Felieton

Powolne spalanie z wartką akcją – recenzja najnowszej książki Pauli Hawkins

Nie ma chy­ba wiel­bi­cie­la kry­mi­na­łów, któ­ry nie koja­rzył­by Pau­li Haw­kins i jej ksią­żek „Dziew­czy­na z pocią­gu” i „Zapi­sa­ne w wodzie”. Best­sel­le­ro­wa autor­ka nie spo­czę­ła na lau­rach i nie odci­na kupo­nów od poprzed­nich suk­ce­sów. Jej naj­now­sza książ­ka, „Powol­ne spa­la­nie”, zde­cy­do­wa­nie trzy­ma poziom!

W języ­ku angiel­skim ter­min „powol­ne spa­la­nie” (slow fire) odno­si się do pro­ce­su degra­da­cji papie­ru, w wyni­ku któ­re­go żółk­nie i sta­je się kru­chy na sku­tek zakwa­sza­nia. Kwa­sy obec­ne są w samym papie­rze, któ­re­go włók­na zawie­ra­ją ziar­na wła­sne­go zniszczenia.

Ludzi, któ­rych wkrót­ce pozna­cie, rów­nież coś zże­ra od środ­ka – żądza zemsty, pra­gnie­nie miło­ści, chęć dopro­wa­dze­nia do koń­ca nie­za­ła­twio­nych spraw; coś, co tli się w nich lata­mi. Tak samo jak każ­de­go z nas, praw­da?” – tak intry­gu­ją­co zaczy­na się naj­now­sza książ­ka Pau­li Haw­kins. Tych kil­ka słów jest świet­nym pod­su­mo­wa­niem kry­mi­na­łu „Powol­ne spa­la­nie”, któ­ry wła­śnie uka­zał się nakła­dem Wydaw­nic­twa Świat Książki.

Powieść zaczy­na się od bru­tal­ne­go mor­der­stwa, do któ­re­go docho­dzi na zacu­mo­wa­nej przy lon­dyń­skim Regent’s Canal bar­ce. W tej uro­czej sce­ne­rii (wpisz­cie Regent’s Canal w wyszu­ki­war­kę i wszyst­ko sta­nie się jasne) ktoś pod­rzy­na mło­de­mu męż­czyź­nie gar­dło. Kto? Tego nie spo­sób się domy­ślić – Haw­kins nie nale­ży do auto­rek, któ­re pro­wa­dzą swo­ją nar­ra­cję w prze­wi­dy­wal­ny sposób.
Jed­ną z ostat­nich osób, któ­re widzia­ły Danie­la (bo tak ma na imię mło­dy czło­wiek) jest Lau­ra, dziew­czy­na o życio­ry­sie poszar­pa­nym co naj­mniej tak, jak gar­dło nie­szczę­sne­go dena­ta. Para umó­wi­ła się na przy­god­ny seks, a Lau­ra jest na tyle nie­udol­ną spo­łecz­nie oso­bą, że gdy tyl­ko pada na nią cień podej­rzeń, zaczy­na gubić się w zezna­niach. Nie­szczę­śli­wy splot wyda­rzeń spra­wia, że dziew­czy­na tra­ci pra­cę. Rodzi­ce nie mogą lub raczej nie chcą po raz kolej­ny jej wes­przeć. Mło­da kobie­ta nie jest jed­nak win­na temu, że nie radzi sobie z życiem, nie wyni­ka to z jej igno­ran­cji czy bra­ku sta­rań – przed laty prze­ży­ła kosz­mar­ny wypadek.

Wśród osób, któ­re poja­wia­ły się na póź­niej­szym miej­scu zbrod­ni, jest tak­że ele­gant­ka w śred­nim wie­ku, Car­la. To sio­stra mat­ki Danie­la, kobie­ty, któ­ra zresz­tą też nie­daw­no zmar­ła. Losy obu kobiet tak­że nazna­czo­ne były strasz­li­wym wyda­rze­niem, z któ­re­go żad­na z nich już nigdy się nie podźwignęła.

Skąd wia­do­mo, kto bywał u ofia­ry? Wie­le deta­li zapa­mię­tu­je jego sąsiad­ka, Miriam. Pra­cu­je ona w pły­wa­ją­cej księ­gar­ni „Books and Boat”. Brzmi to dość sie­lan­ko­wo, ale Miriam jest samot­ną, nie­szczę­śli­wą i zgorzk­nia­łą kobie­tą. Ma czas, by przy­glą­dać się życiu innych osób, bo u niej samej nic się nie dzie­je. Nic poza tym, że podej­rze­wa ona byłe­go męża Car­li o to, że ten – naj­pro­ściej mówiąc – ukradł dra­ma­tycz­ną histo­rię z jej pamięt­ni­ka i na jej pod­sta­wie stwo­rzył swój wiel­ki bestseller.

Win­nym może być każ­dy – wca­le nie jest powie­dzia­ne, że musi to być któ­raś z kobiet. Moje podej­rze­nia od począt­ku wzbu­dzał też wspo­mnia­ny były mąż-pla­gia­tor. Theo poja­wia się tam, gdzie wca­le nie powin­no go być, a poza tym, umów­my się – zło­dziej pomy­słów na książ­kę nie może być dobrym człowiekiem!

Zare­zer­wuj­cie kil­ka godzin na prze­czy­ta­nie „Powol­ne­go spa­la­nia”, bo to powieść, od któ­rej nie da się ode­rwać. Po co się spóź­niać lub prze­kła­dać spo­tka­nia, sko­ro wia­do­mo, że póki nie doj­dzie­my do ostat­niej stro­ny, nie ruszy­my się z kanapy!

Zuzan­na Pęksa

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy