Znany stand-uper – Cezary Jurkiewicz – pokazał swoim fanom nowe, pisarskie oblicze. Opublikował tom opowiadań pełnych absurdu, zacnych obserwacji i zaskakujących point. Dziś rozmawiamy o tym, w jaki sposób naturalnie miesza się to, co komediowe i bardziej poważne, jak „przetestować” opowiadania przed ich opublikowaniem oraz czy w przyszłości Jurkiewicz planuje dłuższe formy literackie.
Zuzanna Pęksa: Swoją książkę zatytułował Pan przewrotnie „Niewydarzone historie” – w opisie zbioru tych celnych przypowieści można znaleźć informację, że są one całkowicie zmyślone. Czy naprawdę nie przemycił tam Pan żadnych anegdot z własnego życia?
Cezary Jurkiewicz: Coś tam przemyciłem. Trudno do końca tego uniknąć. Nie wiem czy da się stworzyć dzieło zupełnie apriori. Kreatywność jest zlepkiem rzeczy, których doświadczyliśmy. Bodźców, emocji, przemyśleń i czasem – anegdot.
Parę moich opowiadań (można je na palcach jednej ręki policzyć) ma jako swoją podstawę jakąś prawdziwą sytuację z życia. Jednak groteska, w którą dalej zmierza fabuła jest produktem komediowego wyolbrzymienia.
Z.P.: Mówi Pan wprost, że zmyślił wszystko w celach komediowych, ale wiele z tych krótkich opowiadań skłania do solidnej refleksji nad życiem. Jak znajduje Pan równowagę między tymi dwoma biegunami – satyrycznym i całkiem „na serio”?
C.J.: Nie wiem czy trzeba to rozgraniczać na dwa bieguny, bo komedia nie jest sprzeczna z refleksją. Często refleksja wynika z komedii, bo absurd obnaża nasze słabości.
Moje poczucie humoru zawsze było naznaczone refleksyjnością i być może (zaryzykuję to, że zabrzmię pretensjonalnie) jakąś głębią. Lubię znajdywać śmieszność dokopując się do istoty rzeczy, ale zauważyłem, że w życiu codziennym również patrzę trochę w ten sposób na świat. Więc można by powiedzieć, że refleksyjność nie jest do końca celowym zabiegiem tylko produktem ubocznym moich specyficznych procesów myślowych.
Z.P.: Czytając opisane przez Pana historie miałam lekki niedosyt. Wiele z nich było na tyle wciągających, że żałowałam tak szybkiej pointy – chętnie zobaczyłabym je w formie dłuższych opowiadań, a nawet całej powieści. Czy myślał Pan o napisaniu dłuższej książki skoncentrowanej na jednym temacie, czy zdecydowanie lepiej czuje się Pan w krótkiej formie?
C.J.: Trudno pozbyć mi się nawyku z mojej pracy scenicznej, polegającego na jak najszybszym dobijaniu do pointy. W stand-upie im szybciej dobijesz do żartu tym lepiej i im mniej przegadany jest tekst, tym jest bardziej wartościowy. Zbyt długi moment bez śmiechu wywołuje dyskomfort komika. Wydaje mi się, że te lęki przeniosły się niejako na pisanie. „Obsesja gęstości” doprowadziła do tego, że te opowiadania są krótkie.
Mam ambicję, żeby następne opowiadania były dłuższe i trochę bardziej eksplorowały świat i postacie (oczywiście na tyle, żeby to dalej było opowiadanie). Mam również ambicję napisania powieści, ale chcę sobie dać na to więcej czasu, żeby zrobić to dobrze.
Z.P.: Pana stand-upy wiążą się ze stałym kontaktem z publicznością – widzi Pan natychmiastową reakcję na swój występ. Czym różniło się pisanie do nieco „teoretycznego” czytelnika, którego Pan nie znał? Czy oczekiwanie na recenzje było emocjonujące właśnie dlatego, że trwało dłużej?
C.J: Rzeczywiście było to dla mnie trochę dziwne. Na scenie mam natychmiastową recenzję tego co właśnie zrobiłem. Po wydaniu książki nie było tej samej nagrody dopaminowej. Na pewno było to bardzo emocjonujące, ale muszę przyznać, że „oszukiwałem” w tej kwestii. Otóż przed wydaniem czytałem fragmenty książki na scenie. Musiałem się upewnić, czy to działa komediowo. W tym procesie parę opowiadań „odpadło”.
Z.P.: „Niewydarzone historie” to idealna książka, do czytania „na wyrywki” – nieważne, w którym miejscu się zacznie, nawet w codziennym zabieganiu, można znaleźć chwilę, na kawałek bardzo dobrej literatury. Gdyby mógł Pan polecić swoje ulubione opowiadania z książki tym najbardziej zabieganym czytelnikom, które by to były?
C.J.: Rzeczywiście, jest to idealna książka dla osób zabieganych lub osób z deficytem uwagi (wiem coś, bo sam mam z tym problem).
Opowiadania są bardzo różne, dlatego w zależności od potrzeb mam różne polecenia. Jeśli szukasz czegoś komediowego, to polecam „Piękne schorzenie”, „Emocje Górą” albo „Inwazyjne badanie”. Jeśli jesteś fanem science fiction i potrzebujesz dozy przemyśleń co do kondycji ludzkości, to „Poszukiwany za zbrodnie przeciwko ludzkości”, „Cała i zdrowa”, „Biologiczna nieśmiertelność”.
Z.P.: Pana kalendarz jest z pewnością wypełniony po brzegi, biorąc pod uwagę, jak wieloma rzeczami zajmuje się Pan na co dzień. Wspomniał Pan jednak, że być może znajdzie przestrzeń, by w przyszłości pracować nad kolejną książką. A jeśli tak, może ma Pan już jakieś przemyślenia jaka/o czym ona będzie?
C.J.: Kalendarz jest pełny, ale czas na pisanie znajdę, bo sprawia mi to wiele radości. Kreatywne podejście do redakcji zdaniowej jest czymś nowym dla mnie i zaprowadziło mnie w nieznane mi wcześniej rejony przyjemności. Pracuję nad kolejnym tomem opowiadań, a w następnej kolejności planuję kryminał w fikcyjnej dystopii.
© fot. Magdalena Bednarek