„Tej książki się nie czyta. Ją się połyka. Świetny kryminał.” – to tylko jedna z entuzjastycznych opinii na temat najnowszej książki Małgorzaty Oliwii Sobczak. W pełni zgadzamy się z tą krótką recenzją. Kryminał „Kolory zła. Czerwień” trzyma w napięciu od początku do końca, zaskakuje i sprawia, że będziemy czekać z zapartym tchem na kolejną część cyklu. Dziś rozmawiamy z autorką o tym, jak powieść powstawała i czy łatwo było zmienić gatunek pisarski, w którym tworzy.
Zuzanna Pęksa: „Kolory zła. Czerwień” to rasowy kryminał. Tymczasem Pani literackim debiutem była powieść obyczajowa. Skąd taki zwrot w gatunku literackim?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Przed „Czerwienią” faktycznie napisałam powieść obyczajową. Była to książka, której akcja rozgrywała się na Żuławach, w równie plastycznej i mrocznej jak „Czerwień” przestrzeni. I już tam pojawiły się pewne tropy, które rozwinęłam w moim kryminalnym debiucie – wykorzystanie realnie istniejących miejsc dla historii fabularnej, nastrój niepokoju czy niepojęte zło wyłaniające się z codzienności. W książce „Ona i dom, który tańczy” pojawił się ponadto wątek śledczy – główna bohaterka wraca do rodzinnego domu i przeprowadza takie osobiste dochodzenie, mające odkryć tajemnice z przeszłości jej rodziny. Okazało się, że na tej płaszczyźnie poradziłam sobie wyjątkowo dobrze i to właśnie te śledcze działania dynamizujące powieść najbardziej spodobały się czytelnikom. Można powiedzieć, że odkryłam wówczas moje kryminalne zacięcie, no i pewnie też jakąś śledczą smykałkę, którą postanowiłam wykorzystać w bardziej sprecyzowanej formie.
Z.P.: Zdecydowała się Pani pokazać Sopot sprzed 17 lat i ten obecny. Czy trudno było odtworzyć trójmiejskie miejsca i klimat sprzed blisko dwóch dekad?
M.O.S.: Różnica czasowa niespełna dwóch dekad niewątpliwie stanowi wyzwanie, choć na pewno nie tak duże, jakie narzuciłam sobie we wcześniejszej książce. Bo tam czytelnik zetknął się z okresem powojennym i współczesnością, a tym samym wymagało to ode mnie przeprowadzenia zdecydowanie bardziej dogłębnego researchu kulturowo-historycznego. Z „Czerwienią” było o tyle łatwiej, że nie poruszałam tam kwestii gospodarczych czy politycznych, koncentrując się przede wszystkim na zobrazowaniu środowiska mafijnego w latach dziewięćdziesiątych. Zresztą lata dziewięćdziesiąte też doskonale pamiętam, bo byłam wtedy w podstawówce. Opisywane miejsca, uliczki, lokale są mi znane niemal od zawsze – bardzo szybko wpisały się w codzienną mapę. No i miałam też ogromną pomoc ze strony przyjaciół, po części artystów, muzyków, którzy w latach dziewięćdziesiątych mieli po kilkanaście lat – to ich opowieści w dużej mierze pozwoliły mi na wierne zrekonstruowanie tamtych czasów.
Z.P.: „Czerwień” jest bez wątpienia dość krwawa, ale też bardzo przejmująca, jeśli chodzi o opis ludzkich emocji. Czy wolała Pani pisać te fragmenty dotyczące samych zbrodni i śledztwa, czy te o ludzkiej stracie i nie do końca fortunnych życiowych wyborach?
M.O.S.: Nad „Czerwienią” w ogóle pracowało mi się doskonale i nie mogłam doczekać się, kiedy po pracy siądę w końcu do pisania tekstu. Byłam wtedy w ciąży i byłam bardzo zmotywowana, by wyrobić się ze wszystkim przed „rozwiązaniem”. I chyba nie było różnicy czy w danym dniu realizowałam sceny śledcze, czy te bardziej emocjonalne, retrospektywne. Natychmiastowo wchodziłam w daną postać, a jej perspektywa stawała mi się tak bliska, że bez trudności przelewałam ją na papier. Gdy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że świat „Czerwieni” konstytuował się sam, niemal niezależnie ode mnie, dyktatorsko wręcz chciał się opowiedzieć.
Z.P.: Ostatnio tematyka seryjnych morderców staje się coraz bardziej popularna. Powstają nie tylko kryminały na ten temat, ale też tworzone są dokumenty, całe kanały na YouTube, podcasty na Spotify czy grupy na Facebooku, w których toczą się dyskusje o przestępstwach. Czy Pani osobiście też lubi wczytywać się w takie historie w internecie i dzielić opiniami z innymi osobami? Może ma Pani jakiegoś ulubionego twórcę z tej dziedziny?
M.O.S.: Nadal jestem trochę tradycjonalistką w tym zakresie i zdecydowanie bardziej preferuję słowo drukowane. Może wynika to z faktu, że jestem wzrokowcem, zapamiętuję to, co napisane na kartce, lubię podkreślać, zaznaczać samoprzylepnymi karteczkami. Wtedy czuję, że mam to metodycznie zebrane. Z tego względu korzystam przede wszystkim z książek, artykuły skrupulatnie drukuję. Ale myślę, że w związku z tym, że mam roczną córeczkę i coraz mniej czasu, by na spokojnie poczytać, myślę nad przerzuceniem się na podcasty i filmiki internetowe, których można przecież słuchać, robiąc kilka rzeczy na raz.
Z.P.: Na końcu swojej najnowszej książki wspomina Pani, że przygotowując się do pisania korzystała Pani między innymi z książek dotyczących kryminologii. Jak jeszcze wyglądał research dotyczący tej najbardziej dramatycznej części książki, czyli samych morderstw i sekcji zwłok? Są one opisane bardzo realistycznie, czytelnik czuje się, jakby tam był!
M.O.S.: Dziękuję! Nie byłam nigdy przy sekcji zwłok i w sumie nie wiem, czy dałabym radę w niej uczestniczyć. Myślę, że długo po czymś takim nie mogłabym do siebie dojść. Zdecydowanie bezpieczniejsze wydaje mi się wyobrażanie takiej sceny. Oprócz książek z medycyny sądowej, w których znalazłam różne wskazówki w tym zakresie, korzystałam ze znalezionych w internecie artykułów naukowych. I te naukowe fakty metodycznie przeniosłam po prostu do swojej wyobraźni, wkomponowałam w przestrzeń znaną mi z filmów, nakazałam bohaterowi krok po kroku realizować sekcyjne czynności.
Z.P.: Czując, że zostanę Pani wierną czytelniczką, muszę zatem spytać: jaki będzie następny kolor i czy może Pani zdradzić, co będzie się działo w kolejnym kryminale z serii? I, co równie ważne, jak długo przyjdzie nam na niego poczekać?
M.O.S.: Drugą część serii planujemy wstępnie na koniec pierwszego kwartału przyszłego roku. Roboczo ten tom określam „Czernią”, ale muszę przyznać, że w ostatnich dniach pomysł zaczął trochę ewoluować i trudno mi stwierdzić, jaki będzie ostateczny werdykt. Tym samym czytelnicy muszą jeszcze trochę poczekać, nim poznają finalny kolor kontynuacji „Czerwieni”. Natomiast w związku z tym, że książka jest już ukończona, mogę zdradzić, że fabuła drugiego tomu przeniesie się na obrzeża Trójmiasta, do serca Kaszub. Tam prokurator Leopold Bilski z Anną Górską oraz policjantami Pająkiem i Kitą będą pracować nad sprawą zaginionych dzieci. W otoczeniu malowniczych jezior prowincjonalnego miasteczka znów wydarzą się rzeczy straszne, przełamujące niejeden temat tabu.
Z.P.: Bardzo dziękuję za rozmowę!