Zapowiedzi

Stranger Things: Mroczne umysły – przedpremierowy fragment książki!

Stran­ger Things. Mrocz­ne umy­sły to pierw­szy powie­ścio­wy pre­qu­el popu­lar­ne­go na świe­cie seria­lu od Net­flix. Dzię­ki uprzej­mo­ści wydaw­nic­twa Porad­nia K publi­ku­je­my Wam przed­pre­mie­ro­wo frag­ment książ­ki. Powieść tra­fi do księ­garń 24 kwietnia.

Zanim poja­wił się Demogorgon
Jesz­cze nim przy­był Łupież­ca Umysłów
Strach miał ludz­ką twarz

Tajem­ni­cze labo­ra­to­rium. Sza­lo­ny nauko­wiec. Taj­na rzą­do­wa operacja.
Jeże­li sądzisz, że wiesz już wszyst­ko o pocho­dze­niu Jede­nast­ki i jej nad­na­tu­ral­nych mocy, przy­go­tuj się na nie­ma­łe zasko­cze­nie, bo ta książ­ka wywró­ci wszyst­ko na Dru­gą Stro­nę! Powie­ścio­wy pre­qu­el seria­lu opo­wia­da wstrzą­sa­ją­cą histo­rię mat­ki Nast­ki. Książ­ka jest pierw­szą powie­ścią towa­rzy­szą­cą popu­lar­ne­mu seria­lo­wi Netflixa.

Wio­sna, 1969 rok. Ter­ry Ives wie­dzie spo­koj­ne życie w małym mia­stecz­ku Haw­kins w sta­nie India­na, w któ­rym czas zda­je się pły­nąć wol­niej, a wyda­rze­nia zwią­za­ne z woj­ną w Wiet­na­mie rzu­ca­ją jedy­nie sła­by cień na codzien­ność. Kie­dy ambit­na dziew­czy­na dowia­du­je się o waż­nym dla kra­ju rzą­do­wym eks­pe­ry­men­cie MKULTRA, pro­wa­dzo­nym w miej­sco­wym labo­ra­to­rium, nie chce pozo­stać bier­na i decy­du­je się wziąć w nim udział. Pozor­nie nie­zna­czą­ca decy­zja zmie­nia jej życie raz na zawsze.

Nie­ozna­ko­wa­ne samo­cho­dy, ukry­te w samym środ­ku lasu labo­ra­to­rium, zim­ni, mil­czą­cy leka­rze i zmie­nia­ją­ce postrze­ga­nie środ­ki psy­cho­de­licz­ne, poda­wa­ne pacjen­tom pod okiem tajem­ni­cze­go dok­to­ra Bren­ne­ra, wzbu­dza­ją podejrz­li­wość Ter­ry. Wraz z trój­ką innych pacjen­tów pró­bu­je odkryć, co tak napraw­dę kry­je się za taj­nym rzą­do­wym bada­niem. Nie zda­je sobie spra­wy, jak wiel­kiej i zło­wro­giej tajem­ni­cy doty­ka oraz jak wyso­ką cenę przyj­dzie jej za to zapłacić. 

Cze­go tak napraw­dę chce dok­tor Bren­ner? Cze­mu ma słu­żyć sil­niej­sze niż nar­ko­tycz­ne odu­rza­nie pacjen­tów i wpro­wa­dza­nie ich w otę­pie­nie?  I naj­waż­niej­sze – co w labo­ra­to­rium robi bez­i­mien­na dziew­czyn­ka o nad­na­tu­ral­nych mocach?

Ter­ry roz­po­czy­na wal­kę – wal­kę, w któ­rej polem bitwy jest jej wła­sny umysł.

oddy­chaj
sło­necz­nik
tęcza
trzy w prawo
czte­ry w lewo
czte­ry­sta pięćdziesiąt

Pro­log

Lipiec 1969
Pań­stwo­we Labo­ra­to­rium Hawkins
Haw­kins, Indiana

Męż­czy­zna jechał nie­ska­zi­tel­nie lśnią­cym samo­cho­dem po pła­skiej dro­dze sta­nu India­na. Kie­dy dotarł do bra­my z meta­lo­wej siat­ki z napi­sem “Nie­upo­waż­nio­nym wstęp wzbro­nio­ny”, zwol­nił. Czu­wa­ją­cy przy niej straż­nik zer­k­nął przez okno, spraw­dził tabli­cę reje­stra­cyj­ną i gestem naka­zał mu jechać dalej.
W labo­ra­to­rium naj­wy­raź­niej już go ocze­ki­wa­no. Może nawet wysłu­cha­li szcze­gó­ło­wych pole­ceń i zgod­nie ze wska­zów­ka­mi przy­go­to­wa­li to nowe kró­le­stwo na jego przybycie.
Kie­dy dotarł do następ­nej bud­ki war­tow­ni­czej, opu­ścił szy­bę, wrę­cza­jąc doku­men­ty żoł­nie­rzo­wi z ochro­ny. Męż­czy­zna uważ­nie obej­rzał pra­wo jaz­dy, ani razu nie patrząc mu w oczy. Ludziom czę­sto się to zdarzało.
On sam zawsze z wiel­ką uwa­gą przy­glą­dał się każ­dej nowej oso­bie, przy­naj­mniej z począt­ku – doko­nu­jąc oce­ny szyb­kiej jak myśl, kata­lo­gu­jąc: płeć, wzrost, waga, rasa. Na pod­sta­wie tych danych sza­co­wał inte­li­gen­cję i wresz­cie, co naj­waż­niej­sze, domyśl­ny poten­cjał. Po tej ostat­niej oce­nie nie­mal wszy­scy prze­sta­wa­li go inte­re­so­wać. Ale nigdy się nie pod­da­wał. Patrze­nie, oce­nia­nie, sta­no­wi­ło jego dru­gą natu­rę i nie­zwy­kle istot­ny ele­ment pra­cy. Więk­szość ludzi nie budzi­ła w nim zain­te­re­so­wa­nie, ale ci, któ­rzy budzi­li… To wła­śnie dla nich się tu znalazł.
Żoł­nie­rza łatwo było skla­sy­fi­ko­wać: męż­czy­zna, metr sie­dem­dzie­siąt pięć, dzie­więć­dzie­siąt kilo, bia­ły, śred­nia inte­li­gen­cja, poten­cjał… wypeł­nio­ny sie­dze­niem w bud­ce war­tow­ni­czej i spraw­dza­niem doku­men­tów, z wiszą­cą na bio­drze bro­nią krót­ką, któ­rej zapew­ne nigdy nie użyje.
– Pan Mar­tin Bren­ner. Witam – rzekł w koń­cu i mru­żąc oczy porów­nał zdję­cie na pla­sti­ko­wej kar­cie z sie­dzą­cym w wozie człowiekiem.
Zabaw­ne, że w doku­men­cie zawar­to część infor­ma­cji, któ­re chciał­by poznać Bren­ner, gdy­by spo­glą­dał na sie­bie: męż­czy­zna, sto osiem­dzie­siąt dwa cen­ty­me­try, dzie­więć­dzie­siąt pięć kilo, bia­ły. Resz­ta: ilo­raz inte­li­gen­cji na pozio­mie geniu­sza, poten­cjał… nieograniczony.
– Uprze­dzo­no nas o pań­skim przy­by­ciu – dodał żołnierz.
– O pań­skim przy­by­ciu, dok­to­rze Bren­ner – popra­wił łagod­nie mężczyzna.
Spoj­rze­nie zmru­żo­nych oczu, któ­re nie patrzy­ły wprost na nie­go, powę­dro­wa­ło na tyl­ne sie­dze­nie ku pię­cio­let­niej Ósem­ce, uczest­nicz­ce badań. Ósem­ka spa­ła sku­lo­na przy drzwiach. Zaci­śnię­te w pię­ści dło­nie wsu­nę­ła pod drob­ny pod­bró­dek. Bren­ner wolał sam zająć się jej trans­por­tem do nowe­go ośrodka.
– Tak, dok­to­rze Bren­ner. A kim jest dziew­czyn­ka? Pań­ską córką?
W gło­sie war­tow­ni­ka sły­chać było wyraź­ne powąt­pie­wa­nie. Skó­ra Ósem­ki mia­ła bar­wę ciem­ne­go maho­niu, kon­tra­stu­ją­cą z mlecz­no­bia­łą cerą Bren­ne­ra. Oczy­wi­ście mógł wyja­śnić, że to nic nie zna­czy, ale uznał, że to nie spra­wa straż­ni­ka, a poza tym tam­ten się nie mylił. Bren­ner nie był niczy­im ojcem. Przy­bra­nym, owszem.
(…)
Gdy wysiadł i poszedł do drzwi z dru­giej stro­ny, Ósem­ka wciąż spa­ła. Otwo­rzył powo­li, pod­trzy­mu­jąc jej ple­cy, by nie wypa­dła na par­king. Przed podró­żą podał jej dla bez­pie­czeń­stwa środ­ki nasen­ne. Była zbyt waż­nym zaso­bem, by pozo­sta­wiać ją w rękach innych. Jak dotąd zdol­no­ści innych obiek­tów oka­za­ły się… rozczarowujące.
– Ósem­ko – przy­kuc­nął przy sie­dze­niu i deli­kat­nie potrzą­snął jej ramieniem.
Dziew­czyn­ka pokrę­ci­ła gło­wą, nie otwie­ra­jąc oczu.
– Kali – wymamrotała.
Tak napraw­dę mia­ła na imię. Upie­ra­ła się przy nim. Zwy­kle nie pozwa­lał jej na to, ale dzi­siaj był wyjąt­ko­wy dzień.
– Kali, obudź się – rzu­cił. – Jesteś w domu.
Zamru­ga­ła, w jej oczach roz­bły­sły ogni­ki. Źle go zrozumiała.
– Two­im nowym domu – dodał.
Ogni­ki przygasły.
– Spodo­ba ci się tutaj. – Pomógł małej usiąść i gestem wezwał do sie­bie. Wycią­gnął rękę. – Teraz tatuś chce, żebyś poszła sama, jak duża dziew­czyn­ka. Potem znów możesz się położyć.
W koń­cu się­gnę­ła ku nie­mu, wsu­wa­jąc mu w pal­ce drob­ną dłoń.

(…)

Roz­dział pierwszy
Zwy­kłe badanie

Lipiec 1969
Blo­oming­ton, Indiana

1.
(…)
Ter­ry z powro­tem usia­dła Andrew na kola­nach i zaczę­ła słuchać.
Współ­lo­ka­tor­ka wyma­chi­wa­ła rękami.
– I ten szczur labo­ra­to­ryj­ny zapła­cił mi pięt­na­ście dolców.
– Pięt­na­ście dolców? – to zain­te­re­so­wa­ło Ter­ry. – Za co?
– Za eks­pe­ry­ment psy­cho­lo­gicz­ny, do któ­re­go się zgło­si­łam. – Sta­cey usa­do­wi­ła się pośrod­ku pod­ło­gi naprze­ciw Ter­ry. – Wiem, wyglą­da to faj­nie, ale potem… – Zawie­si­ła głos i zadrżała.
– Potem co? – Ter­ry pochy­li­ła się naprzód. W koń­cu otwo­rzy­ła pusz­kę i pocią­gnę­ła łyk. Andrew objął ją moc­no w pasie, żeby nie spadła.
– Tu wła­śnie robi się dziw­nie. – Sta­cey pró­bo­wa­ła przy­gła­dzić kucyk i przy­pad­kiem go roz­wią­za­ła. W migo­tli­wym bla­sku czar­no-bia­łe­go ekra­nu jej twarz, oto­czo­na dzi­ką burzą krę­co­nych wło­sów, przy­bra­ła nagle udrę­czo­ny wyraz. – Zapro­wa­dził mnie do ciem­ne­go pomiesz­cze­nia. Stał tam wózek, kazał mi się położyć.
– Uch-och, chy­ba wiem, za co wybu­lił pięt­na­ście dolców – wtrą­cił Dave.
Zarów­no Sta­cey, jak i Ter­ry posła­ły mu nie­przy­chyl­ne spoj­rze­nia, Andrew nato­miast wybuch­nął śmie­chem. Jak to face­ci. Uwa­ża­ją, że są tacy zabawni.
– Mów dalej – Ter­ry wywró­ci­ła ocza­mi. – I co się stało?
– Zro­bił mi peł­ne bada­nie, tęt­no, osłu­chał ser­ce. Miał notat­nik, w któ­rym wszyst­ko zapi­sy­wał. A potem… – Sta­cey pokrę­ci­ła gło­wą. – To będzie brzmia­ło wariac­ko, ale zro­bił mi zastrzyk i wci­snął jakąś tablet­kę pod język, żeby się roz­pu­ści­ła. Po jakimś cza­sie zaczął mi zada­wać dzi­wacz­ne pytania.
– Jakie pyta­nia? – Ter­ry słu­cha­ła zafa­scy­no­wa­na. Cze­mu, do dia­bła, ktoś miał­by pła­cić Sta­cey pięt­na­ście dolców za coś takie­go? I to w laboratorium?
– Nie pamię­tam. Wiem tyl­ko, że odpo­wia­da­łam, a i to jak przez mgłę. Cokol­wiek mi dali, to było jak­bym łyk­nę­ła naj­gor­sze­go kwa­su w histo­rii. Serio. Potem… nie czu­łam się dobrze.
– To było w pią­tek? – dopy­ty­wa­ła Ter­ry. – Dla­cze­go wcze­śniej nic nie wspomniałaś?
Sta­cey odwró­ci­ła gło­wę, żeby spoj­rzeć na Wal­te­ra Cronkite’a.
– Chy­ba potrze­bo­wa­łam paru dni, żeby w ogó­le to ogar­nąć – wzru­szy­ła ramio­na­mi. – Nie wró­cę tam.
– Chwi­la! – Andrew nachy­lił się, wysta­wia­jąc gło­wę nad ramie­niem Ter­ry. – Chcie­li, żebyś tam wróciła?
– Pięt­na­ście dolców za sesję. Ale wierz mi, nie warto.
– Mówi­li, po co to robią? – spy­ta­ła Terry.
– Nie. I teraz nigdy się już nie dowiem.
Andrew patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Ja to zro­bię. Za taką kasę mogę łyk­nąć zły kwas. To nasz czynsz za mie­siąc. Łatwizna!
Sta­cey skrzy­wi­ła się.
– Rodzi­ce opła­ca­ją ci czynsz, a oni szu­ka­ją tyl­ko kobiet.
– A nie mówi­łem? Za to wła­śnie pła­cą – wtrą­cił Dave.
Sta­cey rzu­ci­ła w nie­go podusz­ką. Uchy­lił się.
– Ja to zro­bię – oznaj­mi­ła Terry.
– Uch-och – mruk­nął Andrew. – To ona, Dziew­czy­na, Któ­ra Zmie­ni Świat, zgła­sza się na służbę.
– Po pro­stu jestem cie­ka­wa – skrzy­wi­ła się do nie­go. – I wca­le nie o to chodzi.

(…)
Gwen­da Bond – Stran­ger Things: Mrocz­ne umysły

Tłu­ma­cze­nie z języ­ka angiel­skie­go: Pau­li­na Braiter

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy