Felieton

Urodziny w Shire, czyli hobbici wiedzą, co to dobra impreza

21 wrze­śnia swo­je „uro­dzi­ny” obcho­dził Hob­bit. To tego wła­śnie dnia w 1937 roku uka­za­ło się pierw­sze wyda­nie nie­wiel­kiej ksią­żecz­ki zaty­tu­ło­wa­nej Hob­bit, czy­li tam i z powro­tem, któ­ra zapo­cząt­ko­wa­ła sła­wę J.R.R. Tol­kie­na, jakiej on sam – pry­wat­nie bar­dzo skrom­ny i obda­rzo­ny dużym dystan­sem do sie­bie – na pew­no się nie spo­dzie­wał. Z kolei na dzień 22 wrze­śnia w rachu­bie Shi­re przy­pa­da­ły uro­dzi­ny dwóch naj­sław­niej­szych Bag­gin­sów: Bil­ba i Froda.

Chy­ba wszyst­kim czy­tel­nicz­kom i czy­tel­ni­kom Wład­cy Pier­ście­ni dobrze zapa­dły w pamięć otwie­ra­ją­ce tę histo­rię, nie­zwy­kłe uro­dzi­ny Bil­ba. J.R.R. Tol­kien opi­sał prze­bieg i wspa­nia­łość przy­ję­cia bar­dzo dokład­nie, prze­ko­nu­jąc nas, że Bil­bo miał bar­dzo dobre wyobra­że­nie o tym, jak powin­na wyglą­dać uda­na impre­za. Jed­no­cze­śnie opis ten wywo­łał docie­ka­nia nie­któ­rych fanek i fanów twór­czo­ści Pro­fe­so­ra – na ile uro­dzi­ny Bil­ba były nie­ty­po­we? Czy inni hob­bi­ci obcho­dzi­li swo­je świę­ta w podob­ny sposób?

Spo­ro wie­my na ten temat nie tyl­ko dzię­ki sce­nie opi­sa­nej w pierw­szym tomie Wład­cy Pier­ście­ni, ale rów­nież dzię­ki pew­ne­mu czy­tel­ni­ko­wi, któ­ry pod koniec lat pięć­dzie­sią­tych dostrzegł w powie­ści coś, co uznał za nie­ści­słość. Za spra­wą opu­bli­ko­wa­nych (w Pol­sce dopie­ro w 2010 roku) Listów Tol­kie­na zna­my nazwi­sko tego czy­tel­ni­ka – był nim A.C. Nunn.

Ale po kolei. Naj­pierw prze­nie­śmy się do dnia 22 hali­math (wrze­śnia) 3001 roku Trze­ciej Ery Śródziemia.

Życzyć „sto lat” to niestosowność

Tego dnia wła­śnie – oso­bli­wym zbie­giem oko­licz­no­ści – uro­dzi­ny obcho­dzi­li dwaj naj­waż­niej­si hob­bi­ci Śród­zie­mia: Bil­bo i Fro­do. Fro­do wedle hob­bi­ciej rachu­by prze­sta­wał wła­śnie być mło­dzi­kiem – koń­czył trzy­dzie­ści trzy lata (a więc wiek chry­stu­so­wy!) i z tą chwi­lą miał już być uwa­ża­ny za peł­no­let­nie­go. Był to waż­ny moment w życiu hob­bi­ta. Bil­bo tym­cza­sem, nawet jak na dłu­go­wiecz­nych hob­bi­tów (sta­ry Tuk dożył lat stu trzy­dzie­stu), był już w zasa­dzie sta­rusz­kiem, koń­czył bowiem lat sto jede­na­ście. Tak w każ­dym razie mówi­ła jego metry­ka, bo patrząc nań, nie moż­na było w żaden spo­sób pojąć, jak hob­bit w takim wie­ku może tak zna­ko­mi­cie się trzy­mać (to zna­czy – nie było moż­na, kie­dy się nie zna­ło histo­rii Jedy­ne­go Pier­ście­nia dają­ce­go dłu­go­wiecz­ność). W isto­cie Bil­bo nic się nie zmie­nił od swo­jej słyn­nej podró­ży „tam i z powro­tem”, co było oczy­wi­ście źró­dłem plo­tek i zazdro­ści (nie dość, że był naj­bo­gat­szym z hob­bi­tów po tym, jak przy­wiózł z wypra­wy z kra­sno­lu­da­mi nie­prze­bra­ne skar­by, to jesz­cze zacho­wał peł­nię sił i dłu­go­wiecz­ność, by się nimi cie­szyć – rzecz dla hob­bi­tów nie­po­ję­ta!). Bil­bo utrzy­my­wał jed­nak dobre sto­sun­ki z sąsia­da­mi i był hoj­ny, toteż wyba­cza­no mu zarów­no i szczę­ście, i dziwactwa.

Ucho­dził jed­nak za eks­cen­try­ka (nie było to w sumie trud­ne – za eks­cen­try­ka ucho­dził każ­dy, kto z wła­snej woli wyściu­bił nos poza Shi­re), toteż po jego przy­ję­ciu uro­dzi­no­wym, któ­re wypra­wiał wspól­nie z wcho­dzą­cym w peł­no­let­niość bra­tan­kiem, spo­dzie­wa­no się cze­goś napraw­dę nie­zwy­kłe­go i nie­za­po­mnia­ne­go. Rze­czy­wi­stość, jak wia­do­mo, prze­ro­sła ocze­ki­wa­nia. Praw­dzi­wy sens uro­czy­sto­ści do same­go koń­ca pozo­sta­wał jed­nak tajemnicą.

A, i fak­tycz­nie hob­bi­ci nie życzą sobie “sto lat”, ale, jak czy­ta­my we Wład­cy Pier­ście­ni, lat dwustu.

Jadło, napit­ki, palenie…

W Pro­lo­gu do Wład­cy Pier­ście­ni Tol­kien pisze o hob­bi­tach: Twa­rze mie­li na ogół sko­re do śmie­chu, jedze­nia i picia. Toteż śmie­li się, jedli i pili jak naj­czę­ściej i z wiel­kim zapa­łem, lubi­li o każ­dej porze dnia żar­to­wać, a sześć razy na dzień jeść – o ile to było moż­li­we. Byli gościn­ni, prze­pa­da­li za zebra­nia­mi towa­rzy­ski­mi, a podar­ki rów­nie hoj­nie dawa­li, jak chęt­nie przyj­mo­wa­li1. Gene­ral­nie, kie­dy bli­żej pozna­my Śród­zie­mie Tol­kie­na, może­my nabrać wra­że­nia, że w impre­zo­wa­niu z hob­bi­ta­mi kon­ku­ro­wać mogły naj­wy­żej leśne elfy (jak wie­my z lek­tu­ry Hobbita).

Poza ogrom­ny­mi ilo­ścia­mi jadła i napit­ków, hob­bic­kim uro­czy­sto­ściom towa­rzy­szy­ło też słyn­ne faj­ko­we zie­le. Wie­le na jego temat dowia­du­je­my się z wzmian­ko­wa­ne­go wyżej Pro­lo­gu i – to może nie­co roz­cza­ro­wać współ­cze­snych impre­zo­wi­czów – zgod­nie z Tol­kie­no­wą wykład­nią faj­ko­we zie­le nie mia­ło raczej nic wspól­ne­go z tym zie­lem, o któ­rym myśli­cie. Przy­kro mi.

Jak nie­trud­no się domy­ślić, pomysł na faj­ko­we zie­le zro­dził się z pry­wat­nych upodo­bań Pro­fe­so­ra Tol­kie­na, o któ­rym moż­na chy­ba powie­dzieć, że był faj­ko­wym nało­gow­cem. Cenił sobie faj­kę i dobry tytoń, obda­rzył więc podob­nym upodo­ba­niem swo­ich ulu­bio­nych miesz­kań­ców Śród­zie­mia – hob­bi­tów. W Pro­lo­gu do Wład­cy Pier­ście­ni Tol­kien roz­wie­wa w zasa­dzie wszel­kie wąt­pli­wo­ści: hob­bi­ci ssa­li czy też wdy­cha­li za pomo­cą drew­nia­nych lub gli­nia­nych fajek dym roz­ża­rzo­nych liści zie­la, zwa­ne­go zie­lem albo liściem faj­ko­wym; była to praw­do­po­dob­nie jakaś odmia­na nico­tia­ny.2

A więc byli hob­bi­ci niko­ty­ni­sta­mi, nie bój­my się tego sło­wa. Z pew­no­ścią nie stro­ni­li też od trun­ków – w Bree i Shi­re popu­lar­nym napit­kiem było piwo, a piw­nicz­ka Bil­ba (jak wie­my z tego frag­men­tu Hob­bi­ta, w któ­rym na jego dom najazd zro­bi­ły kra­sno­lu­dy) zawie­ra­ła rów­nież zacne wino. I znów – nic w tym dziw­ne­go, wszak sam Tol­kien rów­nież cenił sobie oba te trun­ki, a do histo­rii prze­szedł nawet oks­fordz­ki pub, w któ­rym spo­ty­kał się w ponie­dział­ki i piąt­ki przy kuflu piwa z kole­ga­mi profesorami.

O zami­ło­wa­niu hob­bi­tów do jedze­nia – ba! uczto­wa­nia – nie muszę zapew­niać chy­ba niko­go, kto czy­tał Hob­bi­ta lub Wład­cę Pier­ście­ni. Hob­bi­ci jedli wie­le i z wiel­ką rado­ścią, ale na pew­no nie byle co – gdyż byli dość wybredni.

Czwar­tek 22 wrze­śnia 3001 Trze­ciej Ery

Jak wie­my z pierw­szych kart Wład­cy Pier­ście­ni, od pew­ne­go momen­tu, kie­dy Bil­bo bar­dziej zżył się ze swo­im młod­szym krew­nia­kiem Fro­dem, obaj hob­bi­ci obcho­dzi­li swo­je uro­dzi­ny wspól­nie, urzą­dza­jąc z tej oka­zji, jak pisze autor, „weso­łe przy­ję­cia”. Tol­kien zazna­cza jed­nak, że tym razem – za spra­wą nie­zwy­kłej rocz­ni­cy – spo­dzie­wa­no się przy­ję­cia nad­zwy­czaj­ne­go i takie wła­śnie były uro­dzi­ny Bil­ba i Fro­da otwie­ra­ją­ce akcję Wład­cy Pier­ście­ni. Były nie­zwy­kłe po pierw­sze ze wzglę­du na szcze­gól­ny wiek obu hob­bi­tów, ale też z przy­czy­ny bar­dziej pro­za­icz­nej – otóż Bil­bo dys­po­no­wał ogrom­nym mająt­kiem, toteż miał wszel­kie nie­zbęd­ne środ­ki, by zor­ga­ni­zo­wać nie­za­po­mnia­ną uro­czy­stość. Tol­kien pisze w Listach: (…) Bil­bo był wyjąt­ko­wą oso­bą, a jego Zaba­wa była orgią hoj­no­ści nawet jak na zamoż­ne­go hob­bi­ta.3

… no i znał Cza­ro­dzie­ja. A kon­kret­nie Gan­dal­fa, cza­ro­dzie­ja sław­ne­go w Shi­re przede wszyst­kim ze sztuk, jakich doko­ny­wał z ogniem, dymem i świa­tła­mi.4 Słyn­ne Fajer­wer­ki Gan­dal­fa, któ­rych Shi­re nie widzia­ło już od dwóch poko­leń, mia­ły uświet­nić uro­dzi­no­wą uro­czy­stość; to jed­nak nie wszyst­ko. Tol­kien opi­su­je ze szcze­gó­ła­mi, jak na wiel­kim polu roz­sta­wio­no namio­ty i alta­ny mają­ce przy­jąć gości; jed­na z altan była tak wiel­ka, że zmie­ści­ło się w niej potęż­ne drze­wo, któ­re teraz dum­nie roz­po­ście­ra­ło koro­nę nad głów­nym sto­łem. Na gałę­ziach zawie­szo­no lam­pio­ny. Naj­więk­szą jed­nak­że atrak­cją była dla hob­bi­tów (oczy­wi­ście) ogrom­na polo­wa kuch­nia obsłu­gi­wa­na przez „armię kucha­rzy”. Tol­kien pisze: Bil­bo nazwał to „przy­ję­ciem”, napraw­dę jed­nak była to jed­na wiel­ka zaba­wa zło­żo­na z mnó­stwa roz­ma­itych zabaw. I dalej: Kie­dy już wszy­scy goście przy­wi­ta­li się z gospo­da­rzem i zna­leź­li się na jego tere­nie za bra­mą, roz­po­czę­ły się śpie­wy, tań­ce, muzy­ka, gry towa­rzy­skie, no i oczy­wi­ście jedze­nie i picie. Ofi­cjal­nie poda­wa­no trzy posił­ki: lunch, pod­wie­czo­rek i obiad, czy­li kola­cję.5

Gan­dalf prze­szedł same­go sie­bie i tym razem zafun­do­wał hob­bi­tom zupeł­nie nie­zwy­kły pokaz. Ze swo­ich fajer­wer­ków i rakiet „wycza­ro­wał” zie­lo­ne drze­wa, pło­mien­ne, słod­ko pach­ną­ce kwia­ty sypią­ce się na widow­nię, fon­tan­ny moty­li, kolum­ny róż­no­barw­nych pro­mie­ni zmie­nia­ją­ce się w lecą­ce orły czy żeglu­ją­ce stat­ki i wresz­cie fajer­werk naj­wspa­nial­szy: wyobra­że­nie Samot­nej Góry i wyla­tu­ją­ce­go z niej, potęż­ne­go, czer­wo­no­zło­ci­ste­go Smau­ga, zie­ją­ce­go ogniem z pasz­czy. Poza wspa­nia­ły­mi fajer­wer­ka­mi, któ­re były dzie­łem Gan­dal­fa, przy­ję­cie uświet­ni­ło rów­nież mnó­stwo bar­dziej pospo­li­tych rac, iskrzą­cych młyn­ków, żyran­do­li, „elfo­wych ognio­try­sków”, „gobli­no­wych puka­wek” czy „bry­lan­to­wych błyskawic”.

Cie­ka­wost­ką może być fakt, że alta­na z głów­nym stołm (ta roz­pię­ta nad drze­wem), do któ­rej zapro­szo­no naj­bli­żej spo­krew­nio­nych oraz naj­bar­dziej zna­mie­ni­tych gości (wśród nich Gan­dal­fa), mie­ści­ła dokład­nie 144 oso­by, a więc licz­bę powsta­łą ze zsu­mo­wa­nia wie­ku obu jubi­la­tów. Licz­ba ta daje jed­no­cze­śnie rów­ne dwa­na­ście tuzi­nów, czy­li licz­bę zwa­ną przez hob­bi­tów grosem.

Ani poło­wy spo­śród was…

Jedy­nym, co nie­po­ko­iło zachwy­co­nych przy­ję­ciem gości, było pla­no­wa­ne przez Bil­ba prze­mó­wie­nie. Przy­by­li mie­li bowiem z Bil­bem pew­ne doświad­cze­nia i wie­dzie­li, że lubi on raczyć słu­cha­czy, o zgro­zo!, dłu­gi­mi opo­wie­ścia­mi o swo­ich przy­go­dach a nawet, o zgro­zo jesz­cze więk­sza!, poezją. Tym razem, jeśli pamię­ta­cie, prze­mó­wie­nie oka­za­ło się nie­zbyt dłu­gie (takie wła­śnie hob­bi­ci lubi­li – krót­kie i tre­ści­we), acz­kol­wiek miej­sca­mi nie­co zawi­łe, jak w chwi­li, gdy Bil­bo wypo­wia­da sło­wa, któ­re są jed­nym z moich ulu­bio­nych cyta­tów z Wład­cy: Ani poło­wy spo­śród was nie znam nawet do poło­wy tak dobrze, jak bym pra­gnął; a mniej niż poło­wę z was lubię o poło­wę mniej niż zasługujecie.6 Myślę, że każ­dy powi­nien przy­naj­mniej raz w życiu powie­dzieć coś takie­go swo­im uro­dzi­no­wym gościom. Nie wiem, jak Wy, ale ja zamierzam.

A chwi­lę póź­niej, jak dobrze wie­cie, Bil­bo zakoń­czył swo­je prze­mó­wie­nie i… znik­nął. Sądząc po reak­cjach zebra­nych, z całą pew­no­ścią nie był to typo­wy uro­dzi­no­wy zwy­czaj w Shire…

Pre­zen­ty!

Na pod­sta­wie opi­su uro­dzin Bil­ba i Fro­da, któ­ry znaj­du­je­my we Wład­cy Pier­ście­ni, wie­le fanek i fanów Tol­kie­na nabra­ła prze­ko­na­nia, że zwy­cza­jem hob­bi­tów było w swo­je uro­dzi­ny nie otrzy­my­wać, ale dawać pre­zen­ty. Jed­nak histo­ria tego, w jaki spo­sób Gol­lum wszedł w posia­da­nie swo­je­go Ssskar­bu, zda­je się temu prze­czyć. Przyj­rzyj­my się więc bli­żej temu, jak to było z tymi prezentami.

We Wład­cy Pier­ście­ni Dzia­du­nio Gam­gee tak powia­da w pew­nym momen­cie: Mój Sam powia­da, że na przy­ję­cie wszy­scy bez wyjąt­ku będą zapro­sze­ni i że każ­dy – uwa­ża­cie? – każ­dy dosta­nie pre­zent.7 W isto­cie spraw­dzi­ło się to póź­niej, pod­czas uro­czy­sto­ści. Inte­re­su­ją­cy jest jed­nak sam spo­sób, w jaki Dzia­du­nio o tym mówi. Moż­na by pomy­śleć, że suge­ru­je raczej, że mamy do czy­nie­nia z czymś nie­zwy­kłym, albo przy­naj­mniej rzad­ko spo­ty­ka­nym, a nie z powszech­ną prak­ty­ką. Jed­nak kil­ka stron dalej czy­ta­my: Bil­bo oso­bi­ście witał gości (…). Wrę­czał podar­ki wszyst­kim oraz wie­lu innym, to zna­czy tym, któ­rzy, wymknąw­szy się furt­ką od tyłu, po raz dru­gi zgła­sza­li się u bia­łej bra­my. Hob­bi­ci w dzień wła­snych uro­dzin zawsze roz­da­ją zna­jo­mym pre­zen­ty. Zwy­kle są to nie­kosz­tow­ne dro­bia­zgi i nie w takiej obfi­to­ści, jak na przy­ję­ciu u Bil­ba; zwy­czaj wca­le nie­zły. Na przy­kład w Hob­bi­to­nie i Nad Wodą co dzień, jak rok okrą­gły, przy­pa­da­ły czy­jeś uro­dzi­ny, więc każ­dy hob­bit w tej oko­li­cy miał szan­sę otrzy­mać przy­naj­mniej jeden pre­zent tygo­dnio­wo. Ale nikt z tego powo­du nie narze­kał. W tym przy­pad­ku pre­zen­ty oka­za­ły się wspa­nial­sze niż zazwy­czaj.8 A zatem wie­my już, jak inter­pre­to­wać sło­wa Dzia­du­nia – nie­zwy­kłe nie było to, że hob­bit w swo­je uro­dzi­ny każ­de­mu z gości da pre­zen­ty, ale to, że hob­bi­tem tym był wła­śnie Bil­bo, a po nim nale­ża­ło się spo­dzie­wać pre­zen­tów nie­zwy­kłych. I w isto­cie takie były.

Pozo­sta­je jed­nak kwe­stia Sme­ago­la-Gol­lu­ma. Jak wyja­śnić to, że Jedy­ny Pier­ścień miał być jego pre­zen­tem uro­dzi­no­wym? Z tym wła­śnie pisze A.C. Nunn do Tol­kie­na – i dosta­je nad wyraz tre­ści­wą odpowiedź.

Nunn słusz­nie zauwa­ża, że Gol­lum mówi o Pier­ście­niu jako o swo­im „uro­dzi­no­wym pre­zen­cie”, a zawar­ty w roz­dzia­le Cień prze­szło­ści opis spo­so­bu, w jaki wszedł w posia­da­nie Pier­ście­nia (jak pamię­ta­cie, Gol­lum zażą­dał od Daego­la, któ­ry Jedy­ne­go zna­lazł, by dał mu go w pre­zen­cie na uro­dzi­ny, a kie­dy Daegol odmó­wił, Sme­agol pozba­wił go życia i przy­własz­czył sobie Pier­ścień). Tol­kien w Liście 214 bar­dzo dokład­nie tę spra­wę wyja­śnia i opi­su­je bli­żej uro­dzi­no­we zwy­cza­je hob­bi­tów. Przede wszyst­kim zauwa­ża, że Deagol pocho­dził z inne­go hob­bic­kie­go szcze­pu – ze Sto­orów, któ­rzy – w prze­ci­wień­stwie do hob­bi­tów ze Shi­re (któ­rzy zna­czą­co roz­wi­ja­li swo­je zwy­cza­je i wzbo­ga­ca­li kul­tu­rę) – byli coraz bar­dziej zaco­fa­ni po tym, jak w 1356 roku TE powró­ci­li do Dzi­kich Kra­jów. Tol­kien wyja­śnia, że począt­ko­wo zwy­czaj dawa­nia pre­zen­tów gościom w dniu uro­dzin był wspól­ny dla wszyst­kich trzech szcze­pów hob­bi­tów, z cza­sem jed­nak zaco­fa­ni Sto­oro­wie zaczę­li od nie­go odchodzić.

W tym samym liście Tol­kien wyja­śnia, że uro­dzi­ny mia­ły dla hob­bi­tów duże zna­cze­nie spo­łecz­ne, a towa­rzy­szą­cy­mi im oby­cza­ja­mi rzą­dzi­ła dość ści­sła ety­kie­ta. Tol­kien pisze tu rów­nież, że nar­ra­tor we Wład­cy Pier­ście­ni nie wspo­mi­na o otrzy­my­wa­niu podar­ków rów­nież przez same­go jubi­la­ta, ponie­waż zwy­czaj ten (dużo star­szy od dawa­nia przez nie­go pre­zen­tów) powi­nien być uzna­ny za oczy­wi­sty. To pokry­wa się z fak­tem, że ponu­ra histo­ria zdo­by­cia Pier­ście­nia przez Sme­ago­la-Gol­lu­ma datu­je się na rok 2463 TE, czy­li na dłu­go przed uro­dzi­na­mi Bil­ba i Fro­da – zda­rze­nia te dzie­li nie­mal 1650 lat, w tym cza­sie mógł się więc wytwo­rzyć nowy, dodat­ko­wy zwy­czaj obda­ro­wy­wa­nia gości przez jubi­la­ta. Tol­kien pisze też: Dawa­nie pre­zen­tów to spra­wa oso­bi­sta, nie­ogra­ni­czo­na do pokre­wień­stwa. Była to for­ma wdzięcz­no­ści za usłu­gi, przy­słu­gi i oka­za­ną przy­jaźń, szcze­gól­nie w minio­nym roku.9 Co cie­ka­we, uro­dzi­no­we pre­zen­ty musia­ły być wrę­cza­ne oso­bi­ście, naj­le­piej w wigi­lię uro­dzin. Zgod­nie z ety­kie­tą pre­zen­ty powin­ny wrę­czać jubi­la­to­wi oso­by spo­krew­nio­ne aż do „kuzy­nów dru­gie­go stop­nia” – bli­scy przy­ja­cie­le pre­zen­tów dawać nie musie­li, choć oczy­wi­ście mogli.

To naj­waż­niej­sze, choć pew­nie nie wszyst­kie zwy­cza­je, któ­re towa­rzy­szy­ły hob­bi­to­wym uro­dzi­nom. Nie wiem jak Wy, ale ja tu widzę cał­kiem spo­ro inspi­ra­cji do orga­ni­za­cji obcho­dów wła­sne­go święta…

Przy­pi­sy:
1) J.R.R. Tol­kien, Wład­ca Pier­ście­ni, s.16,
2) ibi­dem, s. 24,
3) J.R.R. Tol­kien, Listy, s. 476.
4) J.R.R. Tol­kien, Wład­ca Pier­ście­ni, s. 44,
5) ibi­dem, s. 47,
6) ibi­dem, s. 51,
7) ibi­dem, s. 44,
8) ibi­dem, s. 47,
9) J.R.R. Tol­kien, Listy, s. 474.

Lite­ra­tu­ra:
J.R.R. Tol­kien, Wład­ca Pier­ście­ni. Wypra­wa, War­sza­wa, Czy­tel­nik 1990.
J.R.R. Tol­kien, Listy, War­sza­wa, Pró­szyń­ski i S‑ka 2010.

scre­eny Wład­ca Pier­ście­ni: Dru­ży­na Pierścienia

Przy­go­to­wa­ła Mag­da­le­na Goetz

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy