat temu ten świat już był. Były całe ogrom­ne gru­py ludzi, któ­rzy mie­li poczu­cie – pomi­jam, słusz­ne czy nie – że zmie­nia­ją­cy się świat ich zdra­dził i pozba­wił per­spek­tyw. Kon­ser­wa­tyw­na kontr­re­wo­lu­cja żywi się praw­dzi­wym gnie­wem i poczu­ciem, że ich świat się skoń­czył. A świat się koń­czył już wie­lo­krot­nie, bo każ­da wiel­ka zmia­na ofe­ro­wa­ła szan­sy jed­nym, ale też odbie­ra­ła je innym. „Mgła” opi­su­je koniec świa­ta cze­lad­ni­ków, ale rze­czy­wi­ście odbi­ja­ją się w niej nasze czasy.

Powie­dzieć, że jesteś ostat­nio nie­zwy­kle aktyw­na w sie­ci, to nic nie powie­dzieć. Na swo­im fanpage’u publi­ku­jesz – cza­sem nawet dzień w dzień – histo­rie, któ­re po zebra­niu śmia­ło moż­na by zło­żyć na książ­kę. Skąd pomysł na taką for­mę aktywności?

Pro­mo­cja Wydaw­nic­twa Lite­rac­kie­go mnie namó­wi­ła. Robię teraz rese­arch do kolej­nej powie­ści i obie­ca­łam sobie, że będę czy­ta­ła codzien­nie co naj­mniej jeden arty­kuł nauko­wy, a kie­dy czy­tam, robię notat­ki, więc dzie­le­nie się moimi roz­ma­ity­mi odkry­cia­mi nie jest aż tak obcią­ża­ją­ce. Sta­ram się poka­zy­wać prze­szłość przez pry­zmat histo­rii kon­kret­nych osób, bar­dzo czę­sto zde­rza­jąc je z roz­ma­ity­mi utrwa­lo­ny­mi opi­nia­mi na temat choć­by śre­dnio­wie­cza. Bo histo­ria nie jest dla mnie wyłącz­nie opo­wie­ścią o wiel­kich czy­nach wiel­kich mężów i myślę, że moja nie­zgo­da na taki spo­sób rozu­mie­nia prze­szło­ści pobrzmie­wa rów­nież we „Mgle”, któ­ra jest prze­cież opo­wie­ścią wyklu­czo­nych i pomi­nię­tych. Histo­ria nie­ustan­nie się two­rzy i jest two­rzo­na w rela­cji do teraź­niej­szo­ści: chce­my w prze­szło­ści zna­leźć zapo­wiedź i klucz do zro­zu­mie­nia naszych cza­sów. Dla­te­go też histo­ria tak czę­sto sta­je się narzę­dziem poli­tycz­nym i poma­ga zakwe­stio­no­wać pra­wa czy toż­sa­mość ludzi nam współ­cze­snych, co zresz­tą nie­zmier­nie wyraź­nie widać cho­ciaż­by w pro­pa­gan­dzie rosyj­skiej wobec Ukra­iny. Uwa­żam, że war­to to rozu­mieć i war­to poka­zy­wać prze­szłość w całej jej zło­żo­no­ści, dla­te­go o niej piszę.

Życie w cie­ka­wych cza­sach” to prze­kleń­stwo czy zło­rze­cze­nie, a jed­no­cze­śnie okre­śle­nie, któ­re chy­ba do teraź­niej­szo­ści ide­al­nie przy­sta­je. Atak Rosji na Ukra­inę trwa już od ponad 2 lat, już pią­ty rok jest z nami wirus SARS-CoV‑2, któ­ry two­rzy wciąż nowe warian­ty, w Stre­fie Gazy trwa ludo­bój­stwo na lud­no­ści pale­styń­skiej… Czy per­spek­ty­wa histo­rycz­ki ma wpływ na to, jak postrze­gasz te wydarzenia?

Cóż, nigdy nie wie­rzy­łam w koniec histo­rii, a jed­nym z naj­bar­dziej for­ma­cyj­nych doświad­czeń był dla mnie upa­dek komu­ni­zmu w naszej czę­ści Euro­py i przede wszyst­kim woj­na na Bał­ka­nach. Stu­dio­wa­łam w Buda­pesz­cie, z chło­pa­ka­mi, któ­rzy wró­ci­li z oko­pów, i dziew­czy­na­mi, któ­re sta­ły na bary­ka­dach i widzia­ły przy­ja­ciół zabi­ja­nych na uli­cy, kie­dy Ceau­șe­scu poszczuł gór­ni­ków z Timi­so­ary na straj­ku­ją­cych stu­den­tów. Cho­dzi­łam do klu­bów, któ­re wyla­ty­wa­ły w powie­trze, bo mafia wal­czy­ła o tra­sy prze­rzu­tów bro­ni. Wie­dzia­łam, że cywi­li­za­cja jest nikłą war­stwą poko­stu nało­żo­ną na fun­da­men­tal­nie bru­tal­ną i skłon­ną do prze­mo­cy natu­rę ludz­ką. Ale epi­de­mia koro­na­wi­ru­sa obdar­ła nas z poczu­cia bez­pie­czeń­stwa i zakwe­stio­no­wa­ła naszą kon­tro­lę nad świa­tem na nie­spo­ty­ka­ną wcze­śniej ska­lę. Czy­ta­łam wte­dy o Czar­nej Śmier­ci, bo byłam cie­ka­wa, w jaki spo­sób ludziom uda­wa­ło się prze­żyć w cza­sie wszech­ogar­nia­ją­ce­go stra­chu i śmier­ci. Oczy­wi­ście nie­któ­rzy ucie­ka­li, inni chro­ni­li się w pod­miej­skich ogro­dach jak panie i pano­wie z „Deka­me­ro­nu”, ale bar­dzo wie­lu trwa­ło: magi­stra­ty wyko­ny­wa­ły swo­je obo­wiąz­ki, leka­rze leczy­li cho­rych, mat­ki opie­ko­wa­ły się dzieć­mi, a sąsie­dzi przy­cho­dzi­li do domu umie­ra­ją­cych, by być świad­ka­mi ich ostat­niej woli. Wię­zi i poczu­cie wspól­no­ty nie zosta­ły znisz­czo­ne ani zerwa­ne i wła­śnie to, jak sądzę, poma­ga­ło ludziom prze­trwać. Nie ina­czej było pod­czas pan­de­mii koro­na­wi­ru­sa. Nato­miast żad­ne lek­tu­ry o rosyj­skim impe­ria­li­zmie nie przy­go­to­wa­ły mnie na woj­nę w Ukra­inie, kry­zys ener­ge­tycz­ny, by już nie wspo­mnieć o antro­po­ce­nie, kry­zy­sie kli­ma­tycz­nym czy migra­cyj­nym. Żeglu­je­my po zupeł­nie nowych wodach i histo­ria nie pod­da­je kur­su, uczy nas jedy­nie, że jest to bar­dzo nie­bez­piecz­ny czas.

W czym szu­kasz sił, by radzić sobie z tak wie­lo­ma glo­bal­ny­mi kry­zy­sa­mi jednocześnie?

W codzien­no­ści. Są rze­czy, na któ­re mogę się przy­go­to­wać, i takie, na któ­re nie mam wpły­wu, ale ska­la zagro­żeń spra­wia, że po pro­stu trze­ba się cie­szyć zwy­czaj­ny­mi rze­cza­mi, bo są bar­dzo kru­che. Jest dużo rze­czy, któ­re lubię i któ­re mnie uspo­ka­ja­ją. Książ­ki, fil­my, muzy­ka, pies, koty, ogród, bo pra­ca fizycz­na i zmę­cze­nie poma­ga­ją wyłą­czyć strach, kie­dy już nic inne­go nie poma­ga. I bli­scy oczy­wi­ście, cho­ciaż przy­gnę­bia mnie, że nasze dzie­ci będą się musia­ły zmie­rzyć z bar­dzo trud­ną przyszłością.

Wróć­my jesz­cze do Two­jej dzia­łal­no­ści w sie­ci. Mogło­by się wyda­wać, że to kró­ciut­kie aneg­dot­ki – wspo­mnia­łaś, że powsta­ją na mar­gi­ne­sie rese­ar­chu – ale nie­któ­re z nich są wręcz prze­ło­mo­we. Piszesz o rze­czach, któ­rych nie spo­tka­my w pod­ręcz­ni­kach. Twój tekst o gwał­cie popeł­nio­nym na Lucii zwa­nej Nie­mą w 1286 roku w Bolo­nii udo­stęp­ni­ła Fun­da­cja Prze­ciw Kul­tu­rze Gwał­tu. Pisa­łaś też o gwał­cie zbio­ro­wym na pani Coton z oko­lic Pary­ża, do któ­re­go doszło w 1395 roku czy o zgwał­ce­niu 11-let­niej Joan­ny w 1320 roku w Lon­dy­nie. Gdy­by nie Ty, pamięć o nich by zaginęła…

Nie, są na ich temat bada­nia, z któ­rych korzy­stam. Pod­ręcz­ni­ki szkol­ne nie zawrą wszyst­kie­go, ale jest dużo mono­gra­fii na temat gwał­tu, sytu­acji praw­nej kobiet, prze­mo­cy w rodzi­nie, dys­cy­pli­no­wa­nia kobiet. Przy­po­mi­nam o prze­szło­ści, któ­re nie była ani lep­sza, ani bar­dziej upo­rząd­ko­wa­na niż teraź­niej­szość. To waż­ne, bo tak czę­sto sły­szy­my, że te czy inne zja­wi­ska są kon­se­kwen­cją moral­ne­go upad­ku Zacho­du, a kie­dyś było dobrze. Nie było.

Wycią­gasz na świa­tło dzien­ne też queero­wą część naszej histo­rii: jest Woj­ciech lub też Woj­cie­cha, przez poznań­ski magi­strat uzna­na za kobie­tę, a przez kazi­mier­ski sąd – za męż­czy­znę. Jest i Ele­anor, któ­ra żyła, nosząc kobie­ce ubra­nia, wyko­nu­jąc kobie­cy zawód, żyjąc wśród kobiet i mogąc liczyć na ich wspar­cie, choć jej doku­men­ty gło­si­ły, że uro­dzi­ła się jako John Ryke­ner. To spra­wy z XVI i XIV wie­ku, a są śro­do­wi­ska, w któ­rych kon­tro­wer­syj­ne były­by i dzisiaj!

Mamy źró­dła, któ­re poświad­cza­ją ist­nie­nie takich osób, a kate­go­rie płci w prze­szło­ści funk­cjo­no­wa­ły ina­czej niż dzi­siaj, więc zasko­czy­ła mnie wyłącz­nie awan­tu­ra, jaka się roz­pę­ta­ła pod tymi wpi­sa­mi, bo prze­cież niko­go nie prze­ko­ny­wa­łam, żeby się prze­bie­rał w kiec­kę i hulał w Oxfor­dzie. Tym­cza­sem musia­łam odpa­lić nożycz­ki i ciąć komen­ta­rze, bo poja­wia­ły się wypo­wie­dzi obraź­li­we i ranią­ce. To nic nie mówi o prze­szło­ści, ale o teraź­niej­szo­ści spo­ro. Nato­miast uwa­żam – i jest to jeden z nie­licz­nych przy­pad­ków, kie­dy wychy­nę­łam spo­za źró­deł i wprost opi­sa­łam swo­ją inten­cję – że kwe­stio­no­wa­nie ist­nie­nia takich osób w prze­szło­ści czy tłu­ma­cze­nie ich zeznań cho­ro­bą psy­chicz­ną ma oczy­wi­sty i aktu­al­ny wymiar polityczny.

Czy po tej pierw­szej awan­tu­rze nie kusi­ło Cię, by odpu­ścić, daro­wać sobie queero­wą tema­ty­kę i zająć się czymś PR-owo bar­dziej bezpiecznym?

Nie widzę powo­du. I nie jest to żad­na szcze­gól­na odwa­ga, bo nic mi nie gro­zi: naj­wy­żej prze­czy­tam kil­ka nie­mi­łych komen­ta­rzy, że nie jestem histo­rycz­ką, tyl­ko zwy­kłą gra­fo­man­ką. Nie pęk­nie mi od tego ser­ce z trzaskiem.

Był czas, kie­dy byłaś moc­no koja­rzo­na z fan­ta­sty­ką nie tyl­ko jako lite­ra­tu­rą, ale też tzw. śro­do­wi­skiem: jeź­dzi­łaś na kon­wen­ty, pro­wa­dzi­łaś na nich pre­lek­cje… Czy wciąż czu­jesz się czę­ścią fandomu?

Prze­li­czy­łam sobie ostat­nio i tych lat, kie­dy aktyw­nie uczest­ni­czy­łam w kon­wen­tach nie było aż tak wie­le, a na doda­tek spo­rą część tego cza­su miesz­ka­łam poza Pol­ską, więc tym bar­dziej się cie­szę, że pozna­łam tylu wspa­nia­łych ludzi i zyska­łam tylu przy­ja­ciół. Bar­dzo dużo zawdzię­czam temu śro­do­wi­sku, bo przy­gar­nę­ło mnie, choć nigdy nie nale­ża­łam do żad­ne­go klu­bu, z wiel­ką ser­decz­no­ścią i otwar­to­ścią. I hej, nadal lubię pre­lek­cje i nawet cza­sa­mi je na kon­wen­tach mam!

Czy jest coś, cze­go tak zwa­ny głów­ny nurt mógł­by się nauczyć od fan­do­mu? I odwrot­nie, czy coś ze swo­ich obec­nych doświad­czeń zaim­ple­men­to­wa­ła­byś w pol­skim fandomie?

Wyda­je mi się, że w tzw. głów­nym nur­cie jest więk­sza swo­bo­da for­mal­na, więk­sza tole­ran­cja dla eks­pe­ry­men­tów, a to dla mnie waż­ne. Nato­miast fan­dom jako śro­do­wi­sko ofe­ru­je ogrom­ne pokła­dy życz­li­wo­ści i wspól­no­to­wo­ści – podob­nych doświad­czeń, lek­tur, wraż­li­wo­ści, ale też po pro­stu wspól­nej zabawy.

To wła­śnie książ­ki fan­ta­sy koja­rzo­ne są z mapa­mi, a jed­nak – jeśli dobrze koja­rzę – „Mgła” to Two­ja pierw­sza powieść, któ­ra docze­ka­ła się map! Czy i w jakim stop­niu byłaś zaan­ga­żo­wa­na w two­rze­nie ich? Oraz co sądzisz o rezultacie?

Mapy to pre­zent od moje­go redak­to­ra pro­wa­dzą­ce­go, Pio­tra Tom­zy, pięk­nie wyko­na­ne przez Ulę i Prze­mka Gire­niów. Są cudne.

Na zakoń­cze­nie muszę zapy­tać: zdra­dzi­łaś, że pra­cu­jesz nad nową książ­ką. Czy uchy­lisz rąb­ka tajem­ni­cy, cze­go może­my się po niej spodziewać?

Będzie napi­sa­na bar­dziej po boże­mu niż „Mgła” (śmiech), z moc­ną fabu­łą i wyra­zi­sty­mi boha­te­ra­mi, i wró­ci­my, przy­naj­mniej na tro­chę, do Pol­ski. Będzie się dzia­ła w XIII wie­ku, wśród mni­chów, podróż­ni­ków i ryce­rzy. Chwi­lo­wo nie pla­nu­ję żad­ne­go smo­ka, ale na pew­no będzie cudow­ność, bo wte­dy cuda dzie­ją się napraw­dę i wciąż żyją towa­rzy­sze świę­te­go Fran­cisz­ka. To epo­ka wiel­kie­go prze­ło­mu: mamy osad­nic­two nie­miec­kie, miej­sco­wi mają pre­ten­sje, że wła­dza fawo­ry­zu­je przy­by­szów z Zacho­du, przy czym ich żale są mniej toż­sa­mo­ścio­we, bar­dziej eko­no­micz­ne, ale dziar­sko się­ga­ją po reto­ry­kę: „Nie­miec nas bije”. Dla odmia­ny nasze eli­ty nie­ustan­nie się bio­rą za łby, bo mamy roz­bi­cie dziel­ni­co­we, ksią­żę­ta zdra­dza­ją się, nie­na­wi­dzą i knu­ją, ale też ule­ga­ją zgni­łym zachod­nim modom, bo jed­nak tam­tej­sza kul­tu­ra jest atrak­cyj­na. Rusią raczej gar­dzi­my, choć pokąt­nie robi­my z nią inte­re­sy, tak­że matry­mo­nial­ne. Na Wscho­dzie mon­gol­ska bar­ba­rzyń­ska zara­za, na połu­dniu islam, my oczy­wi­ście w nie­ustan­nym kry­zy­sie i wie­rzy­my, że jakoś to będzie. Do tego przy­spie­sze­nie tech­no­lo­gicz­ne i defi­cy­ty demo­gra­ficz­ne, któ­re się roz­wią­zu­je imi­gra­cją, baby mają fana­be­rie, nie słu­cha­ją mężów i nie chcą rodzić dzie­ci (nawet mężat­ki przy­bre­dza­ją o czy­sto­ści i ubó­stwie w związ­kach, bo marzą o świę­to­ści) – sło­wem, powieść współ­cze­sna mi się kroi!
Nawet tro­chę jestem tym rozbawiona.

Już nie mogę się docze­kać! Dzię­ku­ję za prze­mi­łą roz­mo­wę i do przeczytania!

Roz­ma­wia­ła Anna Tess Gołębiowska

***

Lek­tu­ra wywia­du była dla Cie­bie inte­re­su­ją­ca? Się­gnij po „Mgłę” Anny Brze­ziń­skiej lub inne jej powie­ści. Ponad­to na naszej stro­nie znaj­dziesz jesz­cze dwie roz­mo­wy z autor­ką: „O tych, któ­re umy­ka­ją uwa­dze histo­ry­ków” opu­bli­ko­wa­ną po pre­mie­rze „Zmierz­chu świa­ta ryce­rzy” oraz „Prze­wod­nicz­ka po kró­lew­skich kom­na­tach” opo­wia­da­ją­cą o „Cór­kach Wawelu”.

fot. Albert Zawada/Wydawnictwo Literackie

 

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy