Wywiady

Krwawe walentynki, zapomniane dzieła sztuki i kłopoty ze świeżym denatem – wywiad z Małgorzatą Starostą, autorką komedii kryminalnej Komu zginął trup?

Jere­mi Orga­nek i Lin­da Mil­ler zna­ni z Gdzie są moje zwło­ki? powra­ca­ją w kolej­nej odsło­nie i ponow­nie zmie­rzą się z zagad­ką zwią­za­ną z miej­scem, któ­re szczy­ci się tajem­ni­czą i mrocz­ną historią.

Czy podob­nie jak przy poprzed­niej czę­ści to twoi czy­tel­ni­cy wybra­li ten obiekt jako miej­sce akcji?

M.S.: Tym razem miej­sce akcji, a tym samym „zagad­kę histo­rycz­ną”, wybra­łam sama. Rów­nież ja decy­do­wa­łam o nowych boha­te­rach, któ­rzy poja­wia­ją się w Komu zgi­nął trup?. Czy­tel­ni­cy mie­li jed­nak wpływ na wybór pew­nych ele­men­tów fabu­lar­nych, ponie­waż książ­kę znów zaczę­łam od opu­bli­ko­wa­nia pierw­sze­go roz­dzia­łu na swo­im fan page’u na Face­bo­oku. Wie­dzia­łam, co będzie kata­li­za­to­rem wyda­rzeń, chcia­łam jed­nak, aby moi odbior­cy, dla któ­rych prze­cież książ­ka powsta­je, mogli zde­cy­do­wać, w jakiej for­mie pozna­my trop do wyda­rzeń histo­rycz­nych. Wygra­ła pod­su­fit­ka (śmiech).

Pałac Ksią­żę­cy we Wle­niu – to tam zabie­rasz nas ze swo­imi boha­te­ra­mi i pozwa­lasz wraz z nimi odkryć zaska­ku­ją­cą i dość mrocz­ną histo­rię. Czy od począt­ku to wła­śnie krwa­we walen­tyn­ki sta­no­wi­ły inspi­ra­cję do napi­sa­nia tej powieści?

M.S.: Tak wła­śnie było: szu­ka­jąc inte­re­su­ją­cych miejsc z wła­sną histo­rią do opo­wie­dze­nia i przy­bli­że­nia jej moim czy­tel­ni­kom – takie jest zało­że­nie nie­mal we wszyst­kich moich książ­kach – tra­fi­łam na krwa­we walen­tyn­ki, przy czym nie­oce­nio­ną pomoc oka­zał mi Marek Gawor­ski, spe­cja­li­sta od pol­skich zam­ków, pała­ców i dwo­rów. To on pod­su­nął mi swo­je mono­gra­fie i kil­ka razy wspól­nie się zasta­na­wia­li­śmy, któ­ry obiekt wybrać do kolej­nej książ­ki. Padło na pałac we Wle­niu, głów­nie z powo­du jego prze­szło­ści, któ­ra jest nie­zwy­kle cie­ka­wa, ale tak­że ze wzglę­du na prze­pięk­ne ulo­ko­wa­nie mia­sta. Pałac Ksią­żę­cy we Wle­niu był już boha­te­rem książ­ki – Mag­da Kne­dler wzię­ła na warsz­tat histo­rię Dör­te Rohr­beck w Nikt ci nie uwie­rzy, ja z kolei chcia­łam poka­zać ją z innej stro­ny, tej bar­dziej kry­mi­nal­nej, co – mam nadzie­ję – osta­tecz­nie się udało.

W Komu zgi­nął trup? poza zna­ny­mi już z poprzed­niej czę­ści pato­lo­giem Jere­mim Organ­kiem i histo­rycz­ką i blo­ger­ką Lin­dą Mil­ler poja­wia­ją się nowi, nie­zwy­kle barw­ni boha­te­ro­wie o wyjąt­ko­wo ory­gi­nal­nych imio­nach. Per­so­na­lia tych­że tak­że pod­su­nę­li ci czytelnicy?

M.S.: Imio­na nowe­go sze­fa Jere­mie­go i byłe­go chło­pa­ka Lin­dy poży­czy­łam od rze­czy­wi­stych osób, o któ­rych usły­sza­łam od mojej przy­ja­ciół­ki. Wła­ści­wie to Ajax, obok pała­cu we Wle­niu, był nie­ja­ko pierw­szym ele­men­tem fabu­lar­nym tej książ­ki. Jed­na z przy­ja­ció­łek opo­wie­dzia­ła mi o swo­im byłym chło­pa­ku, któ­re­go rodzi­ce obda­ro­wa­li tak nie­spo­ty­ka­nym imie­niem, i natych­miast uzna­łam, że było­by cięż­kim grze­chem nie­wy­ko­rzy­sta­nie tego cuda w książ­ce. Jeśli zaś cho­dzi o sze­fa Jere­mie­go, to on tak­że zawdzię­cza swo­je imię praw­dzi­wej posta­ci, w dodat­ku nie­wie­le naz­my­śla­łam, bo zarów­no jego imię, zawód, jak i cechy fizycz­ne, spe­cy­ficz­ny spo­sób mówie­nia oraz zaraź­li­wa wręcz radość życia nale­żą do praw­dzi­we­go, cho­dzą­ce­go po ślą­skiej zie­mi leka­rza sądo­we­go spe­cja­li­zu­ją­ce­go się w ana­to­mo­pa­to­lo­gii w jed­nym ze szpi­ta­li wojewódzkich.

Poza zbrod­nią sprzed stu lat we wleń­skim pała­cu mamy rów­nież do czy­nie­nia z tema­tem dzieł sztu­ki. Przy­wo­ła­łaś postać Micha­ela Wil­l­ma­na i jego obra­zy. To raczej mało zna­na postać?

M.S.: A szko­da! Wła­śnie dla­te­go wygrze­ba­łam ją z cze­lu­ści zapo­mnia­nych źró­deł. Ślą­ska sztu­ka w okre­sie baro­ku była wyjąt­ko­wa na ska­lę całej Euro­py, a dziś poza spe­cja­li­sta­mi nie­wie­le osób fak­tycz­nie taką wie­dzę posia­da. Ja rów­nież nie zna­łam twór­czo­ści Wil­l­man­na i dopie­ro przy­go­to­wu­jąc się do pisa­nia tej książ­ki, zgłę­bi­łam tę postać. Nie wia­do­mo, dla­cze­go dziś nie­wie­le mówi się o tym wyjąt­ko­wym twór­cy, któ­re­go nazy­wa­no ślą­skim Rem­brand­tem albo Ruben­sem. Tym­cza­sem na Dol­nym Ślą­sku w obiek­tach sakral­nych moż­na podzi­wiać jego dzie­ła, a w Muzeum Naro­do­wym we Wro­cła­wiu część kolek­cji znaj­du­je się na wystawie.

Zarów­no w Gdzie są moje zwło­ki?, jak i w Komu zgi­nął trup? łączysz kon­wen­cję kome­dii kry­mi­nal­nej z dość trud­ną tema­ty­ką: ger­ma­ni­za­cją dzie­ci w trak­cie II woj­ny świa­to­wej i mrocz­ną zbrod­nią doty­czą­cą dziew­czy­nek. Jak uda­je ci się zacho­wać balans mię­dzy tak róż­ny­mi cię­ża­ra­mi gatunkowymi?

M.S.: Przy­znam, że to wła­śnie jest naj­trud­niej­sze przy kon­stru­owa­niu tego typu fabuł. Zanim zacznę roz­wi­jać akcję, szu­kam spo­so­bu na wple­ce­nie poważ­nych wąt­ków histo­rycz­nych w wyda­rze­nia, któ­re moż­na opo­wie­dzieć z przy­mru­że­niem oka. W pierw­szym tomie był to pamięt­nik, co umoż­li­wi­ło mi ostrze­że­nie czy­tel­ni­ka w spo­sób nie­mal­że bez­po­śred­ni, poprzez inną for­mę zapi­su, krój fon­tu etc. Tym razem histo­rię krwa­wych walen­ty­nek opo­wia­da­ją sami boha­te­ro­wie, oczy­wi­ście zacho­wu­jąc sto­sow­ną do wyda­rzeń powa­gę. W moim odczu­ciu sło­wo „kome­dia” nie ozna­cza nie­ustan­nych wybu­chów śmie­chu, ale jest to for­ma bliż­sza kla­sycz­ne­mu podzia­ło­wi sztuk, któ­re­go naj­waż­niej­szym wymo­giem jest szczę­śli­we zakoń­cze­nie. Oczy­wi­ście sta­ram się – ze wszyst­kich sił! – żeby duch Molie­ra pil­no­wał humo­ru w powie­ści, żeby czy­tel­ni­cy uśmie­cha­li się i relak­so­wa­li, nie­mniej jed­nak nigdzie nie jest powie­dzia­ne, że nie moż­na w spo­sób lek­ki przy­bli­żyć nie­co poważ­niej­szych tematów.

Krwa­we walen­tyn­ki wyda­rzy­ły się nie­co ponad sto lat temu, a jed­nak ta histo­ria nadal roz­pa­la wyobraź­nię współ­cze­snych twórców.

M.S.: I z pew­no­ścią nie prze­sta­nie, choć­by z tego powo­du, że mimo ska­za­nia podej­rza­ne­go o doko­na­nie zbrod­ni wciąż ist­nie­je mnó­stwo wąt­pli­wo­ści, czy aby rze­czy­wi­ście uka­ra­no wła­ści­we­go czło­wie­ka. Podwój­ne mor­der­stwo we Wle­niu było nie­zwy­kle gło­śną spra­wą, o któ­rej mówio­no nie­mal w całej Euro­pie, a histo­ria kry­mi­na­li­sty­ki uzna­je ją za jeden z naj­cie­kaw­szych przy­pad­ków wła­śnie dla­te­go, że nie ma pew­no­ści w kwe­stii zbrod­nia­rza. Dla mnie – autor­ki kry­mi­na­łów – pozna­nie tej histo­rii sta­ło się punk­tem wyj­ścia do posta­wie­nia pyta­nia: a co, jeśli za zbrod­nią stał ktoś zupeł­nie inny? Co sta­ło się z oso­bą X? Kto zyskał na ska­za­niu Y? I wła­śnie o tym jest ta książ­ka – moi boha­te­ro­wie, w tym rezo­lut­ni poli­cjan­ci, sta­ra­ją się poznać praw­dę i zna­leźć rze­czy­wi­stych winowajców.

Mamy więc w Komu zgi­nął trup? spo­ro histo­rii, zapo­mnia­ne dzie­ła sztu­ki, prze­pięk­ne wnę­trza pała­cu, wysta­wę zabyt­ko­wych samo­cho­dów, a w tym wszyst­kim Jere­mi i Lin­da znów tra­fia­ją na trop kry­mi­nal­nej afe­ry. Będzie się działo?

M.S.: Oj będzie! Mam wra­że­nie, że akcja tej książ­ki roz­pę­dza­ła się z każ­dą kolej­ną stro­ną, a począt­ko­wy pomysł na zna­le­zie­nie zagad­ko­wych zwłok roz­wi­nął się w wie­lo­wąt­ko­wą przy­go­dę. Wypu­ści­łam boha­te­rów w podróż, zupeł­nie się nie spo­dzie­wa­jąc, dokąd mnie zapro­wa­dzą ani tym bar­dziej kogo spo­tka­ją na swo­jej dro­dze. Każ­dy z nich dostał swój kawa­łek tor­tu: Jere­mi samo­cho­dy, Lin­da histo­rię i Ajak­sa. Naj­wię­cej jed­nak dostał nad­in­spek­tor Wil­czyń­ski, któ­re­mu tro­chę zawró­ci­łam w gło­wie, ale o tym czy­tel­ni­cy muszą prze­ko­nać się sami. Z całą pew­no­ścią nudy nie będzie (śmiech).

Ser­decz­nie dzię­ku­je­my za rozmowę!

fot. Woj­tek Biały

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy