Felieton

Jaki jest Moloch? – Nasze wrażenia z lektury najnowszej książki Marka Krajewskiego

Mar­ka Kra­jew­skie­go nie trze­ba niko­mu przed­sta­wiać – to autor ponad 20 powie­ści kry­mi­nal­nych, lau­re­at m.in. Pasz­por­tu Poli­ty­ki. W paź­dzier­ni­ku uka­za­ła się jego naj­now­sza książ­ka – „Moloch”. Powra­ca w niej naj­bar­dziej zna­ny boha­ter Kra­jew­skie­go – Eber­hard Mock. Cze­go może­my spo­dzie­wać się po „Molo­chu”?

W 1944 roku mło­dy wię­zień, Ślą­zak, któ­ry odmó­wił pod­pi­sa­nia volks­li­sty, wraz z inny­mi jeń­ca­mi haru­je w obo­zie pra­cy, któ­re­go postra­chem jest SS-man zwa­ny Upio­rem, nad­zor­ca prac budow­la­nych. Ślą­zak boi się go jak wszy­scy wokół, ale jest prze­ko­na­ny, że tyl­ko Upiór może speł­nić jego proś­bę, więc posta­na­wia zapu­kać do jego kwa­te­ry. W 1928 roku bez­dom­ny zło­dzie­ja­szek, spe­cja­li­zu­ją­cy się w okra­da­niu cmen­ta­rzy, prze­ży­wa kosz­mar na jawie. Szy­ko­wał się do sko­ku życia, a zamiast tego został świad­kiem mor­der­stwa – nie­zna­ni spraw­cy zatłu­kli jego naj­bliż­sze­go przy­ja­cie­la. W 1952 roku Eber­hard Mock na pokła­dzie samo­lo­tu pró­bu­je zmie­rzyć się z dyle­ma­tem moral­nym. Od jego zeznań będzie zale­ża­ło czy­jeś unie­win­nie­nie lub ska­za­nie, a Mock jest prze­ko­na­ny, że będzie musiał skła­mać. Te pozor­nie nie­po­wią­za­ne ze sobą wyda­rze­nia to nit­ki paję­czej sie­ci, mister­nie skon­stru­owa­nej przez Mar­ka Kra­jew­skie­go. W jakiś spo­sób wszyst­kie pro­wa­dzą do śledz­twa doty­czą­ce­go porwa­nia pię­cio­let­nich bliź­niąt, a śledz­two pro­wa­dzi oczy­wi­ście Eber­hard Mock. Miej­sce i czas akcji: Bre­slau, rok 1928.

Jaki jest „Moloch”? Z jed­nej stro­ny kry­mi­nał ma wszyst­kie cechy, do któ­rych przy­zwy­cza­ił nas Marek Kra­jew­ski. Mia­sto zosta­ło odma­lo­wa­ne wier­nie, w dodat­ku tak pla­stycz­nie, że nawet jeśli ktoś nigdy nie widział Wro­cła­wia, bez pro­ble­mu wyobra­zi sobie miej­sca akcji. Miło­śni­cy mia­sta nato­miast będą mogli wybrać się na spa­cer śla­da­mi Moc­ka, dzię­ki przy­pi­som infor­mu­ją­cym, jakie obec­nie są nazwy opi­sy­wa­nych ulic. Pla­stycz­ność opi­sów nie koń­czy się jed­nak na samym Bre­slau – Kra­jew­ski po mistrzow­sku odma­lo­wu­je zarów­no obra­zy bru­tal­nych zbrod­ni, jak i wyuz­da­nych orgii. Choć Eber­hard Mock nigdy nie miał lek­kie­go życia, „Moloch” jest wyjąt­ko­wo cięż­ką powie­ścią. W cza­sie śledz­twa boha­ter sty­ka się z nie­zwy­kłą bru­tal­no­ścią oraz z siła­mi, z któ­ry­mi lepiej nie igrać. Jest prze­ko­na­ny, że praw­da o porwa­niu ma coś wspól­ne­go z okul­ty­stycz­ny­mi sym­bo­la­mi, ale tajem­ni­cza sek­ta dobrze pil­nu­je swo­ich tajem­nic, w dodat­ku chro­nią je napraw­dę potęż­ni ludzie.

Od same­go począt­ku wie­my, że to spra­wa zupeł­nie inne­go kali­bru – poli­cjant zosta­je wezwa­ny do szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go, w któ­rym ma prze­słu­chać mat­kę porwa­nych bliź­niąt. Oka­zu­je się, że to jego daw­na kochan­ka, dziś nie do pozna­nia. Zamiast lubież­nej i fry­wol­nej dziew­czy­ny Mock obser­wu­je znisz­czo­ną kobie­tę, zdru­zgo­ta­ną stra­tą dzie­ci. Od porwa­nia nie wypo­wie­dzia­ła ani sło­wa… aż do momen­tu, gdy przed daw­nym kochan­kiem wyja­wi­ła, że bliź­nię­ta zosta­ły zamor­do­wa­ne przez ich ojca. Czy rze­czy­wi­ście tak było, czy to tyl­ko uro­je­nia cho­rej? Tytu­ło­wy „Moloch” obja­wia się w fabu­le w róż­nych obli­czach. Molo­chem jest oczy­wi­ście mia­sto – przy­tła­cza­ją­ce i nie­przy­ja­zne, pochła­nia­ją­ce kolej­ne ofia­ry i kar­mią­ce się ich krwią. Ale Moloch to też daw­ne bóstwo, któ­re­mu ponoć skła­da­no ofia­ry z dzie­ci – czy napraw­dę na tere­nie Bre­slau dzia­ła sek­ta, któ­ra posta­no­wi­ła odtwo­rzyć te rytu­ały? Licz­ne są w fabu­le nawią­za­nia do fil­mu „Metro­po­lis”, któ­ry tra­fił na ekra­ny w 1927 roku, a boha­te­ro­wie zauwa­ża­ją, jak wąt­ki z fil­mu łączą się z ich rze­czy­wi­sto­ścią. Marek Kra­jew­ski po mistrzow­sku pod­su­wa kolej­ne, praw­dzi­we i fał­szy­we tro­py, poka­zu­je wyda­rze­nia pozor­nie nie­istot­ne, by z cza­sem ujaw­nić ich praw­dzi­we zna­cze­nie, spra­wia, że czu­je­my tę samą gro­zę i roz­pacz, któ­re sta­ły się udzia­łem boha­te­rów. Czu­je­my obrzy­dze­nie i pod­nie­ce­nie jed­no­cze­śnie, gdy autor zabie­ra nas na sata­ni­stycz­ne orgie, zauwa­ża­my sza­leń­stwo osób u wła­dzy i boimy się, czy Mock udźwi­gnie cię­żar śledz­twa, czy jed­nak będzie musiał się zła­mać, skło­nić gło­wę i zatu­szo­wać dowo­dy prze­ciw­ko praw­dzi­wym winnym.

Miło­śni­kom pro­zy Mar­ka Kra­jew­skie­go „Molo­cha” nie trze­ba pole­cać – i tak po nie­go się­gną. War­to jedy­nie pod­kre­ślić, że autor nie stra­cił for­my i wrę­czył czy­tel­ni­kom powieść dopra­co­wa­ną, ponu­rą, ale fascy­nu­ją­cą. Moż­na nato­miast pole­cić ją tym miło­śni­kom kry­mi­na­łów, któ­rzy do tej pory po twór­czość Mar­ka Kra­jew­skie­go nie się­gnę­li – nie­zna­jo­mość poprzed­nich tomów im nie prze­szko­dzi. Mogą śmia­ło roz­po­cząć lek­tu­rę od „Molo­cha”. Powieść zagwa­ran­tu­je też satys­fak­cję miło­śni­kom okul­ty­zmu, archi­tek­tu­ry oraz, oczy­wi­ście, histo­rii. Przy­go­tuj­cie się na zarwa­ne noce!

Czy­ta­ła Anna Tess Gołębiowska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy