W księgarniach już jest książka Zagadki kryminalne PRL. Znajdźcie w niej kulisy najgłośniejszych milicyjnych śledztw. Poznacie historie morderców którzy terroryzowali strachem całą Polskę.
Skok stulecia na bank w Wołowie był przygotowany tak perfekcyjnie, że śledczy z góry założyli, że stoi za nim międzynarodowy gang profesjonalistów. Tymczasem równowartość 8000 ówczesnych pensji padła łupem grupy amatorów z sennego dolnośląskiego miasteczka. Wpadli z powodu… kobiety.
Na oczach kilkudziesięciu osób wracających z pasterki „król Zrębina” zatłukł kluczem do kół młode małżeństwo i kazał rozjechać dużym fiatem ich dziecko. Trwająca przez wiele miesięcy zmowa milczenia wszystkich mieszkańców wsi nie miała precedensu w dziejach światowej kryminalistyki.
Oficjalnie sprawców brawurowego napadu na siedzibę Narodowego Banku Polskiego w warszawskim Domu pod Orłami oficjalnie nigdy nie złapano. Nieoficjalnie zlikwidowało ich elitarne komando – specjaliści od mokrej roboty. Ze względu na dobro socjalistycznej ojczyzny nie można było przecież dopuścić do procesu funkcjonariuszy MSW…
Poniżej znajdziecie fragment książki!
Zbrodnia, która wstrząsnęła Polska lat pięćdziesiątych
Zbrodnia, jakiej dokonano w styczniu 1957 roku na piętnastoletnim Bohdanie, synu przewodniczącego Stowarzyszenia PAX Bolesława Piaseckiego, poruszyła miliony Polaków. Mówiono, a raczej szeptano ze zgrozą, że były to porachunki polityczne, a zabójstwo nosiło znamiona rytualnego mordu. Zbrodnia ta stanowiła jednak raczej rodzaj mafijnej wendety. Zamordowano bowiem nie głównego oponenta politycznego, lecz jego syna, ucznia warszawskiego liceum Świętego Augustyna mieszczącego się przy ulicy Naruszewicza 32 (w 2004 r. zostało zlikwidowane). Akta Instytutu Pamięci Narodowej sugerują jednoznacznie, że za tą makabryczną zbrodnią stali wysocy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa żydowskiego pochodzenia. Odpowiedzialni za zabójstwo nigdy nie zostali osądzeni, a nawet publicznie ujawnieni. Nie stanęli przed sądem, a władze komunistyczne starały się prawdę zamieść pod dywan, niszcząc akta sprawy i umożliwiając sprawcom emigrację. Aż wreszcie – na krótko przed śmiercią Bolesława Piaseckiego – sprawę umorzono. Przywódca PAX‑u do końca życia usiłował doprowadzić do postawienia przed sądem sprawców zabójstwa syna, zwracając się o pomoc zarówno do Władysława Gomułki, jak i Edwarda Gierka. Bezskutecznie. Skąd taka determinacja władz PRL-u, by nie sądzić sprawców znanych przecież decydentom z imienia i nazwiska? Otóż byli oni pracownikami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i podanie tego faktu do publicznej wiadomości rzuciłoby poważny cień na MSW, a wraz z nim na cały PRL.
Kiedy 22 stycznia 1957 roku około godziny 13.30 Bohdan Piasecki po lekcjach wyszedł z liceum w towarzystwie dobrego kolegi i przyjaciela domu Wojciecha Szczęsnego, przy skrzyżowaniu ulic Naruszewicza i Wejnerta zatrzymało ich dwóch mężczyzn. Pokazali Bohdanowi jakiś dokument, przypuszczalnie legitymację milicyjną. „Obywatel Piasecki?” – padło krótkie pytanie. Po chwili zaprowadzili młodzieńca do taksówki czekającej w pobliżu szkoły. Szczęsny zapamiętał numer rejestracyjny auta: T‑75–222. Od razu ogarnęły go złe przeczucia, bo mężczyźni wyglądali na typowych tajniaków. Po kilkunastu minutach wrócił do szkoły, gdzie ostatnią lekcję miał jeszcze młodszy brat Bohdana – Jarosław. Poszli razem do domu i zadzwonili do Bolesława Piaseckiego. Od chwili porwania minęło kilkadziesiąt minut. Bolesław Piasecki natychmiast zawiadomił milicję i oficjalnie rozpoczęły się poszukiwania. W wydawanym przez PAX dzienniku „Słowo Powszechne” – jak przypomina Marta Tychmanowicz w artykule Polityczny mord rytualny? – po kilku dniach pojawiło się wielokrotnie powtarzane później ogłoszenie z opisem wyglądu porwanego Bohdana: „Wzrost 183 cm, włosy – szatyn, oczy niebieskie, rzęsy ciemne, nos lekko zadarty. Przedni ząb górnej szczęki jest doprawiony nylonem (ukośna linia, sztukowanie widoczne), palce długie, chód prosty. Ubrany w palto jasnopopielate z paskiem (samodział), czapka uczniowska nowa, rękawiczki ciemnozielone z jednym palcem, spodnie narciarskie granatowe, buty duże narciarskie ciemnobrązowe, na ręku zegarek marki Thiell z ciemnym paskiem, teczka brązowa skórzana, czarny worek z pantoflami, pantofle płócienne popielate, rozmiar 44–45”. Za umożliwiającą odnalezienie chłopca informację redakcja oferowała 200 000 złotych (przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosiło wówczas niecałe 1300 złotych).
Kioskarz Henryk Rysak, który widział jak dwóch osobników prowadziło do taksówki Bohdana i opowiedział o tym milicji, został później pobity przez nieznanych sprawców. Nic dziwnego, że nie chciał już więcej zeznawać. Po południu, w dniu porwania, dyrektor liceum otrzymał telefon od mężczyzny podającego się za urzędnika w Ministerstwie Oświaty z pytaniem, czy Bohdan Piasecki jest naprawdę synem Bolesława. W toku śledztwa – które od początku prowadzono nieudolnie, a raczej celowo zatajano fakty – ustalono, że taksówka o numerze zapisanym przez Szczęsnego dojechała w okolice sądów przy alei Świerczewskiego (obecnie aleja Solidarności). Tymczasem po kilku godzinach porywacze skontaktowali się z ojcem Bohdana, żądając okupu. Kidnaperzy jeszcze przez kilka dni utrzymywali kontakt z rodziną chłopca, mnożąc kolejne żądania i zostawiając informacje w różnych miejscach: na opuszczonym strychu, w restauracji, nad brzegiem Wisły, w drzwiach kościoła. Nigdy jednak nie próbowali przejąć okupu. Prowadzili z Piaseckim cyniczną i upiorną grę, bezkarnie zabawiając się w kotka i myszkę. Jak napisano pół wieku później w dzienniku „Rzeczpospolita” (z 10 grudnia 2007 r.), według profesora Petera Rainy, autora książki Sprawa zabójstwa Bohdana Piaseckiego, „Bohdan nie żył, a porywacze po prostu znęcali się nad ojcem. Chcieli go upokorzyć. Kazali mu chodzić po mieście z rogami jelenia, stać na zimnie z gołą głową. Aż trudno uwierzyć w takie okrucieństwo. To kolejny dowód, że mieliśmy do czynienia z zemstą”.
Powodem tej wendety – jak powszechnie sądzi większość badaczy sprawy zabójstwa Bohdana – były antysemickie poglądy jego ojca. Głosił je już jako student Uniwersytetu Warszawskiego, był jednym z założycieli Obozu Narodowo-Radykalnego, a po rozłamie w 1934 roku przywódcą Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga, zdelegalizowanego przez władze sanacyjne po trzech miesiącach działalności. Członkowie Falangi nie tylko szermowali hasłami bojowego antykomunizmu i antysemityzmu, lecz także prowadzili działalność terrorystyczną wymierzoną w organizacje lewicowe i żydowskie. Jednym z przykładów był atak podczas pochodu pierwszomajowego na socjalistyczną organizację żydowską Bund, podczas którego zginęło dziecko (według różnych relacji była to sześcioletnia dziewczynka lub pięcioletni chłopiec), a sześć osób postrzelono. Bojówce zdelegalizowanej Falangi przypisuje się także atak w 1937 roku na lokal Bundu, podczas którego zginęło kilku Żydów. Napaści na żydowskie banki, synagogi czy sklepy miały wywierać presję na wyznawcach religii mojżeszowej, których nakłaniano do wyjazdu z Polski do Palestyny, czemu z założenia przeciwny był Bund. „Kiedy przed laty zbierałem materiały do biografii Piaseckiego, próbowałem skonfrontować nazwiska ofiar Falangi z tymi, które pojawiły się w sprawie porwania Bohdana – napisał Antoni Dudek w artykule Nie ujawnić prawdy. – Niestety, fakt polonizacji wielu nazwisk po wojnie oraz brak informacji o związkach rodzinnych poszczególnych ludzi, przesądził o niepowodzeniu tych poszukiwań”.
Podczas okupacji niemieckiej Piasecki kierował podziemną Konfederacją Narodu. Organizacja ta głosiła program budowy imperium słowiańskiego na gruzach mających upaść Niemiec i ZSRR, w którym Polska miałaby odgrywać wiodącą rolę. Oddziały partyzanckie Konfederacji oskarżano o mordowanie Żydów ukrywających się w lasach Lubelszczyzny. I to z tego powodu – według niektórych hipotez – dokonano zemsty, uprowadzając i mordując piętnastoletniego Bohdana. Dużo wątpliwości i domysłów prowadzących do oskarżeń o działalność agenturalną na rzecz ZSRR pozostawiał także fakt, że Piasecki – aresztowany w 1944 roku przez NKWD – nie tylko przeżył 7‑miesięczne więzienie i został wypuszczony na wolność, lecz także otrzymał od władz komunistycznych zgodę na utworzenie i prowadzenie Stowarzyszenia PAX. A przesłuchującym był wiceszef NKWD generał Iwan Sierow, jeden z oprawców biorących udział w zbrodni katyńskiej, wychowanek Stalina, dla którego wydanie wyroku śmierci było chlebem powszednim.
W jaki sposób Piasecki przekonał do swoich racji jednego z największych sowieckich katów, na zawsze zapewne pozostanie tajemnicą. W każdym razie liczne konflikty PAX‑u z Kościołem katolickim miały być dowodem na to, że został on zwolniony z więzienia w zamian za obietnicę prowadzenia działalności antykościelnej. Inna sprawa, że – zdaniem historyków – nie była ona wcale tak oczywista i jednoznaczna, o czym mogą świadczyć także niektóre wypowiedzi autorytetów Kościoła, z prymasem Stefanem Wyszyńskim na czele. Faktem jest jednak, że z założenia Stowarzyszenie PAX miało stać się łącznikiem pomiędzy środowiskami katolickimi a władzą komunistyczną. Powszechnie nazywano je państwem w państwie. Piasecki, jako jedyny w całym bloku komunistycznym, zarządzał potężnym prywatnym przedsiębiorstwem. Dzięki umiejętnościom przywódczym i licznym koneksjom stworzył z PAX‑u prawdziwe gospodarcze imperium. Wydawał pisma i książki, produkował dochodowe dewocjonalia, prowadził liceum Świętego Augustyna, w którym uczyli się jego synowie. Przedsiębiorcy, zagrożeni powszechną likwidacją prywatnej działalności gospodarczej, przekazywali swoje firmy i zostawali ich kierownikami pod skrzydłami PAX‑u.Tak powstał ogromny koncern (w okresie największego rozkwitu zatrudniał 10 000 osób), działający m.in. w branży chemicznej i gospodarstwa domowego (produkował m.in. płyn do zmywania „Ludwik”). Wśród zatrudnionych tam nie brakowało objętych po wojnie prześladowaniami AK-owców, którym Piasecki pomagał znaleźć nie tylko pracę, ale i dach nad głową.
Trochę światła na motyw zabójstwa chłopca, a także mechanizm tuszowania przestępstwa przez tzw. organa ścigania rzucają niektóre fakty poprzedzające uprowadzenie Bohdana Piaseckiego. Z ocalałych akt sprawy wiadomo, że maczała w tym palce frakcja partyjna, na czele której stał zwalczający Piaseckiego wiceminister MSW Antoni Alster, jeden z przedstawicieli tzw. grupy puławskiej walczącej o władzę z inną grupą, której przewodził wpływowy członek KC PZPR Mieczysław Moczar. Obie frakcje były niezwykle aktywne od października 1956 roku, kiedy na czele partii stanął Władysław Gomułka. W tym gorącym okresie Bolesław Piasecki opublikował w „Słowie Powszechnym” z 16 października 1956 roku artykuł Instynkt państwowy. Zasugerował możliwość wprowadzenia w kraju stanu wyjątkowego, pisząc: „Naród polski musi nie tylko dyskutować, ale i rządzić się. W obecnym jednak stanie możliwość rządzenia Polską uzależniona jest od ujęcia dyskusji ogólnonarodowej w ramy odpowiedzialności państwowej. Należy powiedzieć więcej: jeśli nie ujmiemy dyskusji w ramy odpowiedzialności, zamiast demokratyzacji sprowokujemy procesy konieczności brutalnego realizowania racji stanu w okolicznościach podobnych do ogłoszenia stanu wyjątkowego”. Miało to miejsce w okresie silnych niepokojów społecznych, w przeddzień marszu wojsk radzieckich na Warszawę i kilka dni przed dojściem Gomułki do władzy. Artykuł wywołał falę oburzenia, doczekał się ponad stu polemik prasowych i doprowadził do rozłamu w samym PAX-ie. Część działaczy starała się bowiem usunąć Piaseckiego ze Stowarzyszenia, ten zaś po kilku tygodniach walk wewnętrznych doprowadził do odejścia głównych oponentów.
Zagrożenie płynące spoza PAX‑u było jeszcze większe, ponieważ zaangażowane w proces demokratyzacji kraju środowiska dziennikarsko-literackie domagały się likwidacji Stowarzyszenia. Takie zadanie postawiła sobie także jedna z dwóch wpływowych frakcji partyjnych – wspomniana grupa puławska, w której wiodącą rolę odgrywali minister kontroli państwowej Roman Zambrowski, sekretarz KC PZPR Jerzy Albrecht oraz wiceminister MSW Antoni Alster. Jako przedstawiciele ludności żydowskiej, z których część przed II wojną światową doświadczyła działalności bojówek falangistowskich, pragnęli zniszczenia Stowarzyszenia utworzonego przez Piaseckiego, oskarżanego teraz o faszyzm i kompromitację socjalistycznej Polski. PAX miał w tym burzliwym okresie spełnić rolę kozła ofiarnego, obciążanego za prześladowania Kościoła w czasach stalinowskich. W rzeczywistości jednak to partia komunistyczna wyznaczała ówczesny kierunek polityki wyznaniowej. Oponenci nie przebierali jednak w środkach, chwytając się najróżniejszych sposobów, żeby zniszczyć Piaseckiego. „Mimo że w grudniu 1956 r. wydawało się, iż likwidacja PAX‑u jest już tylko kwestią dni, organizacja ta przetrwała, a nawet uzyskała szersze niż dotąd możliwości działania – napisał Antoni Dudek w artykule Nie ujawnić prawdy. – Stało się tak w rezultacie decyzji Gomułki, który 2 stycznia 1957 r. spotkał się z Piaseckim. W dwadzieścia dni później porwano Bohdana”.
Organa ścigania od początku były wyjątkowo nieudolne. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę, że ci, którzy mieli ścigać porywaczy, sami byli przypuszczalnie zamieszani w uprowadzenie i morderstwo, wszystko staje się jasne. Alsterowi podlegał III Departament, który „prowadził” śledztwo w sprawie Bohdana Piaseckiego. To nie milicja czy bezpieka, lecz członkowie PAX‑u odnaleźli Ignacego Ekerlinga, którego autem posłużyli się porywacze chłopca. Taksówkarz tłumaczył, jakoby wykonywał kurs na trasie od ulicy Żelaznej do liceum Świętego Augustyna, a następnie pod gmach sądów, przewożąc dwóch, a następnie trzech pasażerów. Jednak wkrótce okazało się, że sam był zamieszany w uprowadzenie, ponieważ w rzeczywistości nie prowadził taksówki na wspomnianej trasie, lecz wypożyczył ją porywaczom. Musiał zatem dobrze ich znać. Był zresztą jedyną osobą, którą udało się zatrzymać i przesłuchać. Czy brał również udział w morderstwie?
Tajemnicą poliszynela pozostawał fakt, że Ekerling od kilku miesięcy starał się o wyjazd do Izraela. W kwietniu 1957 roku Piasecki otrzymał informację od znajomych (bardzo prawdopodobne, że informatorem był Mieczysław Moczar lub ktoś z jego otoczenia), pomagających mu w ustaleniu nazwisk porywaczy, że Ekerling sprzedał cały majątek i zamierza wyjechać z rodziną za granicę. Wysłał już nawet bagaże do Izraela. Kiedy prezes PAX‑u usiłował interweniować w MSW, odpowiedziano mu, że to plotka. Później jednak przyznano (kolejna dezinformacja), że Ekerling opuszcza właśnie Polskę przez Szczecin. W rzeczywistości usiłował przekroczyć granicę na południu kraju, ale Piasecki dowiedział się w porę prawdy i zmusił zastępcę prokuratora generalnego do zatrzymania Ekerlinga na przejściu granicznym w Zebrzydowicach. A gdy udało się go wreszcie przesłuchać, co miało miejsce po blisko roku, 1 kwietnia 1958 roku, bezceremonialnie powiedział śledczym: „Bardziej niż was boję się tych, którzy użyli mojej taksówki” (Marta Tychmanowicz – Polityczny mord rytualny?). W tym czasie zdołał już odzyskać pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Taksówkowym i otrzymać przydział na mieszkanie.
Udaremnienie wyjazdu Ekerlinga niczego nie zmieniło. Sprawę postawienia przed sądem porywaczy nadal sabotowały organa ścigania, które zaczęły teraz niszczyć dowody przestępstwa. Podobno „przypadkowo” skasowano taśmę, na której rodzina zarejestrowała pierwszą rozmowę telefoniczną z porywaczem. Wkrótce znikł w przedziwny sposób list kidnaperów, na którym przypuszczalnie znajdowały się odciski ich palców, a następnie protokół z pierwszej wizji lokalnej, w której brali udział najważniejsi świadkowie. W kolejnych wizjach lokalnych liczących się świadków pomijano, a inni otrzymywali telefony z pogróżkami. Sprawcy porwania nie żartowali. W sierpniu 1957 roku zamordowano w tajemniczych okolicznościach Franciszka Goca, który mieszkał naprzeciwko gmachu sądów, czyli w pobliżu miejsca, gdzie zakończyła trasę taksówka, a półtora roku później odnaleziono ciało Bohdana. Także matka Wojciecha Szczęsnego otrzymywała telefony z pogróżkami, a on sam został pobity przez nieznanych sprawców pod drzwiami swojego domu. Zaszczuty przez ubecję chłopak próbował popełnić samobójstwo, a rodzice – w obawie przed zemstą władz za wcześniejsze zeznania – przenieśli go do innego liceum.
Kiedy w grudniu 1958 roku odkryto zwłoki porwanego chłopca, okazało się, że znajdowały się one w piwnicy budynku zamieszkanego przez przyjaciela Ekerlinga – Jana Kossowskiego, który w chwili porwania pracował w milicji. Mieszkanie, gdzie przypuszczalnie dokonano zabójstwa, należało do działu gospodarczego stołecznej Komendy Miejskiej MO. Po porwaniu Bohdana Kossowski wystąpił z milicji, a jesienią 1957 roku wyjechał do Izraela. Do Izraela bądź Austrii wyjechało także kilku innych funkcjonariuszy MO i UB, którzy mieszkali w pobliżu miejsc, gdzie znajdowano informacje od porywaczy. Ich nazwiska znane były śledczym z zarekwirowanego podczas przesłuchania notesu Ekerlinga – Zygmunt Rodziwicz, Bernard Szewczyk, J. Toruńczyk i J. Kostański (w przypadku dwóch ostatnich zapisano tylko pierwsze litery imion). Organa ścigania nie tylko nie próbowały zatrzymać ich w kraju, ale nawet przesłuchać.
Oględziny ciała Bohdana, znalezionego przypadkowo przez robotników w schronie przeciwlotniczym, w piwnicach budynku przy alei Świerczewskiego 82a, pozwoliły określić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że został on zamordowany już w dniu porwania. Podczas przeglądu technicznego sanitariatów robotnicy natknęli się na zabite gwoździami drzwi do ubikacji. Kiedy je wyważyli, z przerażeniem zobaczyli zwłoki wysokiego chłopca z wbitym w serce sztyletem i rozbitą czaszką. W głowę, serce i żołądek wbito gwoździe, co nasuwało skojarzenia ze zbrodnią rytualną. Wokół leżały rozrzucone szkolne książki i zeszyty. W raporcie milicyjnym zanotowano: „W piwnicach budynku pod delikatesami vis-à-vis sądów znaleziono martwego chłopca z nożem w piersi w pozycji siedzącej, opartego o miskę klozetową”. Na miejsce zbrodni wezwano Bolesława Piaseckiego, który stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że jest to ciało jego pierworodnego syna. Śmierć nastąpiła wskutek uderzenia ciężkim narzędziem w tył głowy, którym został ogłuszony, a następnie przebicia klatki piersiowej nożem używanym przez komandosów oraz funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych.
Odnalezienie ciała Bohdana wcale nie zmieniło nastawienia organów ścigania do sprawy ujawnienia sprawców. Wprawdzie po licznych interwencjach Piaseckiego, we wrześniu 1959 roku Prokuratura Wojewódzka w Warszawie wystosowała akt oskarżenia przeciwko Ekerlingowi, ale do rozprawy nigdy nie doszło. Na kilka dni przed planowanym terminem pierwszego posiedzenia prokuratura wycofała akt oskarżenia. Według oficjalnego uzasadnienia powodem miały być jakoby nowe okoliczności, które wyszły na jaw, podczas gdy w rzeczywistości decyzja ta zapadła pod naciskiem wpływowych osób z frakcji puławskiej. Ekerling został zwolniony z aresztu tymczasowego i mógł odtąd cieszyć się niczym niezakłóconym spokojem, aż do śmierci w 1977 roku. Piasecki do końca życia usiłował szukać sprawiedliwości w polskich sądach i doprowadzić do wznowienia śledztwa. Po odsunięciu Antoniego Alstera od władzy w 1961 roku, po tym jak frakcja pod przywództwem Mieczysława Moczara okazała się bardziej wpływowa w partii, wydawało się, że sprawa powróci na wokandę. Tymczasem działania prokuratury wciąż były pozorowane. Wprawdzie liczba osób podejrzanych, przesłuchiwanych lub podsłuchiwanych sięgała wielu tysięcy, ale ci, którym należało postawić zarzuty, pozostali bezkarni.
Kolejnym przełomem mógłby okazać się rok 1968, kiedy Gomułka i grupa polityków na czele z Moczarem rozpoczęła antysemicką histerię. Zapewne dlatego podczas wydarzeń marcowych 1968 roku przywódca PAX‑u wraz z całym Stowarzyszeniem popierał nagonkę przeciwko Żydom. O wyjaśnienie sprawy porwania i zabójstwa Bohdana apelował wówczas w przemówieniu sejmowym bliski współpracownik Piaseckiego Ryszard Reiff. Piasecki usiłował osobiście nakłonić Moczara do poparcia w sprawie wszczęcia śledztwa (przypuszczalnie od niego i od ludzi z nim związanych czerpał informacje na temat sprawców porwania i zabójstwa). Wszystkie działania okazały się bezskuteczne. W 1977 roku przewodniczący PAX‑u rozmawiał w tej sprawie z Edwardem Gierkiem. Aż do śmierci w 1979 roku był bowiem przekonany, że za zabójstwem syna stoją funkcjonariusze SB żydowskiego pochodzenia. Po śmierci ojca wielokrotnie władze monitował młodszy brat Bohdana – Jarosław (Bolesław Piasecki miał dwóch synów z pierwszą żoną – Haliną, łączniczką, która zginęła w powstaniu warszawskim, oraz pięcioro dzieci z drugiego małżeństwa). Trwające najdłużej w historii PRL‑u śledztwo zostało ostatecznie umorzone w 1982 roku. Postanowienie to podjęto z powodu upłynięcia 25-letniego okresu, po którym następuje przedawnienie. W listopadzie 1984 roku Jarosław Piasecki zwrócił się listownie o pomoc we wznowieniu śledztwa do pełniącego wówczas funkcję premiera Wojciecha Jaruzelskiego, porównując uprowadzenie i śmierć brata do zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. W styczniu następnego roku otrzymał odpowiedź odmowną.
Pośród wielu zagadek związanych z zabójstwem oraz niedopuszczeniem przez ludzi z aparatu władzy do procesu sprawców tej powszechnie znanej i szeroko komentowanej przez polskie społeczeństwo zbrodni rodzi się pytanie: dlaczego Piaseckiemu nie udało się skłonić politycznego sojusznika – Moczara – do wyjaśnienia sprawy w sądzie? Zdaniem Antoniego Dudka, autora książki Ślady PeeReLu, „o pogrzebaniu śledztwa zadecydowała obawa przed skandalem i kompromitacją MSW jako instytucji. Kompromitacją porównywalną z tą, jaka nastąpiła w latach 80. za sprawą śmierci ks. Jerzego Popiełuszki”. Podczas antysemickiej nagonki rozpętanej przez Gomułkę w marcu 1968 roku (I sekretarz KC PZPR używał określenia antysyjonizm) wydawało się, że w tej atmosferze światło dzienne ujrzy wreszcie sprawa uprowadzenia i zabójstwa Bohdana. Lecz widocznie wymowa tej zbrodni, a zwłaszcza udział w niej ludzi z MSW, stały się dla decydentów z PRL‑u groźniejsze niż zdawałoby się logiczna w prowadzonej właśnie batalii propagandowej chęć ujawnienia sprawców.
Wśród hipotez dotyczących motywu zbrodni Peter Raina – który podobnie jak większość historyków opowiada się za wersją odwetu – wskazuje na organizację „Nekama” (Zemsta), utworzoną podobno w 1944 roku w Lublinie przez partyzantów żydowskich, w tym m.in. przez Szymona Wiesenthala, tropiącego po II wojnie światowej sprawców mordów na Żydach. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Większość badaczy powojennej historii Polski przychyla się raczej do wersji odwetu, ale wykonanego na zlecenie polityków z kręgu „puławian”. Wszystko działo się bowiem w gorącym okresie popaździernikowym, gdy na przełomie 1956 i 1957 roku nie powiodło się im wyeliminowanie przewodniczącego PAX‑u z gry politycznej. Część z nich, w obawie przed odpowiedzialnością za zbrodniczą powojenną działalność w bezpiece, kiedy tysiące AK-owców skazywano na śmierć bądź długoletnie więzienie, planowała wyjazd do Izraela. Nasiliło się to zwłaszcza po redukcjach w MSW, które nastąpiły w 1956 roku. Przed wyjazdem postanowili się zemścić, jeśli nie na samym Piaseckim, który znajdował się poza zasięgiem ich możliwości (przewodniczący PAX‑u był nie tylko dobrze strzeżony, lecz także miał polityczne umocowanie w Moskwie), to na jego najbliższych. Stąd uzasadnione wydaje się porównanie z mafijną wendetą, która działa w następujący sposób – jeśli nie można zabić przeciwnika, należy zemścić się na jego rodzinie. Zabójstwo synów pułkownika Ryszarda Kuklińskiego na terenie USA (w jednym przypadku upozorowano wypadek, w drugim doszło do zaginięcia i do dziś nie odnaleziono ciała) to zresztą podobny schemat.
Nie tylko okrucieństwo, z jakim dokonano zbrodni na niewinnym chłopcu, lecz także psychiczne maltretowanie ojca, który przeżywał koszmar podczas blisko dwuletniego okresu, kiedy nieznany był los porwanego Bohdana, miało stanowić karę za przedwojenne poglądy i powojenną działalność polityczną. Nie dość, że Piasecki nie był w stanie doprowadzić do ukończenia śledztwa ani rozpoczęcia sądowego procesu z powodu blokady przez wysoko postawionych zleceniodawców zabójstwa, to jeszcze przez cały ten okres zgłaszali się wszelkiej maści naciągacze i aferzyści. Za pieniądze bądź inne korzyści oferowali „pomoc” w odnalezieniu syna. Chodziło zatem o psychiczne zniszczenie oponenta i wyłączenie go z gry o władzę. Inne hipotezy i teorie spiskowe na temat tej zbrodni wydają się mało prawdopodobne bądź wręcz absurdalne. O uprowadzenie i zabójstwo Bohdana posądzano agentów obcego wywiadu, kidnaperów żądnych okupu, a nawet… samego ojca, który jakoby miał wywieźć syna z kraju do matki za granicę. Tymczasem Halina Piasecka nie żyła już od trzynastu lat! Takie sensacje ukazały się w artykule Zagadka cichej uliczki, opublikowanym w lutym 1957 roku na łamach tygodnika „Dookoła Świata”. A autorami byli: Leszek Moczulski, późniejszy założyciel KPN, Zdzisław Szakiewicz i Jerzy Woydyłło. Za tygodnikiem dezinformację podano bezmyślnie bądź celowo na falach Radia Wolna Europa.
W 2006 roku Ewa Winnicka w reportażu Bez litości zamieszczonym w „Polityce” przytoczyła informacje na temat zbrodni zawarte w artykule Zabójcy syna polityka polskiego żyją w Izraelu, opublikowanym w wychodzącym w Tel Awiwie tygodniku „Maariv” z 13 marca 1966 roku (tekst został przedrukowany następnego dnia w ukazującym się w Izraelu polskojęzycznym dzienniku „Nowiny-Kurier”). Według podanej tam informacji, w 1966 roku Piasecki miał otrzymać od Moczara pismo na temat wznowienia śledztwa wraz z wiadomością, że Bohdan „został zamordowany przez dwóch Żydów, którzy pracowali dawniej jako kierowcy w polskiej służbie bezpieczeństwa”. Podobno w połowie lat 60. w Tel Awiwie, w rozmowie ze Stanisławem Cichockim, synem jednego z przywódców przedwojennej KPP, mieszkający w Izraelu dwaj byli pracownicy SB mieli przyznać się do porwania, zaznaczając, że nie było ono wcześniej planowane. We wspomnianym artykule napisano, że „sprawcy postanowili pomścić żydowskie ofiary poprzez zabicie syna Piaseckiego”. I ta wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna. Zdaniem Piotra Zychowicza, autora artykułu Mordercy Bohdana uchodzą, opublikowanego w „Rzeczpospolitej”, uprowadzili i zamordowali chłopca – funkcjonariusz SB Stefan Łazorczyk i przyjaciel rodziny Ignacego Ekerlinga, mieszkający w Łodzi i notowany już przez milicję przestępca Michał Barkowski vel Robert Kalman. Być może w przyszłości poznamy personalia sprawców zbrodni, co nie zmieni już faktu, że była ona jedną z najpilniej strzeżonych przez władze komunistyczne oraz podległy im wymiar sprawiedliwości tajemnic.