Wywiady

Kryminalny Szum Małgorzaty Oliwii Sobczak w akcji! Rozmawiamy z autorką!

To kolej­ny raz, gdy mia­łam przy­jem­ność roz­ma­wiać ze zna­ko­mi­tą pisar­ką, Mał­go­rza­tą Oli­wą Sob­czak. Tym razem głów­nym tema­tem był naj­now­szy kry­mi­nał Pani Mał­go­rza­ty – „Szum”. Poru­szy­ły­śmy wie­le zło­żo­nych tema­tów, takich jak samo­ak­cep­ta­cja nasto­lat­ków, czy zagi­nię­cia, na któ­rych szcze­gól­nie sku­pia się spo­łe­czeń­stwo i media. O czym jesz­cze opo­wie­dzia­ła nam autor­ka „Szu­mu”? Prze­ko­naj­cie się sami!

Zuzan­na Pęk­sa: W opi­sie Pani naj­now­szej książ­ki, „Szum”, może­my prze­czy­tać: „to histo­ria o doj­rze­wa­niu, postrze­ga­niu wła­sne­go cia­ła, potrze­bie akcep­ta­cji i sekre­tach, któ­re w sobie skry­wa­my.” Nie spo­sób się z tym nie zgo­dzić, pisze Pani bowiem o wie­lu kom­plek­sach, z któ­ry­mi zma­ga­ją się mło­de oso­by. Czy nie ma Pani wra­że­nia, że dziś znacz­nie trud­niej niż kie­dyś być nastolatkiem?

Mał­go­rza­ta Oli­wia Sob­czak: Nie­wąt­pli­wie. Okres doj­rze­wa­nia gene­ral­nie nie jest łatwy. W krót­kim cza­sie nastę­pu­ją w nas zmia­ny, na któ­re nie jeste­śmy goto­wi. Gwał­tow­nie prze­obra­ża­ją się cia­ło, psy­chi­ka, sfe­ra emo­cjo­nal­na , a to spra­wia, że musi­my szu­kać swo­jej toż­sa­mo­ści na nowo, przy czym bar­dzo czę­sto porów­nu­je­my się z inny­mi. A skrzy­wio­ny obraz nas samych nie­mal zawsze wypa­da w tych porów­na­niach bla­do. Dodat­ko­wo współ­cze­sna mło­dzież nie tyl­ko obser­wu­je ludzi wokół. Ona ska­nu­je milio­ny twa­rzy, milio­ny ciał poja­wia­ją­cych się w sie­ci, w więk­szo­ści popra­wio­nych przez fil­try, sztucz­nie dosto­so­wa­nych do wyśru­bo­wa­nych ide­ałów, któ­rym zwy­kły czło­wiek nie ma szan­sy dorów­nać. I to pro­wa­dzi do dyso­nan­su, do nie­pew­no­ści, bra­ku samo­ak­cep­ta­cji, depresji.

Co cie­ka­we, mło­dzi ludzie w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, gdzie dostęp­ność chi­rur­gii pla­stycz­nej jest więk­sza, coraz czę­ściej przy­cho­dzą do gabi­ne­tów medy­cy­ny este­tycz­nej ze swo­imi zdję­cia­mi popra­wio­ny­mi przez fil­try i mówią: „Popro­szę o taki efekt”. Tak bar­dzo przy­zwy­cza­je­ni są do swo­je­go wize­run­ku w sie­ci, że ich praw­dzi­wa twarz wyda­je im się odbi­ta w znie­kształ­co­nym lustrze. Nie­ste­ty, coraz bar­dziej zako­rze­nia­my się w symu­la­krum, czy­li w świe­cie będą­cym jedy­nie repre­zen­ta­cją cze­goś nama­cal­ne­go. I to w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści współ­cze­sna mło­dzież toczy swo­je bitwy. To tu roz­gry­wa­ją się wyszy­dza­nie, wyśmie­wa­nie, hejt, a naj­mniej­sza uszczy­pli­wość ura­sta do mon­stru­al­nych rozmiarów.

W cią­gu ostat­nich pię­ciu lat licz­ba nasto­lat­ków cier­pią­cych na depre­sję wzro­sła o 100%. Coraz wię­cej mło­dych ludzi się samo­oka­le­cza, by cokol­wiek poczuć, by wyjść z emo­cjo­nal­ne­go odrę­twie­nia i pora­dzić sobie z wewnętrz­ny­mi dra­ma­ta­mi. Peł­na mro­ku jest ta dzi­siej­sza real­ność, a z dru­giej stro­ny peł­na kolo­rów, odmien­no­ści, plu­ra­li­zmów, moż­li­wo­ści i szans. I to od nas – rodzi­ców, nauczy­cie­li, opie­ku­nów, men­to­rów, pisa­rzy – od naszej otwar­to­ści, akcep­ta­cji, zro­zu­mie­nia w dużej mie­rze zale­ży to, jaki­mi ścież­ka­mi podą­żą mło­dzi ludzie.

Z.P.: W Pani powie­ści dzien­ni­kar­ka Ali­cja Grab­ska wspie­ra w śledz­twie detek­ty­wa Kor­dę, on zaś prze­ka­zu­je jej jako pierw­szej nie­któ­re infor­ma­cje. Jak Pani sądzi, czy w praw­dzi­wym życiu takie dzien­ni­kar­sko-poli­cyj­ne duety napraw­dę się zda­rza­ją? Bo co do tego, że dzien­ni­ka­rze są świet­ny­mi śled­czy­mi, nie mam naj­mniej­szych wątpliwości!

M.O.S.: W glo­ba­li­stycz­nym świe­cie każ­de śledz­two roz­gry­wa się pod lupą dzien­ni­ka­rzy. Chcąc nie chcąc, śled­czy zaczy­na­ją dzia­łać w pew­nej sym­bio­zie z media­mi. I co cie­ka­we, dzien­ni­kar­ska uwa­ga czę­sto jest bar­dzo potrzeb­na, m.in. w spra­wach zagi­nięć, któ­re ja wzię­łam na warsz­tat w „Szu­mie”. Spra­wy kry­mi­nal­ne dzia­ła­ją na spo­łe­czeń­stwo tro­chę jak dobry serial, a reży­se­ra­mi tego seria­lu nie­rzad­ko są dzien­ni­ka­rze, któ­rzy przed­sta­wia­ją zgro­ma­dzo­ny mate­riał w sen­sa­cyj­nej for­mie. Może to poli­cjan­tów draż­nić, ale cie­ka­wość spo­łecz­na spra­wia, że ludzie się uak­tyw­nia­ją, kom­bi­nu­ją, zaczy­na­ją przy­po­mi­nać sobie coraz wię­cej fak­tów, wydo­by­wa­ją z pamię­ci dro­bi­ny wspo­mnień, któ­re przy­czy­nia­ją się do budo­wa­nia obra­zu zbrod­ni. Czy takie dzien­ni­kar­sko-poli­cyj­ne duety się zda­rza­ją? Nie mam poję­cia. Ale w fik­cyj­nym świe­cie są jak naj­bar­dziej pożą­da­ne. I może wła­śnie dzię­ki ich ist­nie­niu w książ­kach więk­szość zaga­dek zosta­je odkry­ta, a spraw­cy pono­szą karę – w prze­ci­wień­stwie do praw­dzi­we­go świata.

Z.P.: Eko­loż­ka sądo­wa, któ­ra jest jed­ną z boha­te­rek, mia­ła swój pier­wo­wzór w praw­dzi­wej posta­ci. Czy opo­wie Pani o niej nie­co więcej?

M.O.S.: Poję­cie eko­lo­gii sądo­wej pozna­łam dzię­ki książ­ce „Śla­dy zbrod­ni” autor­stwa Patri­cii Wilt­shi­re, któ­ra jest pio­nier­ką ten wyspe­cja­li­zo­wa­nej dzie­dzi­ny bio­lo­gii kry­mi­na­li­stycz­nej. Badacz­ka w nie­mal lite­rac­ki spo­sób opo­wie­dzia­ła o pra­cy pole­ga­ją­cej na ana­li­zie tego, co dla śled­cze­go zosta­wi­ło oto­cze­nie zbrod­ni. Ziar­na pył­ków, zarod­ni­ki grzy­bów, skład gle­by, mikro­or­ga­ni­zmy i inne śla­dy śro­do­wi­sko­we to coś, na pod­sta­wie cze­go pali­no­log kry­mi­na­li­stycz­ny może stwier­dzić przy­kła­do­wo, w któ­rym miej­scu spraw­ca doko­nał zbrod­ni lub gdzie przed tą zbrod­nią prze­by­wał.
Wyda­ło mi się to fascy­nu­ją­ce i od razu w mojej gło­wie poja­wi­ła się myśl, by stwo­rzyć postać eko­loż­ki sądo­wej, któ­ra będzie poma­gać detek­ty­wo­wi Oska­ro­wi Kor­dzie w śledz­twie. I to wła­śnie dzię­ki uwzględ­nie­niu śro­do­wi­ska przy­rod­ni­cze­go wymy­śli­łam moty­la, któ­ry w „Szu­mie” odgry­wa spe­cjal­ną rolę. Jako że nie­spe­cjal­nie znam się na bio­lo­gii, zwró­ci­łam się o pomoc do ento­mo­loż­ki Mar­ty Skow­ron Vol­po­ni, któ­ra oka­za­ła się dosko­na­łą kon­sul­tant­ką. To dzię­ki Mar­cie w książ­ce poja­wi­ła się okład­ko­wa ćma noc­na Atta­cus Atlas. W podzię­ko­wa­niu stwo­rzy­łam postać Moni­ki Skow­ron, dok­to­rant­ki pra­cu­ją­cej na gdań­skim wydzia­le bio­lo­gii, z któ­rą moi śled­czy roz­ma­wia­ją o zna­le­zio­nych śladach.

Z.P.: Odnio­sła się Pani tak­że do praw­dzi­wych zagi­nięć na tere­nie Trój­mia­sta, w tym tego naj­słyn­niej­sze­go w ostat­nich latach – Iwo­ny Wie­czo­rek. Wie­le osób mówi, że to wła­śnie to zagi­nię­cie naj­bar­dziej je nur­tu­je i naj­bar­dziej zapa­dło im w pamięć; jak Pani sądzi, dla­cze­go tak jest?

M.O.S.: Pew­nie dla­te­go, że Iwo­na Wie­czo­rek to taka dziew­czy­na, z któ­rą łatwo się utoż­sa­mić. Gdy obej­rza­łam ostat­nie uję­cia z moni­to­rin­gu, na któ­rym Iwo­na wra­ca­ła nad­mor­ską pro­me­na­dą po impre­zie do domu, szep­nę­łam: „To mogłam być ja”. I myślę, że nie­jed­na oso­ba mia­ła taką myśl. I to jest naj­bar­dziej szo­ku­ją­ce – ta świa­do­mość, że ktoś w świe­tle wscho­dzą­ce­go dnia idzie sobie uli­cą, pełen marzeń, pla­nów, uczuć, i nagle zni­ka. Tak po pro­stu ślad się po nim ury­wa. I zosta­je pust­ka, nie­wia­do­ma, jeden wiel­ki znak zapy­ta­nia.
Oczy­wi­ście przy­pad­ków takich tajem­ni­czych znik­nięć jest w Pol­sce wie­le, ale tyl­ko kil­ka z nich tak bar­dzo poru­szy­ło maso­wą wyobraź­nię. W kon­tek­ście Iwo­ny zadzia­ła­ły licz­ne hipo­te­zy, nowe śla­dy, spe­ku­la­cje doty­czą­ce powią­zań ze świa­tem prze­stęp­czym, no i oczy­wi­ście postać detek­ty­wa Krzysz­to­fa Rut­kow­skie­go, któ­ry zdy­na­mi­zo­wał poszu­ki­wa­nia i medial­ne donie­sie­nia. Nie­ste­ty w tej spra­wie nawet sil­ne zain­te­re­so­wa­nie spo­łecz­ne nie pomo­gło w odkry­ciu praw­dy. Podob­nie zresz­tą jak w przy­pad­ku zabójstw Darii Relu­gi i Izy Strzał­kow­skiej, któ­rych spra­wy rów­nież posłu­ży­ły mi za inspi­ra­cję do uku­cia tra­gicz­nej histo­rii Ady Milewskiej.

Z.P.: Ofia­ry w „Szu­mie” łączy płeć, wiek i wygląd. Stąd już tyl­ko o włos do podej­rzeń, że mamy do czy­nie­nia z seryj­nym pory­wa­czem lub seryj­nym zabój­cą. W kra­ju nad Wisłą nie mamy ich zbyt wie­lu – czy myśli Pani, że to dla­te­go, że śled­czy nie łączą odpo­wied­nio wąt­ków, czy fak­tycz­nie w Pol­sce to się nie zdarza?

M.O.S.: Tro­chę mamy w tej naszej mrocz­nej ojczyź­nie seryj­nia­ków – Wła­dy­sław Mazur­kie­wicz, Bog­dan Arnold, Tade­usz Kwa­śniak, Edmund Kola­now­ski, Mie­czy­sław Zub, Karol Kot, Paweł Tuchlin, Zdzi­sław Mar­chwic­ki. To nie­ste­ty tyl­ko przy­kła­do­we nazwi­ska, choć nie­wąt­pli­wie naj­więk­szy odse­tek seryj­nych mor­der­ców odno­to­wy­wa­ny jest w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – m. in. ze wzglę­du na dużą powierzch­nię tego kra­ju, spe­cy­ficz­ną oby­cza­jo­wość łączą­cą rady­kal­ny kato­lic­ki etos z roz­pa­sa­ną glo­ba­li­stycz­ną kul­tu­rą, a tak­że za spra­wą nowo­cze­snych metod śled­czych, roz­wi­nię­tych tech­nik iden­ty­fi­ka­cyj­nych i roz­bu­do­wa­nej poli­cyj­nej bazy danych umoż­li­wia­ją­cej łącze­nie pozor­nie nie­zwią­za­nych ze sobą spraw.
W Pol­sce nato­miast wystę­pu­je sze­reg pro­ble­mów z wyszu­ki­wa­niem spraw w Kra­jo­wym Reje­strze Infor­ma­cji Poli­cji. Gdy wymy­ślam jakieś roz­wią­za­nia śled­cze zaczerp­nię­te z ame­ry­kań­skich fil­mów, czę­sto zde­rzam się ze ścia­ną. „To nie Ame­ry­ka!” – powta­rza mój poli­cyj­nym kon­sul­tant. Bo pol­skie poli­cyj­ne bazy nie potra­fią wyod­ręb­nić przy­pad­ków zabójstw po modus ope­ran­di. Bo nie są pod­łą­czo­ne do Inter­ne­tu, więc żeby coś spraw­dzić, poli­cjant musi usiąść do swo­je­go kom­pu­te­ra i wsu­nąć spe­cjal­ny chip. Bo nie są sko­re­lo­wa­ne z żad­nym sys­te­mem zewnętrz­nym, na przy­kład z sys­te­mem medycz­nym, więc poli­cjant nie usta­li – ot tak – na przy­kład histo­rii medycz­nej jakiejś podej­rze­wa­nej o zbrod­nie oso­by. I muszę przy­znać, że kon­fron­to­wa­nie wyobra­że­nia o pra­cy poli­cji ze smut­ną pol­ską rze­czy­wi­sto­ścią bywa dość bole­sne (śmiech). Musia­łam nauczyć się poskra­miać swo­je twór­cze pomy­sły, choć oczy­wi­ście cza­sa­mi daję sobie rów­nież przy­zwo­le­nie na pusz­cze­nie wodzy fan­ta­zji. W koń­cu lite­ra­tu­ra rzą­dzi się swo­imi prawami.

Z.P.: Czy zdra­dzi Pani naszym czy­tel­ni­kom, o czym będzie następ­ny Pani kryminał?

M.O.S.: Obec­nie pra­cu­ję nad trze­cim tomem serii „Gra­ni­ce ryzy­ka”, któ­ry uka­że się w przy­szłym roku. W tej czę­ści będzie­my mogli śle­dzić dal­szą rela­cję detek­ty­wa Oska­ra Kor­dy i dzien­ni­kar­ki Ali­cji Grab­skiej. Wra­ca postać eko­loż­ki sądo­wej Jani­ny Hinc. Będzie oczy­wi­ście Trój­mia­sto i bar­dzo mrocz­na zagad­ka śled­cza, ale jaka – tego na razie nie mogę zdradzić.

Z.P.: Dzię­ku­ję za poświę­co­ny czas!

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy