Wywiady

Świat, który chciałabym zobaczyć. Rozmowa z Samanthą Shannon, autorką Zakonu Drzewa Pomarańczy

Zakon Drze­wa Poma­rań­czy” to powieść Saman­thy Shan­non, któ­ra tra­fi­ła do księ­garń we wrze­śniu tego roku. Na pol­skim ryn­ku dostęp­ne są też trzy tomy cyklu „Czas Żniw”. Saman­tha Shan­non zaję­ła się pisa­niem, mając 15 lat, a debiu­to­wa­ła czte­ry lata póź­niej. Jest femi­nist­ką, na listę lek­tur wpi­sa­ła­by „Opo­wieść pod­ręcz­nej”, a tłu­ma­czy swo­jej twór­czo­ści zmu­sza do gim­na­sty­ki, two­rząc sło­wa takie jak „kró­lo­wiec­two”.

Pisze o sil­nych boha­ter­kach, ale sama – mimo mło­de­go wie­ku – jest przy­kła­dem sil­nej kobie­ty. Przed­sta­wi­ciel­ka „Nie­sta­ty­stycz­ne­go” roz­ma­wia­ła z nią o lite­ra­tu­rze, ale nie tyl­ko. Tak­że o roli mie­siącz­ki w zwal­cza­niu patriarchatu.

Pol­skim wydaw­cą Saman­thy Shan­non jest Wydaw­nic­two SQN.

Anna Tess Gołę­biow­ska: W Pol­sce może­my zapo­znać się z two­ją naj­now­szą książ­ką, „Zako­nem Drze­wa Poma­rań­czy”. Czy to samo­dziel­na powieść, czy może­my spo­dzie­wać się cyklu?

Saman­tha Shan­non: To mia­ła być samo­dziel­na powieść, ale potem uzna­łam, że jed­nak chcia­ła­bym opo­wie­dzieć wię­cej histo­rii roz­gry­wa­ją­cych się w tym samym świe­cie, więc praw­do­po­dob­nie napi­szę dwa pre­qu­ele, jeden roz­gry­wa­ją­cy się 500 lat przed „Zako­nem…” i jeden – tysiąc lat przed „Zako­nem…”. A póź­niej moż­li­we, że napi­szę też sequ­el, bo wpa­dłam na napraw­dę dobry pomysł oraz tro­chę tęsk­nię za boha­te­ra­mi powie­ści, więc chcia­ła­bym wró­cić do tego uniwersum.

Czy to two­je pla­ny na naj­bliż­szą przy­szłość, czy może odległe?

Na dość bli­ską przy­szłość. Nie mogę jesz­cze nic zdra­dzić, ale pra­cu­ję nad czymś wła­śnie teraz.

Czy nie­któ­rzy z boha­te­rów powró­cą w nowej książce?

Nie w pre­qu­elach (śmiech). Cho­ciaż wła­ści­wie… kil­ko­ro powró­ci, z tych już nie­ży­ją­cych. Tak, nie­wiel­ka licz­ba boha­te­rów powró­ci. Nato­miast sequ­el będzie poświę­co­ny tym samym boha­te­rom, co „Zakon…”.

Czy kie­dy zaczy­na­łaś pra­cę nad tą powie­ścią, wie­dzia­łaś, że będzie roz­gry­wać się w tak roz­le­głym świe­cie, z tak roz­bu­do­wa­ną mito­lo­gią, sys­te­mem wie­rzeń i zależ­no­ści politycznych?

Wła­ści­wie tak. Świat sta­wał się coraz więk­szy i więk­szy, kie­dy pisa­łam, ale wie­dzia­łam, że będzie roz­le­gły, ponie­waż chcia­łam zawrzeć całą histo­rię w jed­nej powie­ści. Napraw­dę kocham two­rze­nie świa­tów, lubię zagłę­biać się w posta­ci, więc wie­dzia­łam, że „Zakon…” będzie bar­dzo dłu­gą książ­ką. Pier­wot­nie zakła­da­łam, że będzie to femi­ni­stycz­na rein­ter­pre­ta­cja wal­ki świę­te­go Jerze­go ze smo­kiem, ale póź­niej uzna­łam, że dodam do tego praw­dzi­wą histo­rię, co też wydłu­ży­ło opo­wieść… I tak to się roz­ra­sta­ło i roz­ra­sta­ło, aż doszło do roz­mia­rów, jakie ma obecnie.

U pod­sta­wy powie­ści znaj­du­je się egzo­tycz­ny pomysł – bazu­jesz na micie o świę­tym Jerzym, ale two­je smo­ki mają korze­nie w mitach Japonii…

Część książ­ki jest inspi­ro­wa­na kon­kret­ną japoń­ską histo­rią , „The Luck of the Sea and the Luck of the Moun­ta­in” („Szczę­ście morza i szczę­ście góry”). W tej opo­wie­ści poja­wia się dwóch bra­ci, jeden jest myśli­wym, a dru­gi – ryba­kiem. Z jakie­goś powo­du posta­na­wia­ją zamie­nić się miej­sca­mi na jeden dzień, w efek­cie cze­go myśli­wy gubi haczyk swo­je­go bra­ta, ten lądu­je na dnie morza. Ponie­waż rybak jest wście­kły, myśli­wy posta­na­wia odzy­skać haczyk, dzie­je się też mnó­stwo innych rze­czy. Bra­cia wcho­dzą w posia­da­nie dwóch klej­no­tów, któ­re mogą kon­tro­lo­wać pły­wy i uzna­łam, że chcę opo­wie­dzieć podob­ną histo­rię, inspi­ru­jąc się róż­ny­mi kra­ja­mi. Stwier­dzi­łam, że powieść będzie zba­lan­so­wa­na, jeśli będę czer­pać z jed­nej zachod­niej legen­dy – o świę­tym Jerzym i smo­ku, i z jed­nej wschod­niej – tej właśnie.

W „Zako­nie Drze­wa Poma­rań­czy” jest czwo­ro głów­nych boha­te­rów, w tym dwie kobie­ty. Obie są wojow­nicz­ka­mi. Skąd taki wła­śnie wybór?

Nie uwa­żam, że każ­da postać kobie­ca musi być zabój­czy­nią czy wojow­nicz­ką, chcia­łam eks­plo­ro­wać w tej książ­ce róż­ne uję­cia kobie­cej siły, skąd wzię­ła się na przy­kład postać kró­lo­wej Sabran. Nie jest wojow­nicz­ką w żad­nym przy­pad­ku, ale pocią­ga za sznur­ki w poli­ty­ce, wła­da. Zarów­no Tané, jak i Ead wyobra­zi­łam sobie jako potęż­ne wojow­nicz­ki i uzna­łam, że po pro­stu pój­dę w tym kie­run­ku. Jest tak wie­le powie­ści fan­ta­sy o wojow­ni­kach-męż­czy­znach, że chcia­łam nie­co odwró­cić tę ten­den­cję i pozwo­lić kobie­tom być tymi, któ­re wysu­wa­ją się na pro­wa­dze­nie, bio­rą udział w wiel­kich bitwach, jeż­dżą na smo­kach… albo polu­ją na smoki.

A orien­tu­jesz się, czy po tę książ­kę się­ga­ją też mężczyźni?

Tak. Praw­do­po­dob­nie więk­szość wśród moich czy­tel­ni­ków sta­no­wią kobie­ty, ale pozna­ję męż­czyzn, któ­rzy przy­cho­dzą na spo­tka­nia ze mną, któ­rzy czy­ta­li lub recen­zo­wa­li moje książ­ki. Tak, mam też męskich czytelników.

Wra­ca­jąc do kró­lo­wej Sabran… W jej kra­ju panu­je matriar­chat, któ­ry w zasa­dzie nie funk­cjo­no­wał w naszym świecie…

Chcia­łam stwo­rzyć kraj, w któ­rym wła­da­ją kró­lo­we. Jak wspo­mnia­łaś, to nigdy nie wyda­rzy­ło się w praw­dzi­wym świe­cie, ale to nie zna­czy, że nie może­my wyobra­zić sobie tego w fan­ta­sy. Lubię rzu­cać ludziom wyzwa­nie zasta­no­wie­nia się nad tym, co jest nor­mal­ne, dla­te­go uży­łam sło­wa „kró­lo­wiec­two” (queen­dom), bo dla­cze­go mie­li­by­śmy go nie uży­wać, sko­ro ist­nie­je sło­wo „kró­le­stwo”? Na tam­tej wyspie wła­da­ły zawsze wyłącz­nie kró­lo­we, więc logicz­ne jest nazwa­nie pań­stwa kró­lo­wiec­twem. Jest to inte­re­su­ją­cym wyzwa­niem w pro­ce­sie tłu­ma­cze­nia książ­ki, ponie­waż jest ona prze­kła­da­na na tyle języ­ków, a nie ist­nie­je w nich sło­wo „queen­dom”. To cie­ka­we, przy­glą­dać się, jak tłu­ma­cze radzą sobie z tym słowem.

W Pol­sce obec­nie toczy się mnó­stwo kłót­ni – w inter­ne­cie, ale nie tyl­ko – o uży­wa­nie femi­na­ty­wów. Wie­le osób uwa­ża, że uży­wa­nie ich jest nie­po­waż­ne i powin­ni­śmy korzy­stać wyłącz­nie z męskich form.

Och…

Te kłót­nie trwa­ją i trwa­ją, dla­te­go czy­ta­łam „Zakon Drze­wa Poma­rań­czy” z wiel­kim uśmie­chem na twa­rzy, bo poja­wia­ją się w nim nie tyl­ko femi­na­ty­wy, ale nawet sło­wo „kró­lo­wiec­two”.

Uwa­żam, że pro­blem pole­ga na zakła­da­niu, że domyśl­ną for­mą jest zawsze męska. Ludzie zakła­da­ją, że domyśl­nym spo­so­bem życia jest męski, a język czę­sto to odzwier­cie­dla. Uwa­żam, że powin­ni­śmy czę­ściej o tym mówić i rzu­cać temu wyzwanie.

Kie­dy poprzed­nio odwie­dzi­łaś Pol­skę, w cza­sie Pyr­ko­nu w Pozna­niu wygło­si­łaś pre­lek­cję o sil­nych kobie­cych postaciach.

Zga­dza się.

A jakie są two­je ulu­bio­ne kobie­ce posta­ci w popkulturze?

O rany! Nigdy, prze­nig­dy nie jestem przy­go­to­wa­na na to pyta­nie! (śmiech) Przed­mio­tem mojej pre­lek­cji były Bel­la ze „Zmierz­chu” i Kat­niss z „Igrzysk śmier­ci” i to, że sta­wia­my je za wzór w zasa­dzie jedy­nych kobie­cych posta­ci, jakie ludzie potra­fią zro­zu­mieć. Bel­lę postrze­ga­my jako bar­dzo sła­bą, ponie­waż jest tra­dy­cyj­nie kobie­ca i chce rze­czy ste­reo­ty­po­wo kobie­cych, takich jak mał­żeń­stwo czy dzie­ci, z kolei Kat­niss jest uzna­wa­na za sil­ną, ponie­waż jest wojow­nicz­ką i repre­zen­tu­je tra­dy­cyj­nie męskie cechy. Pre­lek­cja była o tym, że to niedź­wie­dzia przy­słu­ga dla posta­ci kobie­cych, że wkła­da­my je do tych dwóch szu­fla­dek – albo sła­ba, albo sil­na. Jed­no­cze­śnie dodam, że Kat­niss jest jed­ną z moich ulu­bio­nych posta­ci. Poprzez nazwa­nie jej „sil­ną posta­cią kobie­cą” ludzie moc­no ją spłasz­cza­ją. Pomi­ja­ją, jak zło­żo­ną boha­ter­ką jest, jak bar­dzo jest wraż­li­wa. Uwiel­biam, że poka­zu­je momen­ty siły, ale ma też momen­ty cał­ko­wi­tej słabości.

Poroz­ma­wiaj­my chwi­lę o two­ich wcze­śniej­szych książ­kach. Two­im debiu­tem był „Czas Żniw”. To pierw­sza część z cyklu liczą­ce­go sie­dem tomów, bar­dzo duży pro­jekt na począ­tek. Nie bałaś się?

Nie, wła­ści­wie nie. To ogrom­ny przy­wi­lej – móc opo­wie­dzieć tyle histo­rii w świe­cie „Cza­su Żniw”. Od począt­ku zakła­da­łam, że to będzie duża rzecz. Chcia­łam wziąć dys­to­pię, któ­ra jest moim ulu­bio­nym gatun­kiem, i połą­czyć ją z moim dru­gim ulu­bio­nym gatun­kiem, któ­rym jest epic fan­ta­sy. Zazwy­czaj dys­to­pie roz­gry­wa­ją się w jed­nym mie­ście czy w jed­nym kra­ju – i to ich cel, eks­plo­ru­ją klau­stro­fo­bicz­ne śro­do­wi­sko. Ja chcia­łam wziąć się za dys­to­pię i moc­no ją roz­sze­rzyć, więc umie­ści­łam akcję w wie­lu kra­jach i wie­dzia­łam, że będę potrze­bo­wa­ła wie­lu ksią­żek, by opo­wie­dzieć tę histo­rię i oddać jej spra­wie­dli­wość. Tak napraw­dę jedy­nym minu­sem jest to, że byłam wte­dy o wie­le młod­sza niż jestem teraz – mia­łam 19 lat, a teraz mam pra­wie 28. Zmie­ni­łam zda­nie w kwe­stii wie­lu spraw, więc to dziw­ne doświad­cze­nie. Skoń­cze­nie sied­miu powie­ści zaj­mie mi ponad deka­dę, więc będzie cie­ka­wie spoj­rzeć wstecz i uznać, że mogłam coś zro­bić ina­czej, ale nie­ste­ty nie mia­łam wte­dy doświadczenia.

A czy zna­le­zie­nie wydaw­cy nie było problemem?

Nie. Mia­łam napraw­dę ogrom­ne szczę­ście, ponie­waż zazwy­czaj cięż­ko jest zna­leźć wydaw­cę. Naj­pierw trze­ba zna­leźć agen­ta, a potem ten agent musi jesz­cze sprze­dać książ­kę wydaw­cy. Ja mia­łam ogrom­ne szczę­ście, że w lot zna­la­złam agen­ta, a Blo­oms­bu­ry kupi­ło powieść w Wiel­kiej Bry­ta­nii też napraw­dę szyb­ko . Całość zaję­ła chy­ba mie­siąc. To nie jest typo­wa sytu­acja, zwy­kle szu­ka­nie wydaw­cy trwa o wie­le dłu­żej. Napraw­dę mia­łam wiel­kie szczęście.

Czas Żniw” roz­gry­wa się w nie­da­le­kiej przy­szłość i jest dys­to­pią. Czy uwa­żasz, że nasza przy­szłość będzie się ryso­wać w tak ponu­rych barwach?

W tej chwi­li wie­le wska­zu­je na to, że tak. Nie­ko­niecz­nie będzie to wyglą­da­ło jak w Sajo­nie, gdzie polu­je się na ludzi, ale na dziś mam wra­że­nie, że przy­szłość malu­je się ponu­ro i dość prze­ra­ża­ją­co. Mam na myśli kata­stro­fę kli­ma­tycz­ną, nara­sta­nie pra­wi­co­wych eks­tre­mi­zmów. Nara­sta­ją roz­ła­my mię­dzy ludź­mi i według mnie zro­bi­li­śmy wie­le kro­ków wstecz. Przez ostat­nich kil­ka dekad osią­gnę­li­śmy spo­ry pro­gres jako spo­łe­czeń­stwo, ale teraz na przy­kład w USA widzi­my zagro­że­nie dla praw kobiet, dla praw osób trans­pł­cio­wych… w ogó­le dla osób LGBT+. To jest prze­ra­ża­ją­ce, a dys­to­pia w jakiś spo­sób pozwa­la nam zmie­rzyć się z tym w bez­piecz­nej prze­strze­ni. Wyobra­zić sobie, jak może­my wal­czyć ze świa­tem, w któ­rym wszyst­ko jest prze­ciw­ko nam.

Czy two­je książ­ki są w jakiś spo­sób komen­ta­rzem poli­tycz­nym, czy to po pro­stu fikcja?

Raczej nie powin­naś szu­kać w książ­kach kon­kret­ne­go prze­sła­nia, ponie­waż nie wygła­szam kazań. Jed­no­cze­śnie uwa­żam, że nie da się do koń­ca ode­rwać twór­czo­ści od swo­je­go punk­tu widze­nia. Fan­ta­sy to dość patriar­chal­ny gatu­nek, a uwa­żam, że wca­le nie musi tak być. Potrze­bu­je­my wię­cej opo­wie­ści, w któ­rych nie ma sek­si­zmu i wła­śnie takie są moje książ­ki. Jest to więc miks obu tych rze­czy. Nie pró­bu­ję wci­skać ludziom kon­kret­nej wia­do­mo­ści, ale moje książ­ki są czę­ścią mnie i odzwier­cie­dla­ją to, jak patrzę na świat.

Czy­ta­łam, że two­ją ulu­bio­ną książ­ką jest „Opo­wieść podręcznej”…

Dokład­nie.

Dla­cze­go wła­śnie ta powieść?

Prze­czy­ta­łam „Opo­wieść pod­ręcz­nej”, kie­dy mia­łam 18 lat. Wrę­czył mi ją jeden z moich nauczy­cie­li. To był pierw­szy moment, kie­dy zro­zu­mia­łam, czym jest femi­nizm i była to też pierw­sza dys­to­pia, jaką kie­dy­kol­wiek prze­czy­ta­łam. Była to więc dla mnie napraw­dę prze­ło­mo­wa książ­ka, ukształ­to­wa­ła to, w jaki spo­sób piszę, po jakie lek­tu­ry się­gam i w ogó­le to, kim jestem. Nie­daw­no się­gnę­łam po nią ponow­nie, ponie­waż czy­ta­łam ją daw­no temu – i zapo­mnia­łam przez ten czas, jak bar­dzo ją kocham i jak jest genial­na. To chy­ba zawsze będzie moja ulu­bio­na książka.

Czy pra­wa kobiet są dla cie­bie waż­nym zagad­nie­niem? Rów­ność płci, wal­ka o nią?

Oczy­wi­ście. Uwa­żam, że kobie­ty wciąż mie­rzą się z wie­lo­ma pro­ble­ma­mi i odbi­cie tego znaj­du­je się w sta­ty­sty­kach, na przy­kład tego, ile kobiet pra­cu­je na sta­no­wi­skach kie­row­ni­czych czy kto kon­tro­lu­je bogac­two na świe­cie. Jest napraw­dę sze­ro­kie spek­trum zagad­nień, od tych naj­bar­dziej poważ­nych jak kul­tu­ra gwał­tu, po spo­sób, w jaki uży­wa­my języ­ka. A te drob­niej­sze zagad­nie­nia skła­da­ją się na te więk­sze. Kie­dy sły­szę, jak ktoś mówi, że już nie ma o co wal­czyć, a kobie­ty mają już rów­ne pra­wa, więc zamknij się… im czę­ściej to sły­szę, tym moc­niej wal­czę. Nigdy nie prze­sta­nę być femi­nist­ką i wal­czyć, by osią­gnąć cał­ko­wi­te rów­no­upraw­nie­nie. Mam nadzie­ję, że któ­re­goś dnia się uda.

Nie wiem, czy orien­tu­jesz się w pol­skiej sytu­acji politycznej.

Temat prze­wi­ja się w mię­dzy­na­ro­do­wych mediach, więc trochę.

Obec­nie nasz rząd pró­bu­je zaka­zać edu­ka­cji seksualnej…

Napraw­dę?!

…a dwa lata temu roz­wa­ża­ne były pró­by cał­ko­wi­te­go zaka­zu abor­cji, we wszyst­kich przypadkach…

Tak, o tym słyszałam.

…dla­te­go obec­nie czę­sto sły­szy się w Pol­sce, w libe­ral­nych mediach, że na naszych oczach budo­wa­ny jest Gilead.

Cie­ka­we jest to, że Mar­ga­ret Atwo­od przy­zna­ła, że kie­dy wymy­śla­ła Gile­ad, wszyst­ko to, co przy­tra­fi­ło się kobie­tom, zaczerp­nę­ła z praw­dzi­wych wyda­rzeń. To wszyst­ko sta­ło się w któ­rymś momen­cie w jakiejś czę­ści świa­ta, więc moż­na zauwa­żyć prze­bły­ski tego w róż­nych miej­scach. Odczu­wam, że żyje­my obec­nie w rze­czy­wi­sto­ści bliż­szej Gile­ado­wi niż w cza­sach, kie­dy Mar­ga­ret Atwo­od pisa­ła tę powieść. Oka­za­ło się, że prze­wi­dzia­ła przyszłość.

Nie­ste­ty.

Tak, to bar­dzo, bar­dzo przygnębiające.

Cały ten wstęp pro­wa­dził do pyta­nia. Czy uwa­żasz, że lite­ra­tu­ra może nam pomóc? Może być sku­tecz­nym ostrze­że­niem? Ochro­nić nas przed taką przy­szło­ścią? Czy pozo­sta­je tyl­ko sie­dzieć i patrzeć, jak świat płonie…

Lite­ra­tu­ra może być ostrze­że­niem, uwa­żam, że taki jest cel dys­to­pii – skło­nić do reflek­sji nad kon­se­kwen­cja­mi. Uwa­żam też, że fik­cja lite­rac­ka może – i to pró­bu­ję robić w „Zako­nie Drze­wa Poma­rań­czy” – pod­rzu­cić wyobra­że­nie tego, jak mogło­by być. Ludzie mają pro­blem z wyobra­że­niem sobie matriar­cha­tu, bo ten nigdy nie wyda­rzył się w histo­rii nasze­go świa­ta, ale może kie­dy prze­czy­ta­ją o nim w książ­ce, wyobra­żą sobie, że jest moż­li­wy. Może nie jest tak dziw­ny, jak mogło się wyda­wać. Pró­bo­wa­łam napi­sać książ­ki, w któ­rych kobie­ty mają rów­ne pra­wa i nikt tego nie komen­tu­je. To po pro­stu abso­lut­nie natu­ral­na część świa­ta. Uwa­żam, że tak samo, jak ostrze­że­nie, książ­ki mogą nieść nadzie­ję – poka­zać, że są też inne moż­li­wo­ści. Dla­te­go wła­śnie fan­ta­sty­ka jest tak wspa­nia­łym gatun­kiem – to gatu­nek moż­li­wo­ści. Nic nie jest nie­moż­li­we w fan­ta­sty­ce i dzię­ki temu może­my prze­kra­czać kolej­ne barie­ry, może­my wyobra­zić sobie świat, w któ­rym wszy­scy są równi.

Uwa­żasz, że kobie­ty nada­ją się do rzą­dze­nia lepiej niż mężczyźni?

Uwa­żam, że do naj­lep­szych wład­ców w histo­rii świa­ta zali­cza­ją się kobie­ty. W Wiel­kiej Bry­ta­nii rzą­dy naszych kró­lo­wych są uwa­ża­ne za dobre na wie­le róż­nych spo­so­bów. Nie uwa­żam, że kobie­ty muszą być koniecz­nie lep­sze, ale uwa­żam, że świat rzą­dzo­ny przez męż­czyzn nie­ko­niecz­nie był wspa­nia­ły, więc może powin­ny­śmy dostać wię­cej szans? Nigdy nie widzie­li­śmy, jak wyglą­dał­by świat, w któ­rym więk­szość wład­ców to kobie­ty. Było­by inte­re­su­ją­ce zoba­czyć, co się sta­nie, gdy­by na przy­kład 60 pro­cent wła­dzy na świe­cie tra­fi­ło w ręce kobiet. Pod­sta­wą jest to, by zna­leźć naj­lep­szą oso­bę na dane sta­no­wi­sko, ale jestem cie­ka­wa, jak spraw­dzi­ła­by się pre­zy­dent­ka w USA. Bar­dzo chcia­ła­bym to zoba­czyć za moje­go życia, ponie­waż uwa­żam, że to źle, że kobie­ty sta­no­wią oko­ło 52 pro­cent lud­no­ści świa­ta, a mają tak nie­wiel­ką repre­zen­ta­cję wśród świa­to­wych lide­rów. Napraw­dę chcia­ła­bym zoba­czyć zmia­nę za moje­go życia.

Czy sądzisz, że każ­dy powi­nien się­gnąć po „Opo­wieść podręcznej”?

Uwa­żam, że to powieść, któ­ra powin­na tra­fić do napraw­dę sze­ro­kie­go audy­to­rium. Szkol­ny kanon lek­tur powi­nien przed­sta­wiać róż­no­rod­ne gło­sy. Powi­nien zawie­rać wię­cej ksią­żek napi­sa­nych przez kobie­ty, zwłasz­cza ze zmar­gi­na­li­zo­wa­nych śro­do­wisk. Kie­dy byłam w szko­le i kie­dy stu­dio­wa­łam na uni­wer­sy­te­cie, w więk­szo­ści oma­wia­li­śmy tek­sty napi­sa­ne przez bia­łych, hete­ro­sek­su­al­nych męż­czyzn. W dodat­ku w więk­szo­ści mar­twych. Nie mam pro­ble­mu z tym, że nie­któ­re wspa­nia­łe kla­sy­ki zosta­ły napi­sa­ne przez mar­twych, bia­łych, hete­ro­sek­su­al­nych męż­czyzn i jasne, że po nie też powin­ni­śmy się­gać, ale było­by cudow­nie zapo­znać się z bar­dziej zróż­ni­co­wa­ny­mi gło­sa­mi. Widzieć repre­zen­ta­cję róż­nych grup. Bar­dzo chcia­ła­bym móc oma­wiać „Opo­wieść pod­ręcz­nej”, chcia­ła­bym móc oma­wiać „Pią­tą porę roku” N.K. Jemi­sin, czy­li arcy­dzie­ło fan­ta­sy stwo­rzo­ne przez czar­ną kobie­tę. Uwa­żam, że potrze­ba nam więk­sze­go zróż­ni­co­wa­nia w tym, cze­go jeste­śmy ucze­ni, a wte­dy ludzie zro­zu­mie­ją, że lite­ra­tu­ra nie jest wyłącz­nie męską domeną.

To jakie książ­ki doda­ła­byś do szkol­ne­go kano­nu lektur?

Na pew­no „Opo­wieść pod­ręcz­nej” i „Pią­tą porę roku”. Oczy­wi­ście wszyst­ko zale­ży od tego, o jakim gatun­ku mówi­my. W fan­ta­sty­ce mogła­bym wska­zać dosłow­nie set­ki powie­ści. Moje ulu­bio­ne to wła­śnie „Pią­ta pora roku”, to „Sor­ce­rer to the Crown” autor­stwa Zen Cho (debiu­tanc­ka powieść male­zyj­skiej autor­ki – przyp. red.)… Jest ich tak wie­le, że wybór zawsze mnie przy­tła­cza. Zamiast wymie­niać kon­kret­ne tytu­ły, wolę się sku­pić na zasa­dach ogól­nych – po pro­stu upew­niaj­my się, czy­je gło­sy sły­szą te dzie­cia­ki. O czy­jej kla­sy­ce mówi­my, kie­dy mówi­my o kla­sy­ce? Z regu­ły oka­zu­je się, że to wyłącz­nie angiel­ska kla­sy­ka pocho­dzą­ca z prze­szło­ści. Może powin­ni­śmy stwo­rzyć nowy kanon – nowo­cze­snej twór­czo­ści i szer­szych perspektyw.

Znasz może twór­czość Olgi Tokarczuk?

Sły­sza­łam o niej, ale nie czy­ta­łam żad­nej jej książki.

Wła­śnie otrzy­ma­ła Lite­rac­ką Nagro­dę Nobla. Ponie­waż pisa­ła praw­dę, czy­li np. to, że nie tyl­ko Niem­cy, ale też Pola­cy mor­do­wa­li Żydów, spo­ty­ka ją mnó­stwo nie­na­wist­nych reak­cji, przede wszyst­kim od osób o pra­wi­co­wych poglądach.

To dzie­je się obec­nie w wie­lu kra­jach i jest bar­dzo niepokojące.

A ponie­waż Olga Tokar­czuk pisze też fan­ta­sty­kę, mogę ją polecić.

Dzię­ku­ję! Na pew­no się­gnę po jej twórczość.

Wróć­my do two­jej twór­czo­ści. W „Zako­nie Drze­wa Poma­rań­czy” jest inte­re­su­ją­cy wątek – kobie­ty, któ­ra oba­wia się macierzyństwa.

Tak, cho­dzi o kró­lo­wą Sabran.

Nie jest to zbyt popu­lar­ny motyw…

Nie jest.

…nie tyl­ko w fan­ta­sty­ce, ale sze­rzej w lite­ra­tu­rze, a tak­że w naszym świecie.

Uzna­łam, że będzie inte­re­su­ją­ce opi­sać kobie­tę, któ­ra nie chce mieć dzie­ci i uczy­nić ją jed­ną z naj­waż­niej­szych posta­ci w książ­ce. Ja sama nie chcę mieć dzie­ci. Nie­ko­niecz­nie dla­te­go, że boję się poro­du, po pro­stu nigdy nie chcia­łam mieć dzie­ci. Panu­je prze­kaz, że jeśli kobie­ta nie ma dzie­ci, jest w jakiś spo­sób nie­kom­plet­na. Ludzie pyta­ją mnie, jak w ogó­le mogę być szczę­śli­wa, sko­ro nie jestem mat­ką, i jest to bar­dzo fru­stru­ją­ce. To for­ma mówie­nia kobie­tom, że nie są kom­plet­ny­mi oso­ba­mi, że same w sobie nie są wystar­cza­ją­ce. Zawsze uwa­ża­łam, że jest to trak­to­wa­nie nas z góry, więc chcia­łam przyj­rzeć się Sabran – posta­ci, któ­ra przez całe życie sły­sza­ła, że musi mieć dziec­ko. Że musi mieć dziec­ko, albo cały kraj popad­nie w ruinę, ale ona despe­rac­ko wręcz tego nie chce. Uzna­łam, że to inte­re­su­ją­cy temat do zba­da­nia, a w wie­lu momen­tach napraw­dę się z nią utoż­sa­mia­łam. Raz jesz­cze – fan­ta­sy nie­zwy­kle dłu­go było męską dome­ną. Z tego powo­du pomi­ja­ne były pew­ne tema­ty, takie jak rodze­nie dzie­ci. W fan­ta­sty­ce pra­wie nie sły­szy­my o men­stru­acji. To wszyst­ko jest odzwier­cie­dle­niem patriar­cha­tu. Chy­ba po pro­stu uzna­łam, że zagłę­bię się w temat, któ­ry napraw­dę wyma­ga pogłębienia.

Czy to zna­czy, że może­my oba­lić patriar­chat mie­siącz­ką i porodami?

No, nie tyl­ko tym! To z pew­no­ścią nie wyczer­pu­je wszyst­kich aspek­tów kobie­co­ści, ale mie­siącz­ka wyda­je się tabu w fan­ta­sty­ce. Jasne, że nie musi być to wspo­mi­na­ne cały czas, ale jest dziw­ne, kie­dy boha­te­ro­wie podró­żu­ją po całym świe­cie, prze­ży­wa­ją róż­ne przy­go­dy i nigdy nie odczu­wa­ją żad­nych nie­do­god­no­ści zwią­za­nych z okre­sem. Jest czymś dziw­nym, że ta kwe­stia zosta­ła nie­mal cał­ko­wi­cie wyma­za­na z fantastyki.

Nie tyl­ko fantastyki!

Jasne, nie tyl­ko fan­ta­sty­ki, po pro­stu ten gatu­nek jest mi naj­bliż­szy. Uwa­żam, że to inte­re­su­ją­ce. Temat powo­li zaczy­na się poja­wiać – w książ­kach, któ­re czy­tam, zaczy­na być wspo­mi­na­na men­stru­acja. Kie­dy przy­go­to­wy­wa­łam się do pisa­nia „Zako­nu…”, szu­ka­łam infor­ma­cji, jak kobie­ty radzi­ły sobie z mie­siącz­ką w róż­nych okre­sach histo­rii, kie­dy nie mia­ły dostę­pu do środ­ków higie­nicz­nych. Czy­ta­łam, jak Elż­bie­ta I radzi­ła sobie w cza­sie okre­su czy jak wyglą­da­ło to w daw­nej Japo­nii. Napraw­dę fascy­nu­ją­ce. To nie tak, że wyjąt­ko­wo sku­piam się na tym tema­cie, po pro­stu wspo­mi­na­łam o nim, żeby znor­ma­li­zo­wać go, poka­zać, że nie jest to coś brud­ne­go, co powin­no pozo­stać w ukryciu.

Roz­ma­wia­my o rów­no­upraw­nie­niu, o wpro­wa­dze­niu matriar­cha­tu… To wszyst­ko brzmi bar­dzo poważ­nie i ambit­nie, a prze­cież jesteś mło­dziut­ka, jesteś młod­sza nawet ode mnie!

Nie jestem już tak mło­da, ale byłam, kie­dy zaczynałam.

Skąd czer­piesz tę siłę, by wal­czyć z rze­czy­wi­sto­ścią, ze świa­tem, któ­ry cię otacza?

Wiem, że jestem względ­nie mło­da i mam nadzie­ję, że im będę star­sza, tym więk­sze będę mia­ła doświad­cze­nie, żebym mogła pisać coraz lep­sze książ­ki. W tej chwi­li po pro­stu odma­lo­wu­ję moje wła­sne doświad­cze­nia. Odma­lo­wu­ję świat, któ­ry widzę wokół sie­bie. Jed­no­cze­śnie moje książ­ki pod pew­nym wzglę­dem odzwier­cie­dla­ją świat, któ­ry chcia­ła­bym zoba­czyć. Jed­nym z moich celów jest opo­wia­da­nie histo­rii o kobie­tach, któ­re zosta­ły zapo­mnia­ne – czy to w histo­rii, czy w mito­lo­gii. Jest to rzecz, na któ­rej napraw­dę chcia­ła­bym się sku­pić. Pla­nu­ję napi­sać rein­ter­pre­ta­cję grec­kich mitów, a dokład­niej „Ilia­dy” widzia­nej ocza­mi kon­kret­nej bogi­ni. Napraw­dę zale­ży mi na tym pro­jek­cie. To będzie napraw­dę gwał­tow­ne i napraw­dę femi­ni­stycz­ne – i mam nadzie­ję, że uda mi się to zre­ali­zo­wać. Wła­śnie takie rze­czy chcę robić w mojej karierze.

Pierw­szą książ­ką, któ­rą napi­sa­łaś, choć nie opu­bli­ko­wa­łaś, była „Auro­ra”…

Dokład­nie (śmiech).

Czy w swo­ich póź­niej­szych książ­kach wyko­rzy­sta­łaś jakieś jej fragmenty?

Tak! Wszyst­kie dobre ele­men­ty „Auro­ry” wpro­wa­dzi­łam do „Cza­su Żniw”. To, co zosta­ło, to był abso­lut­ny non­sens, a więc nigdy się nie uka­że. Dosta­łam nawet ofer­tę opu­bli­ko­wa­nia tej książ­ki od wydaw­cy – nie widział jej, po pro­stu usły­szał, że ją napi­sa­łam. Powie­dzia­łam, że abso­lut­nie nie. To pew­nie zła­ma­ło­by moją karie­rę, bo jest tak bar­dzo zła. Cie­szę się, że napi­sa­łam „Auro­rę”, ponie­waż nauczy­ło mnie to, jak pra­co­wać nad powie­ścią. Poka­za­ło mi, ile samo­za­par­cia trze­ba, by dopro­wa­dzić wszyst­ko do koń­ca. Nauczy­łam się pra­co­wać noc w noc. Nawet kie­dy byłam w szko­le, a potem stu­dio­wa­łam, wciąż znaj­do­wa­łam czas żeby pisać, każ­de­go dnia bez wyjąt­ku. Cie­szę się, że napi­sa­łam „Auro­rę”, to był dobry start i dla­te­go roz­wi­nę­łam póź­niej część moich począt­ko­wych pomy­słów. Ulep­szy­łam je i wyko­rzy­sta­łam w „Cza­sie Żniw”. Ale tak, sta­now­czo nigdy jej nie opublikuję!

A czy ory­gi­nał wciąż ist­nie­je, czy znisz­czy­łaś tę książkę?

Ist­nie­je gdzieś w odmę­tach moje­go komputera.

To zawsze możesz zapi­sać w testa­men­cie, że ma się uka­zać na przy­kład 50 lat po two­jej śmierci.

Tak, może kie­dy już umrę. Wte­dy nie będę musia­ła żyć z zaże­no­wa­niem! Może kie­dyś poka­żę kil­ka zabaw­nych cyta­tów, bo napi­sa­łam tę książ­kę, kie­dy byłam napraw­dę mło­dą nasto­lat­ką i byłam strasz­nie melo­dra­ma­tycz­na. Boha­te­ro­wie dopie­ro się pozna­li i już dekla­ro­wa­li sobie wiel­ką miłość, to wszyst­ko było bar­dzo inten­syw­ne. To była faj­na, napraw­dę faj­na pierw­sza powieść… i bar­dzo się cie­szę, że nigdy się nie ukazała.

Twój debiut to było napraw­dę coś. „Czas Żniw” stał się best­sel­le­rem, zdo­był róż­ne wyróż­nie­nia, został prze­ło­żo­ny na nie­mal trzy­dzie­ści języków…

Jeśli się nie mylę, było ich dwa­dzie­ścia sześć.

Sły­sza­łam o dwu­dzie­stu ośmiu.

To moż­li­we. Była­byś zasko­czo­na tym, jak mało wie­my o takich spra­wach… (śmiech)

Czy docie­ra­ją do cie­bie infor­ma­cje zwrot­ne od czy­tel­ni­ków z innych kra­jów? Czy utrzy­mu­jesz kon­takt z fana­mi ze świata?

W sumie ogól­nie utrzy­mu­ję kon­takt z fana­mi. Oczy­wi­ście, że sta­ram się komu­ni­ko­wać z czy­tel­ni­ka­mi – chcę być dla nich, odpo­wia­dać, kie­dy mają pyta­nia. Są rze­czy, któ­rych nie lubię mówić czy­tel­ni­kom, ponie­waż chcę, żeby sami inter­pre­to­wa­li książ­ki. Cza­sem pyta­ją, co ozna­cza­ło jakieś wyda­rze­nie, a ja odpo­wia­dam: „to zale­ży od cie­bie”. To napraw­dę dziw­na spra­wa, bo w prze­szło­ści nawią­za­nie kon­tak­tu z auto­rem powie­ści było napraw­dę trud­ne. Trze­ba było ręcz­nie napi­sać list i cze­kać na odpo­wiedź, a dziś mamy Twit­te­ra czy Tum­bl­ra i może­my być w nie­ustan­nym kon­tak­cie. Otrzy­mu­ję mnó­stwo pytań, moje­go Tum­bl­ra śle­dzi ponad tysiąc osób, któ­re komen­tu­ją i zada­ją mi pyta­nia. Mam zasa­dę, że nie wcho­dzę w dia­lo­gi mej­lo­we – wie­lu auto­rów ma na stro­nie dział, w któ­rym umoż­li­wia wysła­nie mej­la, ale oso­bi­ście tego nie lubię. Wolę, żeby komu­ni­ka­cja odby­wa­ła się publicz­nie. Moż­li­wość roz­ma­wia­nia z moimi czy­tel­ni­ka­mi jest przy­wi­le­jem, a dzię­ki temu, że mamy inter­net, mogę być w kon­tak­cie z ludź­mi z całe­go świa­ta. Kie­dy jestem tago­wa­na na Insta­gra­mie, widzę mnó­stwo języ­ków, mnó­stwo prze­kła­dów moich ksią­żek – to fan­ta­stycz­na sprawa.

A czy są w tym gro­nie czy­tel­ni­cy z Pol­ski? I w ogó­le czy polu­bi­łaś nasz kraj po poprzed­niej wizycie?

Bar­dzo polu­bi­łam. Pol­ska wyjąt­ko­wo wspie­ra moją twór­czość. Przez kil­ka lat nie zda­wa­łam sobie spra­wy, że mam w Pol­sce tylu fanów, ale kie­dy zosta­łam tu zapro­szo­na dwa lata temu, prze­ko­na­łam się, jak wie­le osób poko­cha­ło moje książ­ki. To było napraw­dę eks­cy­tu­ją­ce – mieć tak sze­ro­ką publi­kę w innym kra­ju. Na Insta­gra­mie tagu­je mnie mniej wię­cej tyle samo Pola­ków, co Bry­tyj­czy­ków. W Pola­kach jest napraw­dę wie­le pasji i to jest nie­sa­mo­wi­te. I to wspa­nia­łe, że mogłam przy­je­chać tu ponow­nie. Wró­ci­łam do Pozna­nia i nie mogę się docze­kać, by zoba­czyć Kra­ków, w któ­rym nie byłam nigdy wcze­śniej. A dopie­ro co byłam w Gdań­sku, któ­ry jest prze­pięk­ny. Bar­dzo mi się tu podo­ba, świet­nie było przy­je­chać do Polski.

A jak wyglą­da two­ja współ­pra­ca z pol­skim wydaw­cą? Co sądzisz o SQN?

Bar­dzo lubię moje­go pol­skie­go wydaw­cę. Uwa­żam, że wszyst­ko robi świet­nie. Jak mówi­łam, moje książ­ki spo­ty­ka­ją się z nie­zwy­kle sze­ro­kim odze­wem, wydaw­ca zadbał też o to, by wyglą­da­ły napraw­dę pięk­nie, teraz o tra­sę pro­mo­cyj­ną. Jestem bar­dzo zado­wo­lo­na ze współpracy.

Czy masz swo­ją ulu­bio­ną okład­kę z wydań zagranicznych?

Naj­czę­ściej na okład­ce poja­wia się ta sama gra­fi­ka co w Wiel­kiej Bry­ta­nii, ale wiet­nam­skie wyda­nie „Cza­su Żniw” ma prze­pięk­ne, ilu­stro­wa­ne okład­ki. Przed­sta­wia­ją czasz­kę z kwia­ta­mi, są bar­dzo intry­gu­ją­ce, osza­ła­mia­ją­ce i pięk­ne. Taj­wań­skie też są napraw­dę faj­ne, bar­dziej w kli­ma­cie SF. Nie­któ­re są napraw­dę ciekawe.

Czas Żniw” to napraw­dę duży pro­jekt i cza­sem, gdy pisarz pory­wa się na coś takie­go, temat w koń­cu go męczy. Autor robi sobie kil­ku­let­nie prze­rwy. Choć­by Geo­r­ge R.R. Mar­tin pra­cu­je bar­dzo wol­no nad „Pie­śnią Lodu i Ognia”, w któ­rej musi ogar­niać ogrom­ny świat. Nie jesteś zmę­czo­na uni­wer­sum z „Cza­su Żniw”? Nie boisz się, że zabrak­nie ci sił, by dokoń­czyć historię?

Nie, w ogó­le. Nie robi­ła­bym nawet prze­rwy, by napi­sać „Zakon…”, ale mój wydaw­ca dość póź­no wydał „Pieśń jutra” i to dało mi moż­li­wość, by zająć się czymś innym. Cie­szę się, że zro­bi­łam tę małą prze­rwę, bo uwa­żam, że to wzmoc­ni­ło moją twór­czość i będę mogła prze­lać to w „Czas Żniw”, ale nie, nie jestem ani tro­chę zmę­czo­na. To zabrzmi tanio, ale czu­ję się, jak­bym uro­dzi­ła się, żeby napi­sać tę histo­rię. Kocham swo­ich boha­te­rów. Napraw­dę dłu­go byli w mojej gło­wie, a mimo to nie znu­dzi­li mi się ani tro­chę. Może kie­dyś się zmę­czę, nie umiem tego prze­wi­dzieć… ale nie wyda­je mi się. Bar­dziej oba­wiam się momen­tu, kie­dy skoń­czę cykl, bo w tej chwi­li trud­no mi sobie wyobra­zić, że nad nim nie pra­cu­ję. Trud­no mi sobie wyobra­zić, kim będę bez sku­pie­nia na nim. Napraw­dę podo­ba­ło mi się pisa­nie „Zako­nu…”, ale byłam bar­dzo pod­eks­cy­to­wa­na, kie­dy wró­ci­łam do „Cza­su Żniw” – do tego zna­jo­me­go, przy­ja­zne­go miej­sca. Zawsze dobrze się czu­ję, kie­dy mogę zno­wu sku­pić się na tej histo­rii, więc wyda­je mi się, że nigdy mi się nie znu­dzi pra­ca nad nią.

To może w takim razie sie­dem ksią­żek nie wystarczy?

Wyda­je mi się, że sie­dem będzie ok. Sie­dem to szczę­śli­wy numer. I sądzę, że to dość ksią­żek, by opo­wie­dzieć tę historię.

Szczę­śli­wy numer?

Tak, jest dobry.

Jeśli dobrze koja­rzę, zoba­czy­my „Czas Żniw” jako film?

Nie, to jed­nak nie będzie film. Począt­ko­wo to miał być film, powstał sce­na­riusz, wszyst­ko było goto­we, ale oso­ba, któ­ra kupi­ła pra­wa w imie­niu 20th Cen­tu­ry Fox, ode­szła z fir­my i wszyst­ko uci­chło. Potem pra­wa wró­ci­ły do mnie i teraz sprze­da­łam je pro­du­cen­to­wi, któ­ry zamie­rza stwo­rzyć serial tele­wi­zyj­ny. Mimo iż podo­bał mi się sce­na­riusz fil­mu, poka­zał mi, że „Czas Żniw” nie jest mate­ria­łem na film, jest zbyt obszer­ny i zbyt skom­pli­ko­wa­ny. Żeby stwo­rzyć dwu­ipół­go­dzin­ny film, trze­ba by wyciąć zbyt wie­le, ale sądzę, że serial tele­wi­zyj­ny będzie tu ide­al­ny. Tele­wi­zja prze­szła nie­zwy­kle dłu­gą dro­gę od 2012 roku, kie­dy sprze­da­łam pra­wa do ekra­ni­za­cji. Tele­wi­zja jest obec­nie o wie­le bar­dziej pro­gre­syw­na, o wie­le odważ­niej­sza. Napraw­dę mam nadzie­ję, że tym razem się uda. I teraz to ja napi­sa­łam sce­na­riusz do pilo­ta­żo­we­go odcin­ka. Ostat­nio wraz z pro­du­cen­tem odwie­dzi­li­śmy Can­nes i prze­pro­wa­dzi­li­śmy parę inte­re­su­ją­cych roz­mów, ale sta­ram się nie mieć zbyt wyso­kich ocze­ki­wań, bo szan­se na zre­ali­zo­wa­nie seria­lu na pod­sta­wie książ­ki nie są sta­ty­stycz­nie zbyt wyso­kie… ale mam nadzie­ję. A przy oka­zji adap­to­wa­nie książ­ki na sce­na­riusz było napraw­dę faj­ną zabawą.

Czy masz jakąś wyma­rzo­ną obsadę?

Bar­dzo bym chcia­ła, żeby Bene­dict Cum­ber­batch zagrał Jaxo­na Hal­la. Nie mam innych wyma­rzo­nych typów, ale on był zawsze dla mnie ide­al­nym Jaxonem.

A ty u jego boku?

Tak, to by było fantastyczne!

A tak serio, czy­ta­łam, że mia­łaś zagrać cameo w fil­mie. Czy nadal masz taki zamiar?

Mam nadzie­ję, że uda mi się zagrać, jeśli serial powsta­nie! Nie wiem, co za cameo by to było, ale bar­dzo bym chciała.

Czy sądzisz, że męż­czy­znom jest łatwiej na ryn­ku wydaw­ni­czym, czy pod tym wzglę­dem panu­je równouprawnienie?

To skom­pli­ko­wa­nie pyta­nie. W wydaw­nic­twach pra­cu­je mnó­stwo kobiet, ale zwy­kle pre­ze­sa­mi są męż­czyź­ni. Kobie­ty domi­nu­ją w nie­któ­rych gatun­kach, a w innych – wręcz prze­ciw­nie. W young adult kobie­ty odno­szą suk­ce­sy, ale wciąż pozo­sta­je wie­le kwe­stii, któ­re je wstrzy­mu­ją. Wczo­raj prze­czy­ta­łam arty­kuł męż­czy­zny, któ­ry przy­znał, że nie wie dla­cze­go, ale czy­tał o wie­le mniej ksią­żek autor­stwa kobiet, niż męż­czyzn. Nie był uprze­dzo­ny i sam nie umiał wyja­śnić, dla­cze­go tak się dzia­ło. Zaska­ku­ją­co wie­lu męż­czyzn mówi wprost: „nie czy­tam ksią­żek napi­sa­nych przez kobie­ty”. Kobie­ty czy­ta­ją książ­ki napi­sa­ne przez męż­czyzn, ale nie­któ­rzy męż­czyź­ni nie czu­ją się dobrze, czy­ta­jąc książ­ki napi­sa­ne przez kobie­ty. Prze­cież dla­te­go J.K. Row­ling na okład­ce ukry­ła się pod ini­cja­ła­mi – bała się, że chłop­cy nie się­gną po jej książ­ki. I choć uwa­żam, że jest to coraz mniej­szy pro­blem, to on wciąż poku­tu­je. Księ­ga­rze opo­wia­da­ją mi cza­sem, że kie­dy pró­bu­ją sprze­dać książ­kę o dziew­czyn­kach chłop­cu, rodzi­ce pro­te­stu­ją, mówiąc, że to książ­ka tyl­ko dla dziew­czy­nek. To nie dzia­ła w dru­gą stro­nę. Jest ok, kie­dy dziew­czyn­ki czy­ta­ją o Har­rym Pot­te­rze, ale nie, kie­dy chłop­cy czy­ta­ją „Pamięt­nik księżniczki”.

Jak mówi­łaś – męski jako domyślny.

Tak. Poku­tu­je myśl, że czy­ta­nie o kobie­tach jest nie­mę­skie. To bar­dzo dziw­na rzecz i sądzę, że to wstrzy­mu­je chłop­ców i męż­czyzn przed się­ga­niem po książ­ki pisa­rek. I jest to frustrujące.

Stąd wzię­ło się jed­no z moich pierw­szych pytań – czy masz męskich czytelników.

To stre­su­ją­ce. Część męż­czyzn oczy­wi­ście będzie się­ga­ła po moje książ­ki, ale wciąż są tacy, któ­rzy odrzu­cą je, patrząc tyl­ko na nazwi­sko na okład­ce. Szkoda.

A czy jest coś, co chcia­ła­byś dora­dzić dziewczynkom?

O rany! Sądzę, że coś, co powie­dzia­ła­bym młod­szej sobie: „Jesteś wystar­cza­ją­ca taka, jaka jesteś. Nie musisz wycho­dzić za mąż czy mieć dzie­ci, żeby mieć war­tość. Masz ją po pro­stu dla­te­go, że jesteś sobą. Nie musisz robić nicze­go, by stać się kom­plet­ną”. To coś, co bym im prze­ka­za­ła, ponie­waż bar­dzo dłu­go… Ja nigdy nie chcia­łam mieć chło­pa­ka i dłu­go myśla­łam, że coś jest ze mną nie tak, ale odkry­łam, że po pro­stu bar­dzo mi kom­for­to­wo, kie­dy jestem sama ze sobą. Dłu­go pró­bo­wa­łam się zmie­nić, żeby wpi­sać się w cudze ocze­ki­wa­nia i gdy­bym mogła, powie­dzia­ła­bym sobie: „Nie rób tego. Po pro­stu bądź sobą”.

Dzię­ki wiel­kie. Dzię­ku­ję za poświę­co­ny czas.

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy