Aktualności Felieton

Jak trudno jest kochać? Bardzo trudno, ale warto! – recenzja książki Holly Bourne

Dobrze jest tra­fić na powieść dla mło­dzie­ży, w któ­rej boha­ter­ka nie musi wybie­rać mię­dzy uczu­ciem do wam­pi­ra, a zalo­ta­mi wil­ko­ła­ka. Na książ­kę, w któ­rej uka­za­ne pro­ble­my są napraw­dę real­ne, ale nie bra­ku­je też budu­ją­cych i zabaw­nych momentów.

Jak trud­no jest kochać” Hol­ly Bour­ne nie doty­czy jedy­nie dyle­ma­tów zwią­za­nych z pierw­szą miło­ścią, cho­ciaż temat ten tak­że się poja­wia. Naj­waż­niej­szym wąt­kiem w książ­ce jest to, by akcep­to­wać, doce­niać i lubić sie­bie. Jak bowiem czło­wiek ma ocze­ki­wać prze­ja­wów uczu­cia od innych, jeśli sam nie kocha wła­snej osoby?

Boha­ter­ka powie­ści Bour­ne ma – jak więk­szość mło­dych osób – mnó­stwo kom­plek­sów. Uwa­ża, że jest za wyso­ka, za bar­dzo wyróż­nia się burzą rudych wło­sów i pew­nie dla­te­go nie była jesz­cze nigdy na rand­ce. Życia nie uła­twia jej to, że tra­fia na ame­ry­kań­ski obóz, gdzie ma zaj­mo­wać się ban­dą dzie­cia­ków. Nasto­lat­ka jest typo­wą Angiel­ką, więc się mar­twi, czy w ogó­le odnaj­dzie się w nowym śro­do­wi­sku. Od same­go począt­ku wszy­scy ją lubią, jej wygląd wku­rza tak napraw­dę tyl­ko ją i szyb­ko zwra­ca na nią uwa­gę naj­przy­stoj­niej­szy chło­pak z całej mło­dzie­żo­wej kadry. Autor­ka dosko­na­le odda­je to, jak czu­je się pra­wie każ­da mło­da dziew­czy­na. Jest peł­na sprzecz­no­ści, nie­pew­na swej uro­dy i zalet, a gło­wie ma ist­ny natłok myśli.

Amber, głów­na boha­ter­ka „Jak trud­no jest kochać”, ma jed­nak swo­je powo­dy, by gubić się wśród swo­ich emo­cji, czę­sto czuć się win­ną i mieć masę kom­plek­sów. Jest DDA – doro­słym dziec­kiem alko­ho­li­ka, a w Sta­nach odwie­dza swo­ją mat­kę, któ­ra jest nie­pi­ją­cą od dwóch lat alko­ho­licz­ką. Wcze­śniej kobie­ta zanie­dby­wa­ła Amber, a przez swój nałóg znisz­czy­ła nie tyl­ko mał­żeń­stwo z ojcem dziew­czy­ny, ale też całą ich trzy­oso­bo­wą rodzi­nę. Z jed­nej stro­ny wia­do­mo, że jest to cho­ro­ba, z dru­giej – trud­no dzi­wić się nasto­lat­ce, że nie może zapo­mnieć mat­ce, jak zmar­no­wa­ła ich wspól­ne lata i zaprze­pa­ści­ła przyszłość.

Cie­szy, że Hol­ly Bour­ne poru­sza takie wła­śnie tema­ty. Dzię­ki temu czy­tel­nik (czy to nasto­let­ni, czy znacz­nie star­szy) otrzy­mu­je książ­kę, któ­ra nie mówi jedy­nie o try­wial­nych, baga­tel­nych pro­ble­mach. To waż­ne, by zwró­cić uwa­gę na to, że w gło­wach mło­dych dziew­czyn i chło­pa­ków czę­sto poja­wia­ją się napraw­dę poważ­ne dyle­ma­ty. I nie zawsze doty­czą one tego, w co się ubrać na sobot­nią impre­zę czy na jaki model tele­fo­nu namó­wić rodzi­ców. Nie­ste­ty bywa, że nasto­lat­ki muszą się zasta­na­wiać nad kwe­stia­mi znacz­nie poważ­niej­szy­mi. I taka powieść z pew­no­ścią im pomo­że – poka­że, że nie są same, że cała masa osób bory­ka się z nie­pew­no­ścią, a nawet bra­kiem miło­ści od osób, któ­re powin­ny im ją okazywać.

Inną, sza­le­nie waż­ną kwe­stią, jest poja­wia­ją­cy się w książ­ce femi­nizm. Wcze­śnie, powie­cie? Otóż mło­de dziew­czę­ta mają swo­je zda­nie, dla­te­go Amber ze swo­imi kole­żan­ka­mi czę­sto dys­ku­tu­je o dys­kry­mi­na­cji kobiet i sek­si­zmie. Nie są to nachal­ne poga­dan­ki – wszyst­ko prze­ka­za­ne jest w bar­dzo natu­ral­ny, nie­mo­ra­li­za­tor­ski spo­sób (choć od razu widać, że wal­ka o pra­wa kobiet jest bli­ska autor­ce). I tak pozna­je­my typo­we ame­ry­kań­skie che­er­le­ader­ki, któ­re świa­tu do poka­za­nia mają głów­nie swój wygląd i przy­krót­kie ubra­nia. Mamy wizy­tę w Vegas, pod­czas któ­rej głów­na boha­ter­ka i bli­ski jej chło­pak otrzy­mu­ją całe narę­cza ulo­tek zachę­ca­ją­cych do sko­rzy­sta­nia z usług pro­sty­tu­tek – mia­sto oka­zu­je się mek­ką płat­ne­go sek­su i uprzed­mio­to­wie­nia kobiet. I wresz­cie spra­wa znacz­nie poważ­niej­sza – w trak­cie podró­ży przez Sta­ny, obok pla­ka­tów z Chry­stu­sem, Amber widzi slo­ga­ny anty­abor­cyj­ne. To bar­dzo aktu­al­na spra­wa – w maju tego roku w Sta­nach (a dokład­nie w Ala­ba­mie) pod­pi­sa­no usta­wę zaostrza­ją­cą prze­pi­sy w tym obszarze.

Pozor­nie może się wyda­wać, że są to tema­ty bar­dzo poważ­ne, jak na powieść oby­cza­jo­wą dla mło­dych ludzi. Jed­nak, gdy już się­gnie­cie po „Jak trud­no jest kochać” zoba­czy­cie, że waż­ne jest nie tyl­ko to, o czym się pisze, ale też jak. A Hol­ly Bour­ne wie, jak poru­szać pew­ne tema­ty, by nie prze­kra­czać gra­nic dobre­go sma­ku. Część sytu­acji jest jedy­nie deli­kat­nie nakre­ślo­na, poka­za­na w posta­ci poury­wa­nych wspo­mnień lub w ogó­le pomi­nię­ta – wie­my, co się wyda­rzy­ło, ale nie dosta­je­my dokład­ne­go opi­su tej sytuacji.

To szcze­gól­nie istot­ne, by trak­to­wać nasto­let­nich ludzi poważ­nie i roz­ma­wiać z nimi na wszyst­kie nur­tu­ją­ce ich tema­ty. I to wła­śnie robi Hol­ly Bour­ne, nie tra­cąc przy tym wszyst­kim poczu­cia humoru!

Czy­ta­ła Zuzan­na Pęksa

Reklama

Może też zainteresują cię te tematy