Aktualności

Kulisy najgłośniejszych milicyjnych śledztw!

W księ­gar­niach już jest książ­ka Zagad­ki kry­mi­nal­ne PRL. Znajdź­cie w niej kuli­sy naj­gło­śniej­szych mili­cyj­nych śledztw. Pozna­cie histo­rie mor­der­ców któ­rzy ter­ro­ry­zo­wa­li stra­chem całą Polskę.
Skok stu­le­cia na bank w Woło­wie był przy­go­to­wa­ny tak per­fek­cyj­nie, że śled­czy z góry zało­ży­li, że stoi za nim mię­dzy­na­ro­do­wy gang pro­fe­sjo­na­li­stów. Tym­cza­sem rów­no­war­tość 8000 ówcze­snych pen­sji padła łupem gru­py ama­to­rów z sen­ne­go dol­no­ślą­skie­go mia­stecz­ka. Wpa­dli z powo­du… kobiety.

Na oczach kil­ku­dzie­się­ciu osób wra­ca­ją­cych z paster­ki „król Zrę­bi­na” zatłukł klu­czem do kół mło­de mał­żeń­stwo i kazał roz­je­chać dużym fia­tem ich dziec­ko. Trwa­ją­ca przez wie­le mie­się­cy zmo­wa mil­cze­nia wszyst­kich miesz­kań­ców wsi nie mia­ła pre­ce­den­su w dzie­jach świa­to­wej kryminalistyki.

Ofi­cjal­nie spraw­ców bra­wu­ro­we­go napa­du na sie­dzi­bę Naro­do­we­go Ban­ku Pol­skie­go w war­szaw­skim Domu pod Orła­mi ofi­cjal­nie nigdy nie zła­pa­no. Nie­ofi­cjal­nie zli­kwi­do­wa­ło ich eli­tar­ne koman­do – spe­cja­li­ści od mokrej robo­ty. Ze wzglę­du na dobro socja­li­stycz­nej ojczy­zny nie moż­na było prze­cież dopu­ścić do pro­ce­su funk­cjo­na­riu­szy MSW…

Poni­żej znaj­dzie­cie frag­ment książki!

Zbrod­nia, któ­ra wstrzą­snę­ła Pol­ska lat pięćdziesiątych

Zbrod­nia, jakiej doko­na­no w stycz­niu 1957 roku na piętna­stoletnim Boh­da­nie, synu prze­wod­ni­czą­ce­go Stowarzysze­nia PAX Bole­sła­wa Pia­sec­kie­go, poru­szy­ła milio­ny Pola­ków. Mówio­no, a raczej szep­ta­no ze zgro­zą, że były to pora­chun­ki poli­tycz­ne, a zabój­stwo nosi­ło zna­mio­na rytu­al­ne­go mor­du. Zbrod­nia ta sta­no­wi­ła jed­nak raczej rodzaj mafij­nej wende­ty. Zamor­do­wa­no bowiem nie głów­ne­go opo­nen­ta politycz­nego, lecz jego syna, ucznia war­szaw­skie­go liceum Święte­go Augu­sty­na miesz­czą­ce­go się przy uli­cy Naru­sze­wi­cza 32 (w 2004 r. zosta­ło zli­kwi­do­wa­ne). Akta Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej suge­ru­ją jed­no­znacz­nie, że za tą maka­brycz­ną zbrod­nią sta­li wyso­cy funk­cjo­na­riu­sze Służ­by Bezpieczeń­stwa żydow­skie­go pocho­dze­nia. Odpo­wie­dzial­ni za zabój­stwo nigdy nie zosta­li osą­dze­ni, a nawet publicz­nie ujaw­nie­ni. Nie sta­nę­li przed sądem, a wła­dze komu­ni­stycz­ne sta­ra­ły się praw­dę zamieść pod dywan, nisz­cząc akta spra­wy i umożli­wiając spraw­com emi­gra­cję. Aż wresz­cie – na krót­ko przed śmier­cią Bole­sła­wa ­Pia­sec­kie­go – spra­wę umo­rzo­no. Przy­wódca PAX‑u do ­koń­ca życia usi­ło­wał dopro­wa­dzić do po­stawienia przed sądem spraw­ców zabój­stwa syna, zwra­ca­jąc się o pomoc zarów­no do Wła­dy­sła­wa Gomuł­ki, jak i Edwar­da Gier­ka. Bez­sku­tecz­nie. Skąd taka deter­mi­na­cja władz PRL­-u, by nie sądzić spraw­ców zna­nych prze­cież decy­den­tom z imie­nia i nazwi­ska? Otóż byli oni pra­cow­ni­ka­mi Minister­stwa Spraw Wewnętrz­nych i poda­nie tego fak­tu do publicz­nej wia­do­mo­ści rzu­ci­ło­by poważ­ny cień na MSW, a wraz z nim na cały PRL.

Kie­dy 22 stycz­nia 1957 roku oko­ło godzi­ny 13.30 Boh­dan Pia­secki po lek­cjach wyszedł z liceum w towa­rzy­stwie dobre­go kole­gi i przy­ja­cie­la domu Woj­cie­cha Szczę­sne­go, przy skrzy­żowaniu ulic Naru­sze­wi­cza i Wej­ner­ta zatrzy­ma­ło ich dwóch męż­czyzn. Poka­za­li Boh­da­no­wi jakiś doku­ment, przypuszczal­nie legi­ty­ma­cję mili­cyj­ną. „Oby­wa­tel Pia­sec­ki?” – padło krót­kie pyta­nie. Po chwi­li zapro­wa­dzi­li mło­dzień­ca do tak­sów­ki cze­ka­ją­cej w pobli­żu szko­ły. Szczę­sny zapa­mię­tał numer reje­stracyjny auta: T‑75–222. Od razu ogar­nę­ły go złe prze­czu­cia, bo męż­czyź­ni wyglą­da­li na typo­wych taj­nia­ków. Po kil­ku­na­stu minu­tach wró­cił do szko­ły, gdzie ostat­nią lek­cję miał jesz­cze młod­szy brat Boh­da­na – Jaro­sław. Poszli razem do domu i za­dzwonili do Bole­sła­wa Pia­sec­kie­go. Od chwi­li porwa­nia minę­ło kil­ka­dzie­siąt minut. Bole­sław Pia­sec­ki natych­miast zawia­do­mił mili­cję i ofi­cjal­nie roz­po­czę­ły się poszu­ki­wa­nia. W wydawa­nym przez PAX dzien­ni­ku „Sło­wo Powszech­ne” – jak przypo­mina Mar­ta Tych­ma­no­wicz w arty­ku­le Poli­tycz­ny mord rytu­alny? – po kil­ku dniach poja­wi­ło się wie­lo­krot­nie powta­rza­ne póź­niej ogło­sze­nie z opi­sem wyglą­du porwa­ne­go Boh­da­na: „Wzrost 183 cm, wło­sy – sza­tyn, oczy nie­bie­skie, rzę­sy ciem­ne, nos lek­ko zadar­ty. Przed­ni ząb gór­nej szczę­ki jest ­dopra­wio­ny nylo­nem (uko­śna linia, sztu­ko­wa­nie widocz­ne), pal­ce dłu­gie, chód pro­sty. Ubra­ny w pal­to jasno­po­pie­la­te z paskiem (samo­dział), czap­ka uczniow­ska nowa, ręka­wicz­ki ciem­no­zie­lo­ne z jed­nym pal­cem, spodnie nar­ciar­skie gra­na­to­we, buty duże nar­ciar­skie ciem­no­brą­zo­we, na ręku zega­rek mar­ki Thiell z ciem­nym paskiem, tecz­ka brą­zo­wa skó­rza­na, czar­ny worek z pan­to­fla­mi, pan­to­fle płó­cien­ne popie­la­te, roz­miar 44–45”. Za umoż­li­wia­ją­cą odna­le­zie­nie chłop­ca infor­ma­cję redak­cja ofe­ro­wa­ła 200 000 zło­tych (prze­cięt­ne wyna­gro­dze­nie w Pol­sce wyno­si­ło wów­czas nie­ca­łe 1300 złotych).

Kio­skarz Hen­ryk Rysak, któ­ry widział jak dwóch osob­ni­ków pro­wa­dzi­ło do tak­sów­ki Boh­da­na i opo­wie­dział o tym mili­cji, został póź­niej pobi­ty przez nie­zna­nych spraw­ców. Nic dziw­nego, że nie chciał już wię­cej zezna­wać. Po połu­dniu, w dniu porwa­nia, dyrek­tor liceum otrzy­mał tele­fon od męż­czy­zny poda­ją­ce­go się za urzęd­ni­ka w Mini­ster­stwie Oświa­ty z py­taniem, czy Boh­dan Pia­sec­ki jest napraw­dę synem Bole­sła­wa. W toku śledz­twa – któ­re od począt­ku pro­wa­dzo­no nieudol­nie, a raczej celo­wo zata­ja­no fak­ty – usta­lo­no, że tak­sów­ka o nume­rze zapi­sa­nym przez Szczę­sne­go doje­cha­ła w oko­li­ce sądów przy alei Świer­czew­skie­go (obec­nie ale­ja Soli­dar­no­ści). Tym­cza­sem po kil­ku godzi­nach pory­wa­cze skon­tak­to­wa­li się z ojcem Boh­da­na, żąda­jąc oku­pu. Kid­na­pe­rzy jesz­cze przez kil­ka dni utrzy­my­wa­li kon­takt z rodzi­ną chłop­ca, mno­żąc ko­lejne żąda­nia i zosta­wia­jąc infor­ma­cje w róż­nych miej­scach: na opusz­czo­nym stry­chu, w restau­ra­cji, nad brze­giem Wisły, w drzwiach ­kościo­ła. Nigdy jed­nak nie pró­bo­wa­li prze­jąć oku­pu. Pro­wa­dzi­li z Pia­sec­kim cynicz­ną i upior­ną grę, bezkar­nie zaba­wia­jąc się w kot­ka i mysz­kę. Jak napi­sa­no pół wie­ku ­póź­niej w dzien­ni­ku „Rzecz­po­spo­li­ta” (z 10 grud­nia 2007 r.), według pro­fe­so­ra Pete­ra Rainy, auto­ra książ­ki Spra­wa zabój­stwa Boh­da­na Pia­sec­kie­go, „Boh­dan nie żył, a pory­wa­cze po pro­stu znę­ca­li się nad ojcem. Chcie­li go upo­ko­rzyć. Kaza­li mu cho­dzić po mie­ście z roga­mi jele­nia, stać na zim­nie z gołą gło­wą. Aż trud­no uwie­rzyć w takie okru­cień­stwo. To kolej­ny dowód, że mie­li­śmy do czy­nie­nia z zemstą”.

Powo­dem tej wen­de­ty – jak powszech­nie sądzi więk­szość bada­czy spra­wy zabój­stwa Boh­da­na – były anty­se­mic­kie poglą­dy jego ojca. Gło­sił je już jako stu­dent Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, był jed­nym z zało­ży­cie­li Obo­zu Naro­do­wo­-Rady­kal­ne­go, a po roz­ła­mie w 1934 roku przy­wód­cą Ruchu Naro­do­wo-Rady­kal­ne­go Falan­ga, zde­le­ga­li­zo­wa­ne­go przez wła­dze sana­cyj­ne po trzech mie­sią­cach dzia­łal­no­ści. Człon­kowie Falan­gi nie tyl­ko szer­mo­wa­li hasła­mi bojo­we­go an­tykomunizmu i anty­se­mi­ty­zmu, lecz tak­że pro­wa­dzi­li dzia­łalność ter­ro­ry­stycz­ną wymie­rzo­ną w orga­ni­za­cje lewi­co­we i żydow­skie. Jed­nym z przy­kła­dów był atak pod­czas pocho­du pierw­szo­ma­jo­we­go na socja­li­stycz­ną orga­ni­za­cję żydow­ską Bund, pod­czas któ­re­go zgi­nę­ło dziec­ko (według róż­nych rela­cji była to sze­ścio­let­nia dziew­czyn­ka lub pię­cio­let­ni chło­piec), a sześć osób postrze­lo­no. Bojów­ce zde­le­ga­li­zo­wa­nej Falan­gi przy­pi­su­je się tak­że atak w 1937 roku na lokal Bun­du, pod­czas któ­re­go zgi­nę­ło kil­ku Żydów. Napa­ści na żydow­skie ban­ki, syna­go­gi czy skle­py mia­ły wywie­rać pre­sję na wyznaw­cach reli­gii moj­że­szo­wej, któ­rych nakła­nia­no do wyjaz­du z Pol­ski do ­Pale­sty­ny, cze­mu z zało­że­nia prze­ciw­ny był Bund. „Kie­dy przed laty zbie­ra­łem mate­ria­ły do bio­gra­fii Pia­sec­kie­go, pró­bowałem skon­fron­to­wać nazwi­ska ofiar Falan­gi z tymi, któ­re poja­wi­ły się w spra­wie porwa­nia Boh­da­na – napi­sał Anto­ni Dudek w ­arty­ku­le Nie ujaw­nić praw­dy. – Nie­ste­ty, fakt poloni­zacji wie­lu nazwisk po woj­nie oraz brak infor­ma­cji o związ­kach rodzin­nych poszcze­gól­nych ludzi, prze­są­dził o nie­po­wo­dze­niu tych poszukiwań”.

Pod­czas oku­pa­cji nie­miec­kiej Pia­sec­ki kie­ro­wał pod­ziem­ną Kon­fe­de­ra­cją Naro­du. Orga­ni­za­cja ta gło­si­ła pro­gram budo­wy impe­rium sło­wiań­skie­go na gru­zach mają­cych upaść Nie­miec i ZSRR, w któ­rym Pol­ska mia­ła­by odgry­wać wio­dą­cą rolę. Od­działy par­ty­zanc­kie Kon­fe­de­ra­cji oskar­ża­no o mor­do­wa­nie Żydów ukry­wa­ją­cych się w lasach Lubelsz­czy­zny. I to z tego powo­du – według nie­któ­rych hipo­tez – doko­na­no zemsty, upro­wa­dza­jąc i mor­du­jąc pięt­na­sto­let­nie­go Boh­da­na. Dużo wąt­pli­wo­ści i domy­słów pro­wa­dzą­cych do oskar­żeń o dzia­łalność agen­tu­ral­ną na rzecz ZSRR pozo­sta­wiał tak­że fakt, że Pia­sec­ki – aresz­to­wa­ny w 1944 roku przez NKWD – nie tyl­ko prze­żył 7‑miesięczne wię­zie­nie i został wypusz­czo­ny na wol­ność, lecz tak­że otrzy­mał od władz komu­ni­stycz­nych zgo­dę na utwo­rze­nie i pro­wa­dze­nie Sto­wa­rzy­sze­nia PAX. A prze­słuchującym był wice­szef NKWD gene­rał Iwan Sie­row, jeden z opraw­ców bio­rą­cych udział w zbrod­ni katyń­skiej, wychowa­nek Sta­li­na, dla któ­re­go wyda­nie wyro­ku śmier­ci było chle­bem powszednim.

W jaki spo­sób Pia­sec­ki prze­ko­nał do swo­ich racji jed­nego z naj­więk­szych sowiec­kich katów, na zawsze zapew­ne ­pozo­sta­nie tajem­ni­cą. W każ­dym razie licz­ne kon­flik­ty PAX‑u z Kościo­łem kato­lic­kim mia­ły być dowo­dem na to, że został on zwol­nio­ny z wię­zie­nia w zamian za obiet­ni­cę prowadze­nia dzia­łal­no­ści anty­ko­ściel­nej. Inna spra­wa, że – zda­niem histo­ry­ków – nie była ona wca­le tak oczy­wi­sta i jednoznacz­na, o czym mogą świad­czyć tak­że nie­któ­re wypo­wie­dzi au­torytetów ­Kościo­ła, z pry­ma­sem Ste­fa­nem Wyszyń­skim na cze­le. Fak­tem jest jed­nak, że z zało­że­nia Sto­wa­rzy­sze­nie PAX mia­ło stać się łącz­ni­kiem pomię­dzy śro­do­wi­ska­mi kato­lic­ki­mi a wła­dzą komu­ni­stycz­ną. Powszech­nie nazy­wa­no je pań­stwem w pań­stwie. Pia­sec­ki, jako jedy­ny w całym blo­ku komunistycz­nym, zarzą­dzał potęż­nym pry­wat­nym przed­się­bior­stwem. Dzię­ki umie­jęt­no­ściom przy­wód­czym i licz­nym konek­sjom stwo­rzył z PAX‑u praw­dzi­we gospo­dar­cze impe­rium. Wyda­wał pisma i książ­ki, pro­du­ko­wał docho­do­we dewo­cjo­na­lia, pro­wa­dził liceum Świę­te­go Augu­sty­na, w któ­rym uczy­li się jego syno­wie. Przed­się­bior­cy, zagro­że­ni powszech­ną likwida­cją pry­wat­nej dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej, prze­ka­zy­wa­li swo­je fir­my i zosta­wa­li ich kie­row­ni­ka­mi pod skrzy­dła­mi PAX‑u.Tak powstał ogrom­ny kon­cern (w okre­sie naj­więk­sze­go roz­kwitu zatrud­niał 10 000 osób), dzia­ła­ją­cy m.in. w bran­ży che­micznej i gospo­dar­stwa domo­we­go (pro­du­ko­wał m.in. płyn do zmy­wa­nia „Ludwik”). Wśród zatrud­nio­nych tam nie bra­kowało obję­tych po woj­nie prze­śla­do­wa­nia­mi AK-owców, któ­rym Pia­sec­ki poma­gał zna­leźć nie tyl­ko pra­cę, ale i dach nad głową.

Tro­chę świa­tła na motyw zabój­stwa chłop­ca, a tak­że mecha­nizm tuszo­wa­nia prze­stęp­stwa przez tzw. orga­na ści­ga­nia rzu­cają nie­któ­re fak­ty poprze­dza­ją­ce upro­wa­dze­nie Boh­da­na Pia­seckiego. Z oca­la­łych akt spra­wy wia­do­mo, że macza­ła w tym pal­ce frak­cja par­tyj­na, na cze­le któ­rej stał zwal­cza­ją­cy Piasec­kiego wice­mi­ni­ster MSW Anto­ni Alster, jeden z przedstawi­cieli tzw. gru­py puław­skiej wal­czą­cej o wła­dzę z inną gru­pą, któ­rej prze­wo­dził wpły­wo­wy czło­nek KC PZPR Mie­czy­sław Moczar. Obie frak­cje były nie­zwy­kle aktyw­ne od październi­ka 1956 roku, kie­dy na cze­le par­tii sta­nął Wła­dy­sław Gomuł­ka. W tym gorą­cym okre­sie Bole­sław Pia­sec­ki opu­bli­ko­wał w „Sło­wie Powszech­nym” z 16 paź­dzier­ni­ka 1956 roku arty­kuł Instynkt pań­stwo­wy. Zasu­ge­ro­wał moż­li­wość wpro­wa­dze­nia w kra­ju sta­nu wyjąt­ko­we­go, pisząc: „Naród pol­ski musi nie tyl­ko dys­ku­to­wać, ale i rzą­dzić się. W obec­nym jed­nak sta­nie moż­li­wość rzą­dze­nia Pol­ską uza­leż­nio­na jest od uję­cia dysku­sji ogól­no­na­ro­do­wej w ramy odpo­wie­dzial­no­ści pań­stwo­wej. Nale­ży powie­dzieć wię­cej: jeśli nie ujmie­my dys­ku­sji w ramy odpo­wie­dzial­no­ści, zamiast demo­kra­ty­za­cji spro­wo­ku­je­my pro­ce­sy koniecz­no­ści bru­tal­ne­go reali­zo­wa­nia racji sta­nu w oko­licz­no­ściach podob­nych do ogło­sze­nia sta­nu wyjątko­wego”. Mia­ło to miej­sce w okre­sie sil­nych nie­po­ko­jów społecz­nych, w przed­dzień mar­szu wojsk radziec­kich na War­sza­wę i kil­ka dni przed doj­ściem Gomuł­ki do wła­dzy. Arty­kuł wywo­łał falę obu­rze­nia, docze­kał się ponad stu pole­mik pra­so­wych i dopro­wa­dził do roz­ła­mu w samym PAX-ie. Część dzia­ła­czy sta­ra­ła się bowiem usu­nąć Pia­sec­kie­go ze Sto­wa­rzy­sze­nia, ten zaś po kil­ku tygo­dniach walk wewnętrz­nych dopro­wa­dził do odej­ścia głów­nych oponentów.

Zagro­że­nie pły­ną­ce spo­za PAX‑u było jesz­cze więk­sze, ponie­waż zaan­ga­żo­wa­ne w pro­ces demo­kra­ty­za­cji kra­ju ­śro­do­wi­ska dzien­ni­kar­sko-lite­rac­kie doma­ga­ły się likwi­da­cji Sto­wa­rzy­sze­nia. Takie zada­nie posta­wi­ła sobie tak­że jed­na z dwóch wpły­wo­wych frak­cji par­tyj­nych – wspo­mnia­na gru­pa puław­ska, w któ­rej wio­dą­cą rolę odgry­wa­li mini­ster kon­tro­li pań­stwo­wej Roman Zambrow­ski, sekre­tarz KC PZPR Jerzy Albrecht oraz wice­mi­ni­ster MSW Anto­ni Alster. Jako przed­stawiciele lud­no­ści żydow­skiej, z któ­rych część przed II woj­ną świa­to­wą doświad­czy­ła dzia­łal­no­ści bojó­wek falan­gi­stow­skich, pra­gnę­li znisz­cze­nia Sto­wa­rzy­sze­nia utwo­rzo­ne­go przez Pia­seckiego, oskar­ża­ne­go teraz o faszyzm i kom­pro­mi­ta­cję socja­listycznej Pol­ski. PAX miał w tym burz­li­wym okre­sie speł­nić rolę kozła ofiar­ne­go, obcią­ża­ne­go za prze­śla­do­wa­nia Kościo­ła w cza­sach sta­li­now­skich. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak to par­tia komu­ni­stycz­na wyzna­cza­ła ówcze­sny kie­ru­nek poli­ty­ki wy­znaniowej. Opo­nen­ci nie prze­bie­ra­li jed­nak w środ­kach, chwy­tając się naj­róż­niej­szych spo­so­bów, żeby znisz­czyć Piaseckie­go. „Mimo że w grud­niu 1956 r. wyda­wa­ło się, iż likwi­da­cja PAX‑u jest już tyl­ko kwe­stią dni, orga­ni­za­cja ta prze­trwa­ła, a nawet uzy­ska­ła szer­sze niż dotąd moż­li­wo­ści dzia­ła­nia – napi­sał Anto­ni Dudek w arty­ku­le Nie ujaw­nić praw­dy. – Sta­ło się tak w rezul­ta­cie decy­zji Gomuł­ki, któ­ry 2 stycz­nia 1957 r. spo­tkał się z Pia­sec­kim. W dwa­dzie­ścia dni póź­niej porwa­no Bohdana”.

Orga­na ści­ga­nia od począt­ku były wyjąt­ko­wo nie­udol­ne. Gdy jed­nak weź­mie­my pod uwa­gę, że ci, któ­rzy mie­li ści­gać pory­wa­czy, sami byli przy­pusz­czal­nie zamie­sza­ni w uprowa­dzenie i mor­der­stwo, wszyst­ko sta­je się jasne. Alste­ro­wi pod­legał III Depar­ta­ment, któ­ry „pro­wa­dził” śledz­two w spra­wie Boh­da­na Pia­sec­kie­go. To nie mili­cja czy bez­pie­ka, lecz człon­ko­wie PAX‑u odna­leź­li Igna­ce­go Eker­lin­ga, któ­re­go autem posłu­ży­li się pory­wa­cze chłop­ca. Tak­sów­karz tłuma­czył, jako­by wyko­ny­wał kurs na tra­sie od uli­cy Żela­znej do liceum Świę­te­go Augu­sty­na, a następ­nie pod gmach sądów, prze­wo­żąc dwóch, a następ­nie trzech pasa­że­rów. Jed­nak wkrót­ce oka­za­ło się, że sam był zamie­sza­ny w upro­wa­dze­nie, ponie­waż w rze­czy­wi­sto­ści nie pro­wa­dził tak­sów­ki na wspo­mnianej tra­sie, lecz wypo­ży­czył ją pory­wa­czom. Musiał za­tem dobrze ich znać. Był zresz­tą jedy­ną oso­bą, któ­rą uda­ło się zatrzy­mać i prze­słu­chać. Czy brał rów­nież udział w morderstwie?
Tajem­ni­cą poli­szy­ne­la pozo­sta­wał fakt, że Eker­ling od kil­ku mie­się­cy sta­rał się o wyjazd do Izra­ela. W kwiet­niu 1957 roku Pia­sec­ki otrzy­mał infor­ma­cję od zna­jo­mych (bar­dzo prawdo­podobne, że infor­ma­to­rem był Mie­czy­sław Moczar lub ktoś z jego oto­cze­nia), poma­ga­ją­cych mu w usta­le­niu nazwisk po­rywaczy, że Eker­ling sprze­dał cały mają­tek i zamie­rza wyje­chać z rodzi­ną za gra­ni­cę. Wysłał już nawet baga­że do Izra­ela. Kie­dy pre­zes PAX‑u usi­ło­wał inter­we­nio­wać w MSW, odpowie­dziano mu, że to plot­ka. Póź­niej jed­nak przy­zna­no (kolej­na dez­in­for­ma­cja), że Eker­ling opusz­cza wła­śnie Pol­skę przez Szcze­cin. W rze­czy­wi­sto­ści usi­ło­wał prze­kro­czyć gra­ni­cę na połu­dniu kra­ju, ale Pia­sec­ki dowie­dział się w porę praw­dy i zmu­sił zastęp­cę pro­ku­ra­to­ra gene­ral­ne­go do zatrzy­ma­nia Eker­lin­ga na przej­ściu gra­nicz­nym w Zebrzy­do­wi­cach. A gdy uda­ło się go wresz­cie prze­słu­chać, co mia­ło miej­sce po bli­sko roku, 1 kwiet­nia 1958 roku, bez­ce­re­mo­nial­nie powie­dział śled­czym: „Bar­dziej niż was boję się tych, któ­rzy uży­li mojej tak­sów­ki” (Mar­ta Tych­ma­no­wicz – Poli­tycz­ny mord rytu­al­ny?). W tym cza­sie zdo­łał już odzy­skać pra­cę w Miej­skim Przed­siębiorstwie Tak­sów­ko­wym i otrzy­mać przy­dział na mieszkanie.

Uda­rem­nie­nie wyjaz­du Eker­lin­ga nicze­go nie zmie­ni­ło. Spra­wę posta­wie­nia przed sądem pory­wa­czy nadal ­sabo­to­wa­ły orga­na ści­ga­nia, któ­re zaczę­ły teraz nisz­czyć dowo­dy przestęp­stwa. Podob­no „przy­pad­ko­wo” ska­so­wa­no taśmę, na któ­rej rodzi­na zare­je­stro­wa­ła pierw­szą roz­mo­wę tele­fo­nicz­ną z po­rywaczem. Wkrót­ce znikł w prze­dziw­ny spo­sób list kidna­perów, na któ­rym przy­pusz­czal­nie znaj­do­wa­ły się odci­ski ich pal­ców, a następ­nie pro­to­kół z pierw­szej wizji lokal­nej, w któ­rej bra­li udział naj­waż­niej­si świad­ko­wie. W kolej­nych wizjach lokal­nych liczą­cych się świad­ków pomi­ja­no, a inni otrzy­my­wa­li tele­fo­ny z pogróż­ka­mi. Spraw­cy porwa­nia nie żar­to­wa­li. W sierp­niu 1957 roku zamor­do­wa­no w tajem­ni­czych oko­licz­no­ściach Fran­cisz­ka Goca, któ­ry miesz­kał naprze­ciw­ko gma­chu sądów, czy­li w pobli­żu miej­sca, gdzie zakoń­czy­ła tra­sę tak­sów­ka, a pół­to­ra roku póź­niej odna­le­zio­no cia­ło Boh­da­na. Tak­że mat­ka Woj­cie­cha Szczę­sne­go otrzy­my­wa­ła tele­fo­ny z po­gróżkami, a on sam został pobi­ty przez nie­zna­nych spraw­ców pod drzwia­mi swo­je­go domu. Zaszczu­ty przez ube­cję chło­pak pró­bo­wał popeł­nić samo­bój­stwo, a rodzi­ce – w oba­wie przed zemstą władz za wcze­śniej­sze zezna­nia – prze­nie­śli go do in­nego liceum.

Kie­dy w grud­niu 1958 roku odkry­to zwło­ki porwa­ne­go chłop­ca, oka­za­ło się, że znaj­do­wa­ły się one w piw­ni­cy budyn­ku zamiesz­ka­ne­go przez przy­ja­cie­la Eker­lin­ga – Jana Kossowskie­go, któ­ry w chwi­li porwa­nia pra­co­wał w mili­cji. Miesz­ka­nie, gdzie przy­pusz­czal­nie doko­na­no zabój­stwa, nale­ża­ło do dzia­łu gospo­dar­cze­go sto­łecz­nej Komen­dy Miej­skiej MO. Po porwa­niu Boh­da­na Kos­sow­ski wystą­pił z mili­cji, a jesie­nią 1957 roku wyje­chał do Izra­ela. Do Izra­ela bądź Austrii wyje­cha­ło tak­że kil­ku innych funk­cjo­na­riu­szy MO i UB, któ­rzy miesz­ka­li w po­bliżu miejsc, gdzie znaj­do­wa­no infor­ma­cje od pory­wa­czy. Ich nazwi­ska zna­ne były śled­czym z zare­kwi­ro­wa­ne­go pod­czas prze­słu­cha­nia note­su Eker­lin­ga – Zyg­munt Rodzi­wicz, Ber­nard Szew­czyk, J. Toruń­czyk i J. Kostań­ski (w przy­pad­ku dwóch ostat­nich zapi­sa­no tyl­ko pierw­sze lite­ry imion). Orga­na ściga­nia nie tyl­ko nie pró­bo­wa­ły zatrzy­mać ich w kra­ju, ale nawet przesłuchać.

Oglę­dzi­ny cia­ła Boh­da­na, zna­le­zio­ne­go przy­pad­ko­wo przez robot­ni­ków w schro­nie prze­ciw­lot­ni­czym, w piw­ni­cach budyn­ku przy alei Świer­czew­skie­go 82a, pozwo­li­ły okre­ślić z dużą dozą praw­do­po­do­bień­stwa, że został on zamor­do­wa­ny już w dniu porwa­nia. Pod­czas prze­glą­du tech­nicz­ne­go sani­ta­ria­tów robot­ni­cy natknę­li się na zabi­te gwoź­dzia­mi drzwi do ubi­ka­cji. Kie­dy je wywa­ży­li, z prze­ra­że­niem zoba­czy­li zwło­ki wyso­kie­go chłop­ca z wbi­tym w ser­ce szty­le­tem i roz­bi­tą czasz­ką. W gło­wę, ser­ce i żołą­dek wbi­to gwoź­dzie, co nasu­wa­ło sko­ja­rze­nia ze zbrod­nią rytu­al­ną. Wokół leża­ły roz­rzu­co­ne szkol­ne książ­ki i zeszy­ty. W rapor­cie mili­cyj­nym zano­to­wa­no: „W piw­ni­cach budyn­ku pod deli­ka­te­sa­mi vis-à-vis sądów zna­le­zio­no mar­twego chłop­ca z nożem w pier­si w pozy­cji sie­dzą­cej, opar­te­go o miskę klo­ze­to­wą”. Na miej­sce zbrod­ni wezwa­no Bole­sła­wa Pia­sec­kie­go, któ­ry stwier­dził ponad wszel­ką wąt­pli­wość, że jest to cia­ło jego pier­wo­rod­ne­go syna. Śmierć nastą­pi­ła wsku­tek ude­rze­nia cięż­kim narzę­dziem w tył gło­wy, któ­rym został ogłu­szony, a następ­nie prze­bi­cia klat­ki pier­sio­wej nożem uży­wa­nym przez koman­do­sów oraz funk­cjo­na­riu­szy komu­ni­stycz­nych służb specjalnych.

Odna­le­zie­nie cia­ła Boh­da­na wca­le nie zmie­ni­ło nasta­wie­nia orga­nów ści­ga­nia do spra­wy ujaw­nie­nia spraw­ców. Wpraw­dzie po licz­nych inter­wen­cjach Pia­sec­kie­go, we wrze­śniu 1959 roku Pro­ku­ra­tu­ra Woje­wódz­ka w War­sza­wie wysto­so­wa­ła akt oskar­żenia prze­ciw­ko Eker­lin­go­wi, ale do roz­pra­wy nigdy nie do­szło. Na kil­ka dni przed pla­no­wa­nym ter­mi­nem pierw­sze­go posie­dze­nia pro­ku­ra­tu­ra wyco­fa­ła akt oskar­że­nia. Według ofi­cjalnego uza­sad­nie­nia powo­dem mia­ły być jako­by nowe oko­liczności, któ­re wyszły na jaw, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści decy­zja ta zapa­dła pod naci­skiem wpły­wo­wych osób z frak­cji puław­skiej. Eker­ling został zwol­nio­ny z aresz­tu tymczasowe­go i mógł odtąd cie­szyć się niczym nie­za­kłó­co­nym spo­ko­jem, aż do śmier­ci w 1977 roku. Pia­sec­ki do koń­ca życia usi­ło­wał szu­kać spra­wie­dli­wo­ści w pol­skich sądach i dopro­wa­dzić do wzno­wie­nia śledz­twa. Po odsu­nię­ciu Anto­nie­go Alste­ra od wła­dzy w 1961 roku, po tym jak frak­cja pod przy­wódz­twem Mie­czy­sła­wa Mocza­ra oka­za­ła się bar­dziej wpły­wo­wa w par­tii, wyda­wa­ło się, że spra­wa powró­ci na wokan­dę. Tym­cza­sem dzia­ła­nia pro­ku­ra­tu­ry wciąż były pozo­ro­wa­ne. Wpraw­dzie licz­ba osób podej­rza­nych, prze­słu­chi­wa­nych lub pod­słu­chi­wa­nych się­ga­ła wie­lu tysię­cy, ale ci, któ­rym nale­ża­ło posta­wić zarzu­ty, pozo­sta­li bezkarni.

Kolej­nym prze­ło­mem mógł­by oka­zać się rok 1968, kie­dy Gomuł­ka i gru­pa poli­ty­ków na cze­le z Mocza­rem rozpoczę­ła anty­se­mic­ką histe­rię. Zapew­ne dla­te­go pod­czas wyda­rzeń mar­co­wych 1968 roku przy­wód­ca PAX‑u wraz z całym Stowa­rzyszeniem popie­rał nagon­kę prze­ciw­ko Żydom. O wyjaśnie­nie spra­wy porwa­nia i zabój­stwa Boh­da­na ape­lo­wał wów­czas w prze­mó­wie­niu sej­mo­wym bli­ski współ­pra­cow­nik Piaseckie­go Ryszard Reiff. Pia­sec­ki usi­ło­wał oso­bi­ście nakło­nić Mocza­ra do popar­cia w spra­wie wsz­czę­cia śledz­twa (przy­pusz­czal­nie od nie­go i od ludzi z nim zwią­za­nych czer­pał infor­ma­cje na temat spraw­ców porwa­nia i zabój­stwa). Wszyst­kie działa­nia oka­za­ły się bez­sku­tecz­ne. W 1977 roku prze­wod­ni­czą­cy PAX‑u roz­ma­wiał w tej spra­wie z Edwar­dem Gier­kiem. Aż do śmier­ci w 1979 roku był bowiem prze­ko­na­ny, że za zabój­stwem syna sto­ją funk­cjo­na­riu­sze SB żydow­skie­go pochodze­nia. Po śmier­ci ojca wie­lo­krot­nie wła­dze moni­to­wał młod­szy brat Boh­da­na – Jaro­sław (Bole­sław Pia­sec­ki miał dwóch synów z pierw­szą żoną – Hali­ną, łącz­nicz­ką, któ­ra zgi­nę­ła w powsta­niu war­szaw­skim, oraz pię­cio­ro dzie­ci z dru­gie­go mał­żeństwa). Trwa­ją­ce naj­dłu­żej w histo­rii PRL‑u śledz­two zosta­ło osta­tecz­nie umo­rzo­ne w 1982 roku. Posta­no­wie­nie to pod­ję­to z powo­du upły­nię­cia 25-let­nie­go okre­su, po któ­rym następu­je przedaw­nie­nie. W listo­pa­dzie 1984 roku Jaro­sław Pia­sec­ki zwró­cił się listow­nie o pomoc we wzno­wie­niu śledz­twa do peł­niącego wów­czas funk­cję pre­mie­ra Woj­cie­cha Jaru­zel­skie­go, porów­nu­jąc upro­wa­dze­nie i śmierć bra­ta do zabój­stwa księ­dza Jerze­go Popie­łusz­ki. W stycz­niu następ­ne­go roku otrzy­mał odpo­wiedź odmowną.

Pośród wie­lu zaga­dek zwią­za­nych z zabój­stwem oraz niedo­puszczeniem przez ludzi z apa­ra­tu wła­dzy do pro­ce­su spraw­ców tej powszech­nie zna­nej i sze­ro­ko komen­to­wa­nej przez pol­skie spo­łe­czeń­stwo zbrod­ni rodzi się pyta­nie: dla­cze­go ­Pia­sec­kie­mu nie uda­ło się skło­nić poli­tycz­ne­go sojusz­ni­ka – Mocza­ra – do wyja­śnie­nia spra­wy w sądzie? Zda­niem Antonie­go Dud­ka, auto­ra książ­ki Śla­dy PeeRe­Lu, „o pogrze­ba­niu śledz­twa zade­cy­do­wa­ła oba­wa przed skan­da­lem i kom­pro­mi­ta­cją MSW jako insty­tu­cji. Kom­pro­mi­ta­cją porów­ny­wal­ną z tą, jaka nastą­pi­ła w latach 80. za spra­wą śmier­ci ks. Jerze­go Popiełusz­ki”. Pod­czas anty­se­mic­kiej nagon­ki roz­pę­ta­nej przez Gomuł­kę w mar­cu 1968 roku (I sekre­tarz KC PZPR uży­wał okre­śle­nia anty­sy­jo­nizm) wyda­wa­ło się, że w tej atmos­fe­rze świa­tło dzien­ne ujrzy wresz­cie spra­wa upro­wa­dze­nia i zabój­stwa Boh­da­na. Lecz widocz­nie wymo­wa tej zbrod­ni, a zwłasz­cza udział w niej ludzi z MSW, sta­ły się dla decy­den­tów z PRL‑u groź­niej­sze niż zda­wa­ło­by się logicz­na w pro­wa­dzo­nej wła­śnie bata­lii propa­gandowej chęć ujaw­nie­nia sprawców.

Wśród hipo­tez doty­czą­cych moty­wu zbrod­ni Peter Raina – któ­ry podob­nie jak więk­szość histo­ry­ków opo­wia­da się za wer­sją odwe­tu – wska­zu­je na orga­ni­za­cję „Neka­ma” (Zemsta), utwo­rzo­ną podob­no w 1944 roku w Lubli­nie przez par­ty­zan­tów żydow­skich, w tym m.in. przez Szy­mo­na Wie­sen­tha­la, tropią­cego po II woj­nie świa­to­wej spraw­ców mor­dów na Żydach. Nie ma na to jed­nak żad­nych dowo­dów. Więk­szość bada­czy powo­jen­nej histo­rii Pol­ski przy­chy­la się raczej do wer­sji odwe­tu, ale wyko­na­ne­go na zle­ce­nie poli­ty­ków z krę­gu „puła­wian”. Wszyst­ko dzia­ło się bowiem w gorą­cym okre­sie popaździer­nikowym, gdy na prze­ło­mie 1956 i 1957 roku nie powio­dło się im wyeli­mi­no­wa­nie prze­wod­ni­czą­ce­go PAX‑u z gry poli­tycznej. Część z nich, w oba­wie przed odpo­wie­dzial­no­ścią za zbrod­ni­czą powo­jen­ną dzia­łal­ność w bez­pie­ce, kie­dy tysią­ce AK-owców ska­zy­wa­no na śmierć bądź dłu­go­let­nie wię­zie­nie, pla­no­wa­ła wyjazd do Izra­ela. Nasi­li­ło się to zwłasz­cza po re­dukcjach w MSW, któ­re nastą­pi­ły w 1956 roku. Przed wyjaz­dem posta­no­wi­li się zemścić, jeśli nie na samym Pia­sec­kim, któ­ry znaj­do­wał się poza zasię­giem ich moż­li­wo­ści (przewod­niczący PAX‑u był nie tyl­ko dobrze strze­żo­ny, lecz tak­że miał poli­tycz­ne umo­co­wa­nie w Moskwie), to na jego naj­bliż­szych. Stąd uza­sad­nio­ne wyda­je się porów­na­nie z mafij­ną wen­de­tą, któ­ra dzia­ła w nastę­pu­ją­cy spo­sób – jeśli nie moż­na zabić prze­ciwnika, nale­ży zemścić się na jego rodzi­nie. Zabój­stwo synów puł­kow­ni­ka Ryszar­da Kukliń­skie­go na tere­nie USA (w jed­nym przy­pad­ku upo­zo­ro­wa­no wypa­dek, w dru­gim doszło do za­ginięcia i do dziś nie odna­le­zio­no cia­ła) to zresz­tą podob­ny schemat.

Nie tyl­ko okru­cień­stwo, z jakim doko­na­no zbrod­ni na nie­winnym chłop­cu, lecz tak­że psy­chicz­ne mal­tre­to­wa­nie ojca, któ­ry prze­ży­wał kosz­mar pod­czas bli­sko dwu­let­nie­go okre­su, kie­dy nie­zna­ny był los porwa­ne­go Boh­da­na, mia­ło sta­no­wić karę za przed­wo­jen­ne poglą­dy i powo­jen­ną dzia­łal­ność po­lityczną. Nie dość, że Pia­sec­ki nie był w sta­nie dopro­wa­dzić do ukoń­cze­nia śledz­twa ani roz­po­czę­cia sądo­we­go pro­ce­su z powo­du blo­ka­dy przez wyso­ko posta­wio­nych zleceniodaw­ców zabój­stwa, to jesz­cze przez cały ten okres zgła­sza­li się wszel­kiej maści nacią­ga­cze i afe­rzy­ści. Za pie­nią­dze bądź inne korzy­ści ofe­ro­wa­li „pomoc” w odna­le­zie­niu syna. Cho­dzi­ło zatem o psy­chicz­ne znisz­cze­nie opo­nen­ta i wyłą­cze­nie go z gry o wła­dzę. Inne hipo­te­zy i teo­rie spi­sko­we na temat tej zbrod­ni wyda­ją się mało praw­do­po­dob­ne bądź wręcz absur­dal­ne. O upro­wa­dze­nie i zabój­stwo Boh­da­na posą­dza­no agen­tów ob­cego wywia­du, kid­na­pe­rów żąd­nych oku­pu, a ­nawet… ­same­go ojca, któ­ry jako­by miał wywieźć syna z kra­ju do mat­ki za gra­nicę. Tym­cza­sem Hali­na Pia­sec­ka nie żyła już od trzy­na­stu lat! Takie sen­sa­cje uka­za­ły się w arty­ku­le Zagad­ka cichej ulicz­ki, opu­bli­ko­wa­nym w lutym 1957 roku na łamach tygo­dni­ka „Do­okoła Świa­ta”. A auto­ra­mi byli: Leszek Moczul­ski, póź­niej­szy zało­ży­ciel KPN, Zdzi­sław Sza­kie­wicz i Jerzy Woy­dył­ło. Za ty­godnikiem dez­in­for­ma­cję poda­no bez­myśl­nie bądź celo­wo na falach Radia Wol­na Europa.

W 2006 roku Ewa Win­nic­ka w repor­ta­żu Bez lito­ści zamiesz­czonym w „Poli­ty­ce” przy­to­czy­ła infor­ma­cje na temat zbrod­ni zawar­te w arty­ku­le Zabój­cy syna poli­ty­ka pol­skie­go żyją w Izra­elu, opu­bli­ko­wa­nym w wycho­dzą­cym w Tel Awi­wie tygo­dni­ku „Maariv” z 13 mar­ca 1966 roku (tekst został prze­dru­ko­wa­ny następ­ne­go dnia w uka­zu­ją­cym się w Izra­elu pol­sko­ję­zycz­nym dzien­ni­ku „Nowi­ny-Kurier”). Według poda­nej tam infor­ma­cji, w 1966 roku Pia­sec­ki miał otrzy­mać od Mocza­ra pismo na temat wzno­wie­nia śledz­twa wraz z wia­do­mo­ścią, że Boh­dan „został zamor­do­wa­ny przez dwóch Żydów, któ­rzy pracowa­li daw­niej jako kie­row­cy w pol­skiej służ­bie bez­pie­czeń­stwa”. Podob­no w poło­wie lat 60. w Tel Awi­wie, w roz­mo­wie ze Sta­nisławem Cichoc­kim, synem jed­ne­go z przy­wód­ców przed­wojennej KPP, miesz­ka­ją­cy w Izra­elu dwaj byli pra­cow­ni­cy SB mie­li przy­znać się do porwa­nia, zazna­cza­jąc, że nie było ono wcze­śniej pla­no­wa­ne. We wspo­mnia­nym arty­ku­le napi­sa­no, że „spraw­cy posta­no­wi­li pomścić żydow­skie ofia­ry poprzez zabi­cie syna Pia­sec­kie­go”. I ta wer­sja wyda­je się naj­bar­dziej praw­do­po­dob­na. Zda­niem Pio­tra Zycho­wi­cza, auto­ra artyku­łu Mor­der­cy Boh­da­na ucho­dzą, opu­bli­ko­wa­ne­go w „Rzeczpo­spolitej”, upro­wa­dzi­li i zamor­do­wa­li chłop­ca – funk­cjo­na­riusz SB Ste­fan Łazor­czyk i przy­ja­ciel rodzi­ny Igna­ce­go Eker­lin­ga, miesz­ka­ją­cy w Łodzi i noto­wa­ny już przez mili­cję prze­stęp­ca Michał Bar­kow­ski vel Robert Kal­man. Być może w przyszło­ści pozna­my per­so­na­lia spraw­ców zbrod­ni, co nie zmie­ni już fak­tu, że była ona jed­ną z naj­pil­niej strze­żo­nych przez wła­dze komu­ni­stycz­ne oraz pod­le­gły im wymiar spra­wie­dli­wo­ści tajemnic.

JUŻ W SPRZEDAŻY!

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy