Felieton

Miś Fantazy bohater małych i dużych

Poja­wił się na świe­cie dwa­dzie­ścia sie­dem lat temu. Naj­pierw jako boha­ter popu­lar­nej audy­cji RADIA ESKA „Radio Miś”. W cią­gu coty­go­dnio­wej dwu­go­dzin­nej audy­cji Ewa Kar­wan-Jastrzęb­ska opo­wia­da­ła małym słu­cha­czom jego przy­go­dy. Pisa­ne z roz­ma­chem, epic­kie, jak się potem oka­za­ło, pory­wa­ją­ce też dla doro­słych, któ­rzy w każ­dą nie­dzie­lę włą­cza­li radio.


Tajem­ni­ca popu­lar­no­ści tkwi­ła w spo­so­bie opo­wia­da­nia, w sta­ran­nych i prze­my­śla­nych sce­nach, a tak­że w magii naro­dzin sło­necz­ne­go świa­ta. Baśń, peł­na odnie­sień do filo­zo­fii i sztu­ki pozo­sta­wa­ła prze­strze­nią oswo­jo­ną przez dzie­ci, kusząc też star­szych czy­tel­ni­ków lite­rac­ką przy­go­dą. W pro­stych histo­riach kry­ły się uni­wer­sal­ne praw­dy. Potem Miś prze­niósł się do świa­ta lite­ra­tu­ry pisa­nej. Pierw­sze wyda­nie wydaw­nic­twa Muza nama­lo­wa­ne zosta­ło w 1993 roku przez Jolan­tę Mar­col­lę, czar­no-bia­łe gra­fi­ki przy­ku­wa­ły uwa­gę dba­ło­ścią o szcze­gół ich autor­ki. Mia­ły czar, koja­rzo­ny z książ­ka­mi z kano­nu kla­sycz­nej lite­ra­tu­ry dla dzieci.

W radio­wej audy­cji lite­rac­kiej dla doro­słych pro­wa­dzo­nej w ESCE przez Ewę Kar­wan-Jastrzęb­ską tak o „Misiu Fan­ta­zym w kra­inie Wiecz­ne­go Słoń­ca” powie­dzia­ła Olga Tokar­czuk, któ­ra czy­ta­ła baśń swo­je­mu syn­ko­wi: To książ­ka z innej epo­ki. Myśla­łam, że napi­sa­no ją sto lat temu.


LITERACKI MIŚ W OCZACH DOROSŁYCH CZYTELNIKÓW

O „Misiu Fan­ta­zym” pisał do autor­ki przed laty w liście Marek Krajewski:
Kie­dy czło­wiek doro­sły czy­ta książ­kę dla dzie­ci nie dzie­ciom, lecz same­mu sobie, jego moty­wa­cja może być przez bliź­nich róż­nie wyja­śnia­na. Może być uzna­ny za marzy­cie­la, któ­ry usi­łu­je uciec w bez­piecz­ny świat dzie­ciń­stwa, eks­cen­try­ka, któ­re­mu wszyst­ko się znu­dzi­ło i szu­ka nie­zna­nych roz­ry­wek, lub zdzie­cin­nia­łe­go i dobro­dusz­ne­go miło­śni­ka pro­stych recept na życie, któ­re są poda­ne jasno i kate­go­rycz­nie. Ja posta­no­wi­łem spraw­dzić, czy jestem w ogó­le w sta­nie prze­czy­tać lite­ra­tu­rę skie­ro­wa­ną do dzie­ci, czy potra­fię się odna­leźć – ba! zado­mo­wić – w dzie­cię­cym krę­gu wyobra­żeń, w świe­cie pro­stych i łatwo defi­nio­wal­nych war­to­ści. Czy umiał­bym – jak Miś Fan­ta­zy – przy­ło­żyć gło­wę do podusz­ki wypcha­nej suszo­ny­mi liśćmi?
Byłem w Kra­inie Wiecz­ne­go Słoń­ca, lecz pozo­sta­łem tym, kim jestem. Nie obu­dzi­łem dziec­ka w sobie. Nie musia­łem. Byłem wśród moich dobrych zna­jo­mych – wśród zna­nych mi moty­wów wędrow­nych. W wypo­wie­dzi Misia Fan­ta­ze­go: „Jestem tutaj i sam ze sobą roz­ma­wiam, więc nie prze­sta­łem ist­nieć” usły­sza­łem głos Kar­te­zju­sza, któ­ry twier­dził: „Było­by absur­dem sądzić, że coś, co myśli, w chwi­li, kie­dy myśli, nie ist­nie­je”. W posta­ci Pro­spe­ra, któ­ry odkry­wa prze­szłość, i w posta­ci Ducha Opo­wie­ści, któ­ry bawi innych wymy­śla­niem histo­rii, ujrza­łem sta­ro­grec­kich aoj­dów, wygła­sza­ją­cych na dwo­rach wład­ców swe impro­wi­za­cje – ogrom­ne poema­ty ku chwa­le kró­la i ku roz­ryw­ce ludu. Węże mor­skie, któ­re oplo­tły wład­cę Mrocz­nej Kra­iny, prze­nio­sły mnie w cza­sy, gdy na lek­cjach łaci­ny roz­bie­ra­łem wier­sze II księ­gi „Ene­idy” i czy­ta­łem tam ponu­rą opo­wieść o wężach mor­skich duszą­cych Laoko­ona i jego synów.
Pod­czas lek­tu­ry „Misia Fan­ta­ze­go” nie­ustan­nie natra­fia­łem na dosko­na­le mi zna­ne dro­go­wska­zy sta­ro­żyt­nych mitów i topo­sów. Moja wędrów­ka przez tę książ­kę nie była podró­żą w nie­zna­ne. Czu­łem się tam jak u sie­bie w domu. W książ­ce dla dzie­ci odna­la­złem swój świat.


SEN W MISIU FANTAZYM

W cza­sie lek­tu­ry „Misia Fan­ta­ze­go” trud­no oprzeć się wra­że­niu, że sen peł­ni bar­dzo waż­ną rolę w tej baśni. Zapew­ne dla­te­go, że rze­czy­wi­stość oni­rycz­na sytu­uje się gdzieś na gra­ni­cy rze­czy­wi­ste­go i baśnio­we­go świa­ta. Miś więc śni, a gdy jego duch wędru­je, odwie­dza róż­ne kra­iny. Cza­sem jest sam, cza­sem z przy­ja­ciół­mi, ale każ­de takie doświad­cze­nie spra­wia, że Fan­ta­zy sta­je się mądrzej­szy i wie wię­cej o sobie i innych. W mito­lo­gii grec­kiej per­so­ni­fi­ka­cją snu jest mło­dzie­niec Hyp­nos, w „Misiu Fan­ta­zym” jawi się pod posta­cią małe­go stwo­rze­nia, Son­nu­sia, ale w prze­ci­wień­stwie do mito­lo­gicz­ne­go pier­wo­wzo­ru nie ofia­ro­wu­je on uko­je­nia, nie doty­ka śnią­cych kwia­tem maku. Jest wysłan­ni­kiem Pana Snów, wykra­da sny spod powiek, pozo­sta­je zło­dzie­jem, a wła­ści­wie zło­dzie­jasz­kiem sen­nych marzeń. Choć słu­ży swo­je­mu panu, nie pozba­wio­ny jest ser­ca, o czym prze­ko­nu­ją się czy­tel­ni­cy. Miś śni i budzi się w świe­cie, któ­ry dla innych jest świa­tem wyśnio­nym. W prze­ci­wień­stwie do Ali­cji, boha­ter­ki „Ali­cji w kra­inie cza­rów” Lewi­sa Car­rol­la, któ­ra: „Sie­dzia­ła tak z przy­mknię­ty­mi oczy­ma wyobra­ża­jąc sobie, że znaj­du­je się w Kra­inie Cza­rów, choć wie­dzia­ła, że wystar­czy­ło­by otwo­rzyć oczy, aby wszyst­ko sta­ło się na powrót zwy­kłe i codzien­ne: aby tra­wa poru­sza­ła się po pro­stu na wie­trze, aby sze­le­ści­ły trzci­ny na sta­wie, aby brzęk naczyń prze­mie­nił się w dzwo­nie­nie dzwo­necz­ków owczych, krzyk Kró­lo­wej – w nawo­ły­wa­nie paste­rzy (…)”(tłum. Anto­ni Maria­no­wicz), Miś żyje w baśnio­wej rze­czy­wi­sto­ści. Stąd wypra­wa do Kra­iny Chra­pien­nej jest zwy­kłym noc­nym spa­ce­rem, stąd inne sen­ne wędrów­ki są jego codzien­no­ścią. Kra­ina Chra­pien­na, dziw­na poru­sza­ją­ca się w rytm odde­chu pla­ne­ta, oka­zu­je się miej­scem, gdzie drze­wa, ścież­ki i stwo­rze­nia śnią nie­prze­spa­ny sen. Świat Misia Fan­ta­ze­go nie rzą­dzi się pra­wa­mi logi­ki. Szysz­ki mają moc zapo­mnie­nia, żaglow­ce wycza­ro­wy­wa­ne są z ręka­wa cza­ro­dzie­ja, a Zagad­ka ma kost­kę, na któ­rej poja­wia­ją się i zni­ka­ją wró­żeb­ne obra­zy. Przy­go­dy są wyśnio­ne. A cała wyspa utka­na jest z marzeń i snu. I gdy w dzie­cię­cej rze­czy­wi­sto­ści sen bywa powo­dem do nie­po­ko­ju, przy­czy­ną lęko­wych sta­nów, tak u Misia jest prze­strze­nią wzbo­ga­ca­ją­cą życie wewnętrz­ne boha­te­ra. Baśń o Misiu Fan­ta­zym tę oni­rycz­ną rze­czy­wi­stość oswaja.

MAGIA OBRAZÓW JOANNY SEDLACZEK

Ilu­stra­cje, dzię­ki któ­rym „oglą­da­my” świat Misia Fan­ta­ze­go, powsta­ją w pra­cow­ni peł­nej inspi­ra­cji. Już prze­strzeń naro­dzin obra­zów sprzy­ja sztu­ce malar­ki. Wio­dą­cym kolo­rem wnę­trza jest zie­leń we wszyst­kich jej odcie­niach. Drob­ne przed­mio­ty, któ­re mają swo­ją histo­rię, świa­tło, któ­re o róż­nych porach dnia ina­czej wydo­by­wa deta­le. To wszyst­ko powę­dro­wa­ło do książ­ki, ale też to, cze­go nie widać. Joan­na Sedla­czek jest mistrzy­nią budo­wa­nia nastro­ju. Ilu­stra­cje są nie­zwy­kłe, podob­nie bowiem jak sama baśń wpi­su­ją się w język snu. Mgły, roz­my­te kra­wę­dzie wokół obra­zu i peł­ne wyra­zu posta­ci w sta­ran­nie skom­po­no­wa­nych kra­jo­bra­zach czę­sto otwie­ra­ją nowe histo­rie i ujaw­nia­ją ukry­te zna­cze­nia tek­stu. O swo­jej pra­cy nad ilu­stra­cja­mi do „Misia Fan­ta­ze­go” Joan­na Sedla­czek powie­dzia­ła: Ilu­stro­wa­nie jest for­mą dia­lo­gu z tek­stem, przy lek­tu­rze budzą się obra­zy, widzę je, czy­ta­jąc, one jakoś we mnie rezo­nu­ją. Nie zawsze jest to łatwe, cza­sem nie poja­wia­ją się od razu i trze­ba pocze­kać cier­pli­wie, aż przy­pły­ną… Przy ilu­stro­wa­niu „Misia Fan­ta­ze­go” one mi się, mówiąc kolo­kwial­nie, po pro­stu „pcha­ły pod pędzel” i mia­łam kło­pot z wybra­niem, któ­ry z nich chwy­cę i utrwa­lę na papie­rze. To była czy­sta radość malo­wa­nia. Rodzą­cy się świat „Misia Fan­ta­ze­go” gości też stwo­rze­nia opi­sa­ne sło­wa­mi, takie jak Son­nuś, któ­rych wygląd autor­ka pozna­je dopie­ro, gdy ilu­stra­tor­ka je sobie do koń­ca wyobra­zi. I to jest praw­dzi­wa magia.

PRZYGODA FILMOWA MISIA

Miś gościł na ante­nie ESKI przez kil­ka lat i spo­ty­kał się z dzieć­mi co tydzień. Rzad­ko autor ma oka­zję skon­fron­to­wać to, co pisze, z szyb­ką reak­cją czy­tel­ni­ków W przy­pad­ku „Misia Fan­ta­ze­go” oka­za­ło się to bez­cen­ną war­to­ścią. Dzie­ci dzwo­ni­ły, przy­sy­ła­ły autor­ce rysun­ki, prze­ży­wa­ły przy­go­dy, rato­wa­ły boha­te­rów, żywo uczest­ni­cząc w pro­gra­mie. Ukła­da­ły dal­szy ciąg histo­rii, a potem dowia­dy­wa­ły się, co wyda­rzy­ło się w Kra­inie Wiecz­ne­go Słoń­ca. Mia­ły więc szan­sę two­rzyć wła­sną opo­wieść o nie­bie­skim niedźwiadku.

Po upły­wie czte­rech lat od pierw­sze­go książ­ko­we­go wyda­nia przy­gód Misia „Miś Fan­ta­zy w Kra­inie Wiecz­ne­go Słoń­ca” (wyd. Muza, 1993 rok) uka­zał się dru­gi tom przy­gód Fan­ta­ze­go zaty­tu­ło­wa­ny „Miś Fan­ta­zy pozna­je tajem­ni­cę Krysz­ta­łu” (wyd. Świat Książ­ki, 1997 rok, wyd. Muza, 2008 rok, wyd. Welbilt, 2011 rok), tym razem ilu­stro­wa­ny przez Joan­nę Sedla­czek, któ­ra zosta­ła z Misiem na zawsze. I opo­wie­dzia­ła w obra­zach jego histo­rię. Ryso­wa­ny przez nią świat Misia wkro­czył do ani­ma­cji, sta­jąc się lubia­ną przez małych widzów fil­mo­wą serią tele­wi­zyj­nych Dobra­no­cek w licz­bie trzy­na­stu odcin­ków, emi­to­wa­nych do dziś.

Książ­ki o Misiu, jako goto­we sce­na­riu­szo­we histo­rie, odkry­ła w 2004 roku Kata­rzy­na Komo­row­ska, redak­tor redak­cji fil­mo­wych pro­duk­cji dzie­cię­cych, i odszu­ka­ła autor­kę, aby zapro­po­no­wać jej sfil­mo­wa­nie opo­wie­ści. Sta­ra­nia te przy­nio­sły nie­zwy­kły mariaż wyróż­nia­ne­go na całym świe­cie pre­sti­żo­wy­mi nagro­da­mi Stu­dia Fil­mów Ani­mo­wa­nych TVSFA w Pozna­niu z Tele­wi­zją Pol­ską. Sce­na­rzy­sta­mi wszyst­kich odcin­ków serii zosta­li Marek i Ewa Kar­wan-Jastrzęb­scy, głów­nym reży­se­rem zaś Robert Tur­ło. W pro­jekt wło­ży­ła całe ser­ce pre­zes TVSFA Ewa Sobo­lew­ska. Wszyst­kich twór­ców, w tym reży­se­rów poszcze­gól­nych odcin­ków, moż­na odna­leźć na stro­nach fil­mu polskiego.

http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=4221311

Przy­go­da Misia z fil­mem przy­nio­sła ogrom­ny suk­ces na tar­gach tele­wi­zyj­nych w Can­nes, bli­sko 70 tele­wi­zji świa­to­wych kupi­ło pra­wa do emi­sji „Misia Fan­ta­ze­go”. Poszcze­gól­ne odcin­ki fil­mu zdo­by­ły wie­le nagród. Wśród nich mię­dzy innymi:

GOLD REMI AWARD w kate­go­rii fil­mu ani­mo­wa­ne­go dla dzie­ci, odci­nek „Księ­ży­co­wa kra­ina” w reż. Andrze­ja Kuku­ły (43th Annu­al World­fest ‒ Houston Inter­na­tio­nal Film Festi­val, Houston, USA 2010),
SILVER REMI AWARD w kate­go­rii fil­mu ani­mo­wa­ne­go dla dzie­ci, odci­nek „Zła­ma­na pie­częć” w reż. Paw­ła Cza­rza­ste­go (43th Annu­al World­fest ‒ Houston Inter­na­tio­nal Film Festi­val, Houston, USA 2010),
BEST ANIMATION AWARD, odci­nek „Zła­ma­na pie­częć” w reż. Paw­ła Cza­rza­ste­go (4th Lola Kenya Scre­en Festi­val, Nairo­bi, Kenya 2009),
MALOWANY KOGUT, odci­nek „Szkar­łat­na Per­ła” w reż. Andrze­ja Kuku­ły, nagro­da przy­zna­na przez Jury Dzie­cię­ce prze­glą­du “Kino Mło­de­go Widza” (22 Tar­now­ska Nagro­da Fil­mo­wa, Tar­nów 2008).

Fil­my obej­rzał jako mały chło­piec reży­ser Bar­tek Zarzyc­ki, któ­ry po kil­ku­na­stu latach pod­jął pra­cę w stu­diu pro­du­ku­ją­cym serię fil­mów o Misiu Fan­ta­zym. Ten uta­len­to­wa­ny twór­ca stwo­rzył pre­zen­to­wa­ny na łamach arty­ku­łu tra­iler książ­ki. Tak mówi o swo­jej przy­go­dzie z Misiem:

FILMOWY MIŚ W OCZACH DOROSŁYCH ODBIORCÓW

Tak noto­wał na gorą­co swo­je pierw­sze wra­że­nia po obej­rze­niu serii Sta­ni­sław Fal­kow­ski – filo­log, lite­ra­tu­ro­znaw­ca, autor ksią­żek kry­tycz­nych na temat lite­ra­tu­ry polskiej:
https://www.dailymotion.com/video/x79gcpw

Wyspę Kotów”, rzecz jasna, obej­rza­łem w kolej­nej kolej­no­ści. Pro­spe­ro gan­dal­ficz­ny, a zło karze się samo: nie­cna Koci­ca oszu­ku­je ze swo­ją nie­stan­dar­do­wą kost­ką, za karę potwor­ne kocię­ta biją się o miskę mle­ka, czy­li jak w „Ham­le­cie”: tru­ci­zna zosta­je prze­adre­so­wa­na, tyl­ko ze szczę­śliw­szym skutkiem.

Atmos­fe­ra ogól­na: egip­sko-monu­men­tal­na (te posą­gi, pylo­ny, kolum­ny…). Zresz­tą prze­cież Egip­cja­nie lubi­li i czci­li koty, prawda?

Gdy­bym był dziec­kiem, pew­nie bym się przy tym odcin­ku tro­chę prze­stra­szył ‒ i groź­by, że sym­pa­tycz­na para nie­do­szłych zja­da­czy cia­ste­czek sama zosta­nie zje­dzo­na, i że zosta­nie prze­mie­nio­na (cho­ciaż w koty to chy­ba milej niż w świ­nie jak u Home­ra?), i samych guli­we­ro­wych kotów-olbrzy­mów. Ale bez prze­sa­dy: kie­dy poja­wia­ją się powo­dy, żeby się na dobre prze­stra­szyć, już toczy się akcja rów­no­le­gła, czy­li Pro­spe­ro z resz­tą dru­ży­ny pier­ście­nia żeglu­je na ratu­nek; pre­cy­zyj­ne roz­wią­za­nie; chwa­ła scenarzystom.

Wszyst­ko tro­chę podob­ne do świa­ta bal­lad roman­tycz­nych ‒ bo naj­bar­dziej nas w nich nie­po­koi, że nie wie­my, d l a c z e g o dzie­ją się groź­ne rze­czy (dla­cze­go „cer­kiew” w „Lili­jach” „zapa­da w głąb” razem z win­ny­mi i nie­win­ny­mi, dla­cze­go Król Elfów uśmier­ca bied­ne­go chłop­czy­ka; podob­nie też nie wie­my, dla­cze­go peł­nej zło­wro­gie­go wdzię­ku Koci­cy (czy nie wysty­li­zo­wa­nej tro­chę na Disney‘owską Cru­el­lę Demon?) zale­ży na kolek­cjo­no­wa­niu osób prze­mie­nio­nych w koty (zda­je się, że ma ich pokaź­ną gale­rię ‒ poprze­mie­nia­nych w posągi).
Nawia­sem mówiąc, zło uoso­bio­ne w posta­ciach zło­śli­wych kotów jest tu i groź­ne, i zara­zem jak­by roz­bro­jo­ne ‒ sko­ro potęż­na wład­czy­ni zaklę­te­go kamien­ne­go kró­le­stwa cze­ka na nie­po­zor­ną ryb­kę na śnia­da­nie, łowio­ną cha­łup­ni­czym sposobem”.

I jesz­cze jed­na, ana­li­za tego same­go autora:
https://www.dailymotion.com/video/x79lzmm

KSIĘŻYCOWA KRAINA”, ŚNIE, KTÓRY UCZYSZ UMIERAĆ W ARKADII…

Księ­ży­co­wa kra­ina” jest utwo­rem sym­bo­licz­nym ‒ w sen­sie, jaki temu okre­śle­niu nada­wa­li sym­bo­li­ści sprzed wie­ku: to zna­czy wyra­ża poprzez kolor, świa­tło, dźwięk to, co się nie da wyra­zić sło­wa­mi. Zresz­tą fil­mo­wi z natu­ry bli­żej do sym­bo­li­zmu niż literaturze.

Kom­po­zy­cją „Księ­ży­co­wej kra­iny” rzą­dzi zasa­da kon­tra­stu. Żywym kolo­rom pol­skiej łąki na szczę­śli­wej wyspie naszych przy­ja­ciół odpo­wia­da jed­no­staj­ny chłód „księ­ży­co­wych” błę­ki­tów i fio­le­tów, zapo­wie­dzia­nych bar­wą nie­win­ne­go, zda­wa­ło się, motyl­ka miga­ją­ce­go nad gło­wą Misia od razu w pierw­szym uję­ciu. Z natu­ral­no­ścią ruchów w świe­cie jawy ‒ bar­dzo uroz­ma­ico­nych: od sta­tecz­nych wde­chów gospo­dar­skie­go nosa Pro­spe­ra, delek­tu­ją­ce­go się wonią pozio­mek, do cyr­ko­wych lotów Pro­spe­ra, Zagad­ki i Kapy Kapy nad zasie­ka­mi blusz­czu ‒ kon­tra­stu­ją sen­na nie­ru­cho­mość Luna­ri­sa i spo­wol­nie­nie ruchów Misia (nawia­sem mówiąc: zabaw­na alu­zja do księ­ży­co­wej gra­wi­ta­cji). Prze­ciw cie­płu ogni­ska Zagad­ki mamy groź­ny chłód lodo­wa­te­go ogni­ska-zwi­du Luna­ri­sa. Czu­ło­ści gestu Jul­ki obej­mu­ją­cej uśpio­ne­go Misia prze­czy gro­za szpo­nów Luna­ri­sa wycią­ga­ją­cych się po Misia i szpo­nów strasz­li­we­go drze­wa, któ­re chce ‒ niczym śmier­cio­no­śna wierz­ba Tol­kie­now­skich hob­bi­tów ‒ schwy­cić i uwię­zić uczest­ni­ków wypra­wy po lotos prze­bu­dze­nia. I oni ‒ nie tyl­ko Miś ‒ są w nie­bez­pie­czeń­stwie, a dro­ga, któ­rą odby­wa­ją, uprzy­tam­nia nam, że i sło­necz­na wyspa nie jest wol­na od zaga­dek, trwo­gi i śmier­ci. Et in Arca­dia ego! No, no ‒ ten motyw uda­ło się wpro­wa­dzić w godzien podzi­wu spo­sób! Ach, dwu­krot­nie! ‒ bo prze­cież wcze­śniej zapo­wia­da go wil­cza jago­da wśród jagód arka­dyj­sko smakowitych

Osob­nej roz­pra­wy wyma­gał­by zapew­ne kon­trast powta­rza­ją­cych się moty­wów lotu i uwię­zie­nia. Lata Żuczek (i nawet na koń­cu, łgarz jeden, twier­dzi, że nauczył tej sztu­ki przy­ja­ciół), „lata­ją”, w sty­lu wester­no­wo-Bon­do­wym, nad nie­po­ko­na­ną, zda­wa­ło­by się, prze­szko­dą, dostoj­ny Pro­spe­ro, sza­now­na Żaba i tajem­ni­cza Zagad­ka, lata we śnie Miś.

Misia z kolei wię­zi tajem­ni­cza moc fio­le­to­wych kwia­tów; jego i pozo­sta­łych boha­te­rów pró­bu­ją pochwy­cić wspo­mnia­ne przed chwi­lą dło­nie-szpo­ny Luna­ri­sa i gałę­zie czy korze­nie drze­wa-potwo­ra (jak­by z obra­zu Frie­dri­cha „Dwaj męż­czyź­ni w świe­tle księ­ży­ca”? ‒ księ­ży­ca!; więc może to nie bez­pod­staw­ne sko­ja­rze­nie); to wszyst­ko zosta­ło zapo­wie­dzia­ne scen­ką kol­cza­stej pułap­ki, z któ­rej obie dziew­czyn­ki oca­la­ją nie­ostroż­ne­go Żucz­ka jesz­cze w cza­sie rado­sne­go zio­ło­bra­nia. Wię­cej tu zaga­dek niż w pozo­sta­łych zna­nych mi dotąd odcin­kach cyklu.

Jakie są gra­ni­ce moż­li­wo­ści Pro­spe­ra? Wyglą­da na to, że ist­nie­ją ‒ i leżą tam, gdzie świat zie­le­ni i stu innych barw spo­ty­ka się ze świa­tem „księ­ży­co­wych” fio­le­tów. Pro­spe­ro nie jest panem życia i śmierci.

K i m jest Luna­ris, wład­ca (czy tyl­ko miesz­ka­niec?) księ­ży­co­wej kra­iny? Już na obraz­ku w czo­łów­ce, zanim go zoba­czy­my w ruchu, przy­po­mi­na smut­ną Bukę z „Zimy w Doli­nie Mumin­ków”. Potwier­dza się, że isto­ty groź­ne w „Misiu Fan­ta­zym” zara­zem wzbu­dza­ją współczucie.

Dokąd się­ga­ją moż­li­wo­ści Zagad­ki? W koń­cu to ona swo­ją tajem­ni­czą grą na impro­wi­zo­wa­nej oka­ry­nie z zie­lo­ne­go liścia przy­wo­łu­je „nie takie zwy­kłe” chrząsz­cze czy świe­tli­ki, któ­re „oszu­ku­ją” lotos prze­bu­dze­nia złu­dze­niem świ­tu, by natych­miast wychy­lił się znów nad powierzch­nię wody ‒ ona wie, umie lub prze­czu­wa coś, cze­go nie wie nawet Pro­spe­ro, przez chwi­lę przej­mu­ją­co bez­rad­ny. A może na odwrót: ona po dzie­cię­ce­mu nie wie, że coś jest nie­moż­li­we ‒ i dla­te­go dla niej oka­zu­je się to wła­śnie możliwe?
„Teraz, budu­jąc, zacznę od dymu z komi­na”. Albo raczej: con­tra spem spero.

W „Księ­ży­co­wej kra­inie” ‒ i we wszyst­kich innych odcin­kach, ale tu może naj­wy­raź­niej ‒ przy­ja­cie­le nigdy nie rezy­gnu­ją z wysił­ków, póki jeden z nich jest w opre­sjach, choć­by się wyda­wa­ło, że wszel­kie wysił­ki są już zupeł­nie darem­ne. Ich rycer­ska deter­mi­na­cja, nie­do­pusz­cza­ją­ca dys­ku­sji nad szan­sa­mi, gdy trze­ba spie­szyć na pomoc przy­ja­cie­lo­wi w potrze­bie, prze­obra­ża się wła­śnie w nadzie­ję ‒ wbrew nadziejom.

A czy jakaś nadzie­ja towa­rzy­szy widzo­wi „Księ­ży­co­wej kra­iny” w roz­my­śla­niach o śmier­ci? To pyta­nie pozo­sta­je nie­roz­strzy­gnię­te. Wyda­je mi się, że ani Kocha­now­ski w swo­jej wspa­nia­łej frasz­ce, ani Pous­sin w swo­im sław­nym obra­zie, ani Jastrzęb­scy w swo­im sce­na­riu­szu nie roz­strzy­ga­ją nicze­go w duchu jed­no­znacz­nie chrze­ści­jań­skim. Ale też mu nie przeczą.

Dwa spo­strze­że­nia na koniec. W „Księ­ży­co­wej kra­inie” zwięk­szo­ną daw­kę gro­zy rów­no­wa­ży podwój­na daw­ka humo­ru. „No, powiedz­cie, po co było się ukry­wać?” ‒ pyta jago­dy Miś, któ­ry sam jest dziec­kiem, jak mama łagod­nie stro­fu­ją­ca dzie­ci. „Her­bat­ki im się zachcia­ło!” ‒dla­cze­go wła­ści­wie to zda­nie uwię­zio­ne­go Żucz­ka, wbrew kol­cza­stej gro­zie sytu­acji, jest takie śmiesz­ne? Chy­ba dla­te­go, że Żuczek nawet w osta­tecz­nej opre­sji nie prze­sta­je być Żucz­kiem-Samo­chwa­łem (nie moje spo­strze­że­nie, jak wia­do­mo) i niczym motyl z baj­ki Kra­sic­kie­go („Fur­man i motyl”) sądzi, że to on sta­no­wi cen­trum świa­ta, więc natu­ral­nie zdu­mie­wa­ją­cym skan­da­lem jest, jeże­li świat choć­by na moment odwró­cił uwa­gę od nie­go. Za chwi­lę, szczę­śli­wy para­doks! ‒ uwie­rzy we wła­sne prze­chwał­ki („Nie, lecę! Beze mnie sobie nie pora­dzą!”) i to go oca­li przed tchórz­li­wym uchy­le­niem się od udzia­łu w nie­bez­piecz­nej wypra­wie. „Nur­ko­wa­łam tu i ówdzie!…” ‒ bawi nas to, że Żaba, doświad­czo­na gospo­dy­ni swoj­skich bagien, wypo­wia­da to zda­nie tonem doświad­czo­ne­go eks­plo­ra­to­ra nie­zna­nych głębin.

Wresz­cie jesz­cze jed­no. Zasta­na­wia­ją­co wie­le w „Księ­ży­co­wej kra­inie” zale­ży od istot żeń­skie­go rodza­ju. To one są ryce­rza­mi: Jul­ka samot­nie, a więc odważ­nie czu­wa­ją­ca nad bez­bron­nym, uśpio­nym Misiem, Zagad­ka przy­wo­łu­ją­ca, ku zdu­mie­niu same­go Pro­spe­ra, świe­tli­ki, Żaba zry­wa­ją­ca zaklę­ty kwiat. Czy zatem, pozwo­lę sobie tro­chę zażar­to­wać, cały „Miś Fan­ta­zy” nie mówi nam, że męż­czyź­ni mogą sobie być swa­wol­ny­mi chłop­ca­mi, jak Miś, napu­szo­ny­mi samo­chwa­ła­mi, jak Żuczek, a choć­by i cza­ro­dzie­ja­mi, z gło­wą do poło­wy w chmu­rach (nota bene, miej­sce zamiesz­ka­nia Pro­spe­ra jest cokol­wiek ode­rwa­ne od zie­mi), a w potrze­bie to nie­wia­sty chwy­ta­ją ster spraw w swo­je nie­za­wod­ne dło­nie? Bar­dziej serio: że one bywa­ją geniu­sza­mi nie­złom­nej czu­ło­ści, wier­no­ści i wytrwa­ło­ści (pol­ski akcent histo­rycz­ny?); wresz­cie: że te wszyst­kie nie­złom­no­ści nie są zare­zer­wo­wa­ne dla istot męskich.

PISARZE TERAZ O MISIU FANTAZYM

Opu­bli­ko­wa­ny w tych dniach tom (pre­mie­ra 2 wrze­śnia 2020) przy­gód Misia Fan­ta­ze­go zawie­ra sta­re i nowe przy­go­dy oraz część histo­rii fil­mo­wych. Przed Czy­tel­ni­kiem bli­sko czte­ry­sta stron lek­tu­ry baśni na wie­le nad­cho­dzą­cych wieczorów.

Naj­now­sze wyda­nie „Misia Fan­ta­ze­go” polecają:
Kata­rzy­na Bere­ni­ka Misz­czuk, pisarka:
Nie mogę się docze­kać, kie­dy wie­czo­ra­mi będę mogła czy­tać ponad­cza­so­we przy­go­dy Misia Fan­ta­ze­go moje­mu syn­ko­wi. Opo­wie­ści z Kra­iny Wiecz­ne­go Słoń­ca są napi­sa­ne prze­pięk­nym języ­kiem, mnó­stwo w nich czu­ło­ści i delikatności.

Miko­łaj Gola­chow­ski, pisarz:
Kie­dy moja cór­ka usły­sza­ła o Misiu Fan­ta­zym, zawo­ła­ła: „Ale się pięk­nie nazy­wa!”. A potem nie mogła się ode­rwać od czy­ta­nej jej prze­ze mnie książ­ki. Jest tu wszyst­ko, cze­go w dobrej opo­wie­ści dla dzie­ci trze­ba – magia, odwa­ga, przy­jaźń, wier­ność i przy­go­dy, a całość deli­kat­nie pod­szy­ta filo­zo­fią. I do tego pięk­ne ilu­stra­cje. Doro­śli w Fan­ta­zym co krok napo­ty­ka­ją zna­jo­mych ze świa­ta swo­jej lite­ra­tu­ry oraz dziw­nie bli­skie sło­wa zna­nych im myśli­cie­li. Za parę lat dzie­cia­ki rów­nie entu­zja­stycz­nie będą odnaj­dy­wać przy­ja­ciół z dzie­ciń­stwa w już doro­słym świe­cie. Faj­na ta podróż i to prze­ni­ka­nie. Polecam.

Bar­ba­ra Gaw­ry­luk, pisarka:
Jeśli lubi­cie cza­ry (a kto nie lubi?), macie boga­tą wyobraź­nię (a kto nie ma?) i pocią­ga­ją was tajem­ni­cze wypra­wy (a kogo nie pocią­ga­ją?), to na pew­no będzie­cie z zachwy­tem pozna­wać kolej­ne przy­go­dy nie­bie­skie­go Misia. Fan­ta­zy jest odważ­ny, szla­chet­ny, cie­kaw­ski i ma bar­dzo dobre ser­ce. Za to wszyst­ko kocha­ją go przy­ja­cie­le, któ­rych pozna­je na swo­jej dro­dze. Wy też może­cie go spo­tkać, dzię­ki nie­zwy­kłej opo­wie­ści z Kra­iny Wiecz­ne­go Słońca.


Miś Fan­ta­zy jest boha­te­rem lite­rac­kim, któ­ry docze­kał się 13- odcin­ko­wej serii fil­mów ani­mo­wa­nych i gościł w ponad sześć­dzie­się­ciu tele­wi­zjach świa­ta. Miej­my nadzie­ję, że to nie ostat­nia przy­go­da książ­ko­wa i fil­mo­wa nie­bie­skie­go niedźwiadka.

Zuzan­na Malicka

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy