Trudno pisać o zdradzie bez okazywania emocji. O kobiecej zdradzie wielu nie potrafi zaś mówić bez oceniania. Ta trudna sztuka udała się autorce powieści „Zamrożona”. Dziś z Nataszą Sochą rozmawiamy nie tylko o jej najnowszej książce, ale też o tym, że zawsze można zmienić swoje życie.
Zuzanna Pęksa: W zeszłym roku rozmawiałyśmy o Pani książce „(Nie)piękność”, po której była jeszcze „(Nie)młodość”. I oto znów powraca Pani w znakomitym stylu, tym razem z powieścią „Zamrożona”. Jej podtytuł „Dlaczego kobiety zdradzają” brzmi niczym podtytuł poradnika. Czy swoją najnowszą powieścią chciała Pani pomóc tym, których nurtuje to pytanie, a boją się zapytać?
Natasza Socha: Nie od dzisiaj wiadomo, że zdrada wcale nie jest domeną mężczyzn. Kiedy przygotowywałam się do pisania książki, wzięłam udział w pewnym eksperymencie. Nie mogę oczywiście ujawnić wszystkich szczegółów, ale eksperyment pokazał jedno – kobiety też zdradzają i to wcale nie rzadziej niż mężczyźni. Co więcej – są o wiele bardziej dyskretne i zdecydowanie lepiej kłamią. I uczciwie przyznają, że są poligamiczne.
Z.P.: W „Zamrożonej” nie piętnuje Pani zdrady, a po prostu mówi o niej w śmiały sposób. Uważam, że to bardzo słuszne podejście, zdrada była, jest i będzie częścią życia wielu osób. Jeśli ktoś sam nigdy się jej nie dopuścił, to bardzo często spotkało go to ze strony bliskiej osoby. Więc dobrze jest ten temat oswajać. Czy ten cel w jakimś stopniu Pani przyświecał?
N.S.: Mój bohater książkowy mówi jasno – zdrada to w jakimś sensie „odzyskanie kontro¬li” nad samym sobą. Małżeństwo często ogranicza drugiego człowieka, zwłaszcza kobietę. Odgórnie zostają jej narzu¬cone role dobrej żony i przykładnej matki. Nikt nie pyta, jak ona sama się z tym czuje, czy czasem nie chciałaby zrobić czegoś tylko dla siebie… Romans to zupełnie inna przestrzeń, w której można zaistnieć od nowa. Być tym, kim się chce. Czasem to uciecz¬ka przed nijakością, nudą, przed małżeńskim smutkiem. Ja nie pochwalam zdrady, nie namawiam do niej. Ja tylko pokazuję, że zdrada jest często wołaniem o uwagę. I że nigdy nie bierze się wyłącznie z czyjegoś kaprysu.
Z.P.: Czy nie obawiała się Pani oburzenia czytelników przez Pani spojrzenie na kwestię małżeńskiej niewierności? Osoby o bardziej liberalnych poglądach z pewnością nawet nie mrugną okiem w czasie lektury, ale wśród Pani czytelniczek i czytelników jest też z pewnością wielu tradycjonalistów.
N.S.: Dostaję bardzo dużo maili i listów, w których kobiety przyznają, że ta historia jest o nich. I nie dlatego, że zdradziły, ale dlatego, że myślą i czują dokładnie tak, jak bohaterka Zamrożonej. Że było im do tej pory wstyd, czuły się w jakimś sensie „grzeszne”, złe, a po lekturze książki poczuły się po prostu zrozumiane. Oczywiście, że nie zabraknie głosów krytyki czy oburzenia. Ale ja zawsze powtarzam, że nigdy nie wolno nikogo oceniać, dopóki człowiek sam nie znajdzie się w takiej sytuacji.
Z.P.: Pokazuje Pani swoją bohaterkę w dość „popielatym” momencie życia. Nie jest ona nieszczęśliwa, ale też nie ma w niej radości. Zawsze ustępowała innym i tak naprawdę poświęciła swój cały wolny czas bliskim. Jednak nie po to, by chodzić z nimi do kina, a by robić im śniadania do szkoły i weekendowe pranie. Wiele kobiet wpada w tę pułapkę, ale czasem nie mają wyjścia – tkwią w tej roli, bo nie mają wsparcia. I stają się, jak w tytule, zamrożone. Czy myśli Pani, że życie na tym etapie można diametralnie zmienić, niczym w Pani książce?
N.S.: Zmienić siebie i swoje życie można zawsze. Nieważne ile ma się lat, jakie doświadczenia na karku, ile zmarszczek i jaki nadmiar kilogramów. Myślę, że każda z nas przynajmniej raz doznała czegoś w rodzaju przebudzenia. Nagle zadała sobie pytanie – czy nadal jestem sobą? Czy robię, to co chcę? Czy jestem szczęśliwa? Czasem to są tylko pytania. Bez odpowiedzi. A czasem – kopniak od życia, żeby się obudzić. Julia, bohaterka mojej książki, dostała właśnie takiego kopa. Dotarło do niej, że gdzieś po drodze zgubiła siebie. I że nigdy tak naprawdę nie wiedziała, czym jest dobry seks. Sama mówi o nim w ten sposób: „Gdyby tylko mogła, wykreśliłaby seks z listy obowiązków małżeńskich. Bo był nijaki, nud¬ny, żaden. Nie dawał satysfakcji. Był sumą dziwnych ruchów, z których kompletnie nic nie wynikało. Za¬wsze potem czuła się źle.”
Z.P.: Swoje pytania zadaję Pani w trudnym dla wszystkich momencie, czasie epidemii i co za tym idzie domowej izolacji. Dla wielu jest ona przymusowa, dla innych – dobrowolna. Popularność zdobywa hasztag #zostanwdomu. A w tym domu coś trzeba robić. Czy mogłaby Pani polecić naszym czytelnikom trzy książki, które pomogą im w dobrym nastroju przetrwać ten czas?
N.S.: Przede wszystkim nie dajmy się zwariować. Nie czytajmy tych wszystkich wiadomości, z których połowa jest niesprawdzona. Człowiek bardzo łatwo ulega panice. Łatwo nim manipulować, kiedy się boi. Nie dajmy się zastraszyć. Uważajmy na siebie, jeśli nie musimy, nie wychodźmy z domu, ale nie izolujmy się od życia. To nie pierwsza pandemia i nie ostatnia. Nie traktujmy tego, jak końca świata. A czas, który nam dano, zwolnienie tempa, oddech – wykorzystajmy najlepiej jak się da. Teraz chyba warto sięgnąć po książki podnoszące na duchu. Zabawne, inteligentne, takie, przy których podniesie się nam ilość endorfin w organizmie. Ze swojej strony mogę polecić absurdalną serię Eduardo Mendozy – „Przygody fryzjera damskiego”, Gałczyńskiego „Zieloną gęś” i serię Sue Townsend o Adranie Mole’u. Albo „Opowiastki do pociągu. Pociąg do opowiastek” Borisa Viana. Śmiejmy się. Pobudźmy mięśnie brzucha. Nie dajmy się zwariować.
Z.P. „Zamrożona” to pierwszy tom cyklu książek „Trzy Z”. Czy uchyli Pani rąbka tajemnicy, o czym będzie mowa w kolejnym?
N.S.: Kolejna powieść to Z jak Zagubieni. Zaczyna się ponuro, ale to bardzo optymistyczna książka o tym, jak polubić życie za wszystko, co nam daje. Para bohaterów spotyka się przypadkowo na moście, kiedy to oboje postanawiają popełnić samobójstwo. Muszą jednak najpierw ustalić, które z nich zrobi to pierwsze. Po całonocnej rozmowie nadal nie potrafią podjąć decyzji. Wpadają na pomysł wstrzymania egzekucji na miesiąc, podczas którego postanawiają przekonać siebie nawzajem, że może warto dać szansę światu. I zobaczyć czy świat da szansę im. Rozpoczyna się zaciekła walka o normalność, o coraz szerszy uśmiech każdego dnia, o spokojniejszy sen, dostrzeganie drobiazgów, o miłość. Bo czasem wystarczy na chwilę się zatrzymać. Otworzyć oczy. I zachwycić się życiem.