„Pozorantka” to książka, w której świat wchodzi się łatwo. Historia opiera się na znanym motywie – dziewczyny, która wyrwała się z małego miasteczka, by osiągnąć sukces. Florence Darrow została wychowana na dziecko, które ma urzeczywistnić sen o lepszym życiu. Dorastała karmiona oczekiwaniami, które zostały jej zaszczepione zanim jeszcze zdążyła sięgnąć po własne. Co prawda, nikt jej nigdy nie wytłumaczył na czym powinna zbudować swój sukces, ale gdy wreszcie postanowiła zostać pisarką, okazało się, że nie do końca o takie osiągnięcie chodziło. Nie mając jednak innego planu na życie i głęboko wierząc w to, że jest przeznaczona wyższym celom – nie zamierza się poddać. Choćby oznaczało to dążenie do celu za wszelką cenę.
Florence jest 26-letnią asystentką pracującą w wydawnictwie i oddającą się marzeniom o tym, by ktoś wreszcie ją zauważył. Nie znosi swojej przeciętności, jednak nie wie jak odmienić swój los. Kilka opowiadań, które napisała, raczej tego nie uczyni, a jak na złość wena opuściła ją, gdy tylko przeprowadziła się do Nowego Jorku.
Na bohaterce spoczywa ciężar niespełnionych oczekiwań: zarówno własnych, jak i ze strony matki, która już dawno przestała być równorzędną partnerką do rozmów. Przed czytelnikiem rysuje się dramat udanego dziecka, które jest już za bardzo wykształcone i przepełnione ambicjami, by wrócić do ciasnych ram małego miasteczka, ale wciąż czuje się niewystarczające, by choćby otrzeć się o uznanie wielkiego świata. Zły los ma wreszcie szansę się odmienić, gdy Florence decyduje się na pierwszy ryzykowny, z pozoru nietypowy dla siebie, krok. Co ciekawe, przychodzi jej on zaskakująco łatwo. Nie będzie więc dużym zaskoczeniem, gdy okaże się, że podobnych decyzji będzie od tej pory więcej. Decyzji z gatunku wyjątkowych, czasem szokujących – zamieszkujących dokładnie te rejony, do których sama Florence jeszcze nie ma wstępu. Co najważniejsze – ryzyko zdaje się popłacać przynosząc propozycję wymarzonej pracy u boku sławnej pisarki, Maud Dixon. Jakby emocji było mało, personalia słynnej twórczyni są owiane tajemnicą. Autorka żyje na odludzi, a jej prawdziwe imię i nazwisko zna jedynie jej agentka. Wraz z przyjęciem nowej posady w posiadanie pilnie strzeżonej tajemnicy wchodzi także Florence. Od tej pory to właśnie splecione ze sobą losy dwóch kobiet stanowić będą oś fabularną.
„Pozorantka” to bardzo udany debiut Alexandry Andrews. Akcja początkowo szybko nabiera rozpędu, by po jakimś czasie zwolnić i sennie osunąć się w rejestry podejrzeń i wiszącego w powietrzu oczekiwania na odsłonięcie kart. Przestój, choć odczuwalny, przynosi nagrodę w postaci kulminacyjnych wydarzeń. W międzyczasie czytelnik może się natomiast oddać rozważaniom – kto okaże się tytułową pozorantką? I – co więcej – która z bohaterek wyciągnie decydującego asa z rękawa i wykaże się większym zdecydowaniem w walce o swoje?
Sięgając po „Pozorantkę” otrzymujemy historię o tym jak niebezpieczna może być mania wielkości, szczególnie w rękach kogoś o niewykształconej tożsamości. Główna bohaterka jest człowiekiem-kameleonem. Jej własna skóra wydaje się emanować niewystarczającym blaskiem, a przywdziewanie cudzych poglądów, upodobań i zainteresowań przychodzi jej z łatwością. „Pozorantka” stanowi także wyraz miłości do książek. To one otworzyły przed Florence drzwi do świata, do którego nigdy nie miałaby wstępu żyjąc w małym miasteczku. Najpierw fascynowały ją silne, ale fikcyjne kobiece osobowości w typie Anny Kareniny, a z czasem jej ambicje sięgnęły po świadectwa wielkości pisarek takich jak Sylvia Plath i Virginia Woolf. Wszystko w jednym celu – by usprawiedliwić swoje nieprzystawanie do otaczającej rzeczywistości. Moje wyobcowanie było zawsze dowodem geniuszu – wiemy, że Florence chciałaby tak kiedyś powiedzieć i utrzeć wszystkim nosa. Głodna akceptacji dziewczyna jest w stanie zrobić naprawdę wiele, by dostać się na wymarzony szczyt… Nawet stając na czyichś barkach.
Jedną z najmocniejszych stron powieści są skomplikowane psychologicznie bohaterki. Zdecydowanie najwięcej dowiadujemy się o samej Florence – rozumiemy jej motywacje, choć nie zawsze z nimi sympatyzujemy. Nie jest to postać, którą w typowy sposób da lubić i trudno się dziwić, jeśli jej główną cechą i motorem napędowym do działania jest brak własnej tożsamości i rozpaczliwa potrzeba akceptacji. Z czasem jednak bohaterka dojrzewa i choć jej poczynaniom wciąż trudno kibicować, nie można jej odmówić determinacji.
„Pozorantka” to bardzo udane połączenie powieści psychologicznej i thrillera. Choć miejscami wytraca tempo, wyraziste postaci podejmujące dobrze umotywowane decyzje stanowią sowite zadośćuczynienie przesądzając o tym, że jest to pozycja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć.
Czytał Karolina Sendal