Wywiady

Musimy pokazywać prawdę, jaka by ona nie była – wywiad z Mateuszem Baczyńskim, autorem książki Martwy punkt

Mate­usz Baczyń­ski jest nagra­dza­nym dzien­ni­ka­rzem śled­czym, został lau­re­atem Grand Press za cykl mate­ria­łów o afe­rze taśmo­wej. Jako pierw­szy repor­ter dotarł do peł­nych akt sądo­wych doty­czą­cych zabój­stwa Iwo­ny Cygan, a swo­je odkry­cia zawarł w repor­ta­żach pra­so­wych oraz książ­ce „Mar­twy punkt”. W roz­mo­wie z naszym por­ta­lem opo­wie­dział o kuli­sach swo­jej pra­cy oraz o kil­ku bul­wer­su­ją­cych sytu­acjach doty­czą­cych tego śledztwa.

ANNA TESS GOŁĘBIOWSKA: Czy pamię­ta Pan, kie­dy pierw­szy raz usły­szał o zabój­stwie Iwo­ny Cygan?

MATEUSZ BACZYŃSKI: Wyda­je mi się, że dopie­ro w 2017 roku. To wte­dy Pro­ku­ra­tu­ra Kra­jo­wa i Archi­wum X ogło­si­ły, że uda­ło się zatrzy­mać spraw­ców tej zbrod­ni. Histo­rie, któ­re poja­wi­ły się wów­czas w mediach, były wstrzą­sa­ją­ce. Mia­stecz­ko zbrod­ni, zmo­wa mil­cze­nia, układ mafij­no-poli­cyj­ny, któ­ry chro­nił zabój­ców przez lata… To wszyst­ko dzia­ła­ło na wyobraź­nię, choć byłem wte­dy jesz­cze tyl­ko bier­nym obser­wa­to­rem tych wydarzeń.

Jak wła­ści­wie zain­te­re­so­wał się Pan spra­wą tego zabój­stwa? Dla­cze­go posta­no­wił Pan na wła­sną rękę dociec, co się wydarzyło?

Mniej wię­cej rok póź­niej skon­tak­to­wał się ze mną pewien poli­cjant, któ­ry przez lata pia­sto­wał kie­row­ni­cze sta­no­wi­ska w Komen­dzie Woje­wódz­kiej w Kra­ko­wie i zaj­mo­wał się naj­waż­niej­szy­mi spra­wa­mi kry­mi­nal­ny­mi w regio­nie. To on, jako pierw­szy, powie­dział mi, że spra­wa zabój­stwa Iwo­ny Cygan wyglą­da zupeł­nie ina­czej niż przed­sta­wia­ją to media i orga­ny ści­ga­nia w ofi­cjal­nych komu­ni­ka­tach. Przy­znam szcze­rze, że począt­ko­wo byłem bar­dzo scep­tycz­ny wobec tego, co usły­sza­łem. Nie chcia­ło mi się wie­rzyć, że w XXI wie­ku moż­na wypro­du­ko­wać kłam­stwo, w któ­re uwie­rzy cała Pol­ska. Jed­nak im moc­niej wcho­dzi­łem w tę histo­rię, tym bar­dziej utwier­dza­łem się w prze­ko­na­niu, że z tym wła­śnie mamy do czynienia.

Pod­kre­ślał Pan, że jako pierw­szy dzien­ni­karz dotarł do peł­nych akt spra­wy. Czy było to trud­ne zadanie?

Wie­dzia­łem, że prze­czy­ta­nie akt będzie sta­no­wi­ło dla mnie punkt wyj­ścia w dotar­ciu do praw­dy. Oczy­wi­ście, roz­mo­wy z ludź­mi zaan­ga­żo­wa­ny­mi w tę spra­wę też są waż­ne, ale po 20 latach wie­le rze­czy w pamię­ci się zacie­ra. A poprzez akta może­my dokład­nie odtwo­rzyć prze­bieg całe­go śledz­twa – mamy wszyst­kie zezna­nia, eks­per­ty­zy, notat­ki i tak dalej… Samo uzy­ska­nie tych akt nie było łatwe, bo sąd nie chciał mi ich ofi­cjal­nie udo­stęp­nić. Na szczę­ście uda­ło mi się dotrzeć do nich inną dro­gą, jed­nak ze wzglę­du na tajem­ni­cę dzien­ni­kar­ską nie mogę mówić o szczegółach.

Jeśli dobrze pamię­tam, całość akt to ponad 160 tomów. Co Pan poczuł po zapo­zna­niu się z nimi?

Byłem prze­ra­żo­ny, ponie­waż prze­ko­na­łem się na wła­sne oczy, że infor­ma­cje powie­la­ne w mediach mają – mówiąc deli­kat­nie – nie­wie­le wspól­ne­go z prawdą.

Co naj­bar­dziej Pana zbul­wer­so­wa­ło w tej sprawie?

Spo­sób, w jaki to śledz­two było pro­wa­dzo­ne przez Archi­wum X i pro­ku­ra­tu­rę. Mia­łem wra­że­nie, że wbrew dowo­dom, zezna­niom i zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi sta­ra­li się udo­wod­nić teo­rię, któ­ra kom­plet­nie nie trzy­ma się kupy. Obse­syj­nie dąży­li do celu, krzyw­dząc przy tym – według mnie – wie­le nie­win­nych osób. Jeden z poli­cjan­tów, zna­ją­cy kuli­sy spra­wy, powie­dział do mnie takie zda­nie: „To już nie jest tra­ge­dia jed­nej rodzi­ny, któ­ra stra­ci­ła cór­kę, ale dra­mat wie­lu osób, któ­rym przez tę spra­wę znisz­czo­no życie”. W peł­ni się z tym zgadzam.

Dru­ga kwe­stia, któ­ra mną wstrzą­snę­ła, to ska­la mani­pu­la­cji, pół­prawd i kłamstw, któ­re poja­wia­ły się w tej spra­wie w prze­strze­ni publicz­nej. Te kon­tro­lo­wa­ne prze­cie­ki ze śledz­twa mia­ły według mnie na celu wywie­ra­nie pre­sji na oskar­żo­nych oraz wpły­wa­nie na zezna­nia świad­ków i dzia­ła­nia sądu. To jest coś, co w demo­kra­tycz­nym pań­stwie nie ma pra­wa się wydarzyć.

Wie­lo­krot­nie pod­kre­ślał Pan, że „Mło­dy Kla­pa”, głów­ny oskar­żo­ny, zupeł­nie nie zacho­wu­je się jak spraw­ca. Co jest takie­go nie­zwy­kłe­go w jego zachowaniu?

Przede wszyst­kim wzo­ro­wo współ­pra­co­wał z orga­na­mi ści­ga­nia – mimo tego, że na co dzień miesz­kał w Austrii i uni­ka­nie wszel­kich wezwań było­by dla nie­go banal­nie pro­ste. Kie­dy zmie­nił się pro­ku­ra­tor pro­wa­dzą­cy spra­wę, to sam zadzwo­nił na poli­cję i popro­sił, aby prze­ka­zać mu jego adres zamiesz­ka­nia w Wied­niu i aktu­al­ny numer tele­fo­nu. Sam podał nawet ter­mi­ny, kie­dy będzie w naj­bliż­szym cza­sie w Pol­sce.
Jeden z doświad­czo­nych poli­cjan­tów powie­dział mi, że pierw­szy raz miał do czy­nie­nia z sytu­acją, kie­dy domnie­ma­ny zabój­ca sta­wia się na każ­de zawo­ła­nie śled­czych. Oczy­wi­ście, ktoś może powie­dzieć, że to była zasło­na dym­na, ale „Mło­dy Kla­pa” nie jest typem wyra­cho­wa­ne­go socjo­pa­ty, któ­ry pro­wa­dził­by tego typu gier­ki. Poza tym, ma napraw­dę moc­ne ali­bi, któ­re potwier­dził też jego austriac­ki pracodawca.

W Pana repor­ta­żu czę­sto poja­wia­ją się wzmian­ki o bada­niach wario­gra­ficz­nych. Czy uwa­ża Pan, że są to war­to­ścio­we dowo­dy? Wąt­pli­wo­ści co do wario­gra­fu poru­szał Sąd Naj­wyż­szy już w latach 70.; nie jest to urzą­dze­nie niezawodne.

Oczy­wi­ście, wario­graf może sta­no­wić tyl­ko pewien doda­tek w całym łań­cu­chu poszlak. Waż­ne jest też to, jaką meto­dą te bada­nia się wyko­nu­je i kto je robi. Współ­pra­cu­ją­cy z Archi­wum X eks­pert od lat budzi duże kon­tro­wer­sje w śro­do­wi­sku praw­ni­czym. W tej spra­wie tych badań było mnó­stwo i na ich pod­sta­wie moż­na wysnuć wnio­sek, że pół Szczu­ci­na było zaan­ga­żo­wa­ne w zabój­stwo Iwo­ny Cygan. Tyl­ko nie ci, któ­rzy rze­ko­mo mie­li zabić. Pira­mi­dal­ny absurd.

Jak to moż­li­we, że ktoś, wobec czy­jej pra­cy jest aż tyle zastrze­żeń, peł­ni tak waż­ne stanowisko?

To jest bar­dzo dobre pyta­nie, ale nie mam na nie jasnej odpo­wie­dzi. Jed­ną z klu­czo­wych osób w tym śledz­twie był Piotr Kru­piń­ski, szef mało­pol­skiej Pro­ku­ra­tu­ry Kra­jo­wej, a przy oka­zji zaufa­ny czło­wiek pro­ku­ra­to­ra gene­ral­ne­go Zbi­gnie­wa Zio­bry. Kru­piń­ski od lat zaj­mu­je się wszyst­ki­mi naj­bar­dziej medial­ny­mi spra­wa­mi kry­mi­nal­ny­mi w Pol­sce, m.in. spra­wą zagi­nię­cia Iwo­ny Wie­czo­rek, oskó­ro­wa­nia stu­dent­ki UJ z Kra­ko­wa, czy zabój­stwa Olew­ni­ka. Jed­no­cze­śnie spo­sób, w jaki pro­wa­dzi te wszyst­kie śledz­twa, budzi spo­ro zastrze­żeń. Podob­nie jak dzia­ła­nia sze­fa kra­kow­skie­go Archi­wum X Bog­da­na Michal­ca, któ­ry razem z Kru­piń­ski two­rzy nie­roz­łącz­ny duet.

W książ­ce zde­cy­do­wał się Pan opu­bli­ko­wać nie­au­to­ry­zo­wa­ną roz­mo­wę z Bog­da­nem Michal­cem, ówcze­snym sze­fem Archi­wum X. Nie oba­wiał się Pan tej decyzji?

Nie, ponie­waż dys­po­nu­ję cały czas nagra­niem z tej roz­mo­wy i odda­łem ją w książ­ce nie­mal sło­wo w sło­wo. A uwa­żam, że opu­bli­ko­wa­nie tego wywia­du było bar­dzo waż­ne, żeby zro­zu­mieć spo­sób myśle­nia sze­fa kra­kow­skie­go Archi­wum X. Te wszyst­kie zadzi­wia­ją­ce teo­rie o „śla­dach na duszy” prze­kła­da­ją się potem na życie innych ludzi. Micha­lec pod­wa­ża w tym wywia­dzie nie­mal wszyst­kie obo­wią­zu­ją­ce zasa­dy kry­mi­na­li­sty­ki. Twier­dzi nawet, że „nad­miar dowo­dów” szko­dzi. Nie znam dru­gie poli­cjan­ta, któ­ry by tak myślał.

To cytat z tej roz­mo­wy: „Ja jestem filo­zo­fem. Coś, co więk­szość uwa­ża za racjo­nal­ne, to dla mnie w grun­cie rze­czy jest irra­cjo­nal­ne (…). Tak samo zasa­da in dubio pro reo. Z jed­nej stro­ny słusz­na, ale z dru­giej wpro­wa­dza­ją­ca obłęd”. Ta zasa­da ozna­cza, że w razie wąt­pli­wo­ści nale­ży wydać wyrok na korzyść oskar­żo­ne­go. To prze­ra­ża­ją­ce, że oso­ba pro­wa­dzą­ca spra­wę może uwa­żać, że wąt­pli­wo­ści są czymś złym i nie powin­ny powstrzy­my­wać od wyda­nia wyro­ku… Aż trud­no uwie­rzyć, że ktoś o takich poglą­dach mógł peł­nić tak waż­ną funkcję.

Przy­znam, że sam nie jestem w sta­nie zro­zu­mieć, jak to jest moż­li­we. Wiem, że przez lata jego zapę­dy blo­ko­wa­li pro­ku­ra­to­rzy nad­zo­ru­ją­cy śledz­twa, w któ­rych brał udział. Dopie­ro Kru­piń­ski dał mu wol­ną rękę. Być może dla­te­go, że obaj mają podob­nie „ory­gi­nal­ne” podej­ście do spraw kryminalnych.

W jed­nym z frag­men­tów książ­ki sku­pia się Pan na ata­kach na dom Bogu­sła­wa P.; w momen­cie odda­nia książ­ki do dru­ku śledz­two w tej spra­wie wciąż trwa­ło. Czy coś się w tej spra­wie zmie­ni­ło od tego czasu?

To kolej­na zadzi­wia­ją­ca histo­ria. Dom podej­rze­wa­ne­go wów­czas o mata­cze­nie w spra­wie zabój­stwa Iwo­ny Cygan Bogu­sła­wa P. i jego rodzi­ny został zaata­ko­wa­ny dwu­krot­nie. Raz obrzu­co­no jego okna sie­kie­rą i cegłów­ka­mi z napi­sem „mor­der­ca Cygan”, a za dru­gim razem na jego pose­sję wrzu­co­no gra­nat. Spraw­ców nie uda­ło się zatrzy­mać, ale pro­wa­dzą­cy śledz­two pro­ku­ra­tor zdo­był dowo­dy świad­czą­ce o tym, że za ata­kiem mogli stać poli­cjan­ci z Archi­wum X. Kie­dy mia­ło dojść do posta­wie­nia zarzu­tów, spra­wa zosta­ła nie­spo­dzie­wa­nie ode­bra­na temu pro­ku­ra­to­ro­wi. Według mojej wie­dzy, nic kon­kret­ne­go się z nią obec­nie nie dzie­je. Nie­ste­ty, mam wra­że­nie, że to celo­we dzia­ła­nie. Być może zmia­ny w kie­row­nic­twie pro­ku­ra­tu­ry, któ­re nie­ba­wem się wyda­rzą, pozwo­lą na to, aby to śledz­two dopro­wa­dzić do końca.

Na ławie oskar­żo­nych w spra­wie zabój­stwa Iwo­ny Cygan zasia­dło mnó­stwo osób. Czy według Pana wie­dzy któ­ra­kol­wiek z nich powin­na się tam znaleźć?

Nie jestem Bogiem, ale bio­rąc pod uwa­gę mate­riał dowo­do­wy zebra­ny w tej spra­wie, a w zasa­dzie jego brak, uwa­żam, że ta spra­wa, w tym kształ­cie, nigdy nie powin­na zna­leźć się w sądzie. Nato­miast wciąż są wąt­ki, któ­re nie zosta­ły nale­ży­cie zba­da­ne. Mam tu na myśli cho­ciaż­by spra­wę tajem­ni­cze­go tele­fo­nu wyko­na­ne­go do Iwo­ny Cygan w wie­czór mor­der­stwa przez chło­pa­ka jej sio­stry. Nigdy nie pobra­no od nie­go mate­ria­łów DNA i nie porów­na­no z tymi zabez­pie­czo­ny­mi na miej­scu zbrod­ni. A to wciąż moż­na zrobić.

Czy sądzi Pan, że po latach jest w ogó­le szan­sa, by odna­leźć praw­dzi­we­go winnego?

Tak, wciąż wie­rzę, że tę spra­wę uda się wyja­śnić. Klu­czo­we jest to, aby w koń­cu tra­fi­ła w ręce kom­pe­tent­nych śled­czych, np. poli­cjan­tów z „docho­dze­niów­ki” KWP w Kra­ko­wie, któ­rzy jako jedy­ni – według mojej oce­ny – podą­ża­li za wła­ści­wy­mi tro­pa­mi. W książ­ce opi­su­ję zresz­tą wąt­ki, któ­re powin­ny zostać zba­da­ne i uwa­żam, że w jed­nym z nich może kryć się zabójca.

Sio­stra Iwo­ny Cygan oświad­czy­ła trzy lata temu, że Pana tek­sty „godzą w dobre imię Iwon­ki”. Czy po tam­tej sytu­acji uda­ło się Panu skon­tak­to­wać z rodzi­ną Iwo­ny, wyja­śnić tę sytuację?

Pani Ane­ta, czy­li sio­stra Iwo­ny, noto­rycz­nie ata­ku­je mnie w mediach i jaka­kol­wiek roz­mo­wa już tego raczej nie zmie­ni. W pew­nym sen­sie to rozu­miem, bo chcia­ła­by w koń­cu zamknąć tę spra­wę w swo­jej gło­wie, a tu poja­wia się jakiś dzien­ni­karz, któ­ry wywra­ca kon­cep­cję śled­czych do góry noga­mi. Nie­ste­ty, pani Ane­ta od jakie­goś cza­su poma­wia masę osób i nic dobre­go z tego nie wyni­ka. Rozu­miem jej ból, ale ona w ten spo­sób krzyw­dzi też nie­win­nych ludzi.

W książ­ce „Mar­twy punkt” pisze Pan nie tyl­ko o zabój­stwie Iwo­ny Cygan, ale też o innych śledz­twach pro­wa­dzo­nych przez Archi­wum X – w związ­ku z zabój­stwa­mi Kata­rzy­ny Z., Zofii W. oraz Zofii P. Przy­znam, że budo­wa­ny przez Pana obraz brzmi jak wyjąt­ko­wo mrocz­ny thril­ler – wyni­ka z nie­go, że za mor­der­stwa ska­zy­wa­ne są w Pol­sce zupeł­nie loso­we oso­by. To maka­brycz­ne szcze­gól­nie w kon­tek­ście spra­wy Toma­sza Komen­dy, któ­rą nie­daw­no żyła cała Pol­ska. Czy powin­ni­śmy oba­wiać się nasze­go sys­te­mu sprawiedliwości?

Na szczę­ście, uwa­żam że są to jed­nost­ko­we przy­pad­ki, ale teo­re­tycz­nie każ­dy z nas może zna­leźć się w takim miej­scu. Oka­zu­je się, że „Pro­ces” Kaf­ki może toczyć się tu i teraz w Pol­sce i na pod­sta­wie wątłych poszlak może­my tra­fić na wie­le mie­się­cy do aresz­tu. To jest fak­tycz­nie prze­ra­ża­ją­ca myśl.

Wie­le mie­się­cy albo nawet wie­le lat. Zbi­gniew N. od ponad deka­dy odsia­du­je wyrok za zamor­do­wa­nie pra­cow­ni­cy sek­su­al­nej o pseu­do­ni­mie „Kra­ko­wian­ka”, choć oka­za­ło się, że zwło­ki nale­ża­ły do kogoś inne­go. Czy wie Pan o innych spra­wach pro­wa­dzo­nych przez Archi­wum X, któ­re zakoń­czy­ły się tak dziw­nym wyrokiem?

Tak. Jed­na z naj­gło­śniej­szych spraw doty­czy Kata­rzy­ny Z. – stu­dent­ki Uni­wer­sy­te­tu Jagiel­loń­skie­go, któ­rej szcząt­ki wyło­wio­no z Wisły pod koniec lat 90. Za to mor­der­stwo ska­za­no nie­pra­wo­moc­nie Rober­ta J., choć do dzi­siaj nie wia­do­mo kie­dy, gdzie i dla­cze­go miał doko­nać tego zabój­stwa. Znów wszyst­ko opie­ra się na mar­nych poszla­kach. Nie­ba­wem ta spra­wa tra­fi do sądu ape­la­cyj­ne­go i nie zdzi­wił­bym się, gdy­by Robert J. final­nie został uniewinniony.

Żyje­my w cza­sie new­sów, szyb­kiej infor­ma­cji, click­ba­itów, memów… Czy w tej rze­czy­wi­sto­ści jest jesz­cze miej­sce dla dzien­ni­kar­stwa śledczego?

Uwa­żam, że wła­śnie w tych cza­sach dzien­ni­kar­stwo śled­cze ma szcze­gól­ny sens. W momen­cie, kie­dy zale­wa nas masa, czę­sto nie­zwe­ry­fi­ko­wa­nych i wza­jem­nie wyklu­cza­ją­cych się infor­ma­cji, to fakt, że ktoś ma czas na to, aby pochy­lić się dłu­żej nad jakąś spra­wą, zaj­rzeć głę­biej, poszu­kać dru­gie­go dna i poznać praw­dę, jest bezcenne.

Zga­dzam się z tym, że dzien­ni­kar­stwo śled­cze jest waż­ne spo­łecz­nie, cho­dzi­ło mi raczej o bar­dziej przy­ziem­ny aspekt. By napi­sać jeden repor­taż, musi Pan zapo­znać się z dzie­siąt­ka­mi tomów akt, odbyć roz­mo­wy… Jak to wyglą­da „od kuch­ni”? Z cze­go Pan żyje, zanim mate­riał się uka­że? W tym cza­sie mógł­by Pan napi­sać set­ki tek­stów o niczym, któ­re by się klikały…

Na szczę­ście przez ostat­nie lata pra­co­wa­łem w redak­cji One­tu, któ­ra sta­wia na takie dzien­ni­kar­stwo. Dosta­wa­łem sta­łą pen­sję co mie­siąc, mia­łem wol­ną rękę w dobo­rze tema­tów i czas, by się nimi zaj­mo­wać. Od grud­nia będę sze­fem dzia­łu śled­cze­go w por­ta­lu Goniec.pl i w dal­szym cią­gu będę chciał kul­ty­wo­wać taki spo­sób pracy.

Jak Pan sądzi, jak będzie wyglą­dać przy­szłość pol­skie­go reportażu?

Mamy w Pol­sce wie­lu świet­nych repor­ta­ży­stów i wspa­nia­łą tra­dy­cję w tej dzie­dzi­nie, więc jestem dobrej myśli. Doświad­cze­nia ostat­nich lat poka­zu­ją mi, że wciąż są ludzie, któ­rzy chcą czy­tać dłu­gie i wie­lo­wąt­ko­we tek­sty, któ­re opi­su­ją świat w spo­sób pogłę­bio­ny. I to jest dobra wia­do­mość, bo pew­nych histo­rii nie da się spro­wa­dzić do fil­mi­ku na Tik-toku, czy rol­ki na Instagramie.

Wspo­mniał Pan, że Piotr Kru­piń­ski jest zaufa­nym czło­wie­kiem pro­ku­ra­to­ra gene­ral­ne­go Zbi­gnie­wa Zio­bry. Kil­ka tygo­dni temu mia­ły miej­sce wybo­ry, trwa­ją zmia­ny w Sej­mie i w Sena­cie. Czy – w kon­tek­ście spra­wy zabój­stwa Iwo­ny Cygan – ode­tchnął Pan z ulgą?

Nie powie­dział­bym, że poczu­łem ulgę, ale fak­tycz­nie liczę na to, że to śledz­two tra­fi w ręce ludzi, któ­rzy nie pój­dą śle­po za jed­ną wer­sją, ale będą chcie­li rze­tel­nie zba­dać wszyst­kie wąt­ki, któ­re się w tej spra­wie nasu­wa­ją. To nie doty­czy zresz­tą tyl­ko zabój­stwa Iwo­ny Cygan, ale rów­nież Kata­rzy­ny Z., oskó­ro­wa­nej stu­dent­ki z Kra­ko­wa. Napraw­dę głę­bo­ko wie­rzę w to, że te spra­wy moż­na w koń­cu rozwiązać.

W swo­jej pra­cy poru­szał Pan wie­le trud­nych tema­tów, spo­ty­kał się z ludz­ki­mi dra­ma­ta­mi. Czy jest jakaś sytu­acja, któ­ra wyjąt­ko­wo utkwi­ła Panu w pamięci?

Może zabrzmi to dziw­nie, ale sta­ram się nie pie­lę­gno­wać tych histo­rii w sobie. Pod­cho­dzę do tego meto­dycz­nie, tro­chę jak poli­cjant bada­ją­cy spra­wę zabój­stwa. W jed­nym i dru­gim przy­pad­ku emo­cje nie są wska­za­ne, bo wte­dy tra­ci się obiek­ty­wizm. Oczy­wi­ście, nikt z nas nie jest cybor­giem, pew­ne rze­czy na dłu­go zosta­ją w gło­wie. Zwłasz­cza jeśli ma się do czy­nie­nia ze skraj­ną nie­spra­wie­dli­wo­ścią, albo krzyw­da­mi, któ­rych nie da się napra­wić. Jeśli sie­dzi na prze­ciw­ko cie­bie ojciec, któ­re­mu zamor­do­wa­no syna i poka­zu­je nagra­nie z moni­to­rin­gu, na któ­rym to mor­der­stwo widać, to cięż­ko utrzy­mać emo­cje na wodzy. Nie­mniej jed­nak, dzien­ni­karz nie powi­nien wycho­dzić ze swo­jej roli i pro­wa­dzić jakieś pry­wat­ne ven­det­ty. Po pro­stu musi­my poka­zy­wać praw­dę, jaka by ona nie była.

Mar­twy punkt” uka­zał się pod koniec wrze­śnia. Z jakim odbio­rem się Pan spo­tkał do tej pory?

Czy­tel­ni­cy podzie­li­li się na dwa obo­zy. Jed­ni mnie ata­ku­ją, a nawet gro­żą, bo uwa­ża­ją, że jestem wyna­ję­tym przez oskar­żo­nych cyn­glem medial­nym, któ­ry sta­je w obro­nie mor­der­ców Iwo­ny Cygan. Dru­dzy doce­nia­ją moją pra­cę, chwa­lą książ­kę, a nawet piszą, że dzię­ki niej cał­ko­wi­cie zmie­ni­li swo­je zda­nie na temat tej spra­wy. Tak że muszę przy­znać, że w ostat­nich tygo­dniach mam tro­chę taki emo­cjo­nal­ny rollercoaster.

Ma Pan na kon­cie wie­le tek­stów pra­so­wych, ale jest Pan też auto­rem książ­ki oraz współ­au­to­rem dwóch kolej­nych. Czy pra­ca nad repor­ta­żem pra­so­wym i książ­ko­wym moc­no róż­ni się od siebie?

Róż­ni się głów­nie obję­to­ścią (śmiech). W książ­ce na pew­no moż­na pozwo­lić sobie na wię­cej. Uchwy­cić wszyst­kie wąt­ki, roz­bu­do­wać struk­tu­rę opo­wie­ści. Repor­taż pra­so­wy musi być bar­dziej esen­cjo­nal­ny, skon­so­li­do­wa­ny. Trze­ba się w nim sku­pić na naj­waż­niej­szych wąt­kach. Z jed­nej stro­ny jest to dobre, bo dzię­ki temu nie popa­da­my w zbęd­ne dida­ska­lia, ale z dru­giej pozo­sta­wia to czę­sto pewien niedosyt.

Wspo­mniał Pan już, że w grud­niu zaczy­na Pan pra­cę w nowej redak­cji. A czy może Pan zdra­dzić, czy pra­cu­je Pan już nad nowym tek­stem? Czy może udał się Pan na zasłu­żo­ny urlop?

Z jakimś krót­kim urlo­pem będę chy­ba musiał zacze­kać do świąt (śmiech). Koń­czę wła­śnie repor­taż o pew­nej wspól­no­cie reli­gij­nej zarzą­dza­nej przez zna­ne­go i kon­tro­wer­syj­ne­go egzor­cy­stę, któ­ry de fac­to zamie­nił tę orga­ni­za­cję w sek­tę. To będzie przede wszyst­kim opo­wieść o tym, jak poprzez fana­tyzm reli­gij­ny moż­na mani­pu­lo­wać ludź­mi i psy­chicz­nie uza­leż­niać ich od sie­bie. Dłu­go pra­co­wa­łem nad tym tek­stem, więc cie­szę się, że nie­ba­wem będę mógł go opublikować.

Na zakoń­cze­nie – cze­go mogę Panu życzyć w dal­szej pracy?

Przede wszyst­kim cie­ka­wych tema­tów. Resz­ta sama się ułoży!

Zatem wła­śnie tego Panu życzę! Dzię­ku­ję ser­decz­nie za roz­mo­wę i poświę­co­ny czas.

Roz­ma­wia­ła Anna Tess Gołębiowska

Jeśli chce­cie dowie­dzieć się wię­cej o wyni­kach dzien­ni­kar­skie­go śledz­twa Mate­usza Baczyń­skie­go, się­gnij­cie po książ­kę „Mar­twy punkt. Spra­wa zabój­stwa Iwo­ny Cygan”.

W sierp­niu 1998 roku w bestial­ski spo­sób zamor­do­wa­no 17-let­nią Iwo­nę Cygan z mało­pol­skie­go Szczu­ci­na. Cia­ło bru­tal­nie pobi­tej i udu­szo­nej dru­tem nasto­lat­ki zna­le­zio­no w odlud­nym miej­scu nad Wisłą. Dopie­ro 20 lat po tych wyda­rze­niach poli­cyj­ne Archi­wum X ogło­si­ło, że spraw­ców zabój­stwa uda­ło się zatrzymać.

Przez ten czas mia­ła pano­wać wokół tej zbrod­ni zmo­wa mil­cze­nia, a wszy­scy, któ­rzy chcie­li ją prze­rwać, ginę­li w tajem­ni­czych oko­licz­no­ściach. Czy taka jest jed­nak praw­da? Mate­usz Baczyń­ski jako pierw­szy dzien­ni­karz dotarł do peł­nych akt tej spra­wy. Z jego śledz­twa wyła­nia się wstrzą­sa­ją­cy obraz pra­cy orga­nów ści­ga­nia, któ­re cał­ko­wi­cie igno­ro­wa­ły dowo­dy pod­wa­ża­ją­ce ich teo­rie, mani­pu­lo­wa­ły opi­nią publicz­ną i w kon­se­kwen­cji nakrę­ca­ły spi­ra­lę nie­na­wi­ści wobec podej­rza­nych. W tej spra­wie powsta­ło już wie­le mate­ria­łów pra­so­wych i tele­wi­zyj­nych, któ­re powie­la­ły te same infor­ma­cje. Co, jeśli nie były one praw­dzi­we? Czy Archi­wum X fak­tycz­nie zatrzy­ma­ło zabój­ców Iwo­ny Cygan? Co tak napraw­dę wyda­rzy­ło się w tam­tą sierp­nio­wą, burzo­wą noc?

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy