Katarzyna Berenika Miszczuk, choć z wykształcenia jest lekarką, od najmłodszych lat zajmowała się pisaniem. Zadebiutowała, mając 18 lat, gdy ukazała się jej napisana trzy lata wcześniej powieść „Wilk”. Najbardziej kojarzona jest z serią anielsko-diabelską („Ja, diablica”, „Ja, anielica”, „Ja, potępiona”) i serii „Kwiat paproci” („Szeptucha”, „Noc Kupały”, „Żerca”, „Przesilenie”, „Jaga”). 15 kwietnia nakładem Wydawnictwa W.A.B. wydana została jej najnowsza powieść – „Ja Cię kocham, a Ty miau”. W rozmowie z nami zdradziła, jakie są jej najbliższe plany czy jak pogodzić napisanie książki z macierzyństwem.
J.Topolska: Pierwszą książkę napisała Pani, gdy miała 15 lat. Została wydana, gdy miała Pani lat 18. Jest Pani autorką wielu książek. Cykl „Kwiat paproci” ma ogromną rzeszę czytelników. Swobodnie porusza się Pani w wielu gatunkach – fantasy, kryminał, horror. Dlaczego tym razem napisał Pani komedię kryminalną?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Pisanie to dla mnie odpoczynek od codzienności. Staram się pisać to, co w danym momencie sama chciałabym przeczytać. Już od dawna nosiłam się z zamiarem stworzenia komedii kryminalnej. Cieszę się, że wreszcie mi się to udało.
J.Topolska: Nie ukrywajmy, narrator książki „Ja Cię kocham, a Ty miau” jest postacią bardzo oryginalną. Jest nim kot. Dlaczego akurat wybrała Pani zwierzę na narratora? I to na dodatek TO zwierzę?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Od wielu lat jestem właścicielką dwóch kotów. Wybór tego zwierzaka na narratora wydawał mi się więc oczywisty. W mojej rodzinie jest mnóstwo alergików, więc poza chomikiem w dzieciństwie nie miałam innych zwierząt. Bliżej poznałam tylko gołębie pocztowe, ponieważ mój dziadek był hodowcą. Koci narrator wydał mi się znacznie prostszy do stworzenia od narratora chomika. Chociaż muszę przyznać, że napisanie powieści z perspektywy gołębia, polującego na świeżo umyte samochody celem ich zabrudzenia guanem, mogłoby być całkiem zabawne.
J.Topolska: Jak się Pani pisało książkę oczami Lorda? Na pewno różni się to od opowieści oczami człowieka?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Tak, różnic jest całkiem sporo. Przede wszystkim musiałam pilnować się, żeby Lord nie stał się zbyt ludzki. Nie mógł też wszystkiego wiedzieć. Coś oczywistego dla nas, dla kota często jest przecież albo kompletnie nieważne, albo niezrozumiałe. Muszę przyznać, że pisanie z perspektywy kota było bardzo interesujące. Mogłam inaczej spojrzeć na ludzkie zachowania i przedmioty, którymi się otaczamy. Świetnym przykładem są na przykład lustra. Lord robi w swoim życiu tylko i wyłącznie to, co sprawia mu przyjemność albo jest mu niezbędne do przeżycia. Nie rozumie, dlaczego jego właścicielka ma w domu tyle luster, skoro przeglądanie się w nich wcale nie sprawia jej radości.
J.Topolska: Skąd Pani zaczerpnęła taki wachlarz cech Lorda? Przecież z jednej strony jest on cyniczny, sarkastyczny, złośliwie ironiczny, a z drugiej kocha swoją właścicielkę miłością nieskończoną? To bardzo ludzkie cechy.
Katarzyna Berenika Miszczuk: Lord powstał z połączenia moich kotów. Od kotki Miszy dostał upodobanie do spania w łóżku z właścicielką (często na jej twarzy), nerwowość oraz trochę zachowań obsesyjno-kompulsywnych. Na przykład lizanie łapki w chwili stresu. Misza często wylizuje futro, gdy coś jej nie wyjdzie. Zupełnie jakby chciała udowodnić całemu światu, że ona specjalnie spadła ze stołu podczas przeciągania się, a teraz tylko poprawi futerko, bo coś jej podejrzanie sterczy. Z kolei od kocura Sushiego dostał niepohamowany apetyt, „puszystość” zadka oraz złośliwy charakter. Żeby Lord był dobrym narratorem, musiał oczywiście mieć kilka typowo ludzkich cech. Niemniej całą swoją złośliwość i cynizm ma po moich milusińskich (zapewniam – wyraz pełnej pogardy dezaprobaty na pyskach, kiedy stłukłam jedną z ich misek nie był złudzeniem).
J.Topolska: Każda kobieta chciałaby być uwielbiana tak, jak Ala (właścicielka Lorda) jest uwielbiana przez niego. Jednak ta w ogóle nie widzi w sobie tego, co Lord widzi w Ali. Zauważa wyłącznie zwoje wady i niedostatki.
Katarzyna Berenika Miszczuk: Ala jest bardzo zakompleksiona. Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy zirytowana na zachowanie niedoszłego narzeczonego wyrzuca go za drzwi. To typowa szara myszka. Przez większość czasu siedzi zamknięta w domu, gdzie pracuje zdalnie. Nie lubi swojego wyglądu. Ciągle krytykuje swoje zmarszczki, czy grube nogi. Lord jednak nie dostrzega tych wad. Uważa ją za piękną kobietę. Zna dobrze jej wnętrze. Po kociemu nie rozumie, dlaczego Ala się nie docenia. Chciałby, żeby była pewna siebie jak on. Tu zacytuję Lorda: „Na szczęście wybrała fotel. Co więcej – położyła nogi na stojącym obok krześle! Chociaż raz zachowała się jak kot, a nie spłoszona myszka, i zajęła przestrzeń, na której powinno się zmieścić nie tylko jej ciało, ale także ego. Byłem z niej dumny.”
J.Topolska: Nad „Ja Cię kocham, a Ty miau” pracowała Pani podczas „urlopu” macierzyńskiego. Czy praca twórcza nad pisaniem tej książki różniła się z tego powodu?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Zdecydowanie się różniła! Musiałam pożegnać się ze swoimi ulubionymi rytuałami. Nie było już czasu na spokojną kawę i przeglądanie notatek. Pracowałam nad książką w każdym wolnym momencie. Część tekstu dyktowałam podczas spacerów z wózkiem.
J.Topolska: Jak w ogóle w przypływie nowych obowiązków znalazła Pani czas, by stworzyć Lorda i „Ja Cię kocham, a Ty miau”?
Katarzyna Berenika Miszczuk:. Znalezienie czasu na pisanie podczas opieki nad małym dzieckiem to bardzo trudne zadanie. Zwłaszcza, że Piotruś uwielbia wszelkiego rodzaju guziki i sprzęt elektroniczny. Nie można kłaść laptopa w zasięgu jego wzroku, bo od razu będzie chciał wciskać klawisze. W związku z tym pisałam głównie w czasie jego dziennej drzemki, a także wieczorami, kiedy szedł już spać. Trochę czasu dla książki udawało mi się wykroić także, kiedy mój mąż szedł w weekendy na kilkugodzinny spacer z wózkiem. Kilka razy uciekałam też do kawiarni w bloku naprzeciwko, zostawiając ich w domu. Teraz, odkąd pojawiła się pandemia, pozostaje mi tylko pisać, kiedy synek śpi.
J.Topolska: Kto jest pierwszym recenzentem Pani książek? Szczególnie w takim gatunku, jakim jest komedia kryminalna, „drugie oko”, które krytycznie zapozna się z tekstem, jest bardzo potrzebne. (pytanie półotwarte; prośba o odniesienie się do tej myśli).
Katarzyna Berenika Miszczuk: Mam recenzentów, którzy dostają do przeczytania książkę, zanim prześlę ją do wydawnictwa. To moja mama i mój mąż. Mama uwielbia thrillery i kryminały, więc jej wprawne oko bardzo mi się przydało podczas redakcji „Ja Cię kocham, a Ty miau”. Z kolei mój mąż bardzo mi pomagał jeszcze podczas pracy nad planem wydarzeń. Chyba, jak każdy pisar,z nie jestem do końca obiektywna wobec własnej powieści. Poza tym często ja „coś wiem”, „coś jest oczywiste” i przez to zapominam to wytłumaczyć w tekście. Kiedy tworzę jakąś książkę, każdy z bohaterów ma w mojej głowie dzieciństwo, jakieś wcześniejsze przygody. To nie są kartonowe postacie bez żadnego tła. W większości przypadków, nie opisuję ich wcześniejszej historii. Czasem jednak zdarza mi się zapomnieć, że o czymś nie wspomniałam, a jestem przekonana, że to zrobiłam i później do tego nawiązuję. Wtedy moi recenzenci wkraczają do akcji!
J.Topolska: Czy rozpoczynając pracę nad „Ja Cię kocham, a Ty miau” zapoznała się Pani z innymi książkami z tego gatunku, czy wręcz przeciwnie – nie chciała Pani sięgać po nie, by podświadomie nie zaczerpnąć czegoś np. w stylu?
Katarzyna Berenika Miszczuk: W przeszłości przeczytałam kilka komedii kryminalnych. Jednak podczas pracy nad „Ja Cię kocham, a Ty miau” unikałam jak ognia sięgania po ten gatunek. Mam taką zasadę. Podczas pisania powieści nigdy nie szukam innych książek o podobnej tematyce lub z tego samego gatunku.
J.Topolska: Jak Pani wymyśla zagadkę kryminalną? Przecież w komedii kryminalnej jest ona równie ważna jak żarty Lorda.
Katarzyna Berenika Miszczuk: Zagadka powstała od słowa do słowa. Najpierw w mojej głowie pojawił się wąsaty Stefan Śmietański, tajemniczy marszand. Wymyśliłam mu biografię. Następnie dostał ode mnie w prezencie paskudny charakter (to dlatego Lord go lubi, często zachowują się podobnie). Nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc powiem jeszcze tylko, że zagadka kryminalna naturalnie wyewoluowała z jego życiorysu.
J.Topolska: Akcja Pani książki rozgrywa się w środowisku artystycznym. Pisząc książkę musiała Pani oddać jego specyfikę, zaczerpnąć nieco ze sztuki. Czy wymagało to od Pani jakiegoś specjalnego przygotowania?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Tak, sporo musiałam doczytać na temat technik malarskich. Poza tym dokształciłam się w temacie zaginionych dzieł sztuki, które zniknęły z polskich zbiorów po drugiej wojnie światowej. To były dla mnie całkowicie nowe tematy. Muszę przyznać, że się zafascynowałam.
J.Topolska: Czy dworek, w którym osadzona jest akcja „Ja Cię kocham, a Ty miau” istnieje naprawdę?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Dworek Śmietańskiego opisałam na podstawie kilku dworków znajdujących się na Dolnym Śląsku. Trochę je rozbudowałam na potrzeby powieści, m.in. dodałam kilka pięter.
J.Topolska: A teraz nieco z innej beczki – oprócz tego, że jest Pani pisarką, to wykonuje Pani zawód lekarza. Jak Pani łączy ze sobą te skrajne światy?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Obecnie jestem na urlopie macierzyńskim, więc medycyna czeka spokojnie aż do niej wrócę. Wcześniej udawało mi się łączyć te dwie dziedziny, chociaż w efekcie pozostawało mi bardzo mało czasu na inne rzeczy. W którymś momencie odkryłam, że cały czas jestem w pracy. Rano siedziałam w przychodni, a potem po powrocie do domu zasiadałam przed komputerem i pisałam do późnych godzin wieczornych. Każdy weekend i urlop także spędzałam nad klawiaturą. Teraz do tego wszystkiego dołączyło się jeszcze macierzyństwo. Narodziny synka wywróciły mi trochę świat do góry nogami. Na razie jeszcze nie wiem, jak moje życie będzie wyglądało po urlopie macierzyńskim. Z całą pewnością nie zamierzam rezygnować z pisania, bo to moje hobby i pasja. Na pewno będę musiała się porządnie zastanowić nad swoim planem dnia.
J.Topolska: Jakiś czas temu informowała Pani o tajemniczych nowych projektach, które pojawiają się na horyzoncie. Czy może Pani już uchylić rąbka tajemnicy?
Katarzyna Berenika Miszczuk: Obecnie pracuję nad wyczekiwanym przez czytelników czwartym tomem przygód diablicy Wiktorii. Powieść będzie miała tytuł „Ja, ocalona”. Okładka już powstała. Jeszcze nie mogę jej pokazać, ale wyszła przepięknie. Mam też w planach stworzenie serii powieści dla dzieci. To będą takie krótkie powieści grozy ze słowiańszczyzną w tle. Jako dziecko uwielbiałam serie z dreszczykiem, takie jak: „Szkoła przy cmentarzu”, „Krąg ciemności”, czy „Gęsia skórka”. Chcę stworzyć coś, co kiedyś będę mogła podarować mojemu synkowi. Poza tym chodzi mi po głowie pomysł na technothriller (a raczej powieść grozy w technoświecie), a także książka z mojego uniwersum Kwiatu paproci. Obecnie jedyne czego mi brakuje to tylko i wyłącznie czas, żeby to wszystko napisać!