Na fanpage’u Marka Krajewskiego fani od kilku lat regularnie dopytywali, czy Łyssy (Edward Popielski) powróci jeszcze na karty jego książek. Z okazji 20-lecia twórczości autor postanowił zrobić prezent swoim fanom i spełnił ich prośbę. I zrobił to z pompą godną pisarskiego jubileuszu!
Marek Krajewski znany jest głównie z dwóch cykli kryminalnych skoncentrowanych na jego najpopularniejszych bohaterach (mających nawet swoje własne strony na Wikipedii): Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim. O ile pierwszy z nich stał się wizytówką Wrocławia, jego przygody były wystawiane na deskach teatru, ekranizowane (przez Teatr Telewizji TVP), adaptowane na słuchowiska (przez Polskie Radio) a nawet jeden z wrocławskich krasnali został odlany na jego podobieństwo, to drugi wydaje się mniej popularny. Moim zdaniem przyczyna tego stanu rzeczy leży w prostym fakcie: seria o Mocku była po prostu pierwsza. Cykl o Popielskim niczym nie ustępuje przygodom o Eberhardzie, a w niektórych aspektach zdecydowanie lwowski bohater jest bardziej interesujący. Co więcej, nie jestem chyba w tej ocenie osamotniony, skoro ostatnio coraz częściej do mediów przedostają się przecieki o planach zrealizowania serialu o Edwardzie Popielskim, której współproducentem ma być Netflix.
Nie będę ukrywać, tak jak ucieszyłem się przed laty na wieść o powrocie Mocka, tak też ucieszył mnie tegoroczny powrót Popielskiego. Dodatkowo pozytywnie zaskoczyła forma powieści. Mamy tu bowiem do czynienia nie z kryminałem, ale z pierwszym podejściem autora do powieści szpiegowskiej!
Fabuła
Książka rozpoczyna się bardzo sugestywnym i nader depresyjnym opisem zajęcia Lwowa przez Armię Czerwoną w 1939 roku, ale tylko po to, by po chwili przenieść nas w niepewne i chaotyczne czasy młodej II RP.
Rok 1922. Komunistyczna dywersja zarządzana osobiście przez Marcina Zarana-Zaranowskiego sieje terror na wschodnich ziemiach świeżo odrodzonej Rzeczpospolitej. Do lwowskiego domu porucznika Popielskiego przybywa inspektor Juliusz Brylewski, składając propozycje nie do odrzucenia – misję, której celem jest wytropienie i dorwanie czerwonego bandyty. Popielski zmuszony zostaje do opuszczenia swojej córeczki Rity i rzucenia wyzwania bestii nie wahającej się krzywdzić kobiety i dzieci.
Wrażenia
Niemal czterysta stron powieści czyta się jednym tchem! Pełna jest nie tylko mocnych zwrotów akcji, ale ważną rolę pełnią w niej zagadki szachowe i kryptograficzne, które mój nerdowski mózg chłonął z nieukrywaną przyjemnością. Akcja dzieje się w czasach nader niestabilnej Rzeczpospolitej (pierwsze wybory prezydenckie, rozruchy, zamach na prezydenta Narutowicza), co potęguje wrażenie wszechobecnego zagrożenia.
Pewien dziennikarz powiedział mi przed laty, że jeśli w powieści Marka Krajewskiego opisany jest jakiś przedwojenny bar tuż przy ulicy takiej a takiej, obok którego wałęsają się prostytutki i w którym można zjeść wyśmienite kiełbaski z chrzanem, to znaczy, że naprawdę przed wojną znajdowała się taka ulica, taki bar, kręciły się wokół niego córy nocy i rzeczywiście tamtejsze kiełbaski z chrzanem cieszyły się popularnością. O ile skrupulatność opisu wymagająca wyśmienitej znajomości historii jednego miasta i jego przedwojennej topografii budzi zrozumiały podziw, to co dopiero powiedzieć o podobnej skrupulatności w opisach pięciu różnych miejscowości (Lwów, Równe, Wolne Miasto Gdańsk, Warszawa i Moskwa) w najnowszej powieści! Nie mówimy tu tylko o ich pobieżnie skreślonych zdaniach, ale między innymi znajomości topografii, popularnych dań, którymi raczyli się ich mieszkańcy, zróżnicowania etnicznego, lokalnej gwary czy połączeń kolejowych doby II RP, a w niektórych przypadkach nawet znajomości planów ważniejszych budynków. Warto też dodać, że na kartach powieści pojawiają się znane postacie historyczne, które Krajewski nader barwnie sportretował (marszałek Józef Piłsudski, twórca radzieckiego terroru Feliks Dzierżyński, ojciec polskiego wywiadu Marian Swolkień czy zamachowiec Eligiusz Niewiadomski).
Werdykt?
Powiedzieć, że Marek Krajewski jak zwykle stanął na wysokości zadania, to za mało. „Dziewczyna o czterech palcach” zachwyca nie tylko pomysłowymi zwrotami akcji, ale przede wszystkim detalami obejmującymi skrupulatny opis II RP roku 1922. Opisy nie tylko nie usypiają czytelnika (jak w wielu koszmarnych lekturach szkolnych), ale doskonale wzbogacają akcję. Czytelnik nie tylko czuje, że razem z Edwardem Popielskim stąpa po ziemi świeżo odrodzonej Polski, ale również, że to podłoże jest nader niepewne.
Powieść zdecydowanie polecam.