Aktualności Ciekawostki

John Boyne omyłkowo użył w powieściowym opisie składników z popularnej gry wideo

John Boy­ne to uzna­ny irlandz­ki pisarz. Na swo­im kon­cie ma kil­ka­na­ście powie­ści dla mło­dzie­ży i doro­słych, spo­śród któ­rych wie­le doro­bi­ło się tytu­łu best­sel­le­rów. Naj­bar­dziej bodaj zna­ną jest oczy­wi­ście Chło­piec w pasia­stej piża­mie. Pod koniec lip­ca uka­za­ła się jego nowa książ­ka, A Tra­vel­ler at the Gates of Wis­dom. W powie­ści poja­wia się opis, któ­ry mógł­by wpra­wić nie­jed­ne­go fana gier wideo w stan zdumienia.

A Tra­vel­ler at the Gates of Wis­dom to pro­po­zy­cja dla doro­słe­go czy­tel­ni­ka, przez wydaw­cę okre­śla­na ambit­ną, któ­ra opo­wia­da o pery­pe­tiach dwóch bra­ci i ich rodzi­ny. Mimo dzie­lą­cych ich róż­nic i powzię­tych wybo­rów, los będzie krzy­żo­wał ich dro­gi w róż­nych cza­sach i w róż­nych miej­scach, a opo­wia­da­na histo­ria roz­gry­wać się ma na prze­strze­ni dwóch tysię­cy lat.

W książ­ce jeden z boha­te­rów opo­wia­da o tym, w jaki spo­sób far­bo­wał swo­je odzie­nie. John Boy­ne usta­mi pro­ta­go­ni­sty wymie­nia skład­ni­ki, któ­rych ten użył, by nadać mate­ria­ło­wi odpo­wied­nią bar­wę. Wśród abso­lut­nie nor­mal­nych ingre­dien­cji poja­wia­ją się jed­nak takie, któ­re zda­ją się nie mieć żad­ne­go sen­su, jak­by zosta­ły zmy­ślo­ne. I słusz­nie. Bowiem zosta­ły one zaczerp­nię­te z popu­lar­nej gry wideo.

Cie­ka­wost­kę wyła­pał użyt­kow­nik Red­di­ta, któ­ry też od razu podzie­lił się zdję­ciem stro­ny z książ­ki. Tam dosko­na­le widać, że wśród skład­ni­ków wid­nie­ją: gał­ka oczna octo­ro­ka (Octo­rok eyeball), ogon czer­wo­ne­go lizal­fo­sa (the tail of the red lizal­fos) i czte­ry hyliań­skie grzy­by (Hylian shro­oms). Fani serii gier The Legend of Zelda od razu mogli wyła­pać zna­jo­mo brzmią­ce nazwy.

Szyb­kie śledz­two popeł­nio­ne przez pisar­kę Danę Schwartz ujaw­ni­ło, że nie był to wca­le hołd odda­ny grze, jak­by się moż­na w pierw­szej spo­dzie­wać, a dość kło­po­tli­wy błąd popeł­nio­ny na eta­pie zbie­ra­nia infor­ma­cji do książ­ki. Ame­ry­kań­ska pisar­ka wysnu­ła przy­pusz­cze­nie, że John Boy­ne musiał szu­kać infor­ma­cji w Inter­ne­cie i tra­fił na prze­pis na czer­wo­ny barw­nik. Nie­szczę­śli­wie się zło­ży­ło, że ten pocho­dził z wyda­nej w 2017 roku gry Bre­ath of the Wild. Nicze­go nie­świa­do­my Irland­czyk zawarł egzo­tycz­nie brzmią­ce skład­ni­ki w swo­jej naj­now­szej powieści.

John Boy­ne przy­znał, że nie do koń­ca pamię­ta skąd wziął ten opis, ale rze­czy­wi­ście mógł go wyszu­kać w Google’u. Poin­for­mo­wał rów­nież, że nigdy w żad­ną grę z serii The Legend of Zelda nie grał. Posta­no­wił jed­nak w przy­szłych wyda­niach i wzno­wie­niach tej książ­ki swo­je­go błę­du nie popra­wiać, obie­cał za to zawrzeć sto­sow­ną infor­ma­cję w sek­cji z podziękowaniami.

źró­dło guardian

Przy­go­to­wał Oskar Grzelak

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy