Phillip K. Dick jest jednym z najważniejszych pisarzy science-fiction XX wieku. Jeśli nie przeczytałeś żadnej z jego książek (Shame! Shame!), to z pewnością widziałeś, którąś z jej ekranizacji. Dziś mija 36 rocznica śmierci tego wybitnego twórcy. Poznajcie 10 szokujących faktów na jego temat, o których pewnie nie mieliście pojęcia.
Blisko związany z siostrą bliźniaczką – która zmarła w dniu swoich narodzin?
Niewiele osób wie, że Phillip K. Dick miał… siostrę bliźniaczkę. Obydwoje urodzili się o 6 tygodni przed wyznaczonym terminem porodu. Niestety raczej nie zobaczycie ich wspólnych zdjęć, gdyż Jane Charlotte Dick przeżyła zaledwie 6 tygodni, co jest szczególnie ponurym żartem losu (zmarła w dniu, który powinien być dniem jej urodzin). Wspomnienie o siostrze bliźniaczce mocno odbiło się na życiu i twórczości Phillipa.
- Pięć żon, troje dzieci
Życie osobiste Phillipa K. Dicka było dość burzliwe, co najprawdopodobniej ma związek z jego zaburzeniami psychicznymi oraz uzależnieniami. Jego pierwsze małżeństwo trwało zaledwie pół roku, a żadne nie przetrwało dekady.
Każde ze swoich dzieci (dwie dziewczynki i chłopiec) miał z inną żoną. Jedna z jego córek, Isa Dick Hackett, zatrudniona jest obecnie w Amazonie i pomaga w produkcji filmów na podstawie twórczości swojego ojca.
Wyższa Szkoła w Berkley
Dick kończył tę samą klasę Wyższej Szkoły w Berkley co inna wybitna pisarka, Ursula K. Le Guin. Mimo to pisarze utrzymywali, że wówczas… się nie znali.
- Uzależniony
Phillip K. Dick przez większość swojego życia nadużywał alkoholu i narkotyków. Jak każda uzależniona osoba miał „wspaniałą” wymówkę, „tłumaczącą” jego „styl życia”. Otóż jak już wspomnieliśmy wcześniej, Dick był wcześniakiem i, jak wiele wcześniaków, był w okresie swojego dzieciństwa chorowity. Z tego powodu przyjmował dużo medykamentów. Autor stwierdził, że po prostu przyzwyczaił się wówczas do brania pigułek. Szkoda, że nie poprzestał na witaminie C…
- Szalony
Phillip K. Dick najprawdopodobniej cierpiał na schizofrenię paranoidalną, co może tłumaczyć zarówno jego burzliwe życie osobiste, dziwne wystąpienia publiczne,
okresowe izolowanie się od ludzi podszyte lękiem, agresywne zachowanie w stosunku do najbliższych i osobliwe doświadczenia zmysłowe (mające cechy urojeń). Sam Dick spekulował na temat swojej potencjalnej choroby.
Nie mniej nie wszyscy akceptują stanowisko, że pisarz był chory psychicznie. Niektórzy uważają, że był po prostu dziwakiem (którą to opinię uważam osobiście za dość naiwną), inni próbują dowodzić, że choroba była jedynie indukowana przez narkotyki. Inni twierdzą, że jednostka chorobowa, o której powinniśmy mówić, to niezdiagnozowana epilepsja płata skroniowego.
Choroba psychiczna Dicka stała się niestety zarzewiem dość niewybrednych plotek na temat autora (jak np. ta, że po obejrzeniu najsłynniejszej ekranizacji swojej książki, bał się, iż Harrison Ford, odtwórca roli „Łowcy Androidów”, chce go zabić) W rzeczywistości Dick przed swoją śmiercią zdążył zobaczyć jedynie 20 min. gotowego materiału. Fragment, który obejrzał bardzo przypadł mu do gustu.
- Lem to komunistyczna organizacja!
Phillip K. Dick nie przepadał za Stanisławem Lemem. Najprawdopodobniej kamieniem węgielnym niechęci Dicka do naszego wybitnego twórcy science-fiction było… docenienie go przez Lema. Polski twórca nie cenił amerykańskich pisarzy nurtu fantastyki naukowej i za godnego uwagi z tej grupy uważał chyba tylko bohatera niniejszego artykułu. Lech Jęczmyk w przedmowie do wydania „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” pisze, że to właśnie Lem doprowadził do wydania polskiego tłumaczenia „Ubika”. Dick podobno był zachwycony nakładem książki w Polsce i najprawdopodobniej spodziewał się, że zbije na nim fortunę. Gdy jednak okazało się, że honorarium czeka na niego w Krakowie (i musi się po nie udać osobiście), zostanie wypłacone w wówczas niewymienialnych złotówkach, to uznał, że Lem go oszukał…
… oraz, że nie jest człowiekiem, a komunistyczną jednostką KGB mającą na celu zawładnięcie opinią publiczną. Napisał w tej sprawie donos do FBI, w którym punktował m.in., że Lem pisze w sposób zbyt różnorodny i ma zbyt szeroką wiedzę, jak na jednego człowieka, a samo jego nazwisko nie jest słowiańskie i przypomina akronim. Jest to tym bardziej zaskakujące, gdyż wiemy, że Dick, jak wielu artystów swojej epoki, za FBI nie przepadał.
- Jego wizje to tylko obłęd… Czy aby na pewno?
Po zebraniu powyższych informacji wydaje się jasne, że Phillip K. Dick, będąc bez wątpienia geniuszem, do zdrowych psychicznie nie należał. Jak dodamy do tego, że pisarz utrzymywał, że czasem przeszywa mu głowę liliowy promień, przestajemy już mieć na ten temat wątpliwości.
Niemniej Dick właśnie po jednym takim „objawieniu” poszedł czym prędzej do szpitala, gdzie leczono jego syna. Zdziwionym lekarzom (którzy zapewne zastanawiali się, co Phillipowi wstrzyknąć na uspokojenie) podał łacińską nazwę choroby, twierdząc, że właśnie na to cierpi jego dziecko, a dotychczasowe leczenie jest błędne. Po krótkim sprawdzeniu rewelacji pisarza… okazało się, że miał rację.
- Próbował skończyć ze sobą
Z pewnością lata 1971 i 1972 okazały się niesamowicie pechowe dla słynnego autora science-fiction. Choć, będąc szczerym, zaważył na tym nie tylko zły los, ale też jego nietuzinkowe decyzje i zachowanie…
W roku 1971 jego małżeństwo z Nancy Hackett było w tak złym stanie, że pisarz wyprowadził się z ich wspólnego domu (rok później się rozwiedli). Miał wówczas spory problem z nadużywaniem amfetaminy i raczej nie pomógł mu fakt, że zamieszkał z innymi osobami podobnie uzależnionymi. W listopadzie 1971 postanowił wrócić do swojego domu w San Rafael, na miejscu czekał go jednak niemiły widok: obrabowane mieszkanie, sejf wysadzony, zniknęły nawet jego prywatne notatki. Policja nie była w stanie wskazać winowajcy, a z uwagi na dziwne zachowanie Dicka, zaczęła nawet rozważać, czy… on sam się nie obrabował.
Krótko po tym wydarzeniu autor został zaproszony na konwent science-fiction w Vancouver (Kanada), gdzie wygłosił swój głośny (i niebezpiecznie proroczy) wykład „The Android and the Human” (oprócz niezwykle interesujących i merytorycznych treści, w jego trakcie ogłosił że… zakochał się w niejakiej Janis). Po konwencie Michael Walsch zaproponował Dickowi, by zamieszkał u niego przez chwilę, jednak po dwóch tygodniach zmienił zdanie i poprosił pisarza, by ten jednak wrócił do siebie. Spowodowane to było dziwnym zachowaniem Amerykanina. Chyba rzeczywiście coś było na rzeczy, bo w tym samym czasie zerwała z nim Jenis. 23 marca Dick stwierdził, że to dla niego za dużo i przedawkował pigułki nasenne w próbie odebrania swojego życia.
Śmierć nie nadeszła, bo pisarz zdecydował się ostatecznie poszukać ratunku.
- Kultowy. I biedny
Choć dziś ciężko w to uwierzyć, ale podobnie jak wielu słynnych pisarzy, Phillip K. Dick przez większość życia klepał biedę. Mimo, że wielu dostrzegało jego niezwykły talent, to nie cieszył się wielką popularnością. Mainstream czytelniczy gardził nim tak samo jak każdym pisarzem science-fiction, zaś większość amerykańskich fanów tego gatunku wolała, bądźmy szczerzy, mniej skomplikowane historie przygodowe z kosmosem w tle (takie gdzie lasery robią „ciuł-ciuł!”, a dzielni kosmonauci ratują urodziwe kosmitki).
Nie zmienił tej sytuacji fakt, że w roku 1963 otrzymał prestiżową nagrodę Hugo za powieść „Człowiek z wysokiego zamku” oraz zdobył całą serię wyróżnień dla twórców science-fiction (5 razy otrzymał nagrodę Nebula, raz nagrodę Brytyjskiego Stowarzyszenia Science-Fiction).
Jego sytuacja finansowa ustabilizowała się dopiero pod koniec życia, do czego w dużej mierze przyczyniło się wynagrodzenie za przekazanie praw do ekranizacji pt. „Blade Runner”. Niestety rok premiery filmu zbiegł się z innym przykrym wydarzeniem.
- Śmierć
17 lutego 1982 r. po udzieleniu wywiadu Dick skontaktował się ze swoim terapeutą, informując go o złym samopoczuciu i gwałtownie pogarszającym się wzroku. Mimo otrzymania informacji, że ma natychmiast zgłosić się do szpitala, Dick z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Został znaleziony dzień później w swoim mieszkaniu – leżał nieprzytomny na podłodze bez oznak świadomości. Podejrzenia terapeuty były słuszne – Dick miał wylew. 25 lutego dopadł go kolejny, który doprowadził do śmierci mózgu. 2 marca 1982 r., 36 lat temu, odłączono go do aparatury sztucznie podtrzymującej jego życie.
Został pochowany obok swojej siostry bliźniaczki. Mimo drastycznej różnicy w długości życia, wyszli z tego samego łona, pochowani zostali w tym samym grobie.
Zdjęcie ilustrujące artykuł zostało wykonane przez Niki Sublime z Bostonu (USA). Wykorzystanie na licencji CC BY 2.0.
Mikołaj Kołyszko