Felieton

Kogo naprawdę ścigają? – Cienie dawnych grzechów to powieść pełna zwrotów akcji

Seryj­ny mor­der­ca gra­su­ją­cy po Wro­cła­wiu wła­śnie porwał kolej­ną ofia­rę. Zbrod­niarz zwa­ny Kana­la­rzem nie popeł­nia błę­dów, nie zosta­wia żad­nych śla­dów. A jed­nak tym razem ktoś go zauwa­żył – bez­dom­ny zwa­ny Księ­ciem, któ­ry w prze­szło­ści pra­co­wał w poli­cji, ma nie­zwy­kłe oko do deta­li. Daje cynk kole­gom z daw­nej „fir­my”. Ci podą­ża­ją za Kana­la­rzem, ale w pod­zie­miach coś idzie moc­no nie tak…

Oto otwar­cie powie­ści „Cie­nie daw­nych grze­chów” napi­sa­nej przez twór­czy duet Mie­czy­sła­wa Gorz­ki i Micha­ła Śmie­la­ka. Choć obaj zna­ni są przede wszyst­kim z kry­mi­na­łów i powie­ści sen­sa­cyj­nych, w tym przy­pad­ku balan­su­ją na gra­ni­cy thril­le­ra – i nie cho­dzi tu o samą postać Kana­la­rza. Fabu­ła sku­pia się przede wszyst­kim na poli­cji, a w tej – jak w rze­czy­wi­sto­ści – nie bra­ku­je paskud­nych indywiduów.

Po tym, jak na wro­cław­skiej komen­dzie docho­dzi do paskud­nych wyda­rzeń, na miej­sce odde­le­go­wa­nych zosta­je dwo­je funk­cjo­na­riu­szy z War­sza­wy. Komi­sarz Kali­na Jadec­ka sku­pia się na docho­dze­niu wewnętrz­nym, a inspek­tor Daniel Bed­narz przej­mu­je spra­wę Kana­la­rza. Choć to dwa róż­ne śledz­twa, to są ze sobą ści­śle powią­za­ne, a Jadec­ka i Bed­narz chcąc nie chcąc będą musie­li połą­czyć siły. Gwo­li wyja­śnie­nia – on chce tej współ­pra­cy nie­mal tak bar­dzo, jak ona się od niej wzbrania.

Jadec­ka zwa­na Jędzą to postać, któ­rą napraw­dę trud­no polu­bić. Wszyst­ko jej prze­szka­dza, we wszyst­kich widzi wro­gów, a jeśli ktoś jej pod­pad­nie, to goto­wa jest dłu­go szu­kać na nie­go odpo­wied­nie­go haków – w myśl: daj­cie mi czło­wie­ka, a para­graf się znaj­dzie. Jadec­ka ma też wie­le do ukry­cia i obse­syj­nie wręcz zasta­na­wia się, czy ktoś wła­śnie nie wpadł na trop jej brud­nych sekretów.

Bed­narz wyda­je się jej prze­ci­wień­stwem: poukła­da­ny, sumien­ny, rze­tel­ny i ujmu­ją­cy, ale mimo tego jest w nim pewien mrok. Czym jest spo­wo­do­wa­ny i co wła­ści­wie pró­bu­je zata­ić przed Jędzą? A może napraw­dę jest tym, za kogo się poda­je, a poli­cjant­ka zaczy­na pogrą­żać się w obłędzie?

Cie­nie daw­nych grze­chów” są peł­ne zwro­tów akcji. Gdy już wyda­je się, że wie­my coś na pew­no, auto­rzy wycią­ga­ją kolej­ne­go asa z ręka­wa. To zara­zem zale­ta powie­ści, jak i jej wada – chwi­la­mi moż­na się zasta­na­wiać, czy napraw­dę aż tyle twi­stów było tu potrzeb­nych. Mnie oso­bi­ście nie prze­szka­dza­ły, ale mam wra­że­nie, że nie­któ­re oso­by będą tak skon­stru­owa­ną fabu­łą po pro­stu zmęczone.

Powieść Gorz­ki i Śmie­la­ka dość moc­no poka­zu­je zepsu­cie pol­skiej poli­cji – moż­na w niej spo­tkać prze­mo­cow­ców i sady­stów czy oso­by skraj­nie nie­kom­pe­tent­ne. Nepo­tyzm ma się zna­ko­mi­cie, kum­ple chro­nią się nawza­jem, a od kon­fron­ta­cji z poten­cjal­nym mor­der­cą gor­sza oka­zu­je się wizja współ­pra­cy z biu­rem spraw wewnętrznych.

Dodat­ko­wo śledz­twa oka­zu­ją się skom­pli­ko­wa­ne, tro­py mylą­ce, a Jadec­ka nie może się sku­pić na pra­cy, bo cały czas sku­pia się nad tuszo­wa­niem wła­snych czy­nów oraz… lawi­ro­wa­niem mię­dzy skut­ka­mi ubocz­ny­mi leków a skut­ka­mi ich odsta­wie­nia. Jed­ne i dru­gie są napraw­dę dotkliwe.

Cie­nie daw­nych grze­chów” to zde­cy­do­wa­nie wcią­ga­ją­ca, trzy­ma­ją­ca w napię­ciu lek­tu­ra, a zna­cze­nie tytu­łu powra­cać będzie do osób czy­ta­ją­cych wie­lo­krot­nie. Czy­je bowiem grze­chy są klu­czo­we dla fabu­ły? Kana­la­rza? Jadec­kiej? Poli­cji z Wro­cła­wia? Co takie­go ukry­wa rowe­rzy­sta, któ­re­go potrą­ci­ła Jędza, a któ­ry woli wziąć winę na sie­bie niż zawia­do­mić poli­cję? Pytań przy­by­wa z każ­dą stroną.

Posta­ci z powie­ści trud­no polu­bić. Jadec­ka jest jaw­nie anty­pa­tycz­na i choć cza­sem moż­na ją zro­zu­mieć, to nie jest to ktoś, do kogo się czu­je sym­pa­tię, raczej współ­czu­cie połą­czo­ne z iry­ta­cją. Bed­narz z kolei jest ujmu­ją­cy i nie­zwy­kle kom­pe­tent­ny, ale kie­dy pew­ne frag­men­ty suge­ru­ją, że to tyl­ko poza. Tyl­ko co się za nią skry­wa? Nie­śmia­łość, pogar­da a może coś jesz­cze bar­dziej mrocznego?

Więk­sza część powie­ści moc­no trzy­ma­ła mnie w napię­ciu, tak napraw­dę mam do niej dwa zastrze­że­nia. Pierw­sze to sam finał – nie mam na myśli roz­wią­za­nia zagad­ki, tyl­ko to, że Mie­czy­sław Gorz­ka i Michał Śmie­lak posta­wi­li na zakoń­cze­nie otwar­te. Oczy­wi­ście to ich peł­ne pra­wo, moż­li­we, że to furt­ka pod kon­ty­nu­ację „Cie­ni daw­nych grze­chów”, ale czu­ję zde­cy­do­wa­ny nie­do­syt. Jak­by auto­rom zabra­kło odwa­gi, by dopi­sać jesz­cze kil­ka aka­pi­tów i przy­znać, co napraw­dę się zda­rzy­ło w samej koń­ców­ce. Takie zakoń­cze­nie bar­dziej paso­wa­ło­by jako zwień­cze­nie sezo­nu seria­lu – owszem, pozo­sta­wia wie­le pytań, ale wie­my, że gdzieś tam cze­ka odpo­wiedź i za rok czy dwa ją pozna­my. Jako samo­dziel­ny finał jest jed­nak nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce i mam nadzie­ję, że rze­czy­wi­ście kie­dyś powsta­nie dru­gi tom, a wte­dy Gorz­ka i Śmie­lak posta­wią krop­kę nad i.

Do dru­gie­go zastrze­że­nia jesz­cze wró­cę, ale naj­pierw chcę parę słów poświę­cić formie.

Cie­nie daw­nych grze­chów” uka­za­ły się bowiem nie tyl­ko jako powieść, ale też – czy może przede wszyst­kim – słu­cho­wi­sko. Taka była gene­za tej histo­rii: kry­mi­nal­na super­pro­duk­cja dla Legi­mi. Jed­no­cze­sna była też pre­mie­ra audio­bo­oka, ebo­oka oraz syn­chro­bo­oka, czy­li roz­wią­za­nia pozwa­la­ją­ce­go prze­łą­czać się mię­dzy for­ma­tem audio a wer­sją prze­zna­czo­ną do samo­dziel­nej lektury.

Wydaw­nic­two Labre­to przy­go­to­wa­ło więc powieść, a stu­dio Dre­zi­na Records – słu­cho­wi­sko. Wyre­ży­se­ro­wał je Alek­san­der Orsz­ty­no­wicz-Czyż. Jakie są efek­ty? Obsa­da spraw­dzi­ła się zna­ko­mi­cie. Woj­ciech Żołąd­ko­wicz pasu­je do nar­ra­cji dusz­ne­go kry­mi­na­łu czy thril­le­ra, a trój­ka głów­nych posta­ci ide­al­nie współ­gra­ła z gło­sa­mi, któ­ry­mi je obdarzono.

Pau­li­na Holtz jako Kali­na Jadec­ka mnie zachwy­ci­ła. Ta postać, napraw­dę męczą­ca, może spra­wiać, że ktoś odbi­je się od tek­stu, ale w przy­pad­ku słu­cho­wi­ska poświę­co­ne jej roz­dzia­ły oka­za­ły się świet­ne – sły­chać było, że aktor­ka zna­ko­mi­cie bawi się tą rolą i że gra­nie zoł­zy spra­wia jej fraj­dę. Choć przez kil­ka­na­ście lat była zwią­za­na z Teatrem Powszech­nym, to naj­bar­dziej koja­rzo­na jest z rolą Agniesz­ki Lubicz z „Kla­nu”, w któ­rą wcie­la się już 27 lat. W porów­na­niu z rolą z seria­lu oby­cza­jo­we­go dla całej rodzi­ny (choć trze­ba przy­znać, że na tle innych posta­ci Agniesz­ka zawsze była bun­tow­ni­cza) Jędza robi jesz­cze więk­sze wrażenie.

Jakub Sasak w roli Danie­la Bed­na­rza to kolej­na pereł­ka, aktor potra­fił oddać i jego prze­sym­pa­tycz­ną, i tę budzą­cą gro­zę stro­nę. Modest Ruciń­ski wcie­lił się w chy­ba naj­bar­dziej paskud­ną postać, prze­mo­co­we­go męża Kali­ny. Już pierw­sze, nie­win­ne jesz­cze: „Co z two­im lekar­stwem, kocha­nie?” pod­nio­sło mi ciśnie­nie. Ruciń­ski i Holtz przed­sta­wi­li stwo­rzy­li duet ide­al­ny, por­tre­tu­jąc nie­na­wi­dzą­ce się mał­żeń­stwo, któ­re jed­nak cza­sem potra­fi szu­kać w sobie ratun­ku. Adam z prze­mo­co­we­go dup­ka w jed­ną sekun­dę zmie­niał się w wyba­wi­cie­la, poka­zu­jąc, że tyl­ko jemu Kali­na może napraw­dę zaufać… by zaraz potem obda­rzyć ją kolej­ną por­cją jadu. Z kolei w dia­lo­gach Holtz z Sasa­kiem pięk­nie współ­gra­ły cha­os Jędzy i gra­ni­to­wa pew­ność sie­bie Bednarza.

Sądzę, że Mie­czy­sław Gorz­ka i Michał Śmie­lak nie mogli sobie wyma­rzyć osób bar­dziej stwo­rzo­nych do oży­wie­nia ich postaci.

Nie­ste­ty pra­ca stu­dia Dre­zi­na Records ma też wady. Gło­śność nagrań była nie­rów­na, cza­sa­mi prze­sko­ki mię­dzy nar­ra­to­rem a posta­cia­mi były na tyle duże, że chwi­la­mi koniecz­na była ręcz­na regu­la­cja i trzy­ma­nie pal­ca na wskaź­ni­ku gło­śno­ści. Dźwię­ki tła budo­wa­ły nastrój, ale zda­rza­ło się, że zagłu­sza­ły lek­to­rów i lek­tor­ki. Nie ukry­wam – ucie­szy­ło­by mnie, gdy­by stu­dio zde­cy­do­wa­ło się prze­mon­to­wać słu­cho­wi­sko, dopra­co­wu­jąc te elementy.

W kwe­stii dźwię­ków jesz­cze: waż­ną rolę w powie­ści odkry­wa „Lacri­mo­sa” Mozar­ta. Zabo­la­ło mnie odkry­cie, że pier­wot­nie mia­ło to być „Riders on the Storm” The Doors – ten utwór wpa­so­wał­by się ide­al­nie! Podej­rze­wam jed­nak, że zmia­na nastą­pi­ła z powo­dów licen­cyj­nych, w koń­cu Mozart znaj­du­je się w dome­nie publicz­nej, a roc­ko­wa gru­pa jesz­cze dłu­go tam nie trafi…

Mimo nie­do­stat­ków (oraz moje­go pry­wat­ne­go żalu za poten­cja­łem wpro­wa­dze­nia do powie­ści „Riders on the Storm”) słu­cho­wi­sko jest god­ne pole­ce­nia. Ape­lu­ję o popraw­ki, aby poten­cjal­nie zain­te­re­so­wa­ne nim oso­by nie odbi­ja­ły się od tech­ni­ka­liów. Dodat­ko­we nagra­nia nie są potrzeb­ne, lek­to­rzy i lek­tor­ki napraw­dę czu­ją tę fabu­łę. Szko­da, żeby ich gło­sy nik­nę­ły przez pro­ble­my z montażem.

Pozo­sta­je jesz­cze moje final­ne zastrze­że­nie, któ­re­go jed­nak nie da się omó­wić bez spo­ile­rów. Jeśli więc jeste­ście przed lek­tu­rą lub zapo­zna­niem się ze słu­cho­wi­skiem, nie czy­taj­cie dalej; zapra­szam do powro­tu do tek­stu póź­niej. Kon­ty­nu­uj­cie lek­tu­rę tyl­ko wte­dy, jeśli zna­cie już fabu­łę „Cie­ni daw­nych grze­chów” lub… nie prze­szka­dza­ją Wam spo­ile­ry. Nie zdra­dzę wszyst­kie­go, ale chcę omó­wić napraw­dę waż­ny ele­ment powieści.

Sytu­ację – zarów­no fabu­lar­nie, jak i w oce­nie książ­ki – kom­pli­ku­je cho­ro­ba Jędzy. Kali­na Jadec­ka jest cho­ra psy­chicz­nie. Im wię­cej miej­sca auto­rzy poświę­ca­li jej obja­wom, tym więk­sza była moja oba­wa – czy odnio­są się do tego w posło­wiu? Nie­ste­ty słu­cho­wi­sko się skoń­czy­ło bez żad­ne­go wyjaśnienia.

Posło­wie poja­wi­ło się w wer­sji tra­dy­cyj­nej, ale zabra­kło w nim klu­czo­wych infor­ma­cji. Owszem, znaj­du­je się w nim podzię­ko­wa­nie dla spe­cja­li­stów, któ­rzy skon­sul­to­wa­li obja­wy Jędzy oraz dopi­sek, że pew­ne kwe­stie zosta­ły zmie­nio­ne w ramach licen­tia poeti­ca. W któ­rych? Nie­ste­ty tego się nie dowia­du­je­my – „zgod­nie stwier­dzi­li, że nie prze­sa­dzi­li­śmy aż tak bar­dzo. Jeśli więc znaj­dzie­cie jakie­kol­wiek pro­ble­my medycz­ne, to tyl­ko nasza, czy­li auto­rów, wina”.

Nie­ste­ty mam wra­że­nie, że auto­rzy jed­nak prze­sa­dzi­li. Bar­dzo waż­ną czę­ścią powie­ści są roz­mo­wy Kali­ny z mężem. Pro­blem – i spo­iler – pole­ga na tym, że Adam nie żyje. Dia­log toczy się w jej głowie.

Roz­mo­wy Kali­ny i Ada­ma pod kątem fabu­ły spraw­dza­ją się świet­nie, ale według mojej wie­dzy medycz­nej one po pro­stu nie mogły­by tak brzmieć. Skon­sul­to­wa­łam się ze zna­jo­my­mi spe­cja­list­ka­mi — neu­rop­sy­cho­loż­ką oraz lekar­ką – któ­re potwier­dzi­ły, że moje zastrze­że­nia są słuszne.

Dokład­na oce­na sta­nu zdro­wia Kali­ny jest pro­ble­ma­tycz­na, ponie­waż nie dosta­je­my kon­kret­nej dia­gno­zy. Wie­my, że bie­rze olan­za­pi­nę, co może suge­ro­wać schi­zo­fre­nię. Skut­ki ubocz­ne leku są opi­sa­ne wia­ry­god­nie, choć jed­no­cze­śnie wyda­je się pro­ble­ma­tycz­ne, że przy tak sil­nych pro­ble­mach psy­chia­tra Jadec­kiej nie pró­bu­je innych metod lecze­nia, pozo­sta­wia­jąc pacjent­kę na pastwę losu. Jędza leczy się nie­ofi­cjal­nie, pil­nu­jąc, by żad­na doku­men­ta­cja nie tra­fi­ła do jej pra­cy, bo wte­dy jej karie­ra była­by skoń­czo­na, a obser­wu­je­my ją w cza­sie wyjaz­du służ­bo­we­go i bez kon­tak­tu z leka­rzem. Sama mani­pu­lu­je lecze­niem, to odsta­wia­jąc, to wzna­wia­jąc zaży­wa­nie table­tek. O tym, co jej dole­ga, mówi tyl­ko raz, infor­mu­jąc, że sły­sze­nie gło­sów to efekt PTSD. Pro­blem w tym, że nie mamy poję­cia, czy mówi praw­dę, czy kła­mie. Co wię­cej, inna z posta­ci suge­ru­je, że mia­ła kon­takt z olan­za­pi­ną przy lecze­niu guza mózgu – tak, taki guz też może skut­ko­wać obja­wa­mi wytwór­czy­mi, ale leczy się je w inny spo­sób, przede wszyst­kim doko­nu­jąc resek­cji guza, a nie masku­jąc obja­wy jego obec­no­ści far­ma­ko­lo­gicz­nie, co nota­be­ne było­by szko­dze­niem pacjentce.

No wła­śnie, obja­wy wytwór­cze – do któ­rych nale­żą gło­sy sły­sza­ne w gło­wie – nie wystę­pu­ją w przy­pad­ku PTSD. Owszem, zespół stre­su poura­zo­we­go moż­na leczyć olan­za­pi­ną, ale wią­żą się z nim fla­sh­bac­ki. Jadec­ka mogła­by więc sły­szeć dosłow­ne cyta­ty zwią­za­ne z dozna­ny­mi krzyw­da­mi, ale na pew­no nie pro­wa­dzić dłu­gie roz­mo­wy z mar­twym mężem, agre­syw­nie komen­tu­ją­cym jej obec­ne życie. Bar­dziej reali­stycz­ną dia­gno­zą była­by schi­zo­fre­nia, ale było­by to moc­ne roman­ty­zo­wa­nie obja­wów – nie­wiel­ka część wypo­wie­dzi Ada­ma napraw­dę mogła­by się poja­wić w życiu Kali­ny. Dia­lo­gi są zbyt roz­bu­do­wa­ne i przy­po­mi­na­ją raczej popkul­tu­ro­we wyobra­że­nie schi­zo­fre­nii niż praw­dzi­wy prze­bieg cho­ro­by. Zastrze­że­nie, choć mniej­sze, budzi kwe­stia tego, że po lekach głos Ada­ma zni­ka, a poja­wia się po ich odsta­wie­niu. Zde­cy­do­wa­nie bar­dziej powszech­ne jest to, że obja­wy wytwór­cze pod wpły­wem lecze­nia far­ma­ko­lo­gicz­ne­go sta­ją się łatwiej­sze do igno­ro­wa­nia lub mniej dotkli­we sen­so­rycz­nie. Ich zni­ka­nie to rzad­kość. Mało praw­do­po­dob­ne jest też to, żeby głos nale­żał do czar­ne­go cha­rak­te­ru z prze­szło­ści, a tym bar­dziej zmie­niał się co jakiś czas (Jadec­ka naj­pierw roz­ma­wia­ła z mat­ką, potem z ojcem, a dopie­ro z cza­sem – z mężem). Mniej­szo­ścią są też gło­sy obra­ża­ją­ce i agre­syw­ne, pro­ble­ma­tycz­ność obja­wów wytwór­czych bie­rze się z ich nachal­no­ści oraz nie­moż­li­wo­ści odcię­cia się. Sama treść komu­ni­ka­tu może być przy­ja­zna bądź neu­tral­na, ale kło­po­tli­wa przez sta­łą obec­ność i loso­wą głośność.

Część komu­ni­ka­tów Ada­ma brzmi jak po pro­stu pod­krę­co­na fan­ta­sty­ką wer­sja wewnętrz­ne­go nar­ra­to­ra, część moc­no przy­po­mi­na myśli intru­zyw­ne. Inny­mi sło­wy – solid­ne pomie­sza­nie z poplą­ta­niem. Dla­cze­go uwa­żam, że istot­ne, by zwró­cić na to uwagę?

Oso­by cier­pią­ce z powo­du cho­rób psy­chicz­nych są czę­sto styg­ma­ty­zo­wa­ne. Styg­ma ta jest tak duża, że oso­by potrze­bu­ją­ce pomo­cy oba­wia­ją się udać do psy­chia­try, ponie­waż nie chcą przy­znać, że potrze­bu­ją tego rodza­ju pomo­cy, a inne mie­rzą się z licz­ny­mi pro­ble­ma­mi, m.in. dys­kry­mi­na­cją w pra­cy i w życiu pry­wat­nym. Z tego powo­du przed­sta­wie­nia cho­rób psy­chicz­nych w popkul­tu­rze powin­ny być odpo­wie­dzial­ne i nie przy­czy­niać się do pogłę­bia­nia tej nagon­ki. A wizja skraj­nie nie­kom­pe­tent­nej Jadec­kiej, któ­ra igno­ru­je obo­wiąz­ki, bo wła­śnie kłó­ci się z mar­twym mężem, może przy­czy­nić się do tego, że ktoś nie zechce współ­pra­co­wać z oso­bą cho­rą. Real­ną, żywą, czującą.

Czy rozu­miem potrze­bę zabie­gu lite­rac­kie­go i przed­sta­wie­nia roz­mów Jadec­kiej z Ada­mem? Jak naj­bar­dziej, szcze­gól­nie w kon­tek­ście słu­cho­wi­ska spraw­dza­ło się to świet­nie. Ale jest to sytu­acja, w któ­rej ocze­ku­ję odpo­wie­dzial­ne­go podej­ścia do sytu­acji – a więc posło­wia, któ­re wyja­śni­ło­by tę oko­licz­ność. Zamiast zapew­nie­nia, że jeśli poja­wi­ły się błę­dy mery­to­rycz­ne, to odpo­wia­da­ją za nie auto­rzy, w posło­wiu powin­na zna­leźć się infor­ma­cja, jaka tak wła­ści­wie cho­ro­ba zosta­ła opi­sa­na, co jest real­ne, a co sta­no­wi licen­tia poeti­ca. Jeśli rze­czy­wi­ście zda­rzył się przy­pa­dek pacjent­ki o tak nie­ty­po­wym połą­cze­niu cho­rób i obja­wach, to zazna­cze­nie, że jest to mar­gi­nes, a stan­dar­do­wy prze­bieg cho­ro­by wyglą­da ina­czej. Namia­ry na publi­ka­cje o tych wyjąt­kach, któ­re zain­spi­ro­wa­ły powieść, były­by tym bar­dziej cen­ne! A gdy­by jesz­cze do tego zamie­ścić w książ­ce infor­ma­cje o tym, gdzie mogą szu­kać pomo­cy oso­by, któ­re iden­ty­fi­ku­ją się z czę­ścią tych obja­wów, to sytu­acja była­by bli­ska idealnej.

Dla­cze­go bli­ska, a nie ide­al­na? W lite­ra­tu­rze bra­ku­je porząd­nej repre­zen­ta­cji osób z cho­ro­ba­mi psy­chicz­ny­mi, takiej, któ­ra przed­sta­wi­ła­by, jak napraw­dę wyglą­da dana cho­ro­ba i jak wpły­wa na życie. Nie­ste­ty mam wra­że­nie, że w tym przy­pad­ku Mie­czy­sław Gorz­ka i Michał Śmie­lak nie zain­spi­ro­wa­li się kon­kret­nym (nawet rzad­kim) przy­pad­kiem, a raczej wymy­śli­li, jak inte­re­su­ją­co cho­ro­ba mogła­by wpły­nąć na fabu­łę, a potem zaczę­li kon­sul­to­wać, czy nie prze­sa­dzi­li. Jeśli rze­czy­wi­ście tak było, to nie są w tym podej­ściu odosob­nie­ni i nie będę ich odsą­dzać od czci i wia­ry za to, że nie posta­no­wi­li być pre­kur­so­ra­mi. Uwa­żam jed­nak, że o ile w powie­ści swo­bo­da twór­cza jest abso­lut­nie w porząd­ku, to kie­dy może ude­rzać w gru­py i tak nara­żo­ne na prze­moc, powin­no się temu zapo­bie­gać ze wszyst­kich sił. W tym przy­pad­ku – mery­to­rycz­nym, solid­nym posłowiem.

Nie roz­pi­su­ję się na ten temat po to, żeby kogo­kol­wiek odstra­szyć od książ­ki czy żeby obra­zić auto­rów. Wręcz prze­ciw­nie – ta powieść napraw­dę mi się podo­ba­ła. Mam jed­nak nadzie­ję, że moje uwa­gi dotrą do nich i do wydaw­nic­twa, a potem zaowo­cu­ją dru­gim wyda­niem powie­ści. Takim posze­rzo­nym o posło­wie. W przy­pad­ku ebo­oka nie ma pro­ble­mu z nakła­dem – wystar­czy pod­mie­nić plik na ser­we­rze. W przy­pad­ku słu­cho­wi­ska – owszem, koniecz­ne były­by nagra­nia z lek­to­rem, ale te i tak powin­ny mieć miej­sce, ponie­waż obec­ne­go posło­wia w słu­cho­wi­sku brak, co czy­ni tę wer­sję książ­ki niepełną.

Wiem, moje postu­la­ty to dużo, ale było­by napraw­dę super, gdy­by uda­ło się je speł­nić. I sądzę, że książ­ka tyl­ko by na tym sko­rzy­sta­ła, a wydaw­nic­two, stu­dio i auto­rzy wraz z nią.

Anna Tess Gołębiowska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy