Ciekawostki

Uwaga, niektóre książki mogą zabijać!

Ide­al­ny­mi kan­dy­da­ta­mi na zabój­ców są oso­by nie­po­zor­ne, ciche, nie­zwra­ca­ją­ce na sie­bie uwa­gi, jed­nost­ki, o któ­rych nikt by nie pomy­ślał: patrz, wyglą­da jak typo­wy mor­der­ca. Dla­te­go zawsze tak wiel­kim zasko­cze­niem jest, kie­dy oka­zu­je się, że ten spo­koj­ny mło­dzie­niec z sąsiedz­twa z ujmu­ją­cym zami­ło­wa­niem do bota­ni­ki otruł całą swo­ją rodzi­nę eks­trak­tem z jakiejś egzo­tycz­nej rośli­ny. Tak samo o bycie śmier­tel­nie nie­bez­piecz­nym nikt nie podej­rze­wał­by książ­ki. A jednak.

Zupeł­nie przy­pad­kiem duń­scy naukow­cy odkry­li, że trzy wolu­mi­ny znaj­du­ją­ce się w zbio­rach Uni­wer­sy­te­tu Połu­dnio­wej Danii są tru­ją­ce. Oka­za­ło się, że okład­ki tych pocho­dzą­cych z XVI i XVII wie­ku publi­ka­cji zawie­ra­ją duże ilo­ści arsze­ni­ku. Jak doszło do tego odkry­cia? I skąd ten arszenik?

Otóż w XVI i XVII wie­ku do opra­wia­nia ksią­żek czę­sto uży­wa­no sta­rych śre­dnio­wiecz­nych, a nawet jesz­cze star­szych manu­skryp­tów. Taki, wie­cie, recy­kling. Duń­czy­cy odkry­li, że okład­ki trzech rze­czo­nych tomów skła­da­ją się ze śre­dnio­wiecz­nych tek­stów doty­czą­cych pra­wa rzym­skie­go i kano­nicz­ne­go. Nie­ste­ty odcy­fro­wa­nie poten­cjal­nie inte­re­su­ją­cej zawar­to­ści oka­za­ło się być utrud­nio­ne przez gru­bą war­stwę zie­lo­nej far­by pokry­wa­ją­cej opra­wę. Dla­te­go książ­ki zabra­no do labo­ra­to­rium, gdzie z zasto­so­wa­niem ana­liz spek­tro­me­trii XRF moż­na by było w teo­rii prze­śle­dzić ślad pier­wiast­ków skła­da­ją­cych się na tusz, a tym samym uczy­nić poszcze­gól­ne lite­ry bar­dziej czy­tel­ny­mi. W prak­ty­ce naukow­cy odkry­li nato­miast, że zie­lo­ny barw­nik pokry­wa­ją­cy książ­ki to arsze­nik – sil­nie tru­ją­ca sub­stan­cja, któ­rej tok­sycz­ność nie zani­ka z czasem.

Dziś zda­je­my sobie spra­wę ze szko­dli­wych wła­ści­wo­ści arsze­ni­ku, ale jesz­cze kil­ka wie­ków temu sub­stan­cja była powszech­nie sto­so­wa­na, np. w pro­duk­cji barw­ni­ków wła­śnie. W XIX wie­ku szcze­gól­ną popu­lar­no­ścią cie­szył się pig­ment nazy­wa­ny zie­le­nią pary­ską, któ­ry w zależ­no­ści od wiel­ko­ści gra­nu­la­tu przy­bie­rał róż­ne odcie­nie zie­le­ni – wszyst­kie nad­zwy­czaj nasy­co­ne. Barw­nik sto­so­wa­ny był sze­ro­ko w malar­stwie, far­bo­wa­no nim ubra­nia czy okład­ki ksią­żek. Oczy­wi­ście głów­nym skład­ni­kiem pig­men­tu był arsze­nik. Dopie­ro w dru­giej poło­wie XIX wie­ku pozna­no jego szko­dli­wy wpływ na ludz­kie życie. Arsze­nik prze­stał być sto­so­wa­ny do pro­duk­cji barw­ni­ków. Zamiast tego zaczę­to go wyko­rzy­sty­wać jako skład­nik pesty­cy­dów na farmach.

Jeśli cho­dzi o książ­ki prze­ba­da­ne na duń­skim uni­wer­sy­te­cie, sądzi się, że far­ba nie zosta­ła tu wyko­rzy­sta­na w celach este­tycz­nych, a mia­ła chro­nić rzad­kie dzie­ła przed zaku­sa­mi wszel­kie­go rodza­ju robac­twa… i naj­wy­raź­niej ludzi.

Trzy tru­ją­ce książ­ki tra­fi­ły do spe­cjal­nych odpo­wied­nio ozna­czo­nych gablot w dobrze wen­ty­lo­wa­nym pomiesz­cze­niu. Biblio­te­ka pla­nu­je jak naj­szyb­ciej zdi­gi­ta­li­zo­wać dzie­ła, żeby nie nara­żać na nie­bez­pie­czeń­stwo przy­szłych bada­czy tekstów.

źró­dło: theconversation.com

Przy­go­to­wał Oskar Grzelak

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy