Aktualności

Max Czornyj w ogniu krytyki. Skandal wokół bagatelizowania ofiar nazizmu

Max Czor­nyj w swo­jej twór­czo­ści kon­cen­tru­je się na naj­gor­szych zbrod­nia­rzach, prze­kra­cza­jąc kolej­ne gra­ni­ce. Tym razem boha­te­rem swo­jej książ­ki uczy­nił nazi­stow­skie­go zbrod­nia­rza, ale powieść rekla­mu­je tak, jak­by była kolej­ną czę­ścią „Piły”.

Max Czor­nyj nale­ży do pierw­szej dwu­dziest­ki naj­le­piej zara­bia­ją­cych pisa­rzy w Pol­sce, choć wyda­wa­ło­by się, że jego powie­ści nie nale­żą do tak zwa­ne­go głów­ne­go nur­tu. „Zim­ny chi­rurg” poświę­co­ny jest seryj­ne­mu mor­der­cy i nekro­fi­lo­wi – Edmun­do­wi Kola­now­skie­mu, z kolei „Kat z Pła­szo­wa” sku­pia się na zbrod­nia­rzu wojen­nym i komen­dan­cie obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go noszą­cym imię Amon Göth. Wie­lu auto­rów i auto­rek pisze o prze­stęp­cach, ale Max Czor­nyj czy­ni ich boha­te­ra­mi powie­ści, pre­zen­tu­jąc w nar­ra­cji per­spek­ty­wę zwyrodnialców.

Swo­ją naj­now­szą powieść posta­no­wił zare­kla­mo­wać w nastę­pu­ją­cych sposób:

Seryj­ni mor­der­cy, naj­okrut­niej­si obo­zo­wi zbrod­nia­rze… Przy tej posta­ci ich doko­na­nia to ama­tor­skie igrasz­ki. KAT HITLERA, czy­li Johann Reichart, zabił ponad 3 000 osób. Kobie­ty, dzie­ci, nie­peł­no­spraw­ni, to nie mia­ło dla nie­go żad­ne­go zna­cze­nia. Może się wyda­wać, że ta histo­ria mia­ła miej­sce w śre­dnio­wie­czu, ale świad­ko­wie tych wyda­rzeń wciąż żyją. Gło­wę daję, że w żad­nej powie­ści fik­cyj­nej nie padło tyle ofiar co tu – w rze­czy­wi­sto­ści. Prze­ko­na­cie się sami już 12 kwietnia.

 

Na maka­brycz­ną zapo­wiedź zwró­ci­ła uwa­gę autor­ka pro­fi­lu „Joan­na o książ­kach”. Zauwa­ży­ła też, że to nie pierw­sza sytu­acja, kie­dy Max Czor­nyj wyko­rzy­stał nazi­stow­skie zbrod­nie w ramach kon­tro­wer­syj­nej promocji.

Rekla­mu­jąc powieść „Kat z Pła­szo­wa”, Max Czor­nyj opu­bli­ko­wał zdję­cie opa­trzo­ne pod­pi­sem: „Oto dowód empi­rycz­ny na to, że Kat z Pła­szo­wa się urze­czy­wist­nił. Przy­naj­mniej w for­mie papie­ro­wej”. Na zdję­ciu autor trzy­ma powieść… ale nie tyl­ko ją. Innym rekwi­zy­tem jest broń, a samo zdję­cie zosta­ło wysty­li­zo­wa­ne… na praw­dzi­wą foto­gra­fię Amon Götha.

 

 

– Zdję­cie poni­żej pro­mo­wa­ło kla­sy­kę fil­mo­wą – „Listę Schin­dle­ra” i jest na nim inny słyn­ny nazi­sta – Ralph Fien­nes, nie Amon Goeth – napi­sał pod postem Jaku­ba Ćwie­ka (o nim dalej). Pomi­nął jed­nak infor­ma­cję, że kadr z „Listy Schin­dle­ra” był wier­nym odzwier­cie­dle­niem zdję­cia real­ne­go Amo­na Götha.


Z lewej – Amond Göth, z prawej – kadr z „Listy Schindlera”.

Zapy­ta­ny przez czy­tel­ni­ka, czy powró­ci jesz­cze do tema­ty­ki seryj­nych mor­der­ców, Max Czor­nyj nama­wiał go do lek­tu­ry „Kata Hitle­ra” argu­men­tem, że ten zamor­do­wał jesz­cze wię­cej osób.

– Na seryj­nych znów przyj­dzie czas, ale tu poziom śmier­tel­no­ści jest jesz­cze więk­szy! – zachę­cał autor.

 

– Czy Max Czor­nyj jest aż tak głu­pi? Nie wiem, ale z pew­no­ścią jest jed­ną z naj­bar­dziej odra­ża­ją­cych posta­ci pol­skiej lite­ra­tu­ry – sko­men­to­wał tę sytu­ację Michał Michal­ski, dyrek­tor wydaw­nic­twa ArtRage.

 

– Jesz­cze kosple­jów nie­miec­kich opraw­ców bra­ko­wa­ło. Dla­cze­go can­cel cul­tu­re w Pol­sce nie dzia­ła, gdy jest napraw­dę potrzeb­na? – dodał Krzysz­tof Cie­ślik, redak­tor naczel­ny ArtRa­ge, współ­pra­cu­ją­cy też m.in. z Insty­tu­tem Książki.

 

Dzia­łal­ność Mak­sa Czor­ny­ja obu­rzy­ła też Woj­cie­cha Gunię, redak­to­ra pro­wa­dzą­ce­go maga­zy­nu „Sny umar­łych” i auto­ra pię­ciu ksią­żek, zaj­mu­ją­ce­go się m.in. horrorem.

– Jeden z moich ulu­bio­nych foto­gra­fów, Tomasz Gudzo­wa­ty, zapy­ta­ny nie­gdyś o gra­ni­ce etycz­ne w foto­re­por­ta­żu (któ­ry, jak wie­my, bywa bar­dzo kło­po­tli­wy w tym wzglę­dzie), powie­dział coś total­nie mądre­go, co wbi­ło mi się w pamięć: gra­ni­cą dla tego, czy naci­snąć spust migaw­ki czy jed­nak tego nie robić, jest pyta­nie o to, czy był­bym w sta­nie poka­zać to zdję­cie czło­wie­ko­wi, któ­ry został na nim uwiecz­nio­ny. Tak-tak, nie-nie. Myślę, że nie ma lep­szej defi­ni­cji tego, co chro­ni – a przy­naj­mniej powin­no chro­nić – naszą kul­tu­rę przed popad­nię­ciem w kani­ba­lizm – wspo­mniał Woj­ciech Gunia. – Ten kon­tekst cie­ka­wie się zresz­tą roz­sze­rza, bo czy Max Czor­nyj był­by w sta­nie iść ze swo­im zdję­ciem, upo­zo­wa­ny na Amo­na Götha, do któ­re­go­kol­wiek z krew­nych ofiar zbrod­nia­rza, któ­re­go uczy­nił swo­im boha­te­rem i któ­re­go zbrod­nie zro­bił swo­ją dźwi­gnią sprze­da­żo­wą? I czy był­by w sta­nie dalej hehesz­ko­wać o rosną­cej licz­bie ofiar, eli­mi­no­wa­niu kon­ku­ren­cji na listach best­sel­le­rów? Nie, że wrzu­cić zdję­cie do netu i liczyć laj­ki, ale tak po ludz­ku, wydru­ko­wać zdję­cie i pójść z nim w odwie­dzi­ny do kogoś, kogo krew­ne­go – mat­kę, ojca, bab­kę, dziad­ka – Göth zamordował?

 

Kolej­ny z pisa­rzy, Mar­cin Maj­chrzak, któ­ry sam o sobie mówi, że jest auto­rem smut­nych ksią­żek o smut­nych ludziach, sku­pił się na wyja­śnie­niu, że na pew­ne rze­czy, nawet moral­nie nagan­ne, jak opo­wia­da­nie żar­tów o Auschwitz, moż­na sobie pozwo­lić w wąskim gro­nie, ale na pew­no nie publicznie.

– Nie cho­dzi o to czy książ­ki Maxa Czor­ny­ja są dobre czy nie. (…) O co zatem cho­dzi? O ety­kę pra­cy Czor­ny­ja, a raczej jej brak. Oso­by publicz­ne instynk­tow­nie wyczu­wa­ją – a przy­naj­mniej powin­ny – potrze­bę ist­nie­nia pew­nych stan­dar­dów. Cham­ski dow­cip, któ­ry opo­wiesz kole­dze przy piwie, nie powi­nien się sta­wać pod­sta­wą Two­jej stra­te­gii mar­ke­tin­go­wej. Nie dla­te­go, że arbi­tral­nie „nie wol­no”, ale dla­te­go, że jako oso­ba publicz­na masz pew­ną odpo­wie­dzial­ność. To cywi­li­za­cyj­ny stan­dard, któ­re­go trzy­ma­my się od bar­dzo daw­na, a trzy­ma­my się go dla­te­go, że nie chce­my zamie­niać prze­strze­ni infor­ma­cyj­nej w klo­akę. Z tego same­go powo­du rze­czy, któ­rych robisz z dziew­czy­ną w łóż­ku, nie powta­rzasz na ryn­ku mia­sta w samo połu­dnie, na oczach przy­pad­ko­wych prze­chod­niów; nie sikasz na mury kościo­ła; nie mastur­bu­jesz się w przed­szko­lu. Albo, na ten przy­kład, nie wrzu­casz w Inter­net zdjęć sty­li­zo­wa­nych na kata z obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go. Kon­tekst ma zna­cze­nie. Bo co niby cze­ka nas dalej, jeśli gra­ni­ca zosta­nie prze­su­nię­ta? Rekla­ma kieł­ba­sek pie­czo­nych w pie­cach kre­ma­to­ryj­nych? Pro­mo­cja mydła „Pasiak”?

 

Zde­cy­do­wa­nie naj­ostrzej­szych słów użył Jakub Ćwiek, autor kil­ku­dzie­się­ciu ksią­żek, w tym kry­mi­na­łów, thril­le­rów i hor­ro­rów, któ­ry poświę­cił Mak­so­wi Czor­ny­jo­wi obszer­ny tekst. On tak­że zwró­cił uwa­gę na zdję­cie pro­mu­ją­ce „Kata z Płaszowa”.

Na górze jest Czor­nyj, któ­ry pro­mu­jąc swo­ją książ­kę two­rzy i wrzu­ca na swój pro­fil zdję­cie z wolu­mi­nem, ale i ze strzel­bą opar­tą na ramie­niu. Jak się oka­zu­je ani broń ani poza czy dobór tła nie są przy­pad­ko­we. To pozo­wa­nie ma kon­kret­ne odwo­ła­nie do „boha­te­ra” pre­zen­to­wa­nej pozy­cji. Max Czor­nyj pozu­je na nazi­stow­skie­go zbrod­nia­rza pro­mu­jąc książ­kę, w któ­rej z pie­czo­ło­wi­to­ścią opi­su­je jego zbrod­nie – rela­cjo­no­wał Jakub Ćwiek. – To poziom zby­dlę­ce­nia, któ­ry cięż­ko mi nawet sko­men­to­wać. To auten­tycz­nie spra­wia wra­że­nie jak­by Max Czor­nyj zna­lazł w tym pisa­niu spo­sób na eks­po­no­wa­nie swo­ich nie­ak­cep­to­wal­nych spo­łecz­nie skłon­no­ści. Jak­by to była jakaś for­ma zna­le­zie­nia ujścia dla skraj­ne­go, prze­ra­ża­ją­ce­go mro­ku, któ­ry nim tar­ga i go podnieca.

Zdję­cie nie było jedy­nym pro­ble­mem, na któ­ry zwró­cił uwa­gę Jakub Ćwiek.

Pew­ne są jed­nak dwie rze­czy, któ­re w połą­cze­niu sta­no­wią bar­dzo nie­po­ko­ją­cą mie­szan­kę. Po pierw­sze, co już wspo­mnia­łem, pisze o okrut­nych, prze­ra­ża­ją­cych zbrod­niach z fascy­na­cją i pora­ża­ją­cą deta­licz­no­ścią, a jed­no­cze­śnie chęt­nie odda­je nar­ra­cyj­ną per­spek­ty­wę nie ofia­rom a zbrod­nia­rzom. Po dru­gie wypo­wia­da­jąc się na temat swo­ich publi­ka­cji, mówi o nich z budzą­cą obrzy­dze­nie lek­ko­ścią i humo­rem – pod­kre­ślił pisarz. – Do dziś pamię­tam jak pro­mo­wał jed­ną ze swo­ich ksią­żek – mam wra­że­nie, że był to „Kat z Pła­szo­wa” ale nie mam teraz pew­no­ści – żar­tem, że na listach Empi­ku Kat wyka­so­wał czy pozbył się całej kon­ku­ren­cji. Tak, mówiąc o książ­ce sku­pio­nej na posta­ci obrzy­dli­we­go zbrod­nia­rza cza­sów woj­ny, czło­wie­ka odpo­wia­da­ją­ce­go za śmierć tak wie­lu osób, Max Czor­nyj pozwa­la sobie na żar­ci­ki o kaso­wa­niu kon­ku­ren­cji. Już wte­dy uzna­łem to za szczyt obrzy­dli­wo­ści, ale wyglą­da na to, że tam­ten wpis nie był jesz­cze granicą.

 

Bar­dzo emo­cjo­nal­ny i oso­bi­sty tekst poświę­ci­ła pro­mo­cji „Kata z Pła­szo­wa” Kata­rzy­na Czaj­ka-Komi­niar­czuk, dzien­ni­kar­ka, pisar­ka i blo­ger­ka (cór­ka prof. dr hab. Anny Lan­dau, autor­ki m.in. pra­cy „W jed­nym sta­li domu… Kon­cep­cje roz­wią­za­nia kwe­stii żydow­skiej w publi­cy­sty­ce pol­skiej lat 1933–1939”).

Co praw­da wydaw­nic­two zauwa­ża że to było nie­daw­no, i żyją jesz­cze ludzie, któ­rzy to pamię­ta­ją, ale kto by doda­wał dwa do dwóch, jak kasa leży na uli­cy (…) I ja powiem teraz brzyd­ko, że mam KURWA dość. Ja jesz­cze jako tako zno­szę te pasia­ko­we wystaw­ki w księ­gar­niach, ale co się zaczę­ło ostat­nio odpier­da­lać (jak pań­stwo widzą, język mi się wyostrza) to jest nie do poję­cia – komen­to­wa­ła m.in. prze­bie­ra­nie się za nazi­stę w ramach pro­mo­cji książ­ki. – Tak wszyst­kich Zagła­da inte­re­su­je? To pro­szę sobie podrep­tać do muze­ów, pro­szę sobie poczy­tać spra­woz­da­nia, pro­szę, żyją jesz­cze ostat­nie oso­by, któ­re pań­stwu mogą powie­dzieć, jak kur­wa nie­sa­mo­wi­tą roz­ryw­ką było umie­ra­nie i byto­wa­nie w tych obo­zach.… A dresz­czy­ku emo­cji nie ma? Pro­szę pań­stwa, żad­na lite­ra­tu­ra nie da pań­stwu takie­go dresz­czy­ku emo­cji, jak patrze­nie na bli­ską oso­bę, któ­ra kil­ka dekad po woj­nie pła­cze, bo jej się przy­po­mniał obo­zo­wy głód. Mega pole­cam! Roz­ryw­ka pierw­sza kla­sa, zwłasz­cza jak się ma miej­sce w pierw­szym rzę­dzie na rodzin­nym spa­ce­rze. Nosz… słów mi już brzyd­kich zabra­kło, więc powiem tyl­ko, że kur­wa wstyd.

 

 

 

Dawid Dróżdż z „Wybor­czej” popro­sił o komen­tarz Wydaw­nic­two Filia publi­ku­ją­ce książ­ki Mak­sa Czor­ny­ja, ale otrzy­mał odpo­wiedź, że nie będzie ono odno­sić się do „hej­tu­ją­cych, wul­gar­nych i obraź­li­wych komen­ta­rzy”. 

A jak do spra­wy odniósł się sam Max Czornyj?

W roz­wój „wąt­ku hej­ter­skie­go” nie wni­ka­łem, gdyż aby roz­ma­wiać z rynsz­to­kiem trze­ba się pobru­dzić, a na to szko­da cza­su – napi­sał w wymia­nie komen­ta­rzy z czytelniczką.

Opu­bli­ko­wał też zdję­cie, w któ­rym trzy­ma w rękach powie­ści „Bestia z Buchen­wal­du”, „Men­ge­le” i „Kat z Pła­szo­wa”, opa­trzo­ne komen­ta­rzem: „Ponoć naj­lep­sza seria powie­ści opar­tych na fak­tach. Na pew­no naj­bar­dziej popu­lar­na. Dzie­siąt­ki tysię­cy czy­tel­ni­ków oraz wybor­nych recen­zji osób wie­dzą­cych, że praw­da prze­ra­ża bar­dziej od naj­ma­ka­brycz­niej­szej fik­cji. Ser­decz­ne dzię­ki za ten wspól­ny świat. Kła­niam się szcze­gól­nie licz­nym obser­wu­ją­cym przy­by­łym w ostat­nim dniu!”.

Aktu­ali­za­cja:

Dopie­ro dziś do spra­wy odnio­sło się Wydaw­nic­two Filia. Opu­bli­ko­wa­ło krót­kie oświadczenie.

Przy­go­to­wa­ła Anna Tess Gołebiowska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy