Polska przegrała wojnę z Rosją. Niepodległość jest już tylko wspomnieniem z przeszłości, podczas gdy teraźniejszość to gorzki czas rusyfikacji i powszechnej kontroli okupanta. Spokojnie, nie przespaliście wydarzenia zmieniającego bieg historii, to tylko fikcja, która narodziła się w głowie Wojtka Miłoszewskiego. Autor snuje dystopijną wizję w swojej “Farbie”, będącej kontynuacją zeszłorocznej “Inwazji”.
Z Wojtkiem Miłoszewskim, który jest znany nie tylko fanom literatury, ale też telewizji, gdyż ma na koncie m.in. scenariusze do serialu “Wataha”, spotkaliśmy się w siedzibie Wydawnictwa W.A.B. Wejściu autora do sali, w której ma się odbyć wywiad, towarzyszy pytanie o to, czy napije się kawy, jednak osoba, która je zadała szybko reflektuje się, mówiąc: “A no tak, przecież nie pijesz kawy”…
Pisarz gardzący kawą?
Tak, ale są tego plusy. Jak już się napiję raz na pół roku, to nieźle trzepie.
I pojawia się siła do snucia wizji tego, “co by było gdyby”, czyli tak jak w “Inwazji”, a teraz w “Farbie”?
Z racji wykonywanego zawodu – pisania scenariuszy i powieści, lubię sobie gdybać. Do pewnego momentu człowiek zastanawia się, co by było gdyby w przeszłości podjął inne decyzje, a potem naturalnie zaczyna wybiegać myślami w przyszłość. Napisanie tych dwóch powieści z pewnością było ćwiczeniem myślowym, ale czy ukazana w nich wizja jest realna? Być może w jakiś sposób tak, ale nie wiem, na ile. Jestem jednak przekonany, że nie chciałbym, aby pomysły opisane w moich książkach kiedykolwiek się ziściły.
Raczej mało kto by temu kibicował, ale doniesienia ze świata udowadniają, że ewentualne obawy nie są bezpodstawne.
Napięcia międzynarodowe zawsze się pojawiają. Raz są większe, raz mniejsze, ale wciąż są obecne. Gdy wydawałem “Inwazję”, istniało zagrożenie ze strony Rosji. Wiele osób zadawało sobie pytanie o to, czy stoimy u progu światowego konfliktu. Oderwanie znaczącego obszaru od Ukrainy i przejęcie go przez Rosjan w naturalny sposób rodziło niepokój, a nasi wschodni sąsiedzi jawili się jako zagrożenie. Potem międzynarodowy punkt wrzenia przeniósł się na Półwysep Koreański. Obecnie widać, że być może dojdzie do jakiegoś przełomu i polepszenia relacji sąsiedzkich państw. Rzecz jasna nie chcę z siebie robić proroka, wolę wypowiadać się ze stanowczością o wydarzeniach, które już miały miejsce, niż o tych, które dopiero mogłyby się dokonać.
Wspomniałeś, że “Inwazja” ukazała się w momencie rosyjskiej aneksji Krymu. “Farba” z kolei trafia na półki w chwili, w której Władimir Putin został ponownie wybrany prezydentem, choć to akurat było łatwe do przewidzenia.
To nie będzie żaden spoiler z mojej strony, bo mowa o tym już na samym początku “Farby”, ale czynię z Putina cara. Traf chciał, że pokryło się to z rzeczywistością, bo faktycznie uważam go za cara. Sprawuje władzę absolutną, wybory nawet nie muszą być organizowane i nie mam tu na myśli tego, czy są fałszowane czy nie, po prostu przeciwko Putinowi nie startuje żaden poważny konkurent. W Rosji nie mamy do czynienia z demokracją, chyba już nawet nie z państwem autorytarnym, tylko z odmianą totalitaryzmu. Rosjanie prawdopodobnie nie chcieliby tego słyszeć, ale współczuję im. Nie miałbym przyjemności żyć w państwie, gdzie wszystko oparte jest na niejasnych zasadach i korupcji. Jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym z Ukrainy, który powiedział mi, że przyjeżdżający do nas ze Wschodu są zdziwieni, że przy odbiorze dokumentów należy uiścić tylko opłatę urzędową i nie trzeba nikomu dawać łapówki. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ciężkie potrafi tam być życie.
“Farba” ukazała się w odstępie około roku od “Inwazji”. To nie jest długi okres, ale w polityce zdążyło się zadziać bardzo dużo. Czy twoim zdaniem możemy mówić o polepszeniu się sytuacji międzynarodowej, a może jej pogorszeniu?
Najbardziej żałuję że nic się nie zmieniło w Azji Południowo-Zachodniej, a przede wszystkim w Syrii. Ten horror trwa tam już tyle lat i nie ma praktycznie żadnych chęci do przerwania tego. Prowadzona jest tylko dyskusja i padają kolejne deklaracje, ale tu są potrzebne działania. Dotychczasowa strategia nie jest w stanie odnieść skutku. Rząd rosyjski pod wodzą Władimira Putina uczynił sobie z Syrii poligon doświadczalny, gdzie sprawdzane są jego zabawki. To czyni istny rozgardiasz, a rykoszetem dostaje także Europa. Wysoko wykwalifikowane służby Rosji doskonale zdawały sobie sprawę z tego, jakie będą tego konsekwencje. Wiedziały, że w przypadku tak dużego konfliktu ten wielomilionowy exodus na pewno uderzy w Europę.
Nie jest łatwo wyrażać się pozytywnie o Władimirze Putinie, ale czy jest coś za co można go cenić?
Nie ukrywam, że nie cenię ludzi chcących narzucić swoją wolę w tak brutalny i zdecydowany sposób. Ale może mogło być jeszcze gorzej? W końcu nigdy nie wiemy, co będzie po. Pamiętamy lata 90. – czołgi pod parlamentem rosyjskim, Pucz Janajewa. Gdyby Putin jakimś cudem został obalony, mogłoby dojść do destabilizacji państwa. To jest olbrzymi kraj, 120 milionów ludzi, dysponujący przy tym arsenałem jądrowym, co stanowi ogromne zagrożenie. A co jeśli jakiś “szaleniec” dorwałby się do guzika atomowego? Czy uważam Putina za takiego szaleńca, który byłby w stanie rozpętać wojnę jądrową? Nie. Jest politykiem dość przewidywalnym i raczej wszystkie jego ruchy są doskonale zaplanowane, choć pewnie nie wszystkie. Tu wracamy do kwestii mojego gdybania. Być może mógł się trafić jeszcze gorszy człowiek, który rządziłby Rosją.
Czy przez pryzmat twojej prozy można cię nazwać pesymistą czy realistą?
Zależy co jest pesymizmem, a co realizmem. Czy to, że na dnie Rowu Mariańskiego, na głębokości 12 km, leżą nasze śmieci, jest pesymistyczne, czy to jednak realizm, bo to stwierdzenie faktu? Niemniej moje spojrzenie na obraz świata nie nastraja optymizmem. Co prawda żyjemy bezpiecznie w Europie, sytuacja gospodarcza jest daleka od złej, a wręcz jest dobra, a zawirowania polityczne są przecież czymś normalnym. Szczególnie w społeczeństwie spolaryzowanym, którym jesteśmy pomimo tego, że żyjemy w homogenicznym państwie, gdzie nie istnieją walczące o wolność regiony typu Katalonia, a mimo to udało nam się podzielić. To już chyba stricte polski talent, choć też bym nie dramatyzował, że ta polaryzacja jest taka ostra. Daleki jestem od stwierdzenia, że świat jest zepsutym i złym do szpiku kości miejscem. Tak nie jest. Są jednak osoby wykorzystujące okazję do swoich celów. Ludzie chcą zarobić na wojnie. Ja sam nie chcę siebie wybielać, bo nie wiem jakbym się zachował w sytuacji, w której wiedziałbym, że w mało etyczny sposób mógłbym wzbogacić się o miliony dolarów. Chciałbym powiedzieć, że z pewnością by mnie to nie skusiło, ale to by było wyjątkowo naiwne myślenie.
W “Farbie” zostaje przedstawiona wizja życia pod jarzmem okupanta. Bohaterowie lepiej lub gorzej, ale starają się odnaleźć w tej nowej dla nich sytuacji. A czy my, przyzwyczajone do wygody dzisiejsze społeczeństwo social mediów, dalibyśmy radę egzystować w takiej rzeczywistości?
Ludzie często żyją w niespotykanie trudnych warunkach. Imperatyw przetrwania niemal zawsze bierze górę. W “Farbie” opisuję tworzącą się tytułową organizację podziemną, która uważam, że zostałaby powołana do życia w takiej sytuacji jako forma obrony wyrażająca chęć przetrwania. Udowadnia to choćby nasza historia. Ostatni konflikt w Europie przypada na lata 40. ubiegłego wieku. Wówczas istniały takie organizacje. Podziemne struktury działały też u nas za czasów PRL‑u. Nie wiem tylko, czy obecnie taka organizacja znalazłaby wystarczająco wielu członków. Mam co do tego wątpliwości, choć wiem, że dzisiaj większość ludzi określa się mianem patriotów. W ekstremalnych warunkach każdy stara się po prostu przeżyć. Rozmawiałem z reporterami wojennymi – w strefach konfliktów ci, którzy mają możliwości i środki do wyjechania, znikają jako pierwsi, nikomu nie jest śpieszno do walki za kraj. Myślę, że i w Polsce odbyłoby się to na podobnej zasadzie.
Książkowy PRL, a dokładniej Polska Republika Ludowa, jak ją nazywasz, ma wiele punktów stycznych z historyczną Polską Rzeczpospolitą Ludową. To celowy zabieg?
U mnie jest mimo wszystko trochę inaczej, bo stajemy się częścią Imperium Rosyjskiego. Nikt już nawet nie ukrywa, że istnieje jakakolwiek autonomia. Za czasów PRL‑u, tego historycznego, byliśmy zależni od Moskwy, ale cieszyliśmy się jakąkolwiek niezależnością, nie byliśmy kolejną republiką Związku Radzieckiego. Zatem to nawiązanie nie jest oddane w skali 1:1, a bliźniaczą nazwą nie miałem zamiaru niczego sugerować. Przyświecał mi po prostu cel stworzenia powieści sensacyjnej, momentami mocno komiksowej, przy której można się zrelaksować. Niektórzy co prawda twierdzą, że ta wizja jest straszna i ich przeraża, co jest reakcją, której nie do końca się spodziewałem.
“Farba” ma wielu bohaterów, ale dla mnie jednym z główniejszych jest… przestrzeń. Istny miks tego, co prezentowała nam literatura i kino gatunkowe oraz tego, co znamy z historii.
Zależało mi na wykreowaniu postapokaliptycznego świata. Te obrazy kojarzą się z krajobrazem po konflikcie jądrowym, ale nie chciałem wchodzić w te koleiny, bo ciężko byłoby mi wymyślić coś oryginalnego. Ten motyw był już przerobiony niezliczenie wiele razy. Wolałem osadzić akcję w świecie współczesnym. Może właśnie dlatego części osób ta wizja wydaje się taka straszna? Oczywiście cieszę się, że “Farba” budzi takie emocje, pozwala poczuć, że faktycznie mogłoby to nastąpić. To oznacza, że udało mi się napisać książkę w taki sposób, który to urealnia.
Czy spośród przedstawionych bohaterów byłbyś w stanie wytypować swojego ulubionego?
Przy pisaniu pierwszego tomu bardzo lubiłem postać Jovana Lacevića, z kolei przy kontynuacji miałem słabość do Zenona Marczaka. To z jednej strony postać negatywna, ale przy tym nieoczywista. Stanowi przykład człowieka, który znalazł się w tej rzeczywistości i robi coś, aby wykaraskać się z kłopotów, pamięta jednak przy tym o swojej chęci zemsty.
Pisząc “Inwazję”, korzystałeś z porad specjalistów od militariów. Tym razem też tak było?
Tu zostali ci sami ludzie, którzy pomogli mi przy “Inwazji”. Nie jestem znawcą militariów i jeśli pojawiły się jakieś nieścisłości, to należy za nie winić tylko mnie. Cieszę się z tej pomocy, bo nie musiałem czytać o tych wszystkich czołgach, a tu potrzeba szczegółowej wiedzy. Trzeba przykładowo wiedzieć, czy dany pojazd ma silnik dieslowski czy też nie.
Mam wrażenie, że przy promocji “Inwazji” w twoich wypowiedziach powracał przepraszający ton mówiący, że nie masz takiego pisarskiego warsztatu, jak twój brat, Zygmunt Miłoszewski. Czy teraz czujesz się już pewniej jako autor?
Odrobinę tak. Uważam, że drugi tom jest lepszy od pierwszego, choć też nie jestem w pełni ze wszystkiego zadowolony. Niemniej w mojej ocenie błędy debiutu zostały poprawione. Wówczas niektóre wątki militarystyczne ciągnęły się zbyt długo, wybijały się ponad inne. Z bratem robimy w nieco innej działce, u Zygmunta, jak jest kryminał, to jest on trochę publicystyczny. Każda książka z postacią Szackiego była o jakimś problemie – o nierozliczeniu się z bezpieką, relacjach polsko-żydowskich, przemocy wobec kobiet. Ja nie stawiam się w roli trybuna ludowego. Może ten mój “przepraszający ton” był formą mechanizmu obronnego?, Wówczas zarzucano mi, że książka jest przesadnie napakowana wydarzeniami, ale to dlatego, że nie lubię, gdy są rozwlekłe opisy. Piszę to, co sam lubię czytać. Tym sposobem nie męczę się przy pracy. Prywatnie też zaczytuję się w powieściach sensacyjnych, thrillerach, a nawet horrorach.
Scenopisarskie naleciałości przydają się przy pisaniu powieści?
W przypadku książki sensacyjnej, to tak. Ma to jednak swoje wady, bo scenariusz wymaga skrótowości – mamy kilka zdań didaskaliów, a potem jest dialog i to tyle, całą resztą martwią się już ludzie na planie. Mogę polecieć banałem i powiedzieć, że “wszystko ma swoje plusy i minusy”, ale mimo wszystko doświadczenie scenopisarskie przy pisaniu powieści pomaga.
Wciąż podtrzymujesz, że nie chciałbyś, aby twój cykl doczekał się ekranizacji?
W książce jest mnóstwo scen, które musiałyby wylecieć, bo ich nakręcenie byłoby zbyt drogie, a tego nie chcę. Lepiej, gdy powieść zostaje dla czytelnika, a scenariusz dla widza. Ostatnio czytałem “Terror” Dana Simmonsa. Autor genialnie oddał relacje panujące w marynarce królewskiej, ale przede wszystkim przez kilkaset stron ciągnie się doskonały opis przejmującego chłodu. Na podstawie powieści powstał serial i gdy widzę tych ufryzowanych ludzi, jak oni sobie na luzie rozmawiają przy świeczce, a powinni się trząść z zimna, bo pod pokładem było nawet 0 stopni, to ja w to nie wierzę. Są sceny, że im nawet para z ust nie leci.
Dalej twierdzisz, że swój cykl zakończysz po czwartym tomie?
Zobaczymy, na razie nie mam nawet podpisanej umowy na trzecią część. Dużo zależy od tego, jak zostanie przyjęta “Farba”. Na pewno na jesieni na półki trafi moja książka kryminalna. Już wcześniej zacząłem nad nią prace i są już na zaawansowanym poziomie. Całość bazuje na niezrealizowanym scenariuszu, a akcja dzieje się w latach 90. w Krakowie.
Rozmawiał Robert Skowroński