Felieton

Syn wiedźmy – piękna książka o nauce pewności siebie

Nie powin­no się zakła­dać, że gdy autor wyda jed­ną dobrą książ­kę, to kolej­ne też takie będą, ale w przy­pad­ku Kel­ly Barn­hill, moż­na zary­zy­ko­wać. Od „Dziew­czyn­ki, któ­ra wypi­ła księ­życ” nie moż­na się było ode­rwać (nawet nie będąc już wca­le dziew­czyn­ką). Z kolej­ną powie­ścią jest identycznie!

Na swo­im blo­gu Kel­ly Barn­hill okre­śla się jako autor­ka, nauczy­ciel­ka, mama, lau­re­at­ka meda­lu Joh­na New­be­ry (przy­zna­wa­ne­go auto­rom ksią­żek dla dzie­ci), mar­na ogrod­nicz­ka i fan­ka pie­cze­nia ciast. Choć w tym opi­sie spo­ro jest poczu­cia humo­ru, niech Was on nie zmy­li. „Syn wiedź­my”, któ­re­go pre­mie­ra na pol­skim ryn­ku odbę­dzie się 15 maja, to książ­ka z grun­tu poważ­na. Poważ­na, ale co waż­nie – wca­le nie moralizatorska.

Po tę powieść fan­ta­sy się­gnąć mogą star­sze dzie­ci oraz nasto­lat­ko­wie. Wszyst­ko po to, by prze­czy­tać coś napraw­dę serio, bo to, że są mło­dzi, nie ozna­cza prze­cież, że prze­mó­wi do nich reto­ry­ka pro­sta jak kon­struk­cja cepa (któ­ra nota­be­ne wca­le taka pro­sta nie jest). Uwierz­cie mi, gdy ośmio­la­tek ma czy­tać „Oto jest Kasia”, to czę­sto ma dość poucza­nia prze­ka­za­ne­go wprost i na siłę. A może już to wiecie?

W „Synu wiedź­my” też jest dużo nauki, wpa­ja­nia zasad i co chy­ba naj­waż­niej­sze – nauki budo­wa­nia pew­no­ści sie­bie, ale wszyst­ko to dzie­je się mimo­cho­dem, wespół z roz­wo­jem wart­kiej fabu­ły. Boha­ter książ­ki, mło­dziut­ki i nie­śmia­ły Ned, prze­żył wiel­ką tra­ge­dię. Gdy miał zale­d­wie kil­ka lat, chciał wyru­szyć ze swo­im bra­tem, Tamem, w rejs tra­twą w kie­run­ku morza. Tyl­ko Ned miał tyle szczę­ścia, że prze­żył, a jego mat­ka – tytu­ło­wa wiedź­ma, przy­czy­ni­ła się do tego dzię­ki pomo­cy magii, któ­rą władała.

Spy­ta­cie, co w tym nie­zwy­kłe­go i czym ta książ­ka róż­ni się od innych? Przede wszyst­kim Ned po śmier­ci bra­ta (z powo­du stre­su, wyrzu­tów sumie­nia i być może też przez wpływ magii) nie jest sobą. Jąka się, jest nie­śmia­ły, ludzie mówią wprost: prze­żył nie­wła­ści­wy, „gor­szy” brat. A jed­nak Ned ma ukry­te zdol­no­ści, któ­re prze­ka­za­ła mu jego nie­zwy­kła mat­ka i ma dobry cha­rak­ter, któ­ry pozwa­la mu poma­gać ludziom i zwie­rzę­tom. Fabu­ła powie­ści poka­zu­je, że nie trze­ba być ide­al­nym, by doko­ny­wać rze­czy wiel­kich. Co wię­cej – nikt taki nie jest.

Kel­ly Barn­hill pró­bo­wa­ła swo­ich sił jako bar­man­ka, sekre­tar­ka, kel­ner­ka i dozor­czy­ni. To dobrze, że osta­tecz­nie zosta­ła pisar­ką! W „Synu wiedź­my” stwo­rzy­ła wyjąt­ko­wy, fan­ta­stycz­ny świat, któ­ry pozwa­la czy­tel­ni­ko­wi wyobra­zić sobie mówią­ce gła­zy, strasz­ny las, wła­da­ją­ce magią dziec­ko, a nawet oży­wia­nie zmar­łych. Świat ten nie jest cukier­ko­wy, chwi­la­mi budzi lęk, ale wła­śnie dla­te­go jest dla star­szych dzie­ci i nasto­lat­ków sza­le­nie cie­ka­wy. Dla doro­słych też, war­to więc czy­tać tę książ­kę całą rodziną.

Recen­zu­je Zuzan­na Pęksa

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy