Gdy w wyszukiwarkę wpiszemy „Dubaj”, trzeba długo scrollować, zanim pojawi się coś innego niż propozycja luksusowych wakacji. Marcin Margielewski w swojej najnowszej książce „Dubaj krwią zbudowany” pokazuje, że miasto to powstało dzięki katorżniczej, nisko opłacanej i niebezpiecznej pracy tysięcy współczesnych niewolników.
Zuzanna Pęksa: W trakcie budowy Pałacu Kultury zginęło kilkunastu robotników. Ilu ludzi mogło stracić życie budując Dubaj? Czy w ogóle nie da się dokonać takich szacunków, skoro część śmierci uznawana jest za naturalne, a część za samobójstwa?
Marcin Margielewski: Liczba robotników budowlanych, którzy stracili życie w Dubaju i innych arabskich metropoliach, jest trudna do określenia, bo faktycznie przyczyny tych śmierci są różne, a arabskie statystyki uznają tylko te śmierci, które są niedającymi się ukryć wypadkami przy pracy. Przykładowo przy budowie Burj Khalify, najwyższego budynku na świecie, oficjalnie zginął jeden człowiek, ale wypadki, w których ktoś spadł z wysokiego piętra lub zginął bez świadków często uznawane są za samobójstwa. Podobnie jest z częstymi i często śmiertelnymi wypadkami autokarów, dowożących pracowników na budowy. Tylko naiwni wierzą oficjalnym danym podawanym przez kraje arabskie. Zdecydowanie bardziej wymierne są liczby z ambasad. Dane zebrane z samych tylko przedstawicielstw indyjskich pokazują przerażający obraz. W latach 2014–2019 na budowach zginęło aż 34 tysiące obywateli tego kraju, a jest on jednym z wielu reprezentowanych na arabskich budowach.
Z.P.: Dla ubogich osób wyjeżdżających tam do pracy, miasto jawi się jako idealna kraina, dzięki której życie ich i ich rodzin odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tymczasem w majestacie prawa trafiają one – dosłownie – do obozów pracy. Jak to się dzieje, że to tak częsty proceder, a kolejni ludzie wciąż i wciąż tam wyjeżdżają?
M.M.: Dubaj jest w świadomości wielu ludzi miastem złota, cudem na pustyni. Polacy mają takie wyobrażenie o tym mieście, ale podobne mają zdesperowani skrajną biedą mieszkańcy krajów, w których prąd czy bieżąca woda jest niedoścignionym luksusem, a jeden posiłek dziennie pełnią szczęścia. Oni łatwo ulegają wizji bogactwa, jakie ma ich spotkać w Dubaju, ale „miasto złota” do którego trafiają bardzo różni się od tego z wyobrażeń. Paradoksalnie budowniczy mieszkający w Dubaju faktycznie mieszkają w mieście złota, bo to właśnie w języku hinduskim i urdu znaczy Sonapur – urągające prawom człowieka getto, które w Dubaju jest ich domem.
Z.P.: O osobach takich jak Pana bohaterowie, mówi się często, że są niewidzialne. Żyją w danym miejscu, ale nikt z „lepszego” świata ich nie zauważa. Jak sytuacja wygląda w Dubaju? Czy na tych pięknych, ociekających złotem i blaskiem ulicach widać żyjących w nędzy budowniczych?
M.M.: Nie widać, bo nikt nie chce ich widzieć. Oczywiście wystarczy nie odwracać głowy, by ich dostrzec. Są ich tam setki tysięcy, ale są brudni, brzydcy, śmierdzący… Nie pasują do wizerunku perfekcyjnego miasta. Dlatego często wyprasza się ich z centrów handlowych, plaż i ogranicza się im dostęp do świata luksusu, by nie burzyć komfortu jego majętnych uczestników.
Z.P.: Bardzo wiele dowiedział się Pan od inżyniera pracującego w krajach arabskich, który w pewnym momencie odkrył, jaka jest cena w wyścigu o najwyższe i najbardziej nowoczesne budynki oraz najpiękniejsze sztuczne wyspy. Jest nią oczywiście ludzkie życie. Ten mężczyzna bał się podać swoje nazwisko, bo wciąż funkcjonował w tamtej rzeczywistości. Czy to naprawdę tak działa? Gdyby jego nazwisko pojawiło się w polskiej książce, poniósłby konsekwencje?
M.M.: Mógłby je ponieść. Ja po napisaniu ośmiu książek o świecie arabskim w dalszym ciągu nie mam zakazu wstępu do tych miejsc, choć spodziewam się go w każdej chwili, ale na przykład Ola Chrobak, autorka świetnej książki „Beduinki na Instagramie” dostała zakaz wjazdu do Emiratów natychmiast po jej publikacji. To dla niego byłoby duże ryzyko, bo nadal żyje w Dubaju i ma tam nieruchomości, które mógłby stracić. Emiraty to autorytarny kraj, tam o twoim losie decydują jednostki i nikt nie przejmuje się tym, czy zakaz jest sprawiedliwy.
Z.P.: Trudno dokonywać wyboru między tym, czyja tragedia jest największa, ale najbardziej poruszyła mnie historia mężczyzny, który sprzedał nerkę, by mieć pieniądze na bilet do Dubaju, został oszukany przez pracodawcę i finalnie zmarł, nigdy nie zobaczywszy swojej nowonarodzonej córeczki. A dla Pana, która historia z „Dubaju krwią zbudowanego” jest najtrudniejsza?
M.M.: Nie potrafiłbym wybrać. Ta historia jest oczywiście wstrząsająca, bo mnie zawsze poruszają historie związane z dziećmi, ale nie mniej szokująca była dla mnie opowieść o kobiecie, która pracując w cegielni niechcący udusiła nowonarodzone dziecko, które było do niej przytulone. Każda z tych historii zostawia ślad i powoduje nieprawdopodobną frustrację, złość na ten świat, pytania jak takie okrucieństwo w ogóle jest możliwe.
Z.P.: Czy ma Pan już plany na kolejną książkę? A jeśli tak, to czy podobnie jak poprzednie będzie skupiona wokół świata arabskiego?
M.M.: Tak, już teraz pracuję nad kolejną książką i owszem nadal pozostaję w tym kręgu kulturowym, choć bohaterka tej najnowszej obecnie ukrywa się w Europie. Premiera zaplanowana jest wstępnie na początek przyszłego roku.
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę!