Czym byłaby sztuka bez nutki kontrowersji? Ze wszystkich jej dziedzin, to literatura ma najbogatszą historię skandalicznych treści. Jednak szokowanie dla samego szokowania to jedno, ale nasuwa się pytanie – czy warto poświęcić takim tytułom swój czas? Oto druga część listy kontrowersyjnych powieści, do których warto zajrzeć.
Z powieściami wywołującymi obyczajowy skandal bywa różnie. To, co kiedyś mogło bulwersować stróżów moralności i publikę, w dzisiejszych czasach może wydać się dość naiwne lub nieszczególnie mocne. Z tego powodu w swoim pierwszym tekście starałem się zawrzeć tytuły, które wciąż mają siłę wstrząśnięcia współczesnym czytelnikiem zaznajomionym w większym lub mniejszym stopniu z wszelakimi obrazami perwersji i zła. Owa lista wyglądałaby jednak inaczej, gdybym miał przyjąć wyłącznie perspektywę historyczną. Wówczas jedną z pierwszych pozycji byłby „Ulisses” Jamesa Joyce’a, określany swego czasu jako dzieło skrajnie obsceniczne, co zaowocowało wieloletnim zakazem dystrybucji w Anglii oraz paleniem egzemplarzy książki przez amerykańską pocztę. Zaglądając dziś chociażby do osławionego trzynastego rozdziału powieści, w którym Leopold Bloom daje się ponieść orgiastycznej euforii, aż trudno uwierzyć w te histeryczne reakcje. Joyce nigdy nie pozwala, aby jego sentencje wkraczały w zbytnią dosłowność. Język pisarza jest przede wszystkim metaforyczny, co umiejętnie tuszuje niezliczoną ilość seksualnych aluzji w tekście. W porównaniu z chociażby wspomnianą w pierwszej części „Historią oka” Georgesa Bataille’a, opus magnum Irlandczyka jawi się mimo wszystko jako dość grzeczne dzieło. Oczywiście, diabeł tkwi w szczegółach – „Ulisses” to wszechświat znaczeń i emocji, nie ograniczający się tylko do seksualnej psychopatologii. Pominąłem również książki w rodzaju „Szatańskich wersetów” Salmana Rushdiego, która niczym nie zaskoczy czytelników spoza kręgu islamskich fundamentalistów. Stąd postanowiłem kontynuować założenia z poprzedniej odsłony, przedstawiając pięć typów, które faktycznie mogą wywołać silne emocje podczas czytania.
Tu być może naginam trochę zasady, bo za „Krwawym południkiem” Cormaca McCarthy’ego nie ciągnie się żadna lista oburzeń, ale nie da się ukryć, że amerykański pisarz dobił gdzieś do granicy wolności ekspresji w literaturze. Krytyk „New York Timesa” w swojej recenzji dobitnie stwierdził, że czytanie książki autora „Drogi” można porównać do otrzymania uderzenia z otwartej dłoni w twarz. Jej wizja Ameryki z połowy XIX wieku przepełniona jest taką ilością barbarzyńskich rzezi, nieszczędzących zarówno kobiet, jak i dzieci, że nie zdziwiłbym się, gdyby czytelnicy musieli przerwać lekturę, aby ochłonąć. Pogwałcone zostały wszelkie względny moralne i społeczne – jedyne, co zdaje się oferować amerykańsko-meksykańskie pogranicze to brud, przemoc i śmierć. Jednak McCarthy nigdy nie popada w sadyzm, bowiem jego opisy okrucieństwa są odpowiednio beznamiętne i krótkie. I zarazem – w warstwie językowej stylizacji – porażająco precyzyjne i piękne. Dochodzi tutaj do intrygującego paradoksu – z jednej strony mamy do czynienia z arcydziełem, które może przerażać, a nawet i odpychać przedstawionym światem, a z drugiej porażać siłą wizji, nasyconej zmysłową metaforyką i odwołaniami do Biblii. Niełatwa lektura, ale w sposób kompletny eksplorująca istotę zła.
Podobnie pesymistyczny światopogląd można napotkać w „Piekielnym Brooklynie” Huberta Selby’ego. Ta kultowa powieść była przedmiotem sprawy sądowej w Anglii, zaś we Włoszech została zakazana. Do dziś jest w stanie zadziwić scenami brutalności, gdzie zbiorowe gwałty, nadużywanie narkotyków, prostytucja i domowa przemoc są na porządku dziennym. Podzielona na sześć segmentów, dosadnie poddaje pod lupę życie ludzi z niższych klas społecznych w tytułowym Brooklynie. Opowieści o transwestycie zakochanym w lokalnym bandziorze, prostytutce staczającej się w otchłań egzystencji czy pozbawionych moralności młodocianych gangach, potrafią autentycznie przeszyć. Selby jest nieugięty w portretowaniu swoich bohaterów – właściwie tylko jeden z nich zasługuje na jakąkolwiek sympatię. Ale trudno go nie pochwalić za szczerość i emocjonalną surowość, która jest ostra niczym skalpel. W pewnym stopniu przypominający ówczesne książki Williama S. Burroughsa, gęsty i momentami trudny do przełknięcia „Piekielny Brooklyn” spodobać się może fanom „Trainspottingu” Irvine’a Welsha.
Z tego samego okresu, co powieść Selby’ego (z połowy lat 60.) pochodzi „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego. Choć bardzo szybko pojawiły się kontrowersje dotyczące autorstwa tej książki i liczne oskarżenia o plagiat, to nie przysłaniają one faktu, że jest szokującym sprawozdaniem z piekła na Ziemi, osadzonym w czasach II wojny światowej. Marszruta młodego chłopca, branego przez zabobonny lud za cygana lub przybłędę, przez zacofane wioski Europy Wschodniej, to istny karnawał tortur i przeróżnych dewiacji. Główny bohater staje się jednocześnie ofiarą, obserwatorem i uczestnikiem stale narastającego pandemonium. Makabryczna wyobraźnia Kosińskiego chwilami zahacza o rejony zarezerwowane dla literatury grozy, zaś odrealniona atmosfera wydarzeń ma wiele wspólnego z surrealizmem, ale „Malowany ptak” to także utwór przekonująco roztrząsający problem inności. Protagonista przechodzi niewyobrażalne męki z powodu swojego wyglądu. Znajduje się niemal w tej samej sytuacji, co tytułowy ptak, którego pomalowane farbą pióra przyczyniają się do odrzucenia, a następnie rozszarpania przez stado. Nawet jeśli ostatecznie Kosiński rzeczywiście był oszustem, to w żaden sposób nie odbiera to siły samemu tekstowi.
Przygody bohatera „Malowanego ptaka” bledną przy tym, co spotyka chłopca z powieści „Hogg” Samuela R. Delany’ego. Ten wysoko ceniony autor literatury science fiction napisał utwór tak skandaliczny w treści, że przez dobre trzy dekady żadne wydawnictwo nie wyraziło jakiejkolwiek chęci opublikowania go. Fabuła sama w sobie odgrywa mniejszą rolę, bowiem wszystko kręci się wokół najbardziej ekstremalnych deprawacji seksualnych i przejawów przemocy. Homoseksualny lub kazirodczy seks z nieletnimi i zbiorowe gwałty na kobietach to norma, ale pojawiają się także m.in. sceny związane z koprofagią. Trudno jednoznacznie orzec, czy tego typu wypowiedź artystyczna podpada pod kategorię wartej przeczytania. Można ją przede wszystkim traktować jako paradygmatyczny tekst literatury transgresyjnej, która za misję obiera sobie przekraczanie obowiązujących konwencji i wystawianie na próbę wrażliwości czytelnika. Jednak Delany tworzy dość fascynujący obraz skrajnie zepsutego społeczeństwa, którego najbardziej odrażającym odbiciem jest tytułowy bohater: Hogg nigdy się nie myje, wypróżnia się w majtki, po czym zjada własne ekskrementy; chleje na potęgę piwo i zajada się pizzą. Jest notorycznym gwałcicielem, który przy okazji otrzymuje wynagrodzenie za swoje występki. Rzecz jasna nikt do tej pory w naszym kraju nie pokusił się o przetłumaczenie „Hogga” – dokonali tego jedynie Szwedzi i Francuzi. Tylko dla odważnych.
Na koniec spokojnie można byłoby wymienić coś z twórczości Markiza de Sade („120 dni Sodomy czyli szkoła libertynizmu” najbardziej oczywistym przykładem), ale warto się wyłamać i polecić powieść graficzną „Zagubione dziewczęta” Alana Moore’a i Melindy Gebbie. To monumentalne dzieło przedstawia seksualne eskapady trzech słynnych postaci literackich: Alicji z Krainy Czarów, Wendy z „Piotrusia Pana” i Dorotki z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. Będące w różnym wieku bohaterki, zatrzymują się w tym samym czasie w luksusowym austriackim hotelu tuż przed wybuchem I wojny światowej. Mimo iż komiks bez wątpienia możemy umiejscowić w gatunku pornograficznym, to jednak Moore wyniósł go na wyżyny artyzmu. Z niesłychaną pomysłowością przerobił i splótł literaturę dziecięcą z klasycznymi pozycjami z bogatego zasobu sztuki erotycznej, ale nie ograniczył się wyłącznie do niej, bo pełno tu również aluzji do malarstwa czy muzyki klasycznej. Formalnie „Zagubione dziewczęta” są w podobnym stopniu wyrafinowane – szczególne wrażenie robią rozdziały pastiszujące styl Aubrey’a Beardsleya, Alfonsa Muchy czy Egona Schiele. Nie obyło się jednak bez pewnych kontrowersji. Z powodu obaw o handel lub posiadanie dziecięcej pornografii, wielu sprzedawców w USA i Kanadzie sprzedawało komiks wyłącznie na specjalne zamówienie. Jednak Moore’owi szczęśliwie udało się wybronić swoje arcydzieło, które w każdej mierze przekracza ograniczenia swojej konwencji. Tylko dla dorosłych.
Czytaj też: 5 kontrowersyjnych powieści wartych przeczytania część pierwsza
Czytaj też: 5 kontrowersyjnych powieści wartych przeczytania część trzecia
Kamil Dachnij – wielbiciel kina, muzyki i literatury wszelkiej maści. Publikował teksty w „Stopklatce”, „naEKRANIE” i dwumiesięczniku „Coś na Progu”.
Od końca 2009 roku prowadzi blog filmowo-muzyczny Dyletanci.