Philip Roth niewątpliwie należy do grupy najpopularniejszych amerykańskich pisarzy. Mimo że zmarł wczoraj, nie piszemy o nim w czasie przeszłym. Zasłużone miejsce na szczycie nadal jest jego i jeszcze długo będzie je zajmował. A to przez to, że pisał o sprawach bardzo uniwersalnych, malował Amerykę taką, o jakiej chcieliśmy czytać kiedyś i o której będziemy chcieli czytać w przyszłości. O śmierci autora poinformowali jego bliscy. Miał osiemdziesiąt pięć lat. Serce nie wytrzymało.
Napisał blisko trzydzieści powieści, jego opowiadania zostały zebrane w czterech zbiorach. Debiutował nowelą Goodbye, Columbus w 1959 roku, w której ironicznie portretował życie społeczności żydowskiej w Stanach Zjednoczonych. Utwór mimo że spotkał się z surową krytyką, to został jednocześnie doceniony National Book Award. Rozgłos zapewnił autorowi skandalizujący Kompleks Portnoya z 1969 roku (w wielu krajach objęto powieść zakazem dystrybucji), w którym główny bohater podczas sesji u psychoanalityka próbuje dojść do sedna niepowodzeń w sferze seksualnej.
W ciągu trwającej ponad pięćdziesiąt lat kariery pisarskiej Philip Roth dorobił się tytułu jednego z najczęściej nagradzanych autorów swojego pokolenia. Spośród najważniejszych odznaczeń należy wymienić Nagrodę Pulitzera, którą otrzymał za Amerykańską sielankę, PEN/Faulkner Award za Operację Shylock i Ludzką skazę, National Book Critics Circle Award za The Counterlife i Patrimony czy Man Booker International Prize za całokształt.
Od początku swojej długiej i głośnej kariery fikcja Philipa Rotha często eksplorowała ludzką potrzebę niszczenia, rzucania wyzwań, przeciwstawiania się i rozrywania, oświadczyła kapituła Nagrody Pulitzera podczas ogłoszenia wyników w 1998 roku.
Głównymi tematami wokół, których Philip Roth budował swoje fabuły były: żydowska rodzina, seks, amerykańskie ideały i łamanie tych wartości, polityczna dewocja, osobista tożsamość i ludzka fizyczność.
W 2010 roku wydał powieść Nemesis i dwa lata później ogłosił oficjalnie, że była to jego ostatnia książka.
Zdecydowałem, że kończę z fikcją. Nie chcę jej już więcej czytać, nie chcę jej więcej pisać, nie chcę nawet więcej o niej rozmawiać. Wystarczy. Nie czuję już więcej tego oddania pisaniu, którego doświadczałem przez całe swoje życie, powiedział wtedy.