Felieton

Śledztwo, ale najpierw herbatka – recenzja Morderstwa w księgarni Merryn Allingham

Jeśli lubisz kry­mi­na­ły w sty­lu retro, nie prze­szka­dza Ci leni­wie roz­wi­ja­ją­ca się fabu­ła i wolisz sku­pić się na zagad­ce zamiast na krwi, fla­kach i bru­tal­no­ści, to naj­praw­do­po­dob­niej spodo­ba Ci się „Mor­der­stwo w księ­gar­ni” autor­stwa Mer­ryn Allingham.

Jeśli zna­my choć pobież­nie bio­gra­fię autor­ki, zoba­czy­my, że prze­la­ła w boha­ter­kę wie­le swo­ich marzeń i pasji. Mer­ryn Allin­gham jako cór­ka żoł­nie­rza spę­dzi­ła dzie­ciń­stwo na podró­żach, miesz­ka­jąc m.in. w Egip­cie i w Niem­czech. Z cza­sem zosta­ła sekre­tar­ką, ale odkry­ła, że ta pra­ca jest dla niej zbyt nużą­ca. Uciecz­ką oka­za­ło się zatrud­nie­nie w liniach lot­ni­czych, gdzie jako człon­ki­ni per­so­ne­lu pokła­do­we­go zwie­dzi­ła spo­rą część świa­ta. Gdy wyszła za mąż i docze­ka­ła się dzie­ci oraz kotów, zamiesz­ka­ła na połu­dnio­wym wybrze­żu Anglii, gdzie obro­ni­ła dok­to­rat na Uni­ver­si­ty of Sus­sex, gdzie przez wie­le lat wykła­da­ła literaturę.

Co może być lep­sze­go niż spę­dze­nie życia na czy­ta­niu ksią­żek i roz­ma­wia­niu o nich?”, pyta dziś Mer­ryn Allin­gham na swo­jej ofi­cjal­nej stro­nie i odpo­wia­da: „Cóż, być może ich pisanie”.

Do tej pory opu­bli­ko­wa­ła 22 książ­ki, któ­re dzie­li na czte­ry kate­go­rie: „Roman­se z okre­su regen­cji”, „Sagi histo­rycz­ne z roman­tycz­nym napię­ciem”, „Powie­ści z podró­ża­mi w cza­sie” oraz „Kry­mi­na­ły”. Do tych ostat­nich zali­cza się cykl „Flo­ra Ste­ele Myste­ry” liczą­cy w tej chwi­li pięć tomów. Pierw­szy z nich to „Mor­der­stwo w księgarni”.

Fabu­ła powie­ści roz­gry­wa się w Sus­sex w 1955 roku. Flo­ra Ste­ele nie zga­dza się na wizję świa­ta, w któ­rej kobie­ty zaj­mu­ją się tyl­ko mężem i dzieć­mi. Po uko­cha­nej cio­ci odzie­dzi­czy­ła nie­wiel­ki domek oraz księ­gar­nię „All’s Well”. Pro­wa­dzi ją, ponie­waż dzie­li­ła z cio­cią miłość do ksią­żek – ukoń­czy­ła stu­dia biblio­te­kar­skie, ale jed­no­cze­śnie smu­ci ją, że utknę­ła w sen­nym mia­stecz­ku Abbey­me­ad, choć jej ser­ce rwie się do podró­ży. Daw­niej mia­ła nadzie­ję, że uda jej się wyrwać cho­ciaż na rok, odwie­dzić Paryż i Rzym, ale cięż­ka cho­ro­ba, a potem śmierć cio­ci, pokrzy­żo­wa­ły te plany.

Życie Flo­ry zmie­nia się cał­ko­wi­cie, gdy byt księ­gar­ni zosta­je zagro­żo­ny, a z pró­bą jej oca­le­nia łączy się kry­mi­nal­na intry­ga. Jedy­ną oso­bą, któ­ra może jej w tym pomóc, jest miesz­ka­ją­cy za Abbey­me­ad pisarz-samot­nik, Jack Carrington.

Jack Car­ring­ton jest odlud­kiem. Choć nale­ży do sta­łych klien­tów „All’s Well” – jest pisa­rzem kry­mi­na­łów i księ­gar­nia spe­cjal­nie dla nie­go spro­wa­dza książ­ki potrzeb­ne do kwe­ren­dy – to Flo­ra nigdy nie widzia­ła go na wła­sne oczy. Pacz­ki z książ­ka­mi odbie­rał od niej posła­niec zała­twia­ją­cy spra­wun­ki Jac­ka. Dopie­ro cho­ro­ba chło­pa­ka połą­czo­na z bra­kiem weny spra­wia, że Jack wsta­je znad maszy­ny do pisa­nia i uda­je się do „All’s Well” ode­brać zamó­wie­nie. Prze­cha­dza­jąc się mię­dzy pół­ka­mi, natra­fia na odłam­ki szkła i cia­ło – ktoś w nocy wła­mał się do księ­gar­ni i wkrót­ce potem zmarł. Jak gło­si tytuł – było to mor­der­stwo… ale o tym prze­ko­na­na jest tyl­ko Flo­ra. Poli­cja uma­rza docho­dze­nie, stwier­dza­jąc, że wła­my­wacz zmarł z powo­du ata­ku ser­ca. Flo­ra nie wie­rzy, że zawał mógł przy­tra­fić się nagle mło­de­mu, zdro­we­mu chło­pa­ko­wi, intry­gu­je ją też powód wła­ma­nia, ale naj­gor­sze jest dla niej to, że wszy­scy zaczy­na­ją omi­jać „All’s Well”, prze­ko­na­ni, że chło­pa­ka zabi­ły duchy bądź tru­ją­ce wyzie­wy ze ścian. Dziew­czy­na posta­na­wia odkryć praw­dę o zmar­łym i odna­leźć praw­dzi­wą przy­czy­nę jego śmier­ci, w nadziei, że wte­dy do księ­gar­ni powró­cą klient­ki i klien­ci. O pomoc pro­si Jac­ka – wie­rzy, że jako autor poczyt­nych kry­mi­na­łów, męż­czy­zna będzie potra­fił wczuć się w umysł mor­der­cy. Tak rodzi się nie­zwy­kły duet mają­cy odkryć ponu­re sekre­ty skry­te za przy­ja­zną fasa­dą sen­ne­go Abbeymead.

Mor­der­stwo w księ­gar­ni” wie­le ma w sobie z powie­ści oby­cza­jo­wej – oczy­ma Flo­ry obser­wu­je­my angiel­skie mia­stecz­ko w latach 50., gdzie wszy­scy wciąż pamię­ta­ją II woj­nę świa­to­wą, zaciem­nie­nia i utrud­nie­nia w dostę­pie do żyw­no­ści, męż­czyź­ni mil­czą o trau­mach z fron­tu, a część kobiet zło­ści się, że choć w cza­sie walk były dość dobre do pra­cy w fabry­kach, teraz znów ocze­ku­je się od nich sku­pie­nia na rodzi­nie zamiast na pra­cy. Intry­ga roz­wi­ja się nie­spiesz­nie. Flo­ra poru­sza się rowe­rem, a Jack nie ma nawet tele­fo­nu. Waż­ne infor­ma­cje są prze­ka­zy­wa­ne na więk­szą odle­głość za pomo­cą listów, a zawia­do­mie­nie poli­cji wyma­ga zna­le­zie­nia bud­ki tele­fo­nicz­nej. W porów­na­niu ze współ­cze­sny­mi moż­li­wo­ścia­mi, gdzie podej­rza­ni pozo­sta­wia­ją śla­dy w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, pła­cą kar­ta­mi kre­dy­to­wy­mi i korzy­sta­ją z tele­fo­nów komór­ko­wych, któ­re moż­na namie­rzyć, aż trud­no uwie­rzyć, że Flo­ra i Jack są w sta­nie odkryć cokol­wiek. Co wię­cej, choć jest to dla nich – a przy­naj­mniej dla Flo­ry – nie­zwy­kle waż­ne, to ten nie­spiesz­ny rytm życia jest dla nich natu­ral­ny, więc nawet natra­fia­jąc na waż­ny trop, robią prze­rwę na kanap­ki i her­ba­tę. Docho­dzi też kwe­stia oby­cza­jo­wo­ści – Flo­ra zasta­na­wia się, czy może zapro­sić Jac­ka do sie­bie do domu, czy jest już zbyt póź­no na odwie­dzi­ny męż­czy­zny u samot­nej kobiety…

Jak przy­sta­ło na opo­wieść kry­mi­nal­ną, tro­pów jest wie­le, część z nich oka­zu­je się fał­szy­wa, ale w koń­cu uda­je się poskła­dać ukła­dan­kę i odkryć praw­dę. Jaką – oczy­wi­ście nie zdra­dzę, ale muszę przy­znać, że Mer­ryn Allin­gham napraw­dę prze­my­śla­ła wszyst­kie ele­men­ty i spraw­nie roz­sia­ła tro­py. Może aż zbyt spraw­nie – jed­na z waż­nych infor­ma­cji była przed oczy­ma Flo­ry i Jac­ka od same­go począt­ku, ale upar­cie igno­ro­wa­li ten fakt, aż zwró­cił na nie­go uwa­gę ktoś inny. Mam wra­że­nie, że było to nie­po­trzeb­ne wydłu­że­nie fabu­ły i powieść oby­ła­by się bez tego zwlekania.

Zwra­ca uwa­gę che­mia mię­dzy Flo­rą a Jac­kiem. To dość kla­sycz­ny trop: kobie­ta po przej­ściach, męż­czy­zna z prze­szło­ścią. Z począt­ku ich współ­pra­ca jest moc­no instru­men­tal­na – Flo­ra potrze­bu­je wspar­cia w śledz­twie, a Jack ma nadzie­ję, że praw­dzi­wa intry­ga kry­mi­nal­na pomo­że prze­ła­mać mu zastój twór­czy i dokoń­czyć powieść, z cza­sem odkry­wa­ją, że napraw­dę się lubią. Czy dopro­wa­dzi to do przy­jaź­ni, czy może do roman­su, jesz­cze nie wia­do­mo, ale przy­jem­nie patrzeć, jak ta zna­jo­mość roz­kwi­ta. Wyjąt­ko­wo nie razi mnie tu róż­ni­ca wie­ku (Jack jest o oko­ło 10 lat star­szy od Flo­ry), ponie­waż nie ma mię­dzy nimi róż­ni­cy sił – Jack nie jest sze­fem Flo­ry, a dziew­czy­na, choć ma zale­d­wie 25 lat, skoń­czy­ła stu­dia i pro­wa­dzi wła­sną fir­mę. Bio­rąc popraw­kę na cza­sy, w któ­rych roz­gry­wa fabu­ła, mamy do czy­nie­nia z owszem, mło­dą, ale samo­dziel­ną kobie­tą. Z rela­cji czer­pią obo­je oraz obo­je dają dru­giej oso­bie coś od siebie.

Jak już wspo­mnia­łam we wstę­pie, choć to kry­mi­nał, to nie ma w nim bru­tal­no­ści. „Mor­der­stwo w księ­gar­ni” może być lek­tu­rą na pla­żę czy do pocią­gu, nie przy­pra­wi osób czy­ta­ją­cych o kosz­ma­ry. Brak wart­kiej akcji powieść rekom­pen­su­je nastro­jem. Nie będzie to książ­ka dla każ­de­go, ale dla osób lubią­cych lek­kie kry­mi­na­ły, powie­ści oby­cza­jo­we oraz nut­kę roman­su – histo­ria autor­stwa Mer­ryn Allin­gham jest w sam raz!

Anna Tess Gołębiowska

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy