Przydomek zyskać nie jest trudno. Wystarczy jakaś zabawna sytuacja, wypowiedzenie wpadającej w pamięć uwagi albo na przykład jedna charakterystyczna cecha wyglądu bądź w ogóle zbieżność aparycji z którąś z popkulturowych postaci. Zazwyczaj przydomki są niechciane, choć istnieją ludzie, którzy noszą je z dumą (prawdopodobnie pogodzeni z tym, że i tak nic by z tym nie mogli zrobić). Do tej kategorii z całą pewnością nie należy głowa Chińskiej Republiki Ludowej, Xi Jinping, nazywany Kubusiem Puchatkiem. On akurat ma i środki, i władzę, żeby z tym walczyć.
W 2013 roku przewodniczący Xi Jinping poleciał z wizytą do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Cała ta eskapada zaowocowała memem porównującym przechadzających się chińskiego oficjela i Baracka Obamę do Kubusia Puchatka i Tygryska. Rzeczywiście nie sposób odmówić podobieństwa tym dwóm scenom. Żart jednak nie przypadł do gustu chińskiemu rządowi i do pracy ruszył aparat cenzorski.
Rok później sytuacja się powtórzyła. Tym razem Xi Jinping spotkał się z premierem Japonii. Wymianę uścisku dłoni dygnitarzy internauci sportretowali sceną, w której Kubuś Puchatek trzyma za rękę Kłapouchego. Znowuż mem szybko zniknął z chińskiego internetu.
Ziarno jednak zostało zasiane, padło na podatny grunt. Świat zaczął widzieć w Xi Jinpingu Kubusia Puchatka. Rząd cenzuruje teraz wszystko, co kojarzy się z książkami A.A. Milnego. Kiedy John Oliver nabijał się w swoim programie z porównań chińskiego przewodniczącego do Kubusia Puchatka, rząd pozbawił w zeszłym miesiącu obywateli dostępu do HBO.
Jeśli ludzie mówią, że wygląda jak Kubuś Puchatek, jest to dość przyjazne przezwisko. Ale, jak widzimy, chińskie władze i prawdopodobnie również sam Xi Jinping nie lubią tego przezwiska i w rezultacie nawet tak nieszkodliwa kreskówka została zakazana, stwierdził w rozmowie z PAP Joseph Cheng, emerytowany wykładowca Uniwersytetu Miejskiego Hongkongu
Do kin na całym świecie wszedł lub w wkrótce wejdzie film o dojrzałym już Krzysiu, w którym pojawia się cała gromadka ze Stumilowego Lasu z Kubusiem Puchatkiem na czele. Mowa oczywiście o produkcji Krzysiu, gdzie jesteś? (w oryginale Christopher Robin). Prawie na całym świecie. Bo w Chińskiej Republice Ludowej w kinach się go nie uświadczy. Ciężko nie wysnuć wniosku, że to przez postać sympatycznego misia, który tak bardzo podpadł chińskiej władzy. Innym powodem może być jednak to, że w ciągu roku w kinach Państwa Środka mogą być wyświetlanych zaledwie 34 zagraniczne filmy. Kto wie, może po prostu najnowsza produkcja Marvela z dowolnie zmieniającymi swój rozmiar bohaterami jest atrakcyjniejsza niż przygody dojrzałego mężczyzny rozmawiającego z pluszowymi zabawkami.
Źródło: Guardian
Przygotował Oskar Grzelak