„Kraina złotych kłamstw” to pierwsza książka mieszkającej na stałe w Szwajcarii Anny Górnej. Autorka mówi nam dziś o tym, jak przygotowywała się do swojego literackiego debiutu, jak udaje jej się tworzyć tak naturalne dialogi i czy pracuje już nad kolejną częścią znakomicie przyjętej powieści.
Zuzanna Pęksa: Wśród opinii na temat Pani książki „Kraina złotych kłamstw” powtarza się przede wszystkim ta, że to niezwykle udany debiut! Nie sposób nie zgodzić się z tymi słowami. Jaka jest zatem recepta na sukces, na to, by już swoją pierwszą powieścią zdobyć przychylność czytelników?
Anna Górna: Dziękuję, ale chyba jest jeszcze za wcześnie, by mówić o sukcesie. Bardzo mnie cieszą te pierwsze pozytywne reakcje, nie chciałabym jednak niczego zapeszać.
Pisarze często mówią, że piszą książki, jakie same chcieliby przeczytać, i ja też się tym kierowałam przy pisaniu „Krainy złotych kłamstw”. Zaczęłam chłonąć literaturę bardziej świadomie. Próbowałam rozłożyć na czynniki pierwsze książki i filmy, które zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Zastanawiałam się, co konkretnie spodobało mi się w historiach, które zostały ze mną na dłużej. Co je łączy. Jakich mechanizmów użył autor. Dlaczego coś sprawia, że odkładam książkę na bok, co mnie wtedy od niej odpycha. Starałam się dowiedzieć jak najwięcej o warsztacie, sięgałam do różnych źródeł, między innymi do poradników dla scenarzystów, słuchałam wywiadów z pisarzami. Zresztą ten głód wiedzy o pisaniu wciąż mi towarzyszy.
Korzystałam też z czytelników testowych. Początkowo konsultowałam się z prowadzącymi i uczestnikami kursu pisania, podczas którego zaczęłam pisać tę powieść, a później miałam kilku zaufanych beta readerów. To też dzięki nim i pracy moich redaktorów, „Kraina złotych kłamstw” otrzymała swój ostateczny kształt.
Z.P.: Stworzyła Pani bardzo wyrazistych bohaterów. Moją ulubienicą jest Mia, bo jest jednocześnie prostolinijna i bardzo błyskotliwa. A gdyby Pani miała wybierać najbardziej „swoją” postać, kto by to był i dlaczego?
A.G.: Moją ulubioną postacią jest zdecydowanie Jack Harford. Mężczyzna, który angażuje Sauera w odnalezienie swojej partnerki. Jack był swego czasu wschodzącą gwiazdą brytyjskiego kina, ale wyjechał do Szwajcarii w atmosferze wielkiego skandalu. Lubię go dlatego, że jest tak niejednoznaczny. To taki upadły bohater, wieczny chłopiec, który ma nieodparty urok osobisty, ale patrząc na niego przez pryzmat jego przeszłości i obecnych wydarzeń, nie wiemy, czy mamy do czynienia z kimś autentycznie charyzmatycznym, czy też wielkim manipulatorem.
Z.P.: „Kraina złotych kłamstw” to tekst fikcyjny, a jednocześnie bardzo realistyczny. Bez wątpienia wielka tu rola napisanych przez Panią dialogów, które brzmią bardzo naturalnie. Czy musiała się Pani uczyć takiego pisania, czy przyszło to całkiem samo? A może jest Pani dobrą słuchaczką i umie przelać na papier sposób mówienia innych ludzi?
A.G.: Dziękuję, to dla mnie ogromny komplement. Bardzo mi zależało, by dialogi wyszły naturalnie. Szczerze mówiąc, ta część pisania powieści przychodzi mi najłatwiej. Często to właśnie wtedy bohaterowie przejmują stery i historia jakby sama się pisze. Staram się być dobrą słuchaczką, ale muszę przyznać, że z natury jestem też dość gadatliwa, więc może to bardziej z tego wynika, że te dialogi płyną, bo mogę sobie mówić do woli, tyle że głosami moich bohaterów.
Z.P.: Akcja kryminału rozgrywa się w Szwajcarii, którą w posłowiu nazywa Pani swoim drugim domem. Od jak dawna Pani tam mieszka i co Pani sądzi o tamtejszej rzeczywistości? Czy naprawdę, niczym w Pani powieści, już po 10 minutach człowiek czuje się bardzo spóźniony?
A.G.: Tak, już po pięciu odczuwam spory dyskomfort (śmiech). Przeprowadziłam się do Zurychu w marcu 2014 roku, więc niedługo to będzie już osiem lat. Szwajcaria jest specyficzna. Ja się w tej rzeczywistości odnalazłam, bo jestem dość zorganizowaną osobą, która lubi jasne reguły i święty spokój.
Czasami łapię się na tym, jak szwajcarska mentalność weszła mi do krwioobiegu i przejęłam pewne rzeczy. Na przykład właśnie odnośnie do planowania swojego czasu. W Szwajcarii ludzie umawiają się nawet z przyjaciółmi ze sporym wyprzedzeniem. Na początku trochę żartowałam z tego braku spontaniczności, ale jeśli każdy ma wszystko zaplanowane, a ty chcesz mieć jakieś życie towarzyskie, to siłą rzeczy się dostosowujesz, bo inaczej wszyscy mają dawno zapchane kalendarze.
We wszystkim można dostrzec wady i zalety. Te same reguły, które z jednej strony nas ograniczają, z drugiej sprawiają, że Szwajcaria jest krajem bezpiecznym, czystym i zwyczajnie dobrze się tam żyje.
Z jednej strony sąsiad może donieść na ciebie na policję, zamiast poprosić cię o ściszenie głośnej muzyki, a z drugiej ponieważ ludzie mają tego świadomość i bardziej uważają na to, czy ich zachowanie nie będzie komuś przeszkadzać, nieznośni sąsiedzi należą raczej do rzadkości. Jeżdżenie przepisowo też jest czasami nużące, ale z drugiej strony malutkie dzieci chodzą same do szkoły, bo kierowcy jeżdżą ostrożnie i zatrzymują się przed pasami, zanim nawet dochodzący do nich pieszy zdecyduje, czy zamierza przejść.
Z.P.: Nie chciałabym zdradzać zbyt wiele, jeśli chodzi o zakończenie „Krainy złotych kłamstw”, ale z pewnością daje ono nadzieję na dalszy ciąg. Czy już pracuje Pani nad drugim tomem? Czy po przychylnych opiniach dotyczących „Krainy złotych kłamstw” będzie Pani chciała w pełni poświęcić się pisaniu?
A.G.: Na ten moment mogę tylko zdradzić, że pracuję nad kolejną powieścią o Mii i Sauerze. Póki co jest to dla mnie bardzo przyjemne hobby. Czas pokaże, na ile moje książki się przyjmą, i co będzie dalej.
Z.P. Bardzo dziękuję za poświęcony czas!
A.G. Ja również!