Ryan J. Condal to współtwórca „Rodu smoka” (obok George’a R.R. Martina i Miguela Sapochnika) – jeden z showrunnerów, producent wykonawczy i scenarzysta. W wywiadzie zdradza m.in., co ujęło go w materiale źródłowym, jak nowy serial odnosi się do „Gry o tron” oraz jak wyglądały kulisy pracy nad produkcją.
Co ujęło cię najbardziej w powieści „Ogień i krew”?
Jej wyróżnikiem jest cudowny świat stworzony przez George’a [R.R. Martina], którego realia – zwłaszcza w tej części sagi – przypominają rzeczywistość rodem z powieści historycznych. To nie jest zwykła proza ani prosta historia, ale książka, która przedstawia relacje trzech różnych postaci. Mamy więc trzech nie do końca wiarygodnych narratorów, a ich wersje wydarzeń zestawiono z historią opowiedzianą przez bohatera, który nawet nie żył w tamtych czasach.
To daje nam sporo możliwości, żeby puścić wodze fantazji i jest wspaniałym punktem wyjścia dla akcji naszego serialu. Miałem pewność, że tak długo, jak będę trzymać się opowiedzianej przez George’a historii, praca nad scenariuszem będzie dla mnie czystą przyjemnością. Bardzo przydała się moja znajomość świata Westeros, historii poszczególnych rodów, współzależności i stosunków między bohaterami, języka i całej otoczki, która wypełnia i tworzy kolejne warstwy odtwarzanej przez nas rzeczywistości.
Jak blisko współpracowałeś z George’em R.R. Martinem?
Zawsze miałem pewność, że pracując nad „Władcą pierścieni”, Peter Jackson na pewno skontaktowałby się z J.R.R. Tolkienem, gdyby tylko mógł to zrobić. Ja traktowałem George’a jak osobę, która czuwała nad produkcją. Był moim głosem w eterze. Wiem, że bardzo szanuje naszą pracę, ale i tak mu wszystko przesyłałem – każdy napisany przez nas scenariusz, zarysy odcinków, wybrane sceny pierwszego sezonu, które zostały też przekazane do HBO… bo chciałem, żeby miał poczucie, że jest zaangażowany w proces twórczy i wiedział, na jakim jesteśmy etapie. Był z tego bardzo zadowolony. Czasem dzwonię do niego i zadaję mu pytania, zwłaszcza teraz, kiedy zaczynamy zastanawiać się, jak dalej poprowadzić naszą historię.
Jak wyglądała praca nad scenariuszem?
Praca nad scenariuszem rozpoczęła się mniej więcej trzy lata temu, kiedy przez trzy tygodnie pracowaliśmy nad rozpisaniem akcji serialu. Sześć miesięcy później zapadła decyzja, że nasz materiał idzie do produkcji. Ja i kilku scenarzystów zaczęliśmy więc pracować nad jego ostatecznym kształtem. Efektem naszej pracy była tzw. biblia serialu. Było to w zasadzie potwierdzenie dla HBO, że jeśli podobał się im się pilot serialu, to tak chcemy poprowadzić dalej poszczególne wątki. Zapisałem 50 albo 60 stron, w których w jasny sposób przedstawiłem swoją wizję. Niedługo potem dostaliśmy wiadomość od HBO, że bardzo podoba im się nasz pomysł, a ja w międzyczasie ścigałem – i to bardzo agresywnie! – Miguela [Sapochnika]. Poznaliśmy się wiele lat wcześniej: razem pracowaliśmy nad kilkoma filmami fabularnymi i serialem „Conan”. Miguel był wśród reżyserów moim faworytem, bo naprawdę go uwielbiam, podziwiam jego dorobek, a poza tym wiedziałem, że dobrze zna serialowy świat. Kiedy w końcu dołączył do naszej ekipy, zorganizowaliśmy zebranie scenarzystów i zaczęliśmy dzielić historię na elementy.
Mieliśmy literacki pierwowzór i naszą biblię, w której pierwszy sezon został z grubsza zarysowany. A potem zadaliśmy sobie pytanie – jak to wszystko ze sobą połączyć? I jak wypełnić to szczegółami? W tym właśnie dobrzy są scenarzyści – w dopracowywaniu detali.
Opowiedz nam o fabule serialu „Ród smoka”…
Kiedy rozpoczyna się akcja serialu, w Westeros od lat panuje pokój i dobrobyt. Król Jaehaerys, który rządził przed znanym nam królem Viserysem (Paddy Considine), zasiadał na tronie przez niemal 60 lat. Kiedy przejmował władzę, w królestwie panował chaos, a on wprowadził w nim porządek i ład. Zbudował Królewski Trakt, ufortyfikował Mur, zwiększył liczebność Nocnej Straży i faktycznie zjednoczył królestwo. Pozostawił po sobie bardzo bogaty kraj, w którym panował pokój. Jaehaerys miał dwóch synów, ale niestety obaj zginęli tragicznie przed jego śmiercią. I w taki sposób sukcesja, która wcześniej wydawała się pewna, stanęła pod znakiem zapytania.
Jaehaerys znał historię wcześniejszych sporów i krwawej walki o tron i nie chciał, żeby powtórzyła się po jego śmierci. Postanowił więc zwołać zgromadzenie, którego członkowie mieli wybrać kolejnego władcę. Była to Wielka Rada, w skład której wchodzili wszyscy lordowie. Tylko dwoje kandydatów liczyło się tak naprawdę – najstarsza potomkini Jaehaerysa, Rhaenys (Eve Best) i najstarszy potomek w linii męskiej, czyli młodszy kuzyn Rhaenys, Viserys. Naturalnie wybór złożonej z samych mężczyzn Rady padł na innego mężczyznę.
Tak więc Viserys wstępuje na tron i cieszy się z dobrobytu, jaki zostawił po sobie Jaehaerys. Viserys bardzo stara się kontynuować dzieło Jaehaerysa, ale nie ma jego siły przebicia. Jest wspaniałym człowiekiem i wspaniałym ojcem, ale miernym królem. Ponieważ bardzo zależy mu na zgodzie i jedności, ciągle zwraca się z prośbami do Rady: sonduje nastroje i przeprowadza wybory zamiast podejmować samodzielne decyzje.
Co jest motywem przewodnim serialu?
W drugim odcinku słyszymy wypowiedziane przez Rhaenys zdanie, które nie tylko bardzo zapadło mi w pamięć, ale nadaje ton kolejnym odcinkom. Rhaenys, czyli królowa, która została pominięta przez Radę, zwierza się Rhaenyrze [córce Viserysa] –„Mężczyźni woleliby spalić królestwo niż zobaczyć kobietę na Żelaznym Tronie”.
Jakie nawiązania do „Gry o tron” chcieliście wpleść w kolejnych odcinkach „Rodu smoka”?
Miguel ma takie powiedzenie: „Jak coś nie jest zepsute, to nie trzeba tego naprawiać”. Jedną z wielu rzeczy, które niemal perfekcyjnie zaskoczyły w „Grze o tron” były konwencja i ton narracji. Serial przedstawiał bardzo realistyczny, niemal namacalny, pełen przemocy, czasem zabawny, mroczny, seksowny i wulgarny świat. My nie próbujemy go powielać, ale chcemy do niego nawiązywać. A ponieważ akcja naszego serialu rozgrywa się niemal dwieście lat wcześniej, zależało nam na tym, żeby widzowie mieli poczucie, że to zupełnie inna epoka i miejsce, które jednak wydają się w pewien sposób znajome.
Na tym polegała też największa trudność. Musieliśmy stworzyć odpowiednią oprawę wizualną tego świata, głównie dzięki scenografii i kostiumom, bo zamki i cała reszta stały tam przez cały czas. Sam świat niewiele się zmienił, bo rodowe posiadłości były dziedziczone z pokolenia na pokolenie, ale ludzie ubierali się kiedyś inaczej. Zmienia się też język – w serialu usłyszymy nieco inne słowa, co odzwierciedla fakt, że w miarę upływu czasu pewne sformułowania wychodzą z mody, bo język jest żywym tworem.
Jak wiele magii i czarów czeka nas w serialu „Ród smoka”? Kiedy i dlaczego wprowadzacie wątki nadprzyrodzonych sił?
George po mistrzowsku wprowadził elementy magii do swoich powieści, które nazwał lightowym fantasy. Magia w jego wydaniu jest zawsze na drugim planie, czasem mamy nawet wrażenie, że to tylko przesądy. Ale kiedy widzimy magię w stworzonym przez niego świecie, np. kiedy Melisandre wydaje na świat upiorny cień [w „Grze o tron”], wydaje się ona prawdziwa, często przerażająca i zawsze trzeba zapłacić za nią wysoką cenę. W takim właśnie kierunku chcieliśmy pójść.
W kolejnych tomach sagi „Pieśni Lodu i Ognia” jest wiele tego rodzaju elementów. Nasz świat nie jest pozbawiony magii. Można powiedzieć, że jest to swojego rodzaju produkcja historyczna, jeśli nie liczyć smoków, które są źródłem i kwintesencją serialowej magii. Naturalnie smoki są z definicji magicznymi stworzeniami, ale ponieważ mówimy o świecie, w którym smoki istnieją, to naturalne, że stworzono dla nich specjalną infrastrukturę. Wszyscy dobrze pamiętamy jak w „Grze o tron” wymarłe smoki pojawiły się znowu po trwającej kilkaset lat przerwie i tamten świat nie był do nich przystosowany. A nasz jest. Są smoczy opiekuni, którzy się nimi zajmują, są siodła, jest tresura, bohaterowie posługują się starovalyriańskim, a więc smoki są od małego uczone poleceń w ludzkim języku ich przodków. Jest też Smocza Jama, gdzie są trzymane. Jest cały stworzony z myślą o nich świat, a my zbudowaliśmy wokół tego własne mity. Oczywiście, są też inne rzeczy, które pojawiają się w serialu, ale mam nadzieję, że tak długo, jak wydają się być jego naturalnym przedłużeniem, nie wyglądają ani tanio ani sztucznie – bo rzucanie zaklęć nie rozwiąże przecież żadnego problem – widzowie to docenią, nawet jeśli do uzyskania takiego efektu wykorzystaliśmy oszczędne środki. Kiedy zobaczymy efekt końcowy, uznamy, że jest on naprawdę wyjątkowy, bo jak już powiedziałem, w świecie stworzonym przez George’a magia ma swoją cenę.
Jak przebiegała twoja współpraca z Miguelem, który też jest showrunnerem?
Chyba najważniejsze jest to, że obaj jesteśmy ze sobą bardzo szczerzy. Ja mam świadomość, że nigdy nie stanę za kamerą, on wie, że nie jest scenarzystą, ale każdy z nas ma swoją własną kreatywną wizję serialu. Mieliśmy własne zdanie na temat castingu, wyglądu scenografii, mieliśmy swoją wizję kostiumów i wiedzieliśmy jak powinny wyglądać miecze… ale gdzieś jest zawsze granica i ktoś musi odpuścić, a potem wyreżyserować daną scenę. Obaj mamy też świadomość, że ktoś musi najpierw napisać do niej scenariusz.
Współpracujemy wtedy, kiedy nasza praca się zazębia. Ja pozwalam mu reżyserować, a on pozwala mi pisać. Mam nadzieję, że efekt naszych wspólnych wysiłków będzie lepszy niż gdybyśmy pracowali osobno – a to jest moim zdaniem miarą udanej współpracy.
Wywiad i zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości HBO. Serial “Ród smoka” możecie oglądać na HBO Max.