Przy okazji premiery książki „Dom stu szeptów” rozmawiamy z jej autorem, Grahamem Mastertonem. Pisarz przyznaje, że z przejściem na literacką emeryturę mógłby mieć duży problem, bo gdy tylko przyjdzie mu do głowy jakiś pomysł, od razu musi go spisać. Cóż, dla nas, jako jego wielkich fanów, są to bardzo dobre wieści!
Zuzanna Pęksa: Nawiedzony dom w otoczeniu mrocznych wrzosowisk… Niby nic nowego, ale Pan jak zawsze opowiedział historię po mistrzowsku, w całkiem inny sposób. Czy od początku wiedział Pan, kto jest winien całego zamieszania w rezydencji w mglistym Dartmoor? A może ten pomysł pojawił się w trakcie pisania?
Graham Masterton: Znam większość historii jeszcze zanim zacznę przelewać je na papier, chociaż oczywiście w trakcie pisania zawsze pojawiają się nieoczekiwane zwroty akcji. Są one spowodowane przede wszystkim przez głównych bohaterów, których wątki się rozwijają. Moi wydawcy zlecili mi napisanie powieści o nawiedzonym domu, ale mam awersję do pisania o duchach. Można śmiało ukuć frazę, że pomysł duchów został w tym przypadku zabity. Wymyśliłem inny sposób na to, jak opętać dom przez złowrogie duchy. To z tego powodu ulokowałem miejsce akcji blisko więzienia w Dartmoor – ze względu na jego niepokojący charakter. Podczas badania okolicy odkryłem bogactwo upiornych legend opowiadanych o Dartmoor, które dodały opowieści przerażającej atmosfery.
Z.P.: Pewnego razu czytałam powieść kryminalną, z której dowiedziałam się o istnieniu startych, trujących ogrodów w Anglii. Dzięki „Domowi stu szeptów” po raz pierwszy usłyszałam o tak zwanych „księżych dziurach” w angielskich domach, która służyły duchownym za kryjówki. Bardzo interesuję się historią, ale nic o nich nie wiedziałam. Czy może Pan opowiedzieć o nich coś więcej? W szczególności o tych najbardziej zmyślnych…
G.M.: Były to miejsca budowane w wielu ważnych katolickich domach w Anglii w czasie, kiedy katolicy byli prześladowani w tym kraju przez prawo. Gdy królowa Elżbieta I wstąpiła na tron w 1558 roku, było kilka katolickich spisków mających na celu jej usunięcie. Podjęto wówczas surowe środki przeciwko katolickim księżom. W wielu domach, należących do znamienitych osób, zbudowano „dziury dla księdza”, aby można było ukryć jego obecność podczas przeszukania budynku.
Ukrywano ich w ścianach, pod podłogami, za boazerią i w innych miejscach, co często okazywało się bardzo skuteczne. Wiele kryjówek dla kapłanów zostało zaprojektowanych przez jezuitę Nicholasa Owena, który spędził większość swojego życia na budowaniu konstrukcji mających na celu ochronę życia prześladowanych księży. Sam Owen został schwytany, zabrany do Tower of London i torturowany na śmierć, a później kanonizowany jako męczennik przez papieża Pawła VI w 1970 roku.
Z.P.: Jest Pan bardzo zdyscyplinowanym pisarzem. Pisze Pan dużo i regularnie. Jaka jest Pana recepta na to, aby uniknąć prokrastynacji? Takie motywujące rady z pewnością przydadzą się nam podczas szarej polskiej jesieni!
G.M.: Nie nazwałbym siebie „zdyscyplinowanym”. Nie siadam i nie piszę, jeśli nie mam na to ochoty (jak niektórzy pisarze). Jednak na szczęście przez większość czasu mam na to ochotę, ponieważ inspirują mnie te wszystkie fascynujące pomysły, które pojawiają się wokół mnie. Tym, co sprawia, że mam chęć pisać jest wiedza, jaką zdobyłem jako młody reporter gazety. Pokazano mi wtedy, jak dowiedzieć się, co motywuje ludzi i jak tworzyć historie zbudowane z kontrastujących postaci i zdarzeń.
I tak na przykład moi bohaterowie to zwykle bardzo zwyczajni ludzie, z wieloma normalnymi problemami i bez żadnych szczególnych mocy. Umieszczam tych zwykłych ludzi w sytuacjach, w których będą musieli walczyć z jakimś dziwnym i przerażającym duchem lub demonem i obserwuję jak uda im się go pokonać (czasami nie!). Ta formuła pomaga mi uniknąć odwlekania, ponieważ ściśle identyfikuję się z bohaterami i zawsze chcę dowiedzieć się, jak pokonają złą istotę.
Z.P.: A jak radzi Pan sobie z wypaleniem? Pańska kariera pisarska trwa już długo, a Pan nadal tworzy na najwyższym poziomie. Jak można to osiągnąć? Trzeba więcej ćwiczyć, cały czas uważnie obserwować świat, a może wręcz przeciwnie – dać sobie więcej przestrzeni, relaksu i czasu na refleksję? Co jest bardziej efektywne?
G.M.: Czasem zastanawiam się, czy napisałem wystarczająco dużo w życiu i powinienem pomyśleć o emeryturze, ale dla mnie pisanie jest jak przewlekła choroba… jak tylko wpadnie mi do głowy nowy, ciekawy pomysł, muszę o tym napisać i to szczegółowo. Niedawno napisałem dwa nowe krótkie opowiadania grozy. Jedno było oparte na wierszu „Mors i Cieśla” z „Alicji w Krainie Czarów” i stawiało pytanie: „Co naprawdę oznacza ten dziwaczny wiersz i dlaczego napisał go Lewis Carroll?” Wymyśliłem (fikcyjną i przerażającą) odpowiedź, a wyjaśnianie tego dało mi naprawdę sporo zabawy. Druga historia dotyczyła brytyjskiego malarza, który dzięki wiadomościom na Facebooku nawiązuje intymną relację z młodą Polką. Zakochują się w sobie i fantazjują na swój temat, mimo że nigdy nie spotykają się osobiście. Problem w tym, że o tej internetowej aferze dowiaduje się mąż kobiety…
Z.P.: Nie jest tajemnicą, że polscy czytelnicy mają dla Pana specjalne miejsce – zarówno na swoich półkach, jak i w sercach. Czy planuje Pan spotkanie z nimi w najbliższym czasie?
G.M.: Zakładam, że wrócę do Polski w październiku i być może jeszcze przed Bożym Narodzeniem, w zależności od osobistych spraw. W październiku wręczę tablice pamiątkowe i dyplomy za historie nadesłane przez więźniów podczas piątego dorocznego konkursu „Pisane w więzieniu”. Mam też nadzieję odwiedzić Warszawę i niektóre miejscowości w okolicach Wrocławia. Mój prapradziadek był Polakiem, był kupcem win w Warszawie, a ja regularnie odwiedzam Polskę od 1989 roku, więc czuję się tutaj jak w domu.
Z.P.: Nasi czytelnicy mi nie wybaczą, jeśli nie zapytam o Pańską następną książkę. Czy mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy na jej temat?
G.M.: Na horyzoncie mam dwie nowe powieści grozy: „The Shadow People”, opowiadającą o bombie, którą Niemcy zrzucili na Londyn podczas II wojny światowej, a która jest zakopana w piwnicy. Nie zawiera materiałów wybuchowych, ale coś znacznie bardziej śmiercionośnego… Kolejna powieść to „The Soul Stealer”, której akcja rozgrywa się w Hollywood. Znani reżyserzy filmowi i aktorzy wykorzystują magię rdzennych Amerykanów, aby dać sobie nieograniczoną władzę…
Z.P.: Pięknie dziękuję za poświęcony czas!
G.M.: Dziękuję!